Przypadający dziś Dzień Republiki Serbskiej – jednego z entitetów tworzących Bośnię i Hercegowinę – zwraca uwagę na ostatnie, intensywne tygodnie w (około)serbskiej polityce i potwierdza kryzys w relacjach Serbów z otoczeniem.

Autor: Maciej Adam Baczyński
Dziś na części obszaru Bośni i Hercegowiny obchodzony jest Dzień Republiki Serbskiej. Upamiętnia on jej proklamację w 1992 roku. Choć celem Serbów była secesja z Bośni i Hercegowiny, obecnie Republika wchodzi w jej skład (podobnie jak Federacja BiH i Dystrykt Brčko). Święto ma znaczenie propagandowe, stanowi także przedmiot sporu władz Republiki Serbskiej z Sądem Konstytucyjnym Bośni i Hercegowiny.
26 listopada 2015 roku Sąd uznał Dzień Republiki za niezgodny z konstytucją. Głównym powodem jest fakt, że koliduje on ze świętem religijnym – wspomnieniem św. Szczepana (w kalendarzu gregoriańskim, bo w juliańskim przypada ono 27 grudnia). 25 września 2016 roku przeprowadzono referendum. Na pytanie, czy 9 stycznia powinien być obchodzony jako Dzień Republiki Serbskiej twierdząco odpowiedziało 99,81% głosujących. Frekwencja wyniosła 55,77%.
Wysoki Przedstawiciel Valentin Inzko i Aleksandar Vučić skrytykowali referendum, serbski premier był jednak obecny na nielegalnych uroczystościach zorganizowanych 9 stycznia 2016 roku w Banja Luce. Poparcie dla referendum wyraził Siergiej Ławrow (minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej). Wyniki głosowania zostały jednak unieważnione przez Sąd Konstytucyjny Bośni i Hercegowiny. 29 marca 2019 roku ponownie orzekł on niezgodność Dnia Republiki Serbskiej z konstytucją.
Tegoroczne obchody przebiegają w obliczu kryzysu politycznego w Serbii wywołanego oskarżeniami o nieuczciwy przebieg wyborów parlamentarnych i lokalnych. 17 grudnia 2023 roku zdecydowane zwycięstwo odniosła koalicja Srbija ne sme da stane prezydenta Aleksandara Vučicia. Zebrała ona prawie połowę głosów (48,06%), uzyskując 130 z 250 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym. Opozycyjna koalicja Srbija protiv nasilja zdobyła jedynie 65 miejsc (24,32% poparcia).
Inaczej wyglądają wyniki wyborów lokalnych w Belgradzie. Wielu komentatorów przewidywało zwycięstwo opozycji – wygrana w stolicy miałaby stać się początkiem końca reżimu Vučicia. Wbrew oczekiwaniom wybory również wygrało środowisko prezydenta, uzyskując 49 ze 110 miejsc (39,98%). Srbija protiv nasilja otrzymała jednak tylko 6 mandatów mniej (35,50%). Wobec pojawiających się doniesień o nieprawidłowościach, opozycja odmówiła uznania wyników belgradzkich wyborów.
Rozpoczęły się demonstracje. Jedna z liderek opozycji, Marinika Tepić, zapowiedziała strajk głodowy. 24 grudnia protestujący zgromadzili się przed belgradzkim ratuszem. Doszło do szturmu, w trakcie którego część z nich próbowała wedrzeć się do budynku. Aresztowano 38 osób, obrażenia odniosło 7 policjantów. Vučić oskarżył uczestników zajść o próbę siłowego przejęcia władzy w kraju. Zaczął też sugerować, że protesty inspiruje zagranica.
Protestujący zażądali uwolnienia aresztowanych. W kolejnych dniach demonstranci, głównie studenci, blokowali ruch uliczny, a także wejścia do siedzib instytucji publicznych. Zarówno prezydent Vučić, jak i premierka Ana Brnabić wskazali, że odpowiedzialność za zamieszki ponosi Zachód, który usilnie dąży do destabilizacji Serbii. Brnabić przekazała także, że Belgrad dostał ostrzeżenia od Moskwy, której służby miały zdobyć informacje o planowanych prowokacjach.
Ostre oskarżenia władz Serbii wobec „Zachodu”, a także bliskie relacje z Federacją Rosyjską z pewnością negatywnie wpłyną na stosunki Belgradu z Brukselą. Prawdopodobnie nie ociepli ich nawet gest uczyniony wobec Kosowa – od 1 stycznia 2024 roku Serbia uznaje kosowskie tablice rejestracyjne. Ma to jednak swoją cenę, bo Belgrad oczekuje od Prisztiny wydania zgody na powołanie Wspólnoty Gmin Serbskich.
Ciosem dla polityki Serbii wobec Kosowa jest wprowadzony 1 stycznia ruch bezwizowy z Unią Europejską. Dzięki niemu obywatele Kosowa mogą przebywać w strefie Schengen bez wizy przez 90 dni. Co więcej, umowa objęła także Hiszpanię, która długo nie akceptowała kosowskich paszportów. Hiszpania nadal nie uznaje niepodległości Kosowa, liberalizacja polityki wizowej stanowi jednak istotny krok w zacieśnianiu relacji Prisztiny z Brukselą.
Wsparcie dla międzynarodowych aspiracji Kosowa nadeszło także z Wielkiej Brytanii. Podczas styczniowej wizyty minister spraw zagranicznych, David Cameron, zapowiedział m.in.: pomoc w uzyskaniu uznania niepodległości i członkostwa w organizacjach i instytucjach międzynarodowych. Ponadto, Cameron zwrócił uwagę, że Londyn zwiększa liczebność swojego kontyngentu wojskowego w Kosowie i planuje przeprowadzenie inwestycji o łącznej wartości 45 milionów funtów.
W Dniu Republiki Serbskiej nie można jednak zapomnieć o podziałach wewnątrz Bośni i Hercegowiny. Dzisiejsze święto idealnie współgra z niedawnymi wypowiedziami prezydenta Milorada Dodika. Choć polityk znany jest z separatystycznego nastawienia, w grudniu znowu zagroził ogłoszeniem niepodległości Republiki. Powodem nielegalnej secesji może być przyjęcie przez Wysokiego Przedstawiciela ustawy o własności państwowej. Koliduje ona z (niekonstytucyjnymi) przepisami przyjętymi w Republice.
Aspiracje niepodległościowe miałaby wesprzeć administracja Donalda Trumpa. W jednym z grudniowych wywiadów Dodik przyznał, że planował ogłoszenie niepodległości już w trakcie jego poprzedniej prezydentury. Wydarzenia bieżące pokazują, że groźba secesji jest realna. Trump może wygrać wybory, a otwarta 14 grudnia droga do negocjacji członkostwa BiH w Unii Europejskiej wymaga spełnienia wyśrubowanych kryteriów. Póki co, Banja Luka umacnia relacje z Moskwą.
Istniejąca od 1992 roku Republika Serbska jest jednym z frontów walki Serbów o (od)budowę Wielkiej Serbii. Republika skutecznie sabotuje funkcjonowanie Bośni i Hercegowiny. Wysiłki Belgradu nie są jednak w stanie torpedować emancypacji Czarnogórców i umacniania międzynarodowej pozycji Prisztiny. Reakcje Aleksandara Vučicia na protesty zwiastują koniec „polityki wielowektorowości”. Serbia musi określić kierunek marszu – do wyboru jest zbiurokratyzowana Bruksela i autokratyczna Moskwa.
Maciej Adam Baczyński – doktorant II roku w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Łódzkiego, dyscyplina: nauki o polityce i administracji. Prezes Studencko-Doktoranckiego Koła Naukowego Pax Europaea. Interesuje się relacjami polityki z historią i kulturą, zwłaszcza w obszarze pamięci zbiorowej.