Prezydent Niemiec, Frank-Walter Steinmeier, ma się dziś spotkać z szefem bawarskiej CSU Horstem Seehoferem. Planowana rozmowa z przewodniczącym SPD Martinem Schulzem została przełożona na czwartek, 23 listopada. Aktywność prezydenta RFN jest następstwem fiaska utworzenia koalicji rządowej, tzw. „Jamajki”, po wycofaniu się z niej przez FDP.
Autor: Dr Krzysztof Tokarz
Prezydent Frank-Walter Steinmeier zdążył się już spotkać z szefem FDP Christianem Lindnerem oraz z przedstawicielami partii Zielonych. Nie ujawniono treści rozmów, ale z przecieków wiadomo, że Zieloni deklarują gotowość do rozmów, zaś FDP odmawia.
Kolejność spotkań jasno wskazuje, że Steinmeier najpierw próbuje ratować koalicję CDU, CSU, FDP i Zieloni. Z szefem SPD Martinem Schulzem prezydent spotka się dopiero po zakończeniu konsultacji. Być może, gdy wcześniejsze rozmowy poniosą ostateczne fiasko, będzie próbował nakłonić SPD do wejścia „do gry”. Wprawdzie socjaldemokraci już zadeklarowali przejście do opozycji, ale mogą jeszcze zmienić swoją decyzję. Kto wie, czy właśnie na to nie liczy niemiecki prezydent.
„Bild Zeitung” napisał, że politycy pogodzili się już z perspektywą nowych wyborów. Dziennikarze twierdzą, że w kuluarach Bundestagu mówi się już nawet o konkretnej dacie ewentualnych nowych wyborów u naszego zachodniego sąsiada. Przedterminowe wybory miałyby się rzekomo odbyć 22 kwietnia przyszłego roku. Czy to tylko spekulacja wyssana z palca, czy realistyczne prognozy, nie wiadomo.
Angela Merkel, oficjalnie z ubolewaniem, a w rzeczywistości ze słabo ukrywaną wściekłością, przyjęła decyzję FDP. Chadecja była niemalże pewna, że potencjalni partnerzy koalicyjni są na dobrej drodze i możliwe jest osiągnięcie porozumienia. Tak niedawno jeszcze twierdziła sama szefowa CDU. Chadecja będzie w nadchodzących tygodniach nadal pracowała „z odpowiedzialnością”. Angela Merkel wygłaszała natomiast gładkie, wypracowane dla mediów formułki. To ona, do czasu utworzenia nowego rządu, pełni obowiązki kanclerza.
O tym, że negocjacje nie idą jak trzeba, świadczą słowa czołowego polityka CSU. Przewodniczący bawarskiej siostrzanej partii chadeków, Horst Seehofer wyraził woje ubolewanie, że nie udało się doprowadzić do końca tego, co było już w zasięgu ręki.
Europejskie elity zaniepokojone sytuacją w Niemczech
Jeżeli najważniejszemu mocarstwu Unii Europejskiej grozi niestabilność, musi to szczególnie niepokoić elity europejskie i kierownictwo Unii. Wśród polityków dotyczy to chyba najbardziej prezydenta Francji. Macron nie będzie mógł bowiem przeforsować swoich pomysłów bez silnych i wspierających go Niemiec. Opóźnienie powołania rządu w w Berlinie oznacza, że prezydent Francji możne zapomnieć o „reformach Europy”, które tak buńczucznie zapowiadał. Czas prezydentury Macrona nieubłaganie biegnie, a prawdopodobieństwo wybrania go na kolejną kadencję, przy jego obecnych kiepskich notowaniach, oscyluje w okolicy zera.
Paradoksem jest to, że Merkel przez lata czekała, aby francuski partner stanął na nogi. A teraz same Niemcy stały się problemem, podczas gdy Paryż, aż kipi chęcią „utarcia nosa” opornym unijnym krajom, takim jak Polska i Węgry, ale nie tylko. Plan Macrona bez silnych Niemiec nie ma nawet cienia szans powodzenia.
Kryzys w Berlinie kryzysem całego kontynentu
Jak grzmią niektórzy komentatorzy. To może trochę słowa na wyrost, jednak sytuacja w Niemczech z pewnością budzi niepokój w elitach UE. Zwłaszcza kręgi rządzące dziś Unią mogą czuć się zaniepokojone, a nawet zagrożone. Wielu twierdzi – i chyba nie bez racji – że nie kto inny jak właśnie niemiecka kanclerz steruje decyzjami UE z tylnego siedzenia. Część kierownictwa UE, z Junckerem na czele, zawdzięcza posadę właśnie „cesarzowej Europy”. Brak rządu w Niemczech, zwłaszcza brak Merkel jako szefowej, oznacza, że czołowym figurom UE może brakować oparcia. Gołym okiem widać, że obecne szefostwo Unii wyczekuje kolejnych ruchów na scenie politycznej w Niemczech. W „czasie niemieckiego bezkrólewia” – a precyzyjniej rzecz ujmując, w okresie przejściowym pomiędzy zdaniem „starej” władzy a przejęciem sterów przez nowy rząd w Berlinie – Unia nie podejmuje żadnych istotnych decyzji.
Ewentualne fiasko rozmów o koalicji będzie osobistą porażką kanclerz Angeli Merkel. Oznacza to też kres mitu, jakoby tylko ona była jedyną, niezastąpioną przywódczynią. Klęska negocjacji oznacza też, że styl rządzenia Merkel Niemcami i Europą wyczerpał się. Jeśli nie powstanie koalicja rządowa i dojdzie do przedterminowych wyborów, będzie to dowodziło, że Merkel zbliża się do kresu swojej władzy. Zaniknie też jeszcze jeden mit, że jakoby nie ma alternatywy dla rządów Merkel. Niemożliwość powołania do życia koalicji „jamajskiej” (koalicja CDU, CSU, FDP i Zieloni), może mieć też jednak swoje dobre strony – narodzi się coś nowego.
Nowe przedterminowe wybory (w czasie, kiedy powstaje ten tekst) są prawdopodobne, ale nie stuprocentowo pewne. Jednak już to, co dzieje się wokół powoływania koalicji „Jamajki” wystarczy, by twierdzić, że marka polityczna „Made in Germany” okazuje się mieć rysy, a nawet głębsze pęknięcia. Najciekawszy w tym wszystkim jest fakt, że ten rzekomo niedościgły wzór zachodniej demokracji sam odziera się blasku.
Dr Krzysztof Tokarz – doktor nauk humanistycznych, ekspert w zakresie stosunków polsko-niemieckich. Napisał ponad 200 artykułów – w tym na temat Festung Breslau, polityki i gospodarki zachodniego sąsiada Polski – opublikowanych zarówno w prasie drukowanej i na portalach internetowych