Eskalujący wciąż konflikt na Bliskim Wschodzie od kilku tygodni jest stale analizowany pod względem militarnym oraz politycznym. Nie brakuje również głosów ekspertów ds. religii czy kultury. Jednak tło gospodarcze konfliktu pomijane jest zarówno przez media, jak i czołowe ośrodki analityczne. To błąd, gdyż prawdopodobnie to właśnie czynniki ekonomiczne były jedną z głównych przyczyn wybuchu wojny lub przynajmniej przyśpieszyły jej wybuch.
Autor: dr Janusz Wdzięczak
Nie-ekonomiczna geneza
Od samego początku ważną cechą konfliktu pomiędzy Izraelem a Palestyńczykami było tło polityczne, narodowościowe i religijne. O ile w przypadku innych konfliktów w regionie wątki ekonomiczne odgrywały dużą rolę to w przypadku walk w Palestynie miały one względnie znikome znaczenie. Podczas gdy inne kraje walczyły o złoża ropy (np. wojna o Kuwejt) lub o szlaki transportowe (wojna o Kanał Sueski) to od momentu ogłoszenia niepodległości przez Izrael w 1948 roku konflikt ten koncentrował się na o wiele bardziej podstawowych kwestiach. Powstanie państwa żydowskiego okazało się bowiem faktem trudnym do zaakceptowania przez ludność arabską zamieszkująca te tereny. Podczas wojny o niepodległość Izraela, wojny sześciodniowej, wojny Jom Kipur oraz innych odsłon konfliktu celem dla jednej strony była obrona Izraela, dla drugiej zaś zniszczenie tego państwa. W czasie tych wydarzeń obie strony skupiały się na militarnym zwycięstwie, nie zaś na przejęciu „aktywów” przeciwnika czy choćby na rozwiniętej polityce rabunkowej. Jedynym fizycznym „aktywem”, które interesowało obie strony była jedynie ziemia, terytorium w rozumieniu politycznym nie zaś gospodarczym; kilometr kwadratowy pustyni był ważniejszy niż o wiele mniejszy obszar położony np. na szlaku handlowym.
Wobec powyższego, w oczach uważnego obserwatora konflikt ten stanowi pewnego rodzaju anomalie, gdyż jest pozbawiony jednej z cech która determinowała ludzi do podboju od tysiącleci: chęci zdobycia bogactw, żyznych terenów, rozwinięcie handlu, itd. W trakcie trwania II wojny światowej III Rzesza okradała okupowane państwa z wszelkiego majątku w sposób zorganizowany. Francja pokonując Niemcy w czasie I wojny światowej domagała się dużych odszkodowań oraz zajęła niemieckie obszary przemysłowe. W epoce nowożytnej Szwecja opanowała do perfekcji model wojen rabunkowych, których doświadczyły Niemcy podczas wojen religijnych oraz Rzeczpospolita podczas słynnego „potopu”. Nawet Wielka Brytania prowadząc wojny kolonialne skupiała się na obszarach, które mogła wykorzystać gospodarczo. W przypadku wojny izraelsko-palestyńskiej taki czynnik był zawsze mniej widoczny.
O ile osoby znające genezę konfliktu i jego początkową naturę z pewnością nie zdziwi stwierdzenie tego stanu rzeczy, to warto zastanowić się nad tym, jak wspomniana geneza wpływa na kształt konfliktu dziś.
Nieopłacalna wojna
Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy zadać odważnie i wprost fundamentalne pytanie: Czy obywatelom Izraela i mieszkańcom Autonomii Palestyńskiej opłaca się ten konflikt? Odpowiedź jest prosta: zdecydowanie nie.
Gospodarka Izraela opiera się na zaawansowanych usługach, wysoko rozwiniętej produkcji przemysłowej, wdrażaniu szeroko rozumianych nowych technologii ze szczególnym uwzględnieniem IT, a także turystyce. Każdy z tych obszarów jest wrażliwy lub bardzo wrażliwy na zmiany polityczne i szoki w postaci konfliktów militarnych. Oczywiście, sektor zbrojeniowy w pewien sposób jest „stymulowany” utrzymującym się od 70 lat stanem ciągłego zagrożenia, jednak każdy konflikt powoduje zdecydowanie więcej strat. Wystarczy rzucić okiem na zachowania rynków finansowych w Izraelu po wybuchu wojny.
Efektem ataku Hamasu na Izrael było załamanie na giełdzie w Tel Awiwie co dobrze pokazuje index giełdowy TA-35, obejmujący 35 największych spółek.
W przypadku mieszkańców Autonomii Palestyńskiej ocena ekonomicznych następstw wybuchu konfliktu jest jeszcze łatwiejsza: w jego efekcie zarówno Strefa Gazy, jak i Zachodni Brzeg poniosą olbrzymie straty w postaci niszczenia infrastruktury, ograniczenia dostaw i zablokowania szczątkowej wymiany handlowej. Tereny znajdujące się pod kontrolą Palestyńczyków już teraz należą do najbiedniejszych na świecie i są w znacznym stopniu uzależnione od zagranicznej pomocy humanitarnej.
O ile więc ponad wszelką wątpliwość stwierdziliśmy, że konflikt jest nieopłacalny dla obu stron, to warto zadać sobie pytanie: dlaczego doszło do wybuchu pełnowymiarowego konfliktu i czemu wcześniej nie podpisano porozumienia pokojowego, skoro konflikt żydowsko-palestyński nie opłaca się obu stronom?
„Zasypać ich pieniędzmi”
W odpowiedzi na powyższe pytania pojawia się nam jedna z teorii, która nigdy nie została oficjalnie potwierdzona, a mimo to zasługuje na uwagę.
Według niej rząd USA wraz z rządem Izraela i częścią państw Zatoki Perskiej pracował nad koncepcją zakładającą porzucenie idei utworzenia państwa palestyńskiego na rzecz stworzenia wyjątkowo hojnego programu wsparcia finansowego Palestyńczyków. Mówiąc wprost: Amerykanie z władzami Izraela mieli „zasypać Palestyńczyków” na terenie Autonomii pieniędzmi, tak aby kwestie polityczne stały się mniej bolesne. Autorzy koncepcji zakładali, że jeśli na terenie Strefy Gazu i Zachodniego Brzegu zaczną powstawać nowe firmy, szpitale, szkoły, to walka o kwestie narodowe i religijne zejdzie na drugi plan lub będzie prowadzona w sposób bardziej cywilizowany niż za pomocą ataków terrorystycznych.
Sama idea pomysłu nie wydaje się zła: warto pamiętać że integracja gospodarcza spowodowała zakończenie większości konfliktów w Europie: Francuzi, Niemcy i Polacy, którzy walczyli w dwóch krwawych wojnach światowych obecnie pokojowo współpracują ze sobą. A wszystko dzięki swobodnemu przepływowi usług, towarów i kapitału w ramach Unii Europejskiej. Odrzucenie konfliktu zbrojnego na rzecz integracji gospodarczej nie wydawał się pomysłem oderwanym od rzeczywistości. Szczególnie jeśli pod uwagę weźmiemy twarde dane: Autonomię Palestyńską zamieszkują zaledwie 4 miliony osób, zaś PKB kraju według danych z 2019 roku wynosiło zaledwie 14,7 mld dolarów. Wobec tego można było zakładać tzw. efekt „niskiej bazy” czyli możliwości uzyskania znaczących efektów w odbudowie gospodarki Palestyny dzięki temu że dotychczas była ona w stanie upadku.
Właśnie z tymi planami wielu analityków łączy atak Hamasu. Jego celem miało być wbicie potężnego klina w relacje Izraela z Palestyńczykami oraz sojusznikami obu stron, tak żeby wdrożenie planu pokojowego nie było możliwe. Biorąc pod wagę charakter ataku Hamasu, który to miał na celu spowodowanie śmierci wielu cywilów nie zaś uderzenie w strategiczne obiekty wojskowe lub infrastrukturalne, teoria ta wydaje się realna. Obecnie nikt nie zamierza rozmawiać o pokoju, a tym bardziej o wsparciu finansowym dla Palestyny.
Tracą na tym oba społeczeństwa, politycznie oraz gospodarczo. Zaś beneficjentami są wąskie grupy radykałów, które po obu stronach stale podsycają konflikt. Jak widać, na Bliskim Wschodnie interes ekonomiczny społeczeństw nadal rozmija się z interesem politycznym liderów.
Dr Janusz Wdzięczak – ekonomista, historyk gospodarczy, specjalista w zakresie finansowania inwestycji. Członek zwyczajny renomowanego ośrodka badawczego Thomas Jefferson Research Center mieszczącego się w Tbilisi (Gruzja)