Dr Andrzej Pukszto: na 20 lat Litwy w NATO i UE patrzymy jak na skuteczną tarczę ochronną przed rosyjskim nożem w plecy [WYWIAD]

Rozmowa z dr. Andrzejem Puksztą, politologiem z Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie, o roku ważnych rocznic dla Litwy – 20-lecia obecności w Unii Europejskiej oraz w NATO, a także 30. rocznicy wejścia w życie traktatu polsko-litewskiego o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy. Już w kwietniu w stolicy Litwy odbędzie się zaś szczyt Inicjatywy Trójmorza. Rozmawiał w Wilnie dr Tomasz Lachowski.

Dr Andrzej Pukszto / źródło: archiwum własne AP

Tomasz Lachowski: Rok 2024 to rok ważnych rocznic dla Litwy, która świętować będzie 20. rocznicę swojego członkostwa w Unii Europejskiej oraz w Sojuszu Północnoatlantyckim. Zacznę jednak od innej rocznicy. Spotykamy się tuż po obchodach litewskiego Święta Niepodległości ustanowionego na cześć Aktu Przywrócenia Państwa Litewskiego z 11 marca 1990 roku, a zatem w ostatnich latach trwania Związku Sowieckiego. Jak ważna jest ta data dla Litwinów, zwłaszcza w kontekście wydarzeń najnowszych i ponownego zagrożenia dla suwerenności litewskiej płynącego z Moskwy?

Andrzej Pukszto: Na Litwie na niepodległość patrzymy przez pryzmat dwóch momentów z litewskiej historii XX wieku. To 16 lutego 1918 roku, czyli moment proklamowania niepodległości przez Tarybę (Litewską Radę Państwową). I właśnie wspomniany 11 marca 1990 roku, kiedy przyjęto akt restytucji litewskiej niepodległości. Obie daty są jednakowo ważne dla historii państwa i tożsamości narodu litewskiego. Kwestia niepodległości i suwerenności od Rosja nigdy nie była „odłożona do szuflady” – przez te 34 lata nie zapomnieliśmy jak ważny jest wymiar litewskiego bezpieczeństwo i z którego kierunku płynie dla niego największe zagrożenie.

Na marszu niepodległości w Wilnie oprócz morza flag litewskich można było zobaczyć również flagi ukraińskie, polskie, białoruskie (biało-czerwono-białe), co tylko przypomina, że naród litewski polityczny składa się z wielu mniejszości i nie jest jednorodny etnicznie. Czy kwestia ta – zwłaszcza w kontekście mniejszości rosyjskiej – rozpatrywana jest w dyskusji na temat bezpieczeństwa państwa litewskiego?

To prawda. Nadobecność fal ukraińskich czy demokratycznych białoruskich jest odzwierciedleniem wydarzeń ostatnich lat w regionie – wyborów prezydenckich na Białorusi w 2020 roku i ich konsekwencji, a także rosyjskiej inwazji na pełną skalę przeciwko Ukrainie. Jeśli cofnęlibyśmy się o dekadę czy kilkanaście lat, to flagi te również występowały, ale nie w takiej masie jak w chwili obecnej.

Mając zaś na względzie kwestię mniejszości rosyjskiej w kontekście bezpieczeństwa państwowego, to warto zauważyć, że w odróżnieniu od Łotwy czy Estonii, mniejszość rosyjska na Litwie nie jest postrzegana jako piąta kolumna. Oczywiście, dyskutowane jest wiele palących kwestii, np. głośna w chwili obecnej sprawa obecności rosyjskich szkół na Litwie, a także integracja rosyjskojęzycznych Ukraińców przybyłych tu zwłaszcza po 24 lutego 2022 roku, ale sprawy rosyjskiej mniejszości nie rozpatrywałbym osobno. Jest integralną częścią innych wewnętrznych tematów politycznych na Litwie.

Mam wrażenie, że flagi te – przypominające o obecności wielu Ukraińców czy Białorusinów na Litwie – świadczą też o dużej aktywności państwa litewskiego na arenie międzynarodowej i prowadzenia odważnej polityki zagranicznej, zwłaszcza po sfałszowanych wyborach na Białorusi z lata 2020 roku, czego symbolem było przyjęcie Swiatłany Cichanouskiej w Wilnie.

Uważam, że te ramy chronologiczne można by przesunąć aż do roku 2013, kiedy jeszcze przed wydarzeniami na kijowskim Majdanie odbył się szczyt Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Litwa dokładała wówczas wszelkim starań, aby Ukraina podpisała umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Wszyscy oczekiwali, że w wileńskim Pałacu Władców Wiktor Janukowycz podpisze stosowny dokument, czego, jak doskonale wiemy, nie zrobił.

Litwa kwestie Ukrainy czy Białorusi – w kontekście zagrożenia Rosji – podejmowała zatem od dawna. Kiedyś nawet była prezydent Litwy, Dalia Grybauskaitė, nazwała Federację Rosyjską państwem terrorystycznym, co wówczas wielu komentatorów odebrało jako przesadę, jednak jak czas pokazał, słowa te znalazły swoje potwierdzenie w rzeczywistości.

A jak ocenić litewską politykę zagraniczną, której niewątpliwie jednym z architektów jest minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis, na odcinku chińskim, mając w szczególności na względzie bardzo afirmatywny stosunek Wilna do podmiotowości Tajwanu?

Litwa jest małym krajem, dlatego konsolidacja w kwestii polityki zagraniczna jest wręcz konieczna. Nie można zatem powiedzieć, że obecny rząd czy prezydent różnią się w tej mierze jakoś od poprzednich, zwłaszcza mając na uwadze stosunek do Kremla, a także najbliższych państw w regionie. Nazwałbym to podejście „konsekwentną kontynuacją” na tych najważniejszych kierunkach polityki zagranicznej. To czym faktycznie obecna ekipa rządząca odróżnia się od poprzedników jest zacieśnienie relacji z Tajwanem kosztem relacji z Chińską Republiką Ludową.

Rozumiem, że oznacza to, iż rozpisane już na maj wybory prezydenckie, a na październik wybory do litewskiego Sejmu, nie zmienią wiele na tej płaszczyźnie, zwłaszcza w aspekcie relacji wobec Moskwy?

Raczej nie, choć da się usłyszeć pewne głosy mówiące, że jeśli wygrałby adwokat Ignas Vėgėlė, to może byłyby jakieś zmiany. Próbuje on bowiem zebrać głosy populistyczne, włączając w to środowiska ultraprawicowe, więc „ręczyć za niego” nie można. Choć, mówiąc uczciwie, jak dotąd Vėgėlė nie zdradzał symptomów, że jego polityka np. względem Kremla ma się jakoś radykalnie zmienić.

I wybory prezydenckie, i wybory parlamentarne w tych najważniejszych kwestiach – Rosji, Ukrainy, UE czy NATO – raczej wielkiej przebudowy nie przyniosą, ponieważ jak wskazałem wcześniej na Litwie panuje daleko posunięty konsensus w zakresie obszaru bezpieczeństwa.

Jak wspomnieliśmy na początku naszej rozmowy, rok 2024 to czas ważnych rocznic dla Litwy, w tym 20-lecie obecności w NATO oraz w UE. Zacznijmy od refleksji w przedmiocie dwóch dekad członkostwa państwa litewskiego w Sojuszu Północnoatlantyckim.

Litwa zawsze doceniała parasol ochronny ze strony NATO. Arytmetyka jest bardzo prosta. Litwa wstąpiła do Sojuszu w 2004 roku, kiedy Władimir Putin już niepodzielnie panował na Kremlu. Wraz z dwoma pozostałymi państwami bałtyckimi, Litwa wskoczyła do wówczas ostatniego wagonu. Wilno zawsze widziało wielką wagę NATO, a wręcz w wypadku państw bałtyckich nigdy nie zwątpiono w siłę Sojuszu, a także historyczną szansę na zmianę geopolitycznego położenia Litwy. Podobnie zresztą jak w kontekście UE, na Litwie nigdy zapomniano, że obie te organizacje są dla państwa litewskiego tarczą ochronną przed wpływami rosyjskimi.

Wśród politologów mamy taki żart – sięgający jeszcze końcówki lat 90. zeszłego stulecia. Kiedy ktoś z państw bałtyckich organizuje konferencję naukową, to nie trzeba w ogóle czytać call for papers, ponieważ wszystkie tematy dotyczyć będą Rosji. Pod tym właśnie kątem rozpatrujemy naszą obecność w NATO, względem czego panuje także konsensus społeczny. Nawet mniejszość rosyjska przyjęła postawę „pasywnie pozytywną” wobec Sojuszu Północnoatlantyckiego, co chyba jest jednym ze zwycięstw niepodległej Litwy.

Przechodząc do Unii Europejskiej, chciałbym zapytać o polityczno-gospodarczy wymiar tych ostatnich 20 lat. Z jednej strony, środki unijne, inwestycję w infrastrukturę, ale z drugiej Litwa doświadczyła niemałej emigracji, co jest szczególnie dotkliwe dla tak małego narodu.

Chciałbym wyraźnie podkreślić, że na Litwie na UE patrzymy przede wszystkim przez okulary bezpieczeństwa. Czując bowiem „nóż rosyjski” za plecami, wszystko jest znacznie prostsze i nie wymaga wielkich tłumaczeń. Litwa, podobnie jak Łotwa czy Estonia, są krajami niezwykle proeuropejskimi.

Niebawem w Wilnie odbędzie się szczyt Inicjatywy Trójmorza (w kwietniu – przyp. red.). Z jakimi oczekiwaniami władze litewskie przystąpią do tego spotkania z liderami pozostałych państw Europy Środkowo-Wschodniej?

Litwa postrzega Trójmorze jako inicjatywę gospodarczą, a nie format polityczny. To zresztą ciekawe, bo wynika również z roli, jaką Polska pełni w oczach Litwy, co stało się swoistym wyznacznikiem litewskiej polityki zagranicznej ostatnich 10 lat (choć droga dochodzenia do tego wniosku była czasem bardzo wyboista). Litwa stara się być wszędzie tam, gdzie jest Polska, a dobre relacje z Warszawą są dla Wilna sprawą fundamentalną. Trójmorze jest dla Litwy „inicjatywą warszawską”, więc stosunek Polski do tej inicjatywy jest również kierunkowskazem, jak należy postrzegać Trójmorze na Litwie. To Polska jest pociągiem, ale w tym wypadku Litwa stara się być jednym z pierwszych wagonów podążających za lokomotywą.

Władze w Wilnie pamiętają również, że patronem Trójmorza był Donald Trump, więc nawet powrót tego polityka do Białego Domu nie zmieni wiele w postrzeganiu Trójmorza przez państwo litewskie.

Reasumując, Litwa otwarta jest na wszelkie możliwości wynikające z Trójmorza – rozwój infrastruktury czy podnoszoną kwestię cyberbezpieczeństwa. Choć warto dodać, że to Gitanas Nausėda i generalnie ośrodek prezydencki o wiele bardziej optymistycznie patrzy na Trójmorze niż pani premier Ingrida Šimonytė i jej rząd.

Innym formatem politycznym, w którym Litwa uczestniczy – obok Polski i Ukrainy – jest Trójkąt Lubelski. Format ten nawiązuje do Unii Lubelskiej i dziedzictwa Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Jak na to wspólne dziedzictwo patrzy się w chwili obecnej na Litwie?

Posługując się cezurą czasową ostatniej dekady, wydaje się, że Litwini przepracowali ten temat dość dogłębnie. Powiedziałbym nawet, że obserwujemy teraz pewną modę na dziedzictwo Rzeczypospolitej Obojga (wielu) Narodów, również w zakresie kultury czy sztuki. Ciekawym przykładem jest działalność Pałacu Władców, czyli pałacu Wielkich Książąt Litewskich, tłumnie odwiedzanego przez mieszkańców Wilna. Unia Lubelska jest również na nowo odkrywana.

