Na początku inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę dyskutowano o tym, jak NATO zareagowałoby na atak na Polskę czy państwa bałtyckie. Pomysły Donalda Trumpa skłaniają jednak do przyjrzenia się innemu scenariuszowi.
Autor: Maciej Adam Baczyński
W czasie kampanii prezydenckiej Donald Trump nie ukrywał swoich kontrowersyjnych opinii i planów na przyszłość. Jego zdecydowanie i wyrazistość z pewnością przemówiły do wielu wyborców. Oczywiście, nie wszystkie obietnice należy traktować serio. W realizację zapowiedzi zakończenia wojny w Ukrainie w ciągu 24 godzin uwierzyli chyba tylko najzagorzalsi zwolennicy. Od inauguracji drugiej prezydentury Trumpa dzielą nas jednak niespełna dwa tygodnie.
Trump nie zwleka z kształtowaniem nowego oblicza USA. Sądząc z doniesień zza Oceanu, wzór współczesnej demokracji czekają głębokie zmiany. Dotkną one nie tylko hołubioną przez prezydenta-elekta gospodarkę, ale również inne dziedziny funkcjonowania państwa, w tym politykę zagraniczną i bezpieczeństwa. Trumpowi marzy się wzmocnienie Stanów, które miałoby zostać osiągnięte poprzez ekspansję terytorialną. Doszłoby do niego dzięki przyłączeniu kilku skrawków Ameryki.
Czy wypowiedzi Donalda Trumpa o przejmowaniu kontroli nad Kanadą, Grenlandią i Kanałem Panamskim, w tym przy użyciu siły, wypada traktować poważnie? Wielu komentatorów wprost określa je jako nierealne, wręcz szalone. Podobnie myślano jednak o słowach wielu polityków – niektóre z ich zapowiedzi zrealizowano. Trudno ocenić szanse powodzenia projektów Trumpa. Plan zakończenia wojny w Ukrainie wydłużył się już do 6 miesięcy.
Podczas kampanii Trump kreślił nowe zasady funkcjonowania NATO. 7 stycznia stwierdził jednak, że postulowany przez niego próg 3% PKB wydawanych na obronność jest niewystarczający. Jego zdaniem członkowie Paktu, zwłaszcza ci najbardziej narażeni, są w stanie osiągnąć poziom 5%. Obecnie największy odsetek wydatków na obronność ma Polska (4,7%), zaś USA ledwo przekraczają proponowany wcześniej (3,3%).
Rozmowy o NATO często koncentrują się na ocenie wiarygodności zapewnień o wsparciu w obliczu agresji. Dotychczas dotyczyło to scenariusza, w którym kolejnym celem Putina stałaby się Polska, państwa bałtyckie, Rumunia czy Finlandia. Po ostatnich rewelacjach na temat ekonomicznego znaczenia Grenlandii czas zmienić go na udział Paktu w obronie administrującej wyspą Danii. Zastosowanie Artykułu 5 przeciwko USA wydaje się dziś absurdem.
Status Grenlandii wzbudza zainteresowanie. Już ponad tysiąc lat temu na wyspę docierali Skandynawowie, którzy ze zmiennym szczęściem podejmowali działania zmierzające do jej kolonizacji. Najpoważniejsze spory o przynależność państwową Grenlandii toczyły się pomiędzy Danią i odłączoną od niej w 1905 roku Norwegią. Ta uznała jednak racje Duńczyków, a także niekorzystny dla siebie wyrok Stałego Trybunału Sprawiedliwości Międzynarodowej z 1933 roku.
Coraz głośniej mówi się o niepodległości Grenlandii. Przyznana w 1979 roku (i rozszerzona w roku 2008) autonomia zdaje się nie wystarczać Grenlandczykom, którzy nie czują więzi z Kopenhagą. Dowodzi tego przeprowadzone w 1982 referendum, w którym nieznaczna większość głosujących (52%) opowiedziała się za wystąpieniem z EWG. Przebieg procesu określono w traktacie z marca 1984 roku. Wszedł on w życie 1 stycznia 1985 roku.
Amerykanie od dawna próbują uzyskać wpływ na losy wyspy. Idea zakupu Grenlandii pojawiła się już w 1867 roku, pierwszą ofertę wystosowano jednak dopiero pod koniec 1946 roku. Było to już po II wojnie światowej, podczas której na wyspie pojawiły się wojska amerykańskie. Ich obecność przypieczętowało powstanie NATO. Od tego czasu strategiczne znaczenie Grenlandii rośnie. Ma to związek także z postępującymi zmianami klimatycznymi.
Grenlandia posiada zasoby surowców naturalnych, w tym tych niezbędnych do transformacji energetycznej Unii Europejskiej. Wyspa kryje w sobie zasoby, m.in.: ropy naftowej, uranu, kobaltu, niklu, miedzi, litu i metali ziem rzadkich. Topnienie pokrywy lodowej ma też znaczenie dla transportu morskiego – może otworzyć nowe (dochodowe) szlaki żeglugowe. Perspektywy wzrostu atrakcyjności gospodarczej sprawiły, że o zakupie Grenlandii Trump mówił już w 2019 roku.
Mette Frederiksen, premierka Danii, ucięła wówczas spekulacje, podkreślając, że Dania nie sprzeda prawie 60 tysięcy obywateli. Zdania nie zmieniła. Decyzję o zmianie statusu Grenlandii pozostawia jednak jej obywatelom. Tych przy Kopenhadze zatrzymują dotacje, bez których poziom życia na wyspie uległby gwałtownemu obniżeniu. Zamieszanie próbują wykorzystać duńscy politycy, którzy podważają kompetencje pani premier. Argumentują, że do stawienia oporu trzeba siły charakteru.
Z pewnością nie brakowało jej Birgitte Nyborg Christensen, bohaterce duńskiego serialu „Borgen” – w Polsce emitowanym pod tytułem „Rząd”. Przedstawia on fikcyjne perypetie pierwszej kobiety pełniącej funkcję premiera Danii. Fabuła jest specyficzna – z jednej strony wyraźnie nawiązuje do epizodów z historii duńskiej polityki, z drugiej – ostrożność popchnęła autorów do (czasami absurdalnego) kamuflowania nazwisk polityków i nazw państw.
Grenlandia jest jednak sobą. W pierwszej serii z 2010 roku pojawia się jedynie w czwartym odcinku, w którym pani premier mierzy się z oskarżeniami o wykorzystanie wyspy przez Amerykanów (!) do transportowania więźniów z Afganistanu. Wizyta na Grenlandii i spotkanie z lokalną elitą uświadamia jej pozytywną „inność” Grenlandczyków. Co więcej, przysparza jej silnego poczucia winy za kolonialny stosunek Duńczyków do wyspiarzy.
Ciekawie robi się jednak zwłaszcza w sezonie czwartym (z roku 2022), który w całości rozwija się wokół wątków grenlandzkich. Birgitte jest już „tylko” ministrą spraw zagranicznych, musi jednak bardziej zaangażować się w sprawy Grenlandii. Wynika to z odkrycia złóż ropy, o którym entuzjastycznie nastawieni politycy informują opinię publiczną. Rozpoczyna się wyścig, w którym udział biorą również kryjący się za Kandyjczykami Rosjanie.
W kolejnych odcinkach sytuacja się komplikuje. Do gry wchodzą Amerykanie i Chińczycy, całemu rządowi Danii grozi głosowanie nad wotum nieufności, Birgitte kuszona jest funkcją sekretarza generalnego ONZ, okoliczności zmuszają ją jednak do znalezienia ekologicznego sposobu wydobycia ropy. Grenlandia przyciąga coraz więcej chińskich inwestycji, co irytuje Amerykanów. Wyspa jest ważnym tematem duńskiej polityki, nadal przebija się wyraźny motyw aspiracji niepodległościowych Grenlandczyków.
Wypowiedzi Donalda Trumpa pokazują, że serialowa opowieść wcale nie jest tak abstrakcyjna jak mogłoby się wydawać. Kryje się w niej nie tylko uniwersalna historia o walce o wolność i rywalizacji o pieniądze i wpływy, ale również nieprzewidywalności polityków i inwestorów, dla których ryzykowne decyzje i kupczenie stanowiskami są jedynie ruchem biznesowym, który może im przynieść krociowe zyski.
Maciej Adam Baczyński – doktorant III roku w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Łódzkiego, dyscyplina: nauki o polityce i administracji. Sekretarz naukowy Centrum Naukowo-Badawczego UŁ „Bałkany na przełomie XX/XXI w.” i prezes Studencko-Doktoranckiego Koła Naukowego Pax Europaea. Interesuje się relacjami polityki z historią i kulturą, zwłaszcza w obszarze pamięci zbiorowej.