Czy Polacy i Ukraińcy są już gotowi na szczerą rozmowę o zbrodni wołyńskiej i jej tragicznych konsekwencjach? Czy temat ten może nie być upolityczniany zgodnie z interesem aktualnie rządzących w Warszawie lub Kijowie? Odpowiedź może być twierdząca, kiedy za opowieść o Wołyniu weźmie się otwarte na dialog młode pokolenie, wcale niewolne od rodzinnych traum związanych z wydarzeniami z 1943 i 1944 roku. Taki właśnie jest film dokumentalny „Sad dziadka” w reżyserii Karola Starnawskiego, do którego scenariusz napisał Witold Szabłowski.
Autorzy: dr Barbara Jundo-Kaliszewska i dr Tomasz Lachowski
Film dokumentalny “Sad dziadka” porusza niezwykle trudny i istotny wątek w relacjach polsko-ukraińskich, który od lat powraca na bilateralną agendę Kijowa i Warszawy – temat rzezi wołyńskiej (inaczej: rzezi wołyńsko-galicyjskiej). Ten jeden z nielicznych głosów polskiej sztuki filmowej w trwającej po dziś dzień debacie wokół zbrodni, dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1943-1944 na ludności polskiej na Wołyniu oraz w Galicji Wschodniej uznać należy za niewątpliwie mający szczególną wartość. Dodatkowo, z uwagi na wzmożone obecnie manipulowanie przez putinowski reżim wydarzeniami z czasów II wojny światowej i udziałem Ukraińców w ludobójstwach, produkcja zasługuje na uwagę. Trzecim argumentem stanowiącym o wartości dokumentu jest wciąż niedostateczna wiedza na poziomie społecznym zarówno w Polsce, jak i w Ukrainie o kulisach tych dramatycznych wydarzeń, przy czym skala niewiedzy pośród Ukraińców na temat „Wołynia-43” jest znacznie większa. O ile w Polsce, zwłaszcza po 1989 r., zaistniały warunki dla poważnej debaty publicznej oraz naukowej na omawiany temat (co zaowocowało wieloma publikacjami naukowymi oraz popularno-naukowymi), o tyle w Ukrainie nawet po odzyskaniu niepodległości przez ten kraj w 1991 r., tematyka rzezi wołyńskiej przez lata miała charakter raczej regionalny, a nie ogólnokrajowy (pozostając w zasadzie całkowicie pominiętą w ramach systemu edukacji szkolnej dzieci i młodzieży). Wreszcie, po czwarte, stanowiąc swoiste rozwinięcie książki autorstwa scenarzysty filmu, Witolda Szabłowskiego, pt.: „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” (Wydawnictwo Znak: Kraków 2016), film podejmuje wątek Ukraińców ratujących swoich sąsiadów Polaków przed nieuchronną śmiercią ze strony ukraińskich nacjonalistów w czasie wydarzeń na Wołyniu w 1943 r.
Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia geopolityczne i zacieśnienie bezpośrednich relacji polsko-ukraińskich – niezależnie od aktualnie obserwowanego pewnego kryzysu w stosunkach władz obu państw – chociażby w kontekście współistnienia na terytorium Polski społeczeństwa polskiego z licznymi rzeszami uchodźców wojennych z Ukrainy – przepracowanie traumy wołyńskiej i wypracowanie wspólnej narracji w tym temacie zdaje się dziś być kwestią fundamentalną. Jednym ze skutecznych narzędzi mówienia w sposób dostępny o rzeczach trudnych jest właśnie kino.
Struktura i ujęcie problemu
Karol Starnawski proponuje nam dokument nakręcony w gatunku filmu drogi. Główna bohaterka, Karolina, jest Polką wyruszającą w podróż po Ukrainie w poszukiwaniu tytułowego “Sadu dziadka”, który znajdował się w jednej wsi na Wołyniu – Ugły – przed wojną zamieszkałej głównie przez Polaków (co ciekawe, wieś ta istnieje do dziś. Mieszka w niej w chwili obecnej około 200 osób). Oczami kobiety, która w rzezi wołyńskiej straciła 18 krewnych, zaglądamy w przeszłość. Dzięki okruchom relacji świadków, porządkujemy pamięć rodziny. Równie dobrze mogłaby ona stanowić metaforę pamięci całego narodu, utworzonej ze skrawków informacji zasłyszanych przez “uchylone drzwi” terroru totalitaryzmu. Jest to pamięć traumatyczna i w dalszym ciągu mocno szczątkowa, czego wyrazem zdaje się być symboliczna postać seniorki rodu, która prosi by, zdeterminowana do odkrycia prawdy kobieta, “za bardzo nie grzebała w przeszłości”.
Przewodnikami głównej bohaterki po bezkresach zachodniej Ukrainy stają się – operator Ołeksandr, pochodzący ze Lwowa, ale mieszkający od lat w Polsce i mający polską żonę, oraz Leon Popek, historyk z Polski, opiekun miejsc pamięci na Wołyniu. Obaj naznaczeni traumą wołyńską. Polak, w którego rodzinie zamordowano 30 osób, od lat badał sprawy lokalnych mordów. Poznał je dzięki relacji ocalałej z pogromów matki. Dla Ukraińca to sprawa świeża – dopiero co się dowiedział o dramatycznym losie swoich krewnych. Sprawa Wołynia, podobnie jak już wspomnieliśmy dla przeważającej większości populacji dzisiejszej Ukrainy, stanowi dla niego novum: “Jestem ze Lwowa, o Wołyniu mało wiedziałem. Młodzi ludzie nie wiedzą. O tym się nie mówi. Dlaczego?” – fundamentalne pytanie, a zarazem motyw przywodni tej produkcji.
Ważna dla wymowy filmu staje się relacja pomiędzy głównymi bohaterami i ich rozmowy na temat tragicznych wydarzeń z 1943 r. „Ja zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że dla niego (Ołeksandra – przyp. BJ-K,TL) też może być to trudne. Ja jednak dorastałam z tą historią i zdążyłam się z nią trochę oswoić” – mówi w pewnym momencie filmu Karolina. To ważny wątek, ponieważ pokazuje, że ofiarami rzezi wołyńskiej nie byli wyłącznie Polacy, ale także pomagający Polakom Ukraińcy. Podczas swojej podróży bohaterowie spotykają się z żyjącymi na Wołyniu Ukraińcami, nierzadko osobami bardzo wiekowymi, które jeszcze pamiętają co wydarzyło się w czasie tragicznych lat II wojny światowej. Jedną z takich osób jest Ołeksandra Wasiejko, zwana Babcią Szurą, której ojciec pochował pomordowanych Polaków podczas rzezi wołyńskiej, a ona sama starannie przechowała pamięć o tych trudnych wydarzeniach. W 2019 r. Babcia Szura została odznaczona przez Prezydenta RP medalem Virtus et Fraternitas.
Reżyser, Karol Starnawski, zrezygnował z wykorzystania powszechnie dostępnych w Internecie makabrycznych fotografii z kronik archiwalnych. Nie ma też porządkującej fakty, tzw. „gadającej głowy” eksperta. Zamiast tego otrzymujemy głos zwykłego człowieka i narrację pejzażu. Ten rozpościera się w łanach zbóż, pokrywających bezimienne mogiły ofiar i w górującym nad nimi błękicie nieba. Piękny obraz dopełnia znakomita muzyka skomponowana przez Ołeksandra Jarmołę, lidera grupy Haydamaky.
Polityka historyczna
Pozostawiono bez wyjaśnienia, pojawiających się tu i ówdzie na przestworzach produkcji, nieomal, mitycznych duchów banderowców. Może to wynikać zarówno z założenia, że po film sięgną osoby zorientowane w temacie bądź widzowie mający możliwość pogłębienia wiedzy we własnym zakresie. Ten zabieg artystyczny, zrozumiały z punktu widzenia sztuki, niesie ze sobą pewne ryzyko utrwalenia błędnego obarczania kolektywną odpowiedzialnością za zbrodnie popełniane na ludności polskiej całego narodu ukraińskiego. Z drugiej strony, pojawia się niezwykle cenna, z punktu widzenia źródeł historycznych, relacja o „dobrym banderowcu”, który ocalił kilku Polaków, a przez to de facto „skazał” na śmierć rodzinę swojego brata. Ten motyw poświęcenia – obok wielu innych – z pewnością powinien być w przyszłości wykorzystywany w procesie kreowania wspólnej narracji historycznej. Do tego przyczynia się również udział w filmie takich postaci jak Babcia Szura, która zachowała pamięć o strasznych zbrodniach, jak już wspomnieliśmy, pochodząc z rodziny ukraińskiej ratującej Polaków w czasie rzezi wołyńskiej.
Na przełomie lutego i marca 2022 r. rzeź wołyńska znalazła się w centrum rosyjskiej polityki dezinformacyjnej. Zdjęcia ofiar i katów z 1943 r. szeroko rozprzestrzeniano w mediach społecznościowych, co prowokowało żywiołowe dyskusje i wzmacniało krzywdzący stereotyp Ukraińca-faszysty. Wydarzenia sprzed niemal 80 lat trafiły do rejestru narzędzi i argumentów służących legitymizacji rosyjskiej inwazji na Ukrainę w drugiej dekadzie XXI w. Oznacza to, że pamięć przez lata wypierana przez Kijów i ochoczo zawłaszczona przez Moskwę, w dalszym ciągu stanowi skuteczny instrument manipulacji opinią zbiorową nie tylko na poziomie lokalnym, ale również międzynarodowym. Warto nadmienić, że w wypaczonej soczewce Moskwy także Polska – w kontekście rzezi wołyńskiej – jest przedstawiana negatywnie, jako naród „kolonizatorów”, „wyzyskiwaczy” czy „ciemiężycieli”. Należy zauważyć, że już po 2014 r. – po wydarzeniach na Majdanie (Rewolucji Godności) i rosyjskiej aneksji Krymu, która stanowiła faktycznie pierwszy akt trwającej do dziś agresji Federacji Rosyjskiej, uwagi strony polskiej dotyczące upowszechnienia tzw. kultu Stepana Bandery w Ukrainie, a następnie przyjęcie w 2016 r. przez Sejm RP uchwały ws. ludobójstwa na Wołyniu, strona ukraińska odbierała jako ingerencję w politykę historyczną innego państwa oraz działania na rzecz kremlowskiej propagandy. By uniknąć w przyszłości tego typu scysji i zważywszy na to, że uzgodnienie pamięci i historii odgrywa istotną rolę w kreowaniu tożsamości i postaw obywateli obu państw – wypracowanie wspólnej narracji dziejowej powinno stanowić cel nadrzędny dla Warszawy i Kijowa. Zdaje się to być jedna z czołowych refleksji – wyartykułowanych przez Ołeksandra, który chce poznać prawdę, żeby szczerze rozmawiać w przyszłości z synem. Jaką spuściznę pozostawimy następnym pokoleniem? W jakim stopniu polskie i ukraińskie podręczniki historyczne dostarczają wyczerpujących informacji na temat tych zbrodni? Czy wybrzmiewa konstatacja: nigdy więcej?!
Kwestia ludobójstwa
Kwalifikacja prawna oraz ocena polityczna wydarzeń określanych mianem rzezi wołyńskiej do dziś dzieli oba narody i trudno przewidywać, żeby w najbliższym czasie mogło się to zmienić, pomimo kilku znaczących kroków poczynionych przez liderów tak Polski, jak i Ukrainy w czasie obchodów rocznicowych z 11 lipca 2022 r., a także tego roku. Warto dodać, że w 2022 r. po raz pierwszy w historii na polskich państwowych uroczystościach pojawił się Ambasador Ukrainy w Polsce, a Prezydent RP w swoim przemówieniu również wspomniał o akcjach odwetowych prowadzonych ze strony Polaków.
Mając na względzie przywoływaną powyżej uchwałę Sejmu RP z 2016 r., polityczne stanowisko państwa polskiego jest jasne – na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943-44 (uchwała wskazuje nawet na 1945 r., ale jak wydaje się, nie ma to wystarczającego pokrycia w źródłach historycznych) doszło do ludobójstwa. Strona ukraińska nigdy nie przyznała, że w latach 1943-44 ukraińscy nacjonaliści popełnili zbrodnię ludobójstwa na ludności polskiej, tj. że działania Ukraińskiej Powstańczej Armii były zaplanowane i obliczone na zniszczenie (eksterminację) mieszkających na Wołyniu i w Galicji Wschodniej Polaków. Kijów wskazuje raczej, że w latach 40. XX wieku toczył się w gruncie rzeczy symetryczny konflikt zbrojny pomiędzy UPA a Armią Krajową (i innymi formacjami polskimi), samą rzeź określając najczęściej mianem „tragedii wołyńskiej” (co uwypukla przede wszystkim straszny los ofiar, nie wspominając nic o sprawcach).
Film Starnawskiego do kwestii ludobójstwa podchodzi niezwykle delikatnie. Z jednej strony, wraz z bohaterami filmu przechodzimy przez nieistniejące polskie wsie, doszczętnie zniszczone przez ukraińskich nacjonalistów, znajdujemy szczątki ludzkie w miejscach pochówku ofiar, nocujemy na cmentarzu pośród zgładzonych Polaków, z drugiej zaś nie słyszymy ze strony polskich bohaterów słów jednoznacznej oceny rzezi wołyńskiej. Dość powiedzieć, że samo słowo „ludobójstwo” pojawia się w wypowiedziach bohaterów wyłącznie raz, co niezwykle interesujące, padając z ust Ołeksandra. „Każdy Ukrainiec powinien usłyszeć o tym, co się stało – o ludobójstwie – nawet jeśli nie może tego na razie zaakceptować” – wskazuje w swojej rozmowie z Karoliną jej ukraiński towarzysz. Dodając jeszcze, że „nieposprzątanie po sobie tego co się stało powoduje, że my nie mamy przyszłości”. Czy to zapowiedź zmiany w świadomości ukraińskiej na temat wydarzeń z 1943 r.? Z pewnością byłaby to zbyt daleko idąca teza, co nie zmienia faktu, że tak bolesna sprawa jak rzeź wołyńska została pokazana w filmie Starnawskiego w sposób bardzo wyważony, nie epatując przy tym mocnymi określeniami. Dzięki temu zabiegowi, to przede wszystkim widz ma szansę na sformułowanie swojej własnej oceny, która nie jest podawana ex cathedra z ekranu.
Podsumowanie
Pod koniec lutego 2022 r. Polska, jak nigdy wcześniej, otworzyła się na społeczeństwo ukraińskie, dlatego szczególnie dzisiaj trzeba mówić o zamierzchłym, zdawać by się mogło, dramacie. Nieprzepracowana trauma w społeczeństwie rezonuje powielaniem wiedzy pozornej, fake newsów, mitów i stereotypów, stając się skutecznym narzędziem w trwającej wojnie informacyjnej. Pierwsza refleksja, jaka przychodzi po obejrzeniu produkcji, to taka, że mimo wszystko jesteśmy narodami o silnej więzi i tylko wspólnie możemy odkryć prawdę. W dalszym ciągu więcej nas łączy niż dzieli i dlatego sami powinniśmy opowiadać własną, nawet najtrudniejszą historię, by zapobiec ukazywaniu jej w krzywym zwierciadle Moskwy. „Prosimy Cię o błogosławieństwo dla obu narodów” – mówi wszak w swojej modlitwie ukazana na ekranie Babcia Szura.
Płacz narratorki jest wyrazem bólu pokolenia. Bólu przemilczanego, wypieranego, który powinien wybrzmieć. Niewątpliwie, jest to historia opowiedziana przez Polkę, która stanowi zaproszenie do dalszej dyskusji. Dyskusji m.in. o kształcie pamięci, edukacji, ale też o fobiach i nienawiści na tle narodowym czy etnicznym. Dyskusji o dehumanizacji człowieka w warunkach ekstremalnych. Co ważne podkreślenia, choć to rzeczywiście Karolina jest główną bohaterką filmu, to jednak ona sama nie ocenia i nie nosi w sobie nienawiści do Ukraińców, w istocie to im oddając głos na temat rzezi wołyńskiej, niejednokrotnie tylko uważnie słuchając swoich rozmówców. To niezwykle celny zabieg, który zastosowali twórcy filmu. „Wybaczenie następuje wtedy, kiedy nie ma w nas chęci zemsty” – wskazuje w pewnym momencie spotkany przez bohaterów filmu pełniący posługę na Wołyniu polski ksiądz. Choć nie otrzymujemy odpowiedzi, czy Karolina wybaczyła mordercom członków jej rodziny (lub – kolektywnie – bliżej „nieokreślonym Ukraińcom”), to dostrzegamy, że zemsty w niej faktycznie nie ma, co może stać się użyteczną podpowiedzią dla obu narodów jak rozmawiać na ten trudny i bolesny temat.
Film Starnawskiego jest wartościowym dziełem artystycznym, stanowiąc przy tym przede wszystkim opowieść uniwersalną, opowieść o tym, że w warunkach wojny brak moralnych zakazów może prowadzić do niewyobrażalnego zła. To właśnie wtedy dochodzi nie tylko do Wołynia, ale też do Srebrenicy czy do Buczy…
Dr Barbara Jundo-Kaliszewska – historyk, adiunkt w Katedrze Teorii Polityki i Myśli Politycznej Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytet Łódzkiego, specjalistka ds. stosunków polsko-litewskich oraz historii i polityki państw bałtycki, autorka monografii pt.: „Zakładnicy historii. Mniejszość polska w postradzieckiej Litwie” (Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego 2019). Autorka portalu „Obserwator Międzynarodowy”
Dr Tomasz Lachowski – doktor nauk prawnych, adiunkt w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Redaktor naczelny portalu „Obserwator Międzynarodowy”, https://obserwatormiedzynarodowy.pl/. Zajmuje się tematyką masowych zbrodni, a także odpowiedzialnością za ich dokonywanie przed trybunałami międzynarodowymi, a także wykorzystywaniem prawa międzynarodowego jako elementu polityki historycznej zwłaszcza państw Europy Środkowo-Wschodniej.