Zabijając w Bejrucie przywódcę Hezbollahu, Hassana Nasrallaha, Izrael w jawny sposób pokazał, że nie musi liczyć się z amerykańskimi wołaniami na puszczy o pokój na Bliskim Wschodzie. Dlaczego?
Autor: Tomasz Grzywaczewski
Najbardziej oczywisty powód to wybory prezydenckie. Stany Zjednoczone przez kolejnych kilka miesięcy (do styczniowej nominacji zwycięzcy) będą skoncentrowane na sobie i mniej zdolne do aktywnej polityki zagranicznej. Jednocześnie Binjamin Netanjahu może zakładać, że Kamala Harris będzie prowadziła bardziej asertywną politykę względem Izraela, natomiast Donald Trump i tak w pełni poprze Tel Awiw, żeby mieć argumenty w walce z Iranem. W każdy wariancie teraz jest najlepszy moment na działanie.
To jednak tylko kwestia doraźnej polityki – prawdziwym problemem jest słabość amerykańskiego podejścia do konfliktów zakorzeniona w post-zimnowojennym, unipolarnym i neoliberalnym myśleniu o porządku globalnym. W uproszczeniu sprowadza się on do tego, że wojnami się ZARZĄDZA a nie je WYGRYWA (albo przegrywa). W związku z tym grupa wojskowo-polityko-menadżerów w „situation room” operacyjnie rozstawia pionki, porównuje dane, i korzystając z amerykańskiej hegemonii wspartej międzynarodowym ładem instytucjonalnym (ukształtowanym przez Waszyngton) zarządza konfliktem zgodnie ze swoimi upodobaniami bez konieczności podejmowania prawdziwie strategicznych decyzji.
Abstrahując od tego, czy takie podejście w ogóle kiedykolwiek się sprawdzało (patrząc na Irak i Afganistan śmiem powątpiewać), to problem w tym, że w obecnym świecie spadku relatywnej siły amerykańskiej i próby narzucenia przez wzrastające potęgi nowego porządku ten sposób myślenia prowadzi do braku sprawczości ze strony USA. Rosja nie chce zarządzać wojną na Ukrainie, tylko chce Ukrainę podbić. Podobnie Izrael nie chce zarządzać zagrożeniem ze strony Iranu i ich proxy, tylko chce to niebezpieczeństwo zlikwidować.
Podałem przykład Ukrainy, bo od prawie 3 lat USA (ergo NATO) nie przedstawiło klarownej wizji zwycięstwa Kijowa i zakończenia tej wojny na swoich zasadach. Efekt jest taki, że pomimo bohaterskiej obrony Ukraina jest coraz bardziej zniszczona gospodarczo i demograficznie oraz traci kolejne terytoria. Wszyscy zaś zastanawiają się tylko jakie dać gwarancje bezpieczeństwa, żeby Moskwa za kilka lat kolejny raz nie spróbowała zrównać Ukrainy z ziemią.
To powoduje, że zarówno wrogowie ale jak widać również sojusznicy przestają liczyć się z potencjałem strategicznym Stanów Zjednoczonych i rozpychają się jak tylko mogą. W takich warunkach trudno mówić o zbudowaniu prawdziwej strategii odstraszania.
Jak powszechnie wiadomo najgorsza decyzja to brak decyzji. Szczególnie w wykonaniu globalnego mocarstwa.
Tomasz Grzywaczewski – polski dziennikarz, pisarz, dokumentalista i podróżnik. Autor książek reportażowych, filmów, programów dokumentalnych, artykułów prasowych oraz publikacji naukowych.