Mołdawskie Lachy [REPORTAŻ]

Mówiąc o Polakach na wschodzie, mamy zazwyczaj na myśli Ukrainę, Białoruś i Litwę, czasem Łotwę i Rosję. O Republice Mołdawii nie pamięta się wcale. Tymczasem zarówno w Mołdawii, jak i w Naddniestrzu mieszkają Polacy, do których rzadko trafiają rodacy z Polski – zapraszamy do lektury reportażu autorstwa Wojciecha Jankowskiego, dziennikarza „Kuriera Galicyjskiego”.

Bielce. Larysa Zawadzka pokazuje rodzinne dokumenty (fot. Wojciech Jankowski)
Bielce. Larysa Zawadzka pokazuje rodzinne dokumenty (fot. Wojciech Jankowski)

Autor: Wojciech Jankowski

Przejście graniczne w Medyce udało nam się przejechać wyjątkowo sprawnie. Ruszaliśmy w długą trasę, liczącą ponad 750 km. Następny postój miał być już po mołdawskiej stronie granicy. W Przemyślu spotkaliśmy się ze sprawcą całego zamieszania, Markiem Pantułą, samotnym wilkiem, pokonującym kilka razy w roku tę długą trasę i od lat pomagającym Polakom w Mołdawii i w Naddniestrzu. Dziennikarze z grupy Horizon Agency dotarli do Marka i postanowili mu pomóc w zbiórce pieniędzy dla Polaków z Naddniestrza. Przeprowadzona akcja zakończyła się sukcesem i jej pokłosiem była wyprawa do Naddniestrza, w której wzięli udział dziennikarze związani z Horizon Agency, Tomasz Grzywaczewski, Marta Rybicka i Tomasz Lachowski. Patronem medialnym zbiórki był również Kurier Galicyjski.

Trasa przerywana krótkimi postojami na kawę omijała duże miasta, Stanisławów, Czerniowce i prowadziła do granicy mołdawskiej. Na terenie obwodu czerniowieckiego czas wydłużał się do nieskończoności. Na wschodnim krańcu tego obwodu znajduje się przejście graniczne w Sokirianach. Bez kolejki, która może uprzykrzać życie na bliższym przejściu w Mamałydze, wjechaliśmy do Mołdawii. Miejscem docelowym naszej wyprawy było Naddniestrze, ale Marek Pantuła tak ułożył trasę, abyśmy odwiedzili Polaków mieszkających w Mołdawii właściwej.

W Tyrnowie mieszkają Lachy

Perełką wśród polskich śladów w północnej Mołdawii jest Tîrnova [rum. wym. Tyrnowa, nie figuruje w Urzędowym Wykazie Polskich Nazw Geograficznych, ale w polskiej prasie z Mołdawii jest używana nazwa Tyrnowo]. Przez wieś przepływa mała rzeczka. Po jednej stronie mieszkają Mołdawianie, po drugiej… Lachy. Stara nazwa nie nabrała tu jednak pejoratywnego znaczenia. Być Lachem tu brzmi dumnie.

– Tu, po tej stronie mieszka ponad 400 Polaków, szlachty, Lachów – jak my mówimy, a tam, po drugiej stronie są Mołdawianie. Są tu jeszcze dwie rodziny ukraińskie – opowiada Corneliu Fulgar Syrkowski, mężczyzna o posturze niedźwiedzia, przypominający Onufrego Zagłobę. – Polacy przyjechali tu po przegranym powstaniu w latach 1863-64. Część osiedliła się w naszej wiosce. Ludzie noszą tu takie nazwiska, jak: Syrkowski, Czajkowski, Komornicki – jak napisano w księdze cerkiewnej – jest to polska szlachta.

Literatura opisuje jednak, że około 1847 roku z Guberni Podolskiej do Bassarabii zaczęli przenosić się przedstawiciele zubożałej szlachty. Wśród tych miejscowości znajduje się też Tyrnowo. Informacje te można znaleźć w pierwszej wzmiance o Polakach miejscowych w pracy A. Zaszczuka „Materiały do geografii i statystyki Rosji zebrane przez oficerów Sztabu Generalnego. Region Besarabia” z roku 1862. Już wtedy zaobserwowano, że część opisywanej grupy Polaków wyznawała prawosławie. Zastanawiała mnie jednak wspomniana przez Corneliu księga cerkiewna. Zapytałem, czy przychodźcy byli katolikami. Wioska istniała już wcześniej, od 1812 roku była tu cerkiew. Polacy po przybyciu zaczęli uczęszczać do świątyni obrządku wschodniego.

Tyrnowo. Marek Pantuła (od lewej) i Corneliu Fulgar Syrkowski – „Tyrnowski Zagłoba” (fot. Wojciech Jankowski)
Tyrnowo. Marek Pantuła (od lewej) i Corneliu Fulgar Syrkowski – „Tyrnowski Zagłoba” (fot. Wojciech Jankowski)

– Najbliższy kościół był w Bielcach. Zaczęli chodzić do cerkwi i w ciągu stu lat stali się prawosławnymi, ale zwyczaje przetrwały – podkreśla Corneliu – Boże Narodzenie obchodzimy 25 grudnia, Nowy Rok 1 stycznia. Niektórzy żegnają się jeszcze, jak w kościele – nawyki zostały. Mój dziadek i babcia modlili się po polsku.

Zostajemy przyjęci przy suto zastawionym stole. To już jest druga taka uczta w czasie tego wyjazdu. Częstują nas domowym winem, które posiada każdy gospodarz. Dobre wino – jak się przekonaliśmy w czasie tego wyjazdu – jest szczególnym powodem do dumy. Przyjmując gości gospodarze zachwalają wino, że jest pędzone bez użycia cukru, wody i co najistotniejsze – „bez chemii”. Ucztujący słyszą zapewnienia, że nigdy jeszcze nie próbowali takiego wina i po skosztowaniu przyznają, że tak jest w istocie. Trunek jest rzeczywiście wyborny, wytrawny, wyczuwa się słodki, winogronowy bukiet. Ten sam ceremoniał powtórzył się kilkakrotnie w trakcie tego wyjazdu. Wino zawsze było bez wody, cukru i chemii, a my przyznawaliśmy, że tak dobrego wina jeszcze nie piliśmy… Do obiadu przygrywał akordeon. Śpiewaliśmy polskie pieśni i jesteśmy pod wrażeniem szerokiego repertuaru, który znają nasi gospodarze. Język wbrew powszechnemu w Polsce przekonaniu w trudnych warunkach zamiera szybko. Dłużej pozostaje pamięć historyczna i świadomość pochodzenia. Miejscowi Polacy mają za sobą sowieckie represje i politykę rusyfikacji. Nie można wymagać od nich znajomości polszczyzny, bo to byłoby trudne nawet w warunkach neutralnej postawy państwa, a Związek Sowiecki w tej kwestii ponad wszelką wątpliwość neutralny nie był.

– W czterdziestym roku, gdy do Besarabii weszli komuniści, zapisali Polaków jako Ukraińców, żeby nie było polskiej szkoły – wspomina Corneliu – Program partii był następujący: żeby zniszczyć naród, należy zniszczyć język. Trzeba było ich zapisać jako Ukraińcy, żeby uczyli się rosyjskiego.

Tyrnowo ma do dziś dwa cmentarze, mołdawski i polski. Corneliu uważa, że przodkowie pochowani na lackim cmentarzu byliby z nich dumni. – Odradzamy naszą cześć dla przodków, nie zapomnieliśmy o nich. I najważniejsze jest to, że nie zapomnieliśmy, że jesteśmy Polakami. Polacy tyrnowscy odprowadzili nas do skrzyżowania dróg, skąd już mogliśmy jechać dalej na południe. Na pożegnaniu towarzyszyły nam pieśni i akordeon.

Tyrnowo, pożegnanie z miejscowymi Polakami (fot. Wojciech Jankowski)
Tyrnowo, pożegnanie z miejscowymi Polakami (fot. Wojciech Jankowski)

Bielce

W Bielcach ugościła nas Larysa Zawadzka, dyrektor Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Mołdawii. Pani Larysa mówi znakomitą polszczyzną. Jej dom jest pełen dokumentów rodzinnych potwierdzających ciągłość historii rodziny w Besarabii w czasach rosyjskich, rumuńskich, sowieckich i mołdawskich. W 1890 roku polski szlachcic, Leon Zawadzki wraz z żoną i trójką dzieci osiedlił się w Besarabii. Kupili 17 hektarów w Bielcach i 28 w Pietropawłowce, ale rodzina cały czas miała swój majątek w okolicach Kamieńca Podolskiego. W okresie sowieckim ojciec był więziony 10 lat za to, że był Polakiem. Pani Larysa wspomina, że Polacy zamieszkujący jedną dzielnicę trzymali się razem, pomagali sobie nawzajem.

– Śmiało mogę mówić, że jestem z Kresów. Dlaczego? Moi przodkowie, szlachta polska przyjechali tu, kupili ziemię i jesteśmy tu ponad 110 lat. Geograficznie i historycznie to nie jest ziemia polska ale mogę mówić, że jestem Polką z Kresów.

Pani Larysa ma pretensję do państwa polskiego, że źle traktuje posiadaczy Karty Polaka na granicy:

– Urodziłam się na terenie Mołdawii, jestem Polką. Mam dwie ojczyzny i dwie dusze, a jestem Polką nie do końca. Dlaczego? Czekaliśmy na tę Kartę Polaka tyle czasu… Myślałam, że ona da mi prawo, żeby wyjąć ją z kieszeni i na piechotę albo busikiem wjechać do mojej drugiej ojczyzny. Ale to nie jest tak! Raz w miesiącu jeżdżę do Polski. Stoję na granicy trzy godziny, latem można udaru dostać, w zeszłym roku w lutym stałam i myślałam, że zamarznę. Po co mi ta Karta Polaka? Jak Polska dba o Polaków, którzy urodzili się tutaj? Miesiąc temu jechałam do Przemyśla na konferencję z okazji roku sienkiewiczowskiego. Mówiłam, że jestem prezesem Uniwersytetu Trzeciego Wieku, że na mnie czekają. Pogranicznik powiedział „mnie to nie obchodzi”. Ja bym chciała pójść do prezydenta Dudy i zapytać, dlaczego nie dba pan o Polaków?. Jestem obrażona za to, że tam jest napisane, że należę do narodu polskiego. W jaki sposób ja należę? Nie mam prawa do tego przejścia, bo Polska jest w Unii, ale ja nie jadę do Unii, ja jadę do swojego kraju! To jest to, co boli mnie i moich rodaków!

Opuszczaliśmy panią Larysę, w pełni rozumiejąc jej żal i pamiętając, że przekażemy dalej jej słowa o Karcie Polaka w Polsce. W pamięci mieliśmy jednak również jej ciepło i gorące przyjęcie polskiej szlachcianki w Bielcach.

Spotkanie z Polakami w Grigorówce, w Mołdawii. Przemawai autor reportażu, Wojciech Jankowski (fot. Marta Rybicka)
Spotkanie z Polakami w Grigorówce, w Mołdawii. Przemawia autor reportażu, Wojciech Jankowski (fot. Marta Rybicka)

Mołdawska Warszawka

Legenda głosi, że Rosjanie, gdy dowiedzieli się o planowanym powstaniu, zesłali oficerów – Polaków w wojsku rosyjskim na Syberię, a ich żony do Besarabii. Pięć żon przyjechało tu, zbudowało pięć ziemianek i tak rozpoczęła się historia Grigorówki, która nazywano… Warszawką. Historia nie spełnia wymogów legendy, ponieważ znaleziono jej potwierdzenie w archiwach. Wieś założono w 1853 roku. Druga fala polskiego osadnictwa to przybysze z Winnicy, z Kamieńca Podolskiego, którzy przesiedlili się tu, ponieważ można było nabyć niezagospodarowaną ziemię.

Ważną osobą w polskim środowisku Grigorówki jest Paulina Stetkiewicz, prezes Towarzystwa Polskich Rodzin, która od lat poświęca się pielęgnowaniu polskiej kultury i pracy z młodzieżą. Na powitanie naszej grupy, wspólnie z dziećmi przygotowała ona występy dziecięce. W mołdawskiej miejscowości, o której istnieniu nie wie większość Polaków, usłyszeliśmy, jak miejscowe dzieci recytowały „Kaczkę Dziwaczkę” Jana Brzechwy czy „Okulary” Juliana Tuwima.

Wieczór zakończył się ucztą, śpiewami i degustowaniem miejscowego wina, oczywiście „bez cukru i chemii”…

Wojciech Jankowski jest dziennikarzem, redaktorem „Kuriera Galicyjskiego”, polskiej gazety na Ukrainie. http://kuriergalicyjski.com/ Prowadzi audycję Program Wschodni w Radiu Wnethttp://www.radiownet.pl/republikanie/program

Artykuł publikujemy dzięki uprzejmości Autora. Tekst ukazał się pierwotnie w Kurierze Galicyjskim, nr 2 (270) 31 stycznia – 13 lutego 2017 i jest dostępny na stronie internetowej: http://kuriergalicyjski.com/historia/portrety-miast/5575-u-polakow-w-moldawii

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed