Od inauguracji prezydenta USA Donalda Trumpa minęły ledwie trzy tygodnie, a odnoszę wrażenie, że znaleźliśmy się w zupełnie nowym świecie. Czy rzeczywiście funkcjonujemy już we „wspaniałym nowym świecie”? Czy burzące spokój doniesienia medialne kształtujące tego typu wrażenie są tylko spontaniczną eksplozją lub też logicznym rozwojem poprzedniego toku wydarzeń na arenie międzynarodowej?

Autor: Witalij Mazurenko
Lęk. Największy irracjonalny strach wywołuje zazwyczaj nieznane. Wojna moskali przeciwko Ukrainie toczy się już ponad 10 lat, a trzy z nich na pełną skalę. Azjatyckie despotyczne imperium na etapie rozkładu zdobywa się na rzucenie wyzwania światu cywilizowanemu. Jednak, jedyne na co zdobywa wysiłek, to ludobójcza wojna przeciwko największemu krajowi Starego Kontynentu, „bramie Europy”, zgodnie z określeniem, które zaproponował historyk Serhij Płochij. Bezsprzecznie, wojna ta ma dalekosiężne skutki i jest preludium do potencjalnej III wojny światowej. Natomiast lęk w świecie cywilizowanym wzbudza zagrożenie utraty dobrobytu, wykrzywienie realności pomnożone przez wojnę hybrydową toczącą się w świecie wirtualnym, a także, co najmniej trzy pokolenia w świecie cywilizowanym wychowywane w duchu bezwzględnego pacyfizmu.
USA i Unia Europejska reagują na owe wezwanie zgodnie z ideowymi zasadami swoich społeczeństw. Stany Zjednoczone wzbierają się na szczyt populizmu, a UE stara się ostrożnie zachowywać osiągnięty w ostatnich dekadach dobrobyt. I jedno, i drugie podejście nie zmienia realnego stanu rzeczy, a jedynie tworzy medialny chaos poprzez różne komunikaty. W rzeczywistości to my jesteśmy jedyną cywilizacją na świecie – mając naprzeciwko siebie barbarzyństwo dyktatur, które w warunkach naszej lękowej paniki starają się obalić ustanowione przez nas samych zasady gry.
Otrzeźwienie. Wojna wymierzona przeciwko Ukrainie w istocie dotarła już do przestrzeni państw z kręgu świata cywilizowanego. Myślenie o Ukrainie jako o kraju w „sąsiedztwie” oraz ograniczenie postrzegania jej roli do wyłącznie strefy buforowej, zachęciły agresora do eskalacji oraz podsycającym ambicje dyktatur na całym świecie.
Razem z Ukrainą jako integralną części zachodniej cywilizacji – demokratycznych państw prawa – cały obszar Zachodu jest uczestnikiem wojny. Wyparcie się tego faktu powoduje przegraną. Przeciwko wszystkim państwom europejskim toczy się, jak na razie, wojna hybrydowa. Wróg nie jest u bram – on znajduje się wewnątrz i stara się najpierw rozmontować społeczeństwa europejskie zanim spróbuje zbrojnego ataku. Świadomość tego powinna zachęcić zatem do odrzucenia lęku i aktywnego działania.
W tej sytuacji pierwsze próby prowadzenia polityki zagranicznej przez prezydenta Trumpa nie zmieniają rzeczywistości, lecz wyostrzają spojrzenie na słabe punkty z których korzysta wróg. Jego maniera prowadzenia negocjacji jako przywódcy o narcystyczno-neurotycznej osobowości, co powoduje sympatię do innych przywódców autorytarnych i pogardę względem sojuszników, łączy tak pacyfistyczne ideowe nastawienie w amerykańskiej izolacjonistycznej formie, jak i pragnienie dobrobytu – czyli przewagi biznesowych interesów nad prawem międzynarodowym i politycznym balansem sił. Nie zmienia to faktu wojny między demokracjami a dyktaturami. I powinno ostatecznie pobudzić UE w reakcji na zagrożenia.
Ukraina to Europa. Pod takim hasłem odbywała się Rewolucja Godności w zaśnieżonym Kijowie 11 lat temu. Można je interpretować jako manifestację Ukraińców swoich aspiracji na drodze do członkostwa w Unii Europejskiej. Ale dla uczestników na Majdanie było ono wyrazem potwierdzającym przynależności narodu ukraińskiego do kręgu świata cywilizowanego. Tuż po zwycięstwie Rewolucji biskup Borys Hudziak sformułował następującą myśl: „Ukraińcy powracają do europejskiej rodziny narodów w celu przypomnienia im o zasadach własnej tożsamości”, w tym przede wszystkim wolności. Wolności pozytywnej, czyli wolności dla realizacji czegoś, a nie wolności od czegoś. Ta fundamentalna różnica postrzegania europejskości kosztowała Ukraińców już wiele ofiar. Niemniej, to właśnie w oparciu o nią naród ukraiński ma siłę na odpór o wiele liczniejszemu wrogowi. Ukraina walczy o bycie sobą, a nie o bycie wolnym od moskali. Ludobójczy charakter trwającej wojny nie jest podstawą oporu, tylko stymuluje jego bezwzględność.
Jednocześnie, będąc częścią zachodniej cywilizacji, ukraińskie władze ulegają globalnej modzie na populizm, co tylko przywodzi do większych strat na froncie. Ten fakt jest zrównoważony przez determinację do kontynuacji walki wykazywanej przez ukraińskie społeczeństwo. To przypomina w wywróconym przez wpływ mediów społecznościowych porządku politycznym, że osobowość, która dzięki populizmowi przyszła do władzy, w warunkach demokracji, nie potrafi osłabić kraju w perspektywie strategicznej. Tak czy inaczej – decydentem w nim jest naród. Właśnie o kondycję narodów toczy się obecna wojna hybrydowa w państwach członkowskich w UE.
Różnica w reakcji. Po ogłoszeniu przez Donalda Trumpa zamiaru bezpośrednich negocjacji z moskalami o „zakończeniu wojny w Ukrainie” państwa UE i struktury unijne wydały się kompletnie zaskoczone. Kijów zareagował w duchu ww. dychotomii. Z jednej strony, dyplomacja skupiła się wokół pozycji popierania wizji prezydenta USA grając na jego ambicjach. Włącznie z propozycją dopuszczenia firm amerykańskich do złóż metali ziem rzadkich. Z drugiej zaś, w oparciu o determinację narodu kontynuacji walki, odmówiono możliwość przyjęcia porozumienia bez udziału Ukrainy i jasny komunikat o potrzebie wznowienia integralności terytorialnej (jako warunku negocjacji).
Owszem – sam początek rozmowy o negocjacjach ze zbrodniarzem wojennym ze strony prezydenta USA jest pozycją z góry przegraną. Niemniej, demokracja ma w sobie bezpieczniki od urzeczywistnienia najbardziej niekorzystnego rozwoju sytuacji – to debata publiczna. Nie warto rezygnować z niej na korzyść wirtualnego „zbawiciela”.
Zasady. Wbrew pozorom zasady nigdzie nie znikają. Prawo międzynarodowe, praworządność, a także zdrowy rozsądek mogą wydawać się bezczynne w obliczu populizmu i pogwałcone przez dyktatury. Ale ich istnienie skraca czas na wybudowywanie reakcji na wyzwanie ze strony państw cywilizowanych.
Obudzenie Europy nie potrzebuje wielu dodatkowych przemyśleń ideologicznych. Jak mówi przysłowie „jeśli nie wiesz jak postąpić, postąp zgodnie z prawem”. To moskowia jest agresorem, toczy się ludobójcza wojna w Europie. A ludobójstwo i zbrodnia agresji wymagają sprawiedliwości.
Trzeba zatem przezwyciężyć lęk użycia siły w celu nieegzekwowania sprawiedliwości. Si vis pacem para bellum. Wszyscy na niej już jesteśmy. Zostaje nam „wyłącznie” połączyć siły. Ukraina zaproponowała utworzenie – na podstawie własnej armii – połączonych sił zbrojnych krajów europejskich. W obecnych warunkach byłoby to najbardziej skuteczną formą prewencji ataku moskowii na inne kraje Europy i decydowanie o losach cywilizacji europejskiej bez jej udziału (co zdaje się jak na razie sugerować administracja Trumpa).
Czy nie zabraknie determinacji?
Przypominają się słowa z powieści „Savrola. Opowieść o rewolucji w Lauranii” autorstwa Winstona Churchilla: „…Cnoty cywilizacji zawsze mają przewagę nad cnotami barbarzyńców. Dobroć ceni się wyżej od odwagi, a miłosierdzie – od siły. Ale ostatecznie panująca rasa zaniepadnie, a ponieważ żadna inna nie posiądzie jej miejsca – proces rozkładu będzie trwać”. Dlaczego jednak mamy się wypierać naszej odwagi i siły kierowanych porządkiem jako cnót cywilizowanych?
Witalij Mazurenko – zastępca redaktora naczelnego portalu „Obserwator Międzynarodowy”, prawnik, dziennikarz, doktorant na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pochodzi z Odeszczyzny.