Trójkąt Lubelski na poziomie politycznym, kulturowym, naukowym, społecznym zatem jak najbardziej funkcjonuje i ma naprawdę wielu zwolenników. Recepcja tej, jak i innych inicjatyw z udziałem Wilna czy Warszawy, nie może abstrahować od dzisiejszych realiów politycznych i tego „rosyjskiego noża” za plecami, o którym wspominałem wcześniej. Często zresztą powtarzam, że moim zdaniem jest to jak na razie trójkąt, ale z dostawianym krzesełkiem dla przedstawicieli demokratycznej Białorusi.

Rok 2024 to także 30. rocznica przyjęcia traktatu polsko-litewskiego o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy, co nakazuje nam pochylić się przez chwilę nad relacjami Wilna i Warszawy. Mówi się, że przeżywają one teraz swój najlepszy czas. Ile w tym prawdy?

Jesteśmy aż do bólu pragmatyczni, wyznając zasadę RealPolitik. Przykładem może być np. postać ministra spraw zagranicznych RP Radosława Sikorskiego, który w czasie swojego poprzedniego ministrowania wielokrotnie bardzo krytycznie wypowiadał się o władzach litewskich (w kontekście polityki Wilna względem polskiej mniejszości). Jego ostatnia wizyta ze stycznia 2024 roku oceniana jest jednak nad Wilią bardzo dobrze. Podobnie zresztą bardzo udana była wizyta Landsbergisa w Warszawie (która odbyła się 20 marca br. – przyp. red.). Podkreśla się dziś na każdym kroku wagę partnerstwa polsko-litewskiego.

Wówczas zarzewiem konfliktu była sprawa polskiej mniejszości. Czy dziś nie ma już zagrożenia, że temat ten stanie się ponownie kością niezgody między Warszawą i Wilnem?

Tematu polskiej mniejszości nie można nigdy wyłączyć z relacji polsko-litewskich. Śmieję się często, że są to tak naprawdę dwustronne relacje o trójstronnym charakterze, ponieważ polskiej mniejszości ze swoimi ambicjami, również politycznymi, pominąć nie sposób. W kontekście wagi Polaków dla litewskiego życia politycznego przypomnijmy, że na czele litewskiego resortu sprawiedliwości stoi miejscowa Polka, Ewelina Dobrowolska, która niedawno witała na lotnisku premiera Donalda Tuska, kiedy przybył on do Wilna, towarzysząc mu również podczas składania kwiatów na cmentarzu na Rossie. Polska mniejszość na Wileńszczyźnie jest zresztą bardzo zróżnicowana – inne problemy czy oczekiwania mają mieszkańcy stolicy, a inne np. rejonu solecznickiego.

Sądzę, że dziś jest dużo więcej zrozumienia dla sprawy mniejszości, zarówno w Polsce, jak i na Litwie, co pozwala względnie optymistycznie patrzeć na relacje polsko-litewskie również przez ten pryzmat. Nie zapominajmy przy tym, że oba państwa są członkami UE, a więc pewne standardy wyznacza w chwili obecnej w wielu wymiarach Bruksela. Wspominany traktat polsko-litewski także trzeba analizować poprzez wspólne członkostwo w Unii Europejskiej. Jesteśmy dziś wspólnie częścią świata euroatlantyckiego, co determinuje nasze współczesne relacje – prostego powrotu do nieraz trudnej przeszłości w stosunkach Warszawy i Wilna być zatem nie może.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Tomasz Lachowski.

Dr Andrzej Pukszto – wykładowca w Katedrze Politologii Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie. W latach 2009-2021 pełnił funkcje kierownika tej katedry. Członek Stowarzyszenia Naukowców Polaków Litwy.

Andrzej Pukszto i Tomasz Lachowski / źródło: archiwum własne TL
Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.