Brexit: kierunek wybory [ANALIZA]

Obietnica wystąpienia z UE 31 października bez względu na okoliczności ustawiła rząd Johnsona na kursie kolizyjnym z Izbą Gmin. Rządowa decyzja z 29 sierpnia o zakończeniu sesji parlamentu po zaledwie pięciu dniach obrad przyspieszyła oczekiwane starcie. Jego efektem jest przyjęcie ustawy podkopującej strategię negocjacyjną Johnsona i oddanie opozycji inicjatywy w kwestii przeprowadzenia przyspieszonych wyborów.

commons.wikipedia

Autor: Katarzyna Sobiepanek

Rząd kontra parlament

Brytyjski parlament kilkakrotnie głosował w różnych formach za wykluczeniem opcji no deal, więc gdy Boris Johnson oświadczył pod koniec lipca, że jest gotów wystąpić z UE 31 października „bez żadnych ale”, opozycja, ale i część Partii Konserwatywnej, zdecydowała się poświęcić wolny od obrad sierpień na przygotowanie parlamentarnej obstrukcji. Rząd musiał się z tym liczyć i gdy pod koniec sierpnia opozycja ogłosiła pakt zmierzający do wykluczenia brexitu bez porozumienia, ogłosił zakończenie sesji parlamentu 9 lub 12 września i niewznawianie obrad do 14 października.

Pomysłodawczynią odesłania posłów na długą przerwę miała być doradczyni Johnsona Nikki da Costa. Krąg wtajemniczonych był jednak niewielki – dowiadujemy się z dokumentów ujawnionych przy okazji procesu mającego rozstrzygnąć, czy zakończeniu sesji parlamentu jest zgodne z prawem,. Część ministrów dowiedziała się o zawieszeniu obrad kilkanaście minut przed opinią publiczną. Podpis Królowej był tylko formalnością, ponieważ monarcha musi wypełniać wolę rządu mającego zaufanie Izby Gmin.

W odpowiedzi opozycja opublikowała projekt ustawy uniemożliwiającej Wielkiej Brytanii wystąpienie z UE bez umowy. Do wprowadzenia do parlamentu tzw. ustawy Benna konieczne było jednak najpierw przejęcie kontroli nad porządkiem obrad. Wykorzystano do tego ten sam mechanizm, 24 punkt regulaminu Izby Gmin, który wymusił na May przesunięcie pierwszej daty brexitu.

W odpowiedzi w nadzwyczajnym oświadczeniu na Downing Street w poniedziałek wieczorem premier Boris Johnson poinformował, że przyjęcie ustawy blokującej brexit bez porozumienia spowoduje, że dalsze negocjacje brexitu z UE będą „absolutnie niemożliwe”. Obiecał przy tym, że „w żadnych okolicznościach” nie poprosi Unii Europejskiej o przedłużenie artykułu 50. Jego apel skierowany był przede wszystkim do posłów własnej partii gotowych przyłączyć się do opozycji. Kancelaria premiera wyraźnie powiedziała, że każdy kto nie stanie po stronie rządu zostanie usunięty.

Frakcja umiarkowana żegna się z Partią Konserwatywną

Dzień później stojący nieformalnie na czele rebeliantów Philip Hammond przedstawił Johnsonowi wątpliwości dotyczące zakresu i formy renegocjacji z UE. Domagał się publikacji propozycji brexitu i potwierdzenia, że przedstawiono je Unii Europejskiej. Odpowiedzi się jednak nie doczekał, a późniejsze spotkanie potencjalnych rebeliantów z rządem nie przyniosło kompromisu.

Obrady Izby Gmin rozpoczęły się we wtorek od niespodziewanego przejścia na stronę Liberalnych Demokratów dotychczasowego konserwatysty Philipa Lee. Gdy doszło do głosowania 21 torysów nie poparło rządu, wśród nich m. in. Hammond, Ken Clarke i Nicholas Soames. Wieczorem stało się jasne, że zostali usunięci z partyjnego klubu i pozbawieni możliwości startu w następnych wyborach,

Takie potraktowanie zasłużonych kolegów i koleżanek spotykało się z protestami wielu członków partii. Publicznie przeciwko tej decyzji wypowiedziała się minister Amber Rudd. Skrytykował ją także brexitowiec Edward Leigh. Na spotkaniu szeregowych posłów z premierem bronić decyzji o usunięciu miał jedynie Daniel Kawczyński, za co został według swojej własnej relacji „wybuczany”. Dzień później 100 członków frakcji One Nation zaprotestowało w piśmie do premiera podpisanym przez byłego wicepremiera Damiana Greena. Na Twitterze posypały się deklaracje członków tej frakcji, że także nie wystartują w kolejnych wyborach. W czwartek do dymisji podał się brat Borisa Johnsona Jo, tłumacząc, że od tygodni był rozdarty między polityczną lojalnością, a interesem kraju.

Cztery głosowania i cztery porażki Johnsona w Izbie Gmin

W międzyczasie projekt ustawy Benna bez większych problemów przeszedł przez obie izby brytyjskiego parlamentu. Ultrabrexitowcy próbowali zablokować go w Izbie Lordów, zgłaszając dosłownie setki poprawek, poddali się jednak nad ranem w czwartek. Rząd obiecał, że projekt ustawy Benna wejdzie w życie przed zawieszeniem obrad parlamentu. Zmusza on rząd do poproszenia o odłożenie brexitu do 31 stycznia 2020, jeśli do 19 października umowa brexitu nie zostanie ratyfikowana lub izba nie zaakceptuje no deal. Antycypując, że Unia zaproponuję inną datę, ustawa wymusza na rządzie poproszenie Izby Gmin o zgodę na ewentualny inny termin.

Przegrywający kolejne głosowania Boris Johnson, który jeszcze w poniedziałek deklarował, że „nie chce wyborów”, we wtorek wieczorem zgłosił wniosek o przyspieszone wybory. Opozycja z kolei deklarująca od miesięcy gotowość na starcie przy urnach, przeszła na pozycje, że wybory powinny odbyć się dopiero po przesunięciu daty brexitu. Głosowanie rząd teoretycznie wygrał, nie uzbierał jednak wymaganej większości dwóch trzecich, de facto więc przegrał. I była to czwarta porażka na cztery głosowania od początku premierostwa Johnsona.

„Sparaliżowane” rozmowy z UE

„Znajdujemy się w stanie paraliżu” – miał według Financial Timesa napisać w środę w nocie dyplomatycznej do przedstawicieli EU27 o rozmowach z Wielką Brytanią Michel Barnier. Główny negocjator z ramienia Komisji Europejskiej miał też powiedzieć, że Wielka Brytania chce znacznie zredukować deklarację polityczną wypracowaną przez Brukselę z rządem May, ponieważ w przyszłości UK chce odejść od unijnych regulacji. Szczególnym problemem dla strony unijnej jest odejście Brytyjczyków od zgody na niekonkurowanie standardami.

Do Brukseli od sierpnia regularnie kursuje nowy brytyjski sherpa David Frost. Według różnych źródeł nie przedstawił jednak alternatyw wobec backstopu. Adam Fleming z BBC donosi, że Frost w praktyce zaproponował jedynie wykreślenie niektórych zapisów dotychczasowej umowy, tym samym „radykalnie redukując backstop”. Pozostać miałyby tylko artykuły dotyczące praw obywateli, wspólnego rynku energii elektrycznej i Wspólnego Obszaru Podróżowania.

Tony Connelly z irlandzkiej telewizji RTE pisze, że Komisję Europejską niepokoi odejście nowego rządu od zobowiązań w sprawie granicy irlandzkiej przyjętych przez rząd May we Wspólnym Raporcie z grudnia 2017 roku. Według relacji Connelly’ego rząd Johnsona jest gotów zobowiązać się jedynie na tym etapie, by „ruch na granicach był tak płynny jak to możliwe” i nie stara się znaleźć już „funkcjonującego zgodnie z prawem mechanizmu” ochrony granicy. Rozmowy o backstopie rząd brytyjski chciałby prowadzić dopiero po brexicie przy negocjacjach umowy o nowych relacjach. Takie stanowisko prezentował też Johnson przed wyborami nowego lidera Partii Konserwatywnej.

Johnson chce oddalić Wielką Brytanię od UE

Doniesienia medialne są spójne z opublikowanymi na portalu Brexit Central założeniami Shankera Singhama, jednego z ekspertów koordynujących Komisję ds. Alternatywnych Ustaleń Prosperity UK, wcześniej eksperta Legatum Institue i Institue for Economic Affairs. Wszystkie te organizacje od lat wspierają intelektualnie kampanię Vote Leave, która dziś rządzi na Downing Street. Nad raportami Prosperity UK cały czas pracuje grupa torysów. Boris Johnson miał o nim wspomnieć podczas wizyt w Niemczech i Francji.

Singham pisze, że pod rządami Johnsona nastąpiła fundamentalna zmiana kierunku rządu z unii celnej i dopasowania regulacyjnego na umowę o wolnym handlu uwzględniającą współpracę regulacyjną. Nie ma już mowy o dopasowaniu do zasad UE. Zdaniem Singhama konieczna jest zupełnie nowa deklaracja polityczna, a za tym idą zmiany w samej umowie brexitu. Singham sugeruje, że w okresie przejściowym obie strony powinny być związane zasadą dobrych praktyk regulacyjnych, kwestia oznaczeń geograficznych produktów powinna przeniesiona z umowy brexitu do umowy o nowych relacjach, powinny tez pojawić się zmiany w sekcji dotyczącej obronności i bezpieczeństwa, by „nie ograniczać wyborów UE w stosunku do reszty świata”. Jest to ogólnie zgodne z kierunkiem na porozumienie na wzór kanadyjski, znacznie odbiegające od wizji bliskiej współpracy z UE premier May.

Negocjacje tłem do rozgrywek politycznych?

Na krajowym podwórku Johnson powtarza, że w rozmowach z UE są postępy, a nawet, że Niemcy i Francja są gotowe na zmiany w umowie brexitu. Boris Johnson promuje też, wymienione w raporcie Prosperity UK, mechanizmy, które jego zdaniem pomogą uniknąć twardej granicy w Irlandii Północnej jak program zaufanych dostawców, strefy przygraniczne, zredukowana biurokracja dla małych firm.

Według ostatnich doniesień Daniela Boffey’a w piątek, 6 września Frost, zgłosił propozycję utrzymania przez Irlandię Północną jednolitych z UE standardów produktów rolno-spożywczych, żeby wyeliminować kontrole fitosanitarne na granicy. UK chce jednak, żeby ostatnie zdanie w tej kwestii należało do Zgromadzenia Północnoirlandzkiego. Unia odmawia, tłumacząc, że to gwarantuje stałą niepewność, a ponadto Stormont od dwóch lat nie obraduje.

Jak twierdzi M. Rahman Johnson zrobił na Niemczech i Francji dobre wrażenie w sierpniu i UE była gotowa na większe kompromisy niż przyznano by to w sferze publicznej. Jednak obecna sytuacja polityczna i brak pełnych propozycji ze strony UK powoduje, że spotkania są „tragiczne” (Boffey), a Unia ma wrażenie, że stała się tłem do rozgrywek politycznych w UK.

„Fikcja” negocjacyjna?

Takiej linii trzyma się też brytyjska opozycja, starając się przekonać opinię publiczną, że żadnych negocjacji z UE tak naprawdę nie ma. Opiera się przy tym między inny m i na raporcie Petera Fostera z Daily Telegraph.

Źródła Fostera informowały, że najbliższy doradca Johnsona Dominic Cummings miał przyznać, że negocjacje z UE to „fikcja” i, że dyskutowana na posiedzeniu gabinetu strategia rozmów brexitu zakłada doprowadzenie ich bez ustępstw do „za pięć dwunasta”.

Informacje zdobyte przez Fostera kilkakrotnie pojawiły się na agendzie debaty w Izbie Gmin, choć zostały zdecydowanie odrzucone przez kancelarię premiera. Kilka dni później jednak Gary Gibbon z Channel 4, powołując się na własne źródła, napisał, że brytyjski zespół negocjujący brexit praktycznie przestał istnieć, a wizyty Frosta w Brukseli to „farsa”. W sukurs tej teorii idzie także raport BuzzFeed, według którego Johnson obiecał Donaldowi Tuskowi na szczycie G7 w Biarritz publikacje nowych propozycji backstopu „za tydzień”, Obietnicy tej według źródeł UE nie dotrzymał.

Z tych półformalnych doniesień można wysnuć pewne wnioski. Od strony technicznej myślenie ultrabrexitowców zawsze zakładało, że Unia pójdzie na ustępstwa tylko w ostatniej chwili i ta zasada wydaje się sterować polityczną taktyką Johnsona. Ponadto obecna administracja wydaje się wierzyć, że może rozbić unijną solidarność. W rozmowie z Jakubem Krupą z Polskiej Agencji Prasowej minister ds. brexitu Steven Barclay powiedział, że „nieprzejednana postawa Brukseli „stoi w sprzeczności ze stanowiskiem wielu stolic, które powiedziały, że są otwarte na kreatywne, elastyczne rozwiązania i chętnie zapoznałyby się ze szczegółową propozycją ze strony Wielkiej Brytanii”.

Z drugiej strony rząd Johnsona wyraźnie odchodzący od pomysłu backstopu dla całego Zjednoczonego Królestwa, czyni pewne kroki (wspólna strefa produktów rolno-spożywczych), które mogłyby świadczyć, że wraca do koncepcji backstopu – w bardzo ograniczonej wersji – tylko dla Irlandii Północnej.

Scenariusze na przyszłość:

Przesunięcie daty brexitu

Opozycja wydaje się zjednoczona pod hasłem: „najpierw zablokować możliwość brexitu bez porozumienia w dniu 31 października, potem przeprowadzić wybory”. Umożliwiająca to ustawa Benna powinna zacząć obowiązywać w poniedziałek 9 września. Choć sama w sobie brexitu bez porozumienia nie wyklucza – no deal można zablokować tylko przez ratyfikację dealu lub wycofanie artykułu 50, a każdą ustawę zawsze można zmienić inną ustawą – to jednak na ten moment opozycja nie może zrobić nic więcej i uwaga powinna przenieść się na termin wyborów.

Termin wyborów

Także na poniedziałek rząd zapowiedział drugie głosowanie wniosku o przyspieszone wybory na podstawie ustawy o kadencyjności parlamentu (wymaga większości 2/3, czyli 434 posłów musi zagłosować za). Liderzy opozycji zapowiedzieli, że chcą wyborów, ale na swoich warunkach. Wniosek złożony w parlamencie przez rząd nie wskazuje daty wyborów. Według prawa najwcześniejsza możliwa data to wtorek 15 października (kampania musi trwać minimum 25 dni roboczych), najpóźniejszego terminu prawo jednak nie określa. Boris Johnson deklaruje, że rozpisze wybory na 15 października, ale opozycja mu nie ufa, obawiając się, że skorzysta z opcji przesunięcia ich na termin po 31 października, a zawieszony do 14 października parlament nie będzie w stanie go powstrzymać przed brexitem bez porozumienia. Ponadto, jeśli Johnson jednak wygrałby wybory i zdobył większość przed 19 października (termin graniczny z ustawy Benna), jego rząd mógłby uchylić zapisy tej ustawy i no deal stałby się realny niecałe dwa tygodnie przed domyślną datą brexitu. W tym kształcie, więc wniosek rządu o przyspieszone wybory jest nie do zaakceptowania przez opozycję.

Odrzucenie wniosku w poniedziałek nie wyklucza jednak kolejnych starań rządu o przyspieszone wybory. Katy Balls ze Spectatora informuje, że Dominic Cummings powiedział rządowym doradcom, żeby działali dalej „spokojnie i zgodnie z planem”, bo „to dopiero początek”. Równocześnie rozkręca się machina PR-owa CCHQ, starająca się wykreować obraz lidera opozycji jako tchórza uciekającego od wyborów. Za Corbynem biega człowiek w przebraniu kurczaka, a dziennikarze dostają przekąski a la KFC z wizerunkiem lidera Labour. Johnson kontynuuje też objazd kraju i deklaruje wydatki na edukację, policję i NHS. Kampanijnie brzmiało też oświadczenie finansowe nowego kanclerza.

Laura Kuenssberg z BBC donosi, że Boris Johnson zwołał na drugi weekend września nadzwyczajny szczyt swoich najbliższych doradców Dominca Cummingsa i Nikki da Costa. Należy liczyć się z tym, że rozwinie się tam jakaś nowa koncepcja zmuszenia opozycji do wyborów. Opcji jest przynajmniej kilka:

Głosowania do skutku:

  • w tygodniu od 9 do 12 września codzienne głosowania wniosku o przyspieszone wybory, żeby rząd mógł podkreślić przekaz o tchórzostwie opozycji
  • próba obejścia ustawy o kadencyjności inna ustawą, w której organizacja wyborów wymagałaby już zwykłej większości (realne, pierwszy wniosek o przyspieszone wybory dostał 298 głosów)

Te opcje nie dają gwarancji. Dla opozycji pozostawienie Johnsona na stanowisku i czekanie, że złamie obietnicę nieopóźniania brexitu, i chcąc jednak zostać u władzy poprosi o przedłużenie artykułu 50, jest korzystne. Takie niedotrzymanie obietnicy może zmienić układ sił wśród torysów i zniecierpliwieni brexitowcy sami mogą spróbować usunąć Johnsona. Jak mówią przedstawiciele opozycji: „Johnson udusi się w swoim własnym sosie”, a opozycja zgłosi wotum nieufności po 1 listopada, gdy data brexitu będzie już przesunięta, i wybory odbędą się w listopadzie/grudniu.

„Oddanie władzy” opozycji bez wyborów:

  • rezygnacja z funkcji, co zmusiłoby Izbę Gmin do poszukiwania innego premiera, który zdobyłby zaufanie Izby Gmin. Otwarte pozostaje pytanie, co by się stało, gdyby Johnson zrezygnował z urzędu między dwoma sesjami parlamentu, gdy ten nie obraduje. Kwestia ta może zostać poruszona 17 września podczas apelacji Giny Miller w Sądzie Najwyższym dotyczącej legalności i instytucjonalności zawieszenia parlamentu przez Johnsona
  • zignorowanie lub obejście ustawy Benna (mało prawdopodobne [update: opozycja szykuje się do pozwu przeciwko Johnsonowi, jeśli ten spróbuje zignorować lub obejść ustawę Benna] po 19 października, co mogłoby zmusić opozycję do głosowania wotum nieufności

W obu przypadkach parlament miałby 14 dni na wyłonienie spośród siebie nowego premiera. Opozycja dyskutowała tę opcję, ale miała z nią problem, ponieważ nie wszyscy godzili się na Corbyna. Johnson mógłby więc liczyć, że partie się nie dogadają i wybory i tak się odbędą.

Z drugiej strony ktokolwiek z opozycji zostałby premierem, najpewniej poprosiłby o przedłużenie artykułu 50. To – paradoksalnie – nie byłoby dla Johnsona takie złe, bo mógłby powiedzieć, że to nie on opóźnił brexit. A w takiej sytuacji bardzo prawdopodobne wydaje się, że jak tylko wspólny cel opozycji – zablokowanie no deal 31 października – zostałby osiągnięty, ich współpraca się zakończy i prędzej, czy później będą musiały odbyć się wybory.

Sojusze wyborcze

Wybory zawsze cementują podziały międzypartyjne, a kampanie wyborcze z natury rzeczy celują w mniej bądź bardziej wysublimowany sposób w inne partie. Te wybory będą jednak nietypowe, ponieważ wyjście z UE będzie najprawdopodobniej jedną z głównych – lub główną – osią kampanii. Partie będą świadome, że być może znów nie wyłoni się zdecydowany zwycięzca i trzeba będzie współpracować. Może niektórzy połączą siły już w trakcie kampanii. Mówi się o:

  • Pakcie Remain w Anglii

Liberalni Demokraci, Plaid Cymru i Zieloni z powodzeniem porozumieli się podczas sierpniowych wyborów uzupełniających w Brecon & Radnorshire. Niewykluczone, że ta współpraca przetrwa, a lokalnie dołączyć mogą kandydaci niezależni, w tym byli torysi. Jak mówił Damian Green: „Jeśli Partia Konserwatywna nie chce nowoczesnych progresywnych konserwatystów, to będzie prezent dla LibDems”.

  • Pakcie Remain w Irlandii Północnej

Także tu zarysowuje się możliwość sojuszu Sinn Fein (tradycyjnie nie zajmuje miejsc w Westminsterze), the Alliance Party, SDLP i Zielonych. Głównym celem byłoby nierozbijanie głosu remain w poszczególnych okręgach na kilka partii i tym samym odebranie mandatów Demokratycznej Partii Unionistycznej. Irlandia Północna w 2016 głosowała za Remain, backstop ma szerokie poparcie.

  • Pakcie Farage – Johnson

To najbardziej zagadkowa opcja. Poza jednym spotkaniem Priti Patel i Nigela Farage’a oficjalnie oba ugrupowania się nie kontaktują. Do paktu wzywa jednak Steve Baker, świeżo przywrócony na stanowisko szefa ERG. Wcześniej mówili o tym m.in.. Conor Burns i Mark Francois. Tzw. spartanie, 26 posłów Partii Konserwatywnej, którzy nigdy nie poparli dealu May, to jednocześnie członkowie Leave Means Leave, której przewodził Nigel Farage i Richard Tice, chcą brexitu bez porozumienia. Nigel Farage zapowiedział, że jeśli Johnson obieca, że przeprowadzi „prawdziwy brexit”, czyli no deal, to Brexit Party „postawi interes kraju nad interesem partii i postara się pomóc”. Alexandra Phillips (europosłanka Brexit Party) wprost mówiła: ”Oferujemy torysom pakt wyborczy, jeśli zaakceptują no deal. Potrafimy dotrzeć do elektoratu nieosiągalnego dla Borisa Johnsona”. Na pytanie czy Vote Leave, które przejęło kontrolę nad Partią Konserwatywną, chce stoczyć ostateczny pojedynek z LeaveEU, czyli Brexit Party, czy też – mimo braku sygnałów – zamierza połączyć siły, najprawdopodobniej na razie nie znajdziemy odpowiedzi.

Wynik wyborów a brexit

Wygrana Johnsona przed 19 października pozwoli mu zrealizować pierwotną strategię: utrzymanie na stole opcji no deal i negocjacje z UE do ostatniej chwili. Jeśli wierzymy, że UE gotowa byłaby pozwolić UK znacznie się od siebie oddalić (patrz: koncepcja brexitu Johnsona) i uznałaby, że nowy rząd Johnsona ma wystarczającą przewagę, żeby deal ratyfikować, nie można wykluczyć, że UK i UE dogadałyby się za pięć dwunasta i 31 października doszłoby do brexitu z porozumieniem w wersji twardej: bez unii celnej i wspólnego rynku. To scenariusz marzeń na Downing Street, ale ma tak wiele „ale”, że jest mało prawdopodobny.

Jeśli Johnson wygra wybory po 19 października, gdy data brexitu zostanie już przesunięta, i zdobędzie parlamentarną większość także może spróbować wrócić do oryginalnej daty brexitu 31 października, ale byłoby to już dużo trudniejsze i wymagałoby zgody UE (zakładając, że Johnson nie chce wywołać w Europie wojny), jest więc mało prawdopodobne. Oczywiście Johnson może też w tej sytuacji zaakceptować nową datę brexitu. I deal i no deal, tyle że później, dalej będą możliwe, a ich prawdopodobieństwo będzie zależało od kompozycji nowej Izby Gmin.

W obu powyższych scenariuszach ewentualny dobry wynik Farage’a i powyborcza koalicja z Partią Brexitu znacznie zwiększa szanse na no deal. Gdyby rząd Johnsona nadal zależał od DUP znajdziemy się w tej samej sytuacji jak na początku września.

Wygrana Partii Pracy powinna zakończyć się prośbą o przedłużenie artykułu 50. Labour najprawdopodobniej pójdzie do tych wyborów z obietnicą wynegocjowania nowego softbrexitowego dealu (po linii May, ale być może z permanentną unią celną), dziś obiecuje też referendum z opcją Remain. Ta druga opcja stanie się bardziej prawdopodobna, jeśli Labour stworzy rząd koalicyjny z którąś lub kilkoma partiami Remain (SNP, LibDemsami, Plaid Cymru, Zielonymi, remainerskimi partiami z Irlandii Północnej).

Wygrana bloku partii Remain lub jednej z tych partii (de facto tylko LibDems mają na to szanse) zakończyłaby się najpewniej drugim referendum lub – co nadal jest bardzo mało prawdopodobne –  wycofaniem artykułu 50.

Wygrana w wyborach the Brexit Party zakończyłaby się najpewniej brexitem bez porozumienia, ale jest to opcja niemal nieprawdopodobna.

Zawieszony parlament z dwoma lub więcej partiami o podobnej liczbie mandatów przed 19 października to duże szanse na chaos i no deal z automatu. Możliwe jest też jednak kolejne przedłużenie lub kolejne wybory. Zawieszony parlament z dwoma lub więcej partiami o podobnej liczbie mandatów po 19 października, zostawia otwarte wszystkie opcje. Więcej o tym jak Wielka Brytania wybiera premiera, gdy żadna partia nie ma większości TU.

Źródło: Ukpoliticspopolsku.pl

UKpolitics po polsku” – pierwszy polski portal o polityce w UK i brytyjskiej polityce zagranicznej. Działa od 2013 roku. Dziś to ponad 500 profesjonalnych tekstów o bieżących wydarzeniach w polityce i gospodarce Wielkiej Brytanii, a także komentarze i analizy dotyczące brytyjskiego członkostwa w Unii Europejskiej, brexitu, relacji między Polską i UK oraz brytyjskiej polityki zagranicznej.

Wydawcą i redaktorką portalu jest Kasia Sobiepanek, tłumaczka j. angielskiego, dziennikarka i analityk spraw międzynarodowych, była szefowa działu Europa i Unia Europejska Portalu Spraw Zagranicznych. Absolwentka stosunków międzynarodowych i filologii angielskiej Uniwersytetu Szczecińskiego, British Politics, Economy and Law Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie oraz Szkoły Tłumaczy i Języków Obcych UAM w Poznaniu. O polityce brytyjskiej pisze od 2009 roku.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.