Od dawna stało się powszechnym twierdzenie, że światowa polityka stała się globalna – a centrum wydarzeń przeniosło się do regionu Azji i Pacyfiku. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście tak jest: rozwija się rywalizacja wojskowo-polityczna między Waszyngtonem a Pekinem, powstał i narasta splot sprzeczności, w którym przeplatają się Stany Zjednoczone, Chiny, Japonia i obie Koree, a w Azji Południowo-Wschodniej obserwuje się turbulencje. Jednak kluczowym elementem, bez którego globalna równowaga i stabilność nie mogą istnieć, pozostaje Europa. Mowa o stabilnej i energicznej Europie, zdolnej do pozostania autorytatywnym graczem, którego słowa i działania są brane pod uwagę przez innych.

Autor: prof. Serhij Feduniak
Po zakończeniu II wojny światowej Europejczycy, chroniąc się pod nuklearnym parasolem USA, zdołali przekształcić swój kontynent w swoistą spokojną przystań, omijaną przez burze i konflikty. Zakończenie okresu bipolarnej konfrontacji dodatkowo wzbudziło nadzieje i iluzje dotyczące ostatecznego „końca historii” – przynajmniej w Europie. Na pierwszy plan wysunął się dobrobyt i stabilność, a wojny wydawały się na zawsze zniknąć nie tylko z codzienności, ale i z pamięci ludzi.
Pierwszym zimnym prysznicem była wojna w byłej Jugosławii. Europa nie potrafiła otrząsnąć się z paraliżu wywołanego konfliktem w Bośni i Hercegowinie, a dopiero zdecydowane działania administracji Billa Clintona sprawiły, że proces rozpadu Jugosławii stał się względnie kontrolowany. Wojna Rosji przeciwko Ukrainie ujawniła straszną prawdę – Europejczykom nie uda się już wykupić ani wynegocjować pokoju, a najprawdopodobniej będą musieli walczyć, i to być może nawet bez udziału Stanów Zjednoczonych. Stało się jasne, że w dzisiejszym turbulentnym świecie wartości nic nie znaczą, jeśli nie potrafią się bronić. Przemówienia o świętości i nienaruszalności prawa międzynarodowego czy konieczności przestrzegania praw człowieka nie ochronią przed czołgami i rakietami.
Jak Europa może pozostać silna
Pojawia się pytanie: czy Europa będzie w stanie obronić się samodzielnie, jeśli zajdzie taka potrzeba? Na 2024 rok wyłącznie europejski segment NATO liczył 1,56 miliona żołnierzy, a wydatki na obronność wynosiły 476,2 miliarda dolarów. Porównując to z liczebnością i wydatkami wojskowymi Rosji (odpowiednio 2,4 miliona żołnierzy i 112 miliardów dolarów), wszystko na pierwszy rzut oka wydaje się względnie porównywalne. Jednak według szacunków ekspertów w europejskim regionie NATO brakuje ciężkiego uzbrojenia, artylerii i pojazdów opancerzonych. I co najważniejsze – zbiorowe siły europejskie obecnie nie mają znaczącej przewagi nad Rosją i nie będą w stanie wygrać krótkotrwałej wojny konwencjonalnej bez zasobów rakietowych i lotniczych Stanów Zjednoczonych. Już w okresie zimnej wojny siły zbrojne europejskich państw członkowskich NATO wraz z kontyngentami amerykańskimi i kanadyjskimi miały za zadanie powstrzymać uderzenie wojsk Układu Warszawskiego do momentu nadejścia głównych sił USA. Jednak jak już wspomniano redukcja potencjału wojskowego dała o sobie znać.
Co Europejczycy muszą zmienić, aby ochronić się przed ewentualną rosyjską inwazją? Z wojskowo-technicznego i organizacyjnego punktu widzenia konieczne jest stworzenie odpowiedniej infrastruktury i logistyki, a do tego – zwiększenie wydatków na obronność co najmniej do 5% PKB oraz usunięcie barier utrudniających szybkie przemieszczanie jednostek wojskowych na terytorium państw członkowskich NATO. Należy również zwiększyć liczbę i jakość kluczowych rodzajów uzbrojenia, zwłaszcza wojsk rakietowych i artylerii, obrony przeciwlotniczej oraz systemów walki radioelektronicznej. Wzmocnienia wymaga także infrastruktura cywilna, w tym system ochrony informacji, podwodne i naziemne kable komunikacyjne, rurociągi i systemy przesyłu paliw, a także moce wytwórcze i linie przesyłu energii elektrycznej.
Aby skutecznie jednak zagwarantować swoje bezpieczeństwo, Europejczykom nie wystarczy dysponować silnymi siłami zbrojnymi i odpowiednią logistyką. Ważną rolę odgrywają również czynniki niematerialne, takie jak duchowa odporność społeczeństwa i jego elit, gotowość do odparcia agresji, a w szerszym ujęciu – do obrony własnej tożsamości w warunkach zewnętrznej presji. Byłoby naiwnością sądzić, że w przypadku hipotetycznego pojawienia się wojsk rosyjsko-chińskich na kontynencie europejskim chodziłoby jedynie o zajęcie terytoriów i przejęcie zasobów materialnych. Niestety, doświadczenie Ukrainy pokazuje, że prawdziwą stawką wojny nie jest tylko utrata tożsamości, lecz samo życie – i nic nie wskazuje na to, że w przypadku Europy wyglądałoby to inaczej.
Nadszedł czas, aby Europa zabrała głos
Incydent w Białym Domu z 28 lutego między prezydentami Donaldem Trumpem a Wołodymyrem Zełenskim nie był zwykłym nieporozumieniem wynikającym z różnej interpretacji omawianych dokumentów czy niewystarczającej znajomości języka angielskiego przez ukraińskiego przywódcę. W rzeczywistości ujawnił on, że administracja amerykańska faktycznie wycofuje się z podjętych wcześniej zobowiązań partnerskich wobec Ukrainy. Co więcej, świat stał się świadkiem rozpoczęcia poważnego przeglądu długoterminowych strategicznych założeń kierownictwa USA, które stanowiły podstawę amerykańskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa w drugiej połowie XX oraz na początku XXI wieku. W tym kontekście sytuacja wokół Ukrainy stała się zarówno ilustracją, jak i katalizatorem tego procesu.
Chodzi o transformację wektora euroatlantyckiego, a mianowicie wycofywanie Stanów Zjednoczonych ze spraw europejskich, przede wszystkim ze swoich tradycyjnych zobowiązań w zakresie bezpieczeństwa, argumentując to priorytetem kierunku chińskiego i pacyficznego. W najgorszym przypadku oznaczałoby to radykalne ograniczenie amerykańskiej obecności wojskowej na kontynencie europejskim, rezygnację lub minimalizację zobowiązań bezpieczeństwa wobec europejskich sojuszników, a nawet wyjście z NATO. Znaczące osłabienie relacji sojuszniczych z Europą oznaczałoby, że Stany Zjednoczone pozostaną same wobec ekspansjonistycznych ambicji Chin i neoimperialnej agresji Rosji – i wcale nie jest pewne, czy ich własne zasoby okażą się wystarczające do tego starcia.
Z drugiej strony, obecna sytuacja stawia przed zjednoczoną Europą pilne wyzwania w zakresie bezpieczeństwa. Kluczowe pytanie brzmi, jak przekształcić istniejącą bazę instytucjonalną, aby w razie potrzeby zastąpić Stany Zjednoczone? Najbardziej oczywistym krokiem wydaje się przede wszystkim stworzenie potężnej europejskiej struktury bezpieczeństwa w ramach UE w postaci Europejskiej Unii Obrony, dalszego wzmacniania europejskiego komponentu NATO lub (co obecnie jest mniej prawdopodobne) tworzenie regionalnych sojuszy obronnych na wzór pomostu bałtycko-czarnomorskiego, Międzymorza itp. Teraz jest już jasne, że w każdym z tych przypadków Europa nie obejdzie się bez zasobów wojskowych i doświadczenia Ukrainy, ponieważ na ten moment łączna siła Europejczyków jest niewystarczająca, a polityczna wola dopiero zaczyna się budzić.
Jednocześnie konieczne będzie rozwiązanie jeszcze jednego fundamentalnego problemu związanego z ewentualną rezygnacją Stanów Zjednoczonych z zapewniania europejskim sojusznikom gwarancji bezpieczeństwa w zakresie odstraszania nuklearnego. Należy zauważyć, że premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer i prezydent Francji Emmanuel Macron są gotowi rozpocząć dyskusję na temat wykorzystania broni jądrowej do odstraszania nuklearnego Rosji na wypadek, gdyby Stany Zjednoczone wycofały się z tej roli. Arsenały nuklearne obu państw w porównaniu z rosyjskimi mają charakter symboliczny (ponad 500 i ponad 6000 głowic bojowych odpowiednio), jednak są wystarczające, aby wyrządzić nieodwracalne straty.
Obecnie jednak Europejczycy nie wybiegają tak daleko w przyszłość i starają się pogodzić Trumpa oraz Zełenskiego. Liderzy czołowych państw Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii spotkali się w Londynie, a następnie w Paryżu, aby omówić problem Ukrainy. Główne tematy rozmów dotyczyły wsparcia dla Ukrainy oraz opracowania planu pokojowego w celu zakończenia wojny. W dużej mierze podjęte decyzje mali charakter krótkoterminowych działań, biorąc pod uwagę napięte relacje między ukraińskim a amerykańskim przywództwem. Jednocześnie istotne jest, aby stworzyły one podstawy do powstania solidnej umowy oraz instytucyjnej struktury trwałego pokoju, czyli sprawiedliwych, zrównoważonych porozumień opartych na zasobach wojskowo-politycznych partnerów i sojuszników oraz gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy.
Jest już oczywiste, że kwestia ukraińska jest nierozerwalnie spleciona z relacjami między Starym a Nowym Światem i nie da się jej wyłączyć z ram stosunków transatlantyckich. Z drugiej strony, w kontekście napiętych i problematycznych relacji z administracją Trumpa, Europa pozostaje jedynym miejscem, z którym Ukraina może wiązać swoje bezpieczeństwo w najbliższej perspektywie.
Aby to osiągnąć, Europejczycy muszą w końcu się obudzić i wziąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo kontynentu na siebie. Aktywność Europy pomoże nie tylko wydobyć Stany Zjednoczone z niebezpiecznego bagna izolacjonizmu, ale także umożliwi amerykańskim liberałom otrząsnąć się i zebrać siły, aby powstrzymać dryf kraju w stronę autorytaryzmu.
Prof. Serhij Feduniak – doktor habilitowany nauk politycznych, profesor na Wydziale Stosunków Międzynarodowych Czerniowieckiego Uniwersytetu Narodowego im. Jurija Fedkowycza w Czerniowcach (Ukraina), dyrektor ds. projektów strategicznych Centrum Narracji Politycznych Demokracji w Czerniowcach (Ukraina).