Norwegia: Barnevernet kontra polski konsul – czy to kryzys dyplomatyczny?

Decyzja ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza jest jasna – polski konsul w Norwegii, Sławomir Kowalski, pozostanie na stanowisku do końca kadencji, czyli do czerwca bieżącego roku. Konsul jest szefem urzędu konsularnego w Oslo od kilku lat, jednak na początku roku strona norweska poprosiła polski MSZ o odwołanie urzędnika. Według mediów i samego konsula powodem takiej decyzji może być jego aktywność w zakresie działań norweskiego urzędu – Barnevernet.

Protest przeciwko działaniom Barnevernetu / źródło: screenshot Vimeo

Autor: Michał Denys

Wspomniany urząd zajmuje się opieką nad dziećmi, które stały się ofiarami przemocy w rodzinie. W przeszłości pojawiały się pogłoski o nadużyciach niektórych z jego urzędników. Wszystko wskazuje, że możemy być świadkami jednego z większych skandali dyplomatycznych ostatnich miesięcy. Czym jest Barnevernet? Czy Norwegowie złamali prawo międzynarodowe? Czy decyzja o wydaleniu dyplomaty wydaje się słuszna?

Rzadko się zdarza by w krajach Europy, szczególnie zachodniej i środkowej, jedno państwo chciało wydalenia wysokiego przedstawiciela dyplomatycznego innego kraju ze swojego terytorium. Tym bardziej jeśli mówimy o wysokorozwiniętym i silnie demokratycznym kraju jakim jest Norwegia. Taka sytuacja pojawiła się na początku tego roku i tym bardziej jest kontrowersyjna, że brak oficjalnych dowodów na nieprzestrzeganie prawa Królestwa Norwegii lub nadużyć ze strony polskiego konsula. Strona norweska mimo braku oficjalnego i silnego stanowiska swojego MSZ, zwróciła się do polskiego odpowiednika z żądaniem skrócenia kadencji dla konsula w stopniu radca– minister Sławomira Kowalskiego.

Konsul Kowalski jest kierownikiem wydziału konsularnego Ambasady RP od pięciu lat. W tym czasie zajmował się szczególnie pomocą rodzinom, których dzieci zostały odebrane przez norweskich urzędników w tym Barnevernet. Z punktu widzenia ustawy z dnia 25 października 2018 Prawo Konsularne: podstawowym zadaniem urzędu konsularnego i jego kierownika (czyt. konsula) jest dbanie o interesy państwa polskiego i opieka konsularna nad obywatelami polski w kraju, do którego jako przedstawiciel został wysłany.

Według rzeczniczki norweskiego MSZ, Ane Haavardsdatter Lunde, „przyczyną decyzji o wydaleniu jest niezgodna z rolą dyplomaty działalność konsula w kilku sprawach konsularnych, w tym jego niewłaściwe zachowanie wobec funkcjonariuszy publicznych”. Konsul otrzymał trzy tygodnie czasu na opuszczenie terytorium Norwegii.

Z informacji, którą „Obserwator Międzynarodowy” uzyskał od polskiej mniejszości w tym kraju wynika, że polski konsul cieszył się nieposzlakowaną opinią i wykazywał się ogromnym wsparciem dla rodzin z których urzędnicy często bez podania przyczyny i bez zgody sądu zabierali dzieci do domów opiekuńczych czy rodzin zastępczych. Co ciekawe, przed dwoma laty Konsul Kowalski otrzymał nagrodę w konkursie organizowanym przez MSZ na konsula roku.

Incydent w Hamar

Polskie media, a już w szczególności konserwatywne, oskarżają stronę norweską o złamanie prawa międzynarodowego. Tym bardziej, że w sieci pojawił się krótki film wideo nagrany przez polskiego konsula. Dotyczy on incydentu mającego miejsce w mieście Hamar, ponad sto kilometrów od Oslo – czwórka dzieci jednej z polskiej rodzin została odebrana rodzicom i umieszczona w ośrodku opiekuńczym w Hamar. Udział w sprawie przekazania nieletnich mieli urzędnicy Barneverentu. W trybie nagłym o całej sytuacji został powiadomiony konsul, który wraz z rodzicami udał się do ośrodka, by asystować i wspierać rodziców podczas odwiedzin z dziećmi. Po udaniu się na miejsce urzędnicy wezwali policję, która nakazała opuszczenie budynku polskiemu konsulowi [widać to na materiale wideo]. Na filmie widać też, że policjanci dość ostro potraktowali wysokiego przedstawiciela, urzędnika RP, nakazując mu opuszczenie budynku. Konsul powoływał się na swoje obowiązki konsularne, jak również na Konwencje Wiedeńską, której Norwegia jest stroną. Sławomir Kowalski tłumaczył w sposób spokojny cele swojej wizyty, jednak pod groźbą ze strony policji opuścił budynek. Policjanci stwierdzili, że jeśli nie opuści budynku, to „wyniosą go siłą”, jak również, że „mogą aresztować go na 24 godziny”. Z nagrania wynika, że policja nie wzięła pod uwagę rangi osoby konsula, w tym przesłanek jego działania. Z nagrania nie wynika jasno, czy konsul przestrzegał prawa, jednak nie widać również by je łamał. Film wywołał burzę w sieci i lawinę komentarzy, część komentatorów rozumiała i pochwalała działania policji, a część zarzuