USA-Iran: perski kot podnosi łapę [ANALIZA]

Wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA został przyjęty przez Teheran z zaciekawieniem oraz umiarkowanym zadowoleniem. Persowie są świadomi nieprzewidywalności Trumpa, ale jednocześnie obawiali się bliskich powiązań Hillary Clinton z Arabią Saudyjską. Równolegle zdają się nie wierzyć w skuteczność zapowiadanej przez 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych renegocjacji porozumienia nuklearnego.

Fot. AP Photo/Susan Walsh
Fot. AP Photo/Susan Walsh

Autor: Mateusz Obremski

Czekając na nowe rozdanie

Prezydent Hassan Rohani oraz minister spraw zagranicznych Mohhamad Dżawad Zarif wyrazili przekonanie, że Trump dalej będzie honorował umowę, stanowiącą międzynarodowy kompromis uznawany przez ONZ.

W kampanii wyborczej Trump był bardzo dosadny. Porozumienie nuklearne nazywał  między innymi „katastrofą”, „najgorszą umową w historii” i „bezpośrednim zagrożeniem bezpieczeństwa USA”. Równie jednoznacznie umowę z Iranem widzi Partia Republikańska (mająca większość w Kongresie), której wierchuszka zapowiedziała po podpisaniu porozumienia, że w przypadku przejęcia władzy, będzie dążyć do jego rewizji.

Do przestrzegania umowy wzywa Barack Obama, który traktuje porozumienie jako swoją spuściznę i fundament nowego kierunku polityki USA wobec Bliskiego Wschodu. W obronie traktatu stanęli również wpływowi analitycy ośrodków badawczych (reprezentujących różne opcje polityczne), którzy wystosowali list do prezydenta – elekta, aby nie zmieniać umowy, gdyż warunkuje ona pokój na Bliskim Wschodzie i zapewnia ekonomiczny rozwój. Niektórzy z nich wskazują nawet, że jej renegocjacja jest niemożliwa.

Porozumienie nuklearne będzie stanowić ważną dźwignię negocjacyjną w polityce międzynarodowej oraz jeden z  pierwszych testów dla zdolności politycznych nowego prezydenta. Wszystko to wskazuje, że warto przyjrzeć się szczegółom umowy, jak i temu, w jaki sposób może wpływać na bliskowschodnią politykę.

Porozumienie, które dało oddech Iranowi

Porozumienie nuklearne zostało podpisane w Wiedniu w lipcu 2015 roku między pięcioma atomowymi mocarstwami (USA, Rosja, Chiny, Wielka Brytania, Francja), Niemcami oraz Iranem. Jego zamiarem było powstrzymanie Iranu przed uzyskaniem broni atomowej. Umowa zakłada ograniczenie o ponad 2/3 irańskiego potencjału wzbogacania uranu. Teheran może posiadać łącznie nie więcej niż 300 kilogramów wzbogaconego uranu i nie ma możliwości powiększenia tego stanu przez 15 lat. Dodatkowo musi poddać się stałej kontroli Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej i przez osiem lat nie może handlować technologiami rakietowymi. Według danych MAEA Teheran stosuje się do postanowień umowy – zredukował liczbę wirówek, przekazał za granicę niemal wszystkie zapasy wzbogaconego paliwa oraz usunął rdzeń reaktora na ciężką wodę w Araku. Zgodnie z porozumieniem sankcje Rady Bezpieczeństwa, ONZ, USA i Unii Europejskiej wobec Iranu znoszone są stopniowo (jednak ich główna część już nie obowiązuje). W zamian za przestrzeganie postanowień porozumienia Teheran może zalewać światowe rynki ropą i gazem, a zagraniczne firmy mogą inwestować w tym kraju.

Warto podkreślić, że nie ma praktycznego uzasadnienia utrzymywania limitów na poziomie narzuconym przez umowę dla cywilnego programu nuklearnego. Co więcej, wraz z biegiem lat przestaną obowiązywać ograniczenia na broń konwencjonalną, a w ramach porozumienia Iran może nawet intensyfikować swój program atomowy. Przedmiotem kontrowersji pozostaje również fakt, że dostęp MAEA do wszystkich instalacji nie jest natychmiastowy i bezwarunkowy. Porozumienie nie ogranicza również programu pocisków balistycznych, z czego skwapliwie korzystają Persowie.

Równolegle z umową rośnie polityczne i ekonomiczne znaczenie Teheranu, który przestaje być traktowany jako światowy parias. W 2016 roku prezydent Hasan Rouhani odbył spektakularne tournée po światowych stolicach, podpisując astronomiczne kontrakty dla wygłodniałego kapitału rynku oraz szukając odbiorców gazu i ropy naftowej (np. wart kilkanaście miliardów dolarów kontrakt z Airbusem). Nikt nie ma również wątpliwości, że Teheran wyciągnął ze zniesienia sankcji wiele ekonomicznych korzyści (wskazuje na to między innymi raport Banku Światowego). Dławiony gospodarczym kryzysem został niejako zmuszony do negocjacji. Zdołał to jednak skutecznie przykryć przez jeszcze bardziej zdeterminowaną do osiągnięcia kompromisu administrację prezydenta Obamy oraz szukającą gospodarczych fruktów Europę.

Powrót mocarstwa

Iran zaktywizował swoją politykę zagraniczną w regionie. Za przykład może posłużyć jego ostatnia aktywność w Syrii, Iraku czy Jemenie, gdzie rywalizacja o wpływy konfliktuje Teheran z bliskimi sojusznikami USA – Izraelem i Arabią Saudyjską. Tel Awiw zapewnił już, że jeżeli wspierany przez Iran Hezbollah zagrozi granicy państwa żydowskiego, spotka się to ze zdecydowaną odpowiedzią ich sił zbrojnych. W Jemenie Irańczycy toczą de facto wojnę z Arabią Saudyjską. Głośnym echem odbiła się egzekucja przez Saudów szyickiego duchownego Nimra al – Nimram, która doprowadziła  do zerwania stosunków dyplomatycznych na linii Rijad – Teheran. Dowodów na ofensywną politykę zagraniczną Iranu jest więcej –  przywódca irańskich Strażników Rewolucji, generał Saeed Qasemi domaga się aneksji Bahrajnu, określając go jako „utraconą irańską prowincję”. W listopadzie ubiegłego roku prezydentem Libanu został Michel Aoun –  maronita wspierany przez Hezbollah.

Teheran, niedysponujący bronią nuklearną, ale mocny gospodarczo, silny w wojsku konwencjonalnym oraz o szerokich politycznych mackach, może stać się liderem podmiotów zdolnych do destabilizowania regionu. Niektórzy, jak wpływowy republikański senator Bob Corker, twierdzą, że porozumienie nuklearne wręcz tworzy z Irany mocarstwo. Corker zaznacza, że bardziej obawia się długoterminowych skutków dołączenia Teheranu do światowej czołówki na zasadzie równego partnera niż krótkoterminowych oszustw i wyłamań z przestrzegania umowy przez to państwo.

Porozumienie nuklearne ocenia się jako historyczne
Porozumienie nuklearne ocenia się jako historyczne

Opcje Teheranu

Przez lata Teheran wybierał między dwiema opcjami – pierwsza: być potulnym perskim kotem jak za czasów szacha, druga: dumnym lwem ajatollahów. Teraz ma również opcję numer trzy – udawanie pokory z jednoczesnym pokazywaniem pazurów.

Z podpisanym porozumieniem ajatollahowie mają komfort wyboru. Mogą grać lub udawać, że grają każdą z trzech opcji, warunkując swój wybór sytuacją polityczną i ekonomiczną na świecie i w kraju. Wiele wskazuje na to, że nie będą jednak chcieli rozwijać równoległego programu nuklearnego czy wracać do statusu sprzed rokowań, czyli „otwierania okna na Wschód”, jak to miało miejsce za poprzedniego prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada. Teheran prawdopodobnie będzie próbował sondować międzynarodowych inspektorów i opinie publiczną lekkim naginaniem umowy i dalej stosować nuklearny szantaż. Ilustracjami powyższego są liczne prowokacje – testy rakiet czy zakup sprzętu wojskowego od Rosji (w tym kupiony system obrony rakietowej S-300).

Ponadto w krótkim terminie Iran może wyciągać korzyści, co najmniej wizerunkowe, z wewnętrznych problemów w Waszyngtonie i pęknięć w zachodniej koalicji. Dyplomaci irańscy narzekają, że intencje USA nie są do końca czyste oraz że mimo szczerych chęci, nie mogą ufać Amerykanom. Rozdźwięk Zachodu jest widoczny gołym okiem – UE i ONZ zapowiedziały przestrzeganie umowy niezależnie od amerykańskiej polityki dotyczącej porozumienia.

Odpowiedź Zachodu

Cel numer jeden Trumpa i nowego amerykańskiego sekretarza stanu Rexa Tillersona na Bliskim Wschodzie to wyeliminowanie Państwa Islamskiego, co miałoby przedstawić prezydenta jako słownego i skutecznego przywódcę. Pokonanie ISIS nie może jednak odbyć się każdym kosztem, a z pewnością nie znaczącym wzrostem znaczenia Iranu. Jakieś formy porozumienia z Teheranem są jednak niezbędne. Trump, wzywając do renegocjacji porozumienia nuklearnego, zamierza zepchnąć do defensywy Persów i zapowiada „koniec jednostronnie korzystnych umów”. W rzeczywistości wcale nie musi chcieć anulowania umowy. Wystarczy, że będzie tylko o tym mówił, by zwiększyć swoją pozycję negocjacyjną. Po wyborach Trump nie zapowiedział wyrzucenia traktatu do kosza, wskazał jedynie, że jest gotowy na twarde negocjacje oraz że w przeciwieństwie do przeciwnika nie będzie bał się odstąpić od rozmów, kiedy ich wynik będzie niekorzystny. W żaden sposób nie wyklucza to krótkotrwałych sojuszy z Teheranem w pewnych częściach świata.

Trump ma do dyspozycji szereg półśrodków – może np. częściowo przywracać niektóre z sankcji. Historycznie limity na irański sektor paliwowo-energetyczny stanowiły silny kanał wpływu społeczności międzynarodowej na reżim ajatollahów. Wskazując właśnie na utratę ważnego politycznego instrumentu sankcji, przeciwnicy porozumienia nuklearnego określają je jako „jednostronne polityczne rozbrojenie”. Sytuacja ta odpowiada jednak większości państw Unii Europejskiej, które gorąco orędowały za tym dokumentem, licząc na kontrakty i dostęp do rynku paliw. Porozumienie nuklearne ma charakter wielostronny, zatem w celu jego renegocjacji Trump będzie musiał spierać się nie tylko z Iranem, ale również z ONZ czy UE.

Ekseprci są podzieleni w ocenie przyszłych ruchów Trumpa co do Iranu / Fot. NRO
Ekseprci są podzieleni w ocenie przyszłych ruchów Trumpa co do Iranu / Fot. NRO

Co istotne, Teheran stanowi ważny czynnik równowagi dla Turcji i coraz bardziej antyzachodniego Erdogana. Ewentualne zerwanie porozumienia nie oznacza więc automatycznie wojny, tylko zupełnie nowe wzajemne relacje – oparte prędzej na realizmie politycznym.

Amerykański politolog Robert Kagan twierdzi, że świat w XXI wieku skazany jest na tysiące małych lokalnych wojen i starć o charakterze hybrydowym. Zachód nie ma narzędzi ani woli, aby zarządzać skutecznie taką liczbą konfliktów, co w konsekwencji uprzywilejowuje potęgi regionalne. Mnóstwo pełzających regionalnych potyczek i brak bezpośredniej konfrontacji mocarstw ze względu na swój zbyt duży potencjał, to prawdopodobny bliskowschodni scenariusz na najbliższe lata.

Ketman

Na początku grudnia amerykański Senat przegłosował przedłużenie wygasających z końcem roku sankcji nałożonych na Iran 10 lat temu, a ruch ten poparł prezydent Obama. Według Amerykanów sankcje te nie mają nic wspólnego z porozumieniem nuklearnym. Innego zdania jest Teheran, który interpretuje to je jako pogwałcenie umowy. Sytuacja ta dobrze obrazuje zawiłość przyszłych relacji amerykańsko-irańskich oraz wielość interpretacji, czym tak naprawdę jest porozumienie nuklearne.

Czesław Miłosz w „Zniewolonym umyśle” pisał o egzotycznym dla nas kulturowo, wywodzącym się z szyickiego islamu, pojęciu Ketman (Takija) polegającym na usprawiedliwianiu oszustwa w postaci  maskowania się i udawania kogoś innego w przypadku zagrożenia. Patrząc na wcześniejsze zachowania ajatollahów, wydaje się, że opracowali oni do perfekcji tę umiejętność – gdy prowadzili wojskowy program nuklearny bez wiedzy Zachodu, czy gdy manipulowali światową opinią publiczną, udzielając bądź cofając dostęp organizacji międzynarodowych do swoich instalacji. Tak jest również teraz, gdy świadomie przeprowadzają prowokacje poprzez testy rakiet balistycznych.

Porozumienie nuklearne to szachownica pełna niedomówień i niejasności, różnych międzynarodowych interesów oraz prawnych interpretacji. Pytanie, jak reszta świata, na czele z nową  waszyngtońską administracją, rozegra partię szachów z Teheranem, który sam przecież wymyślił tę grę. Stawka, jak to niemal zawsze na Bliskim Wschodzie, jest wysoka.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed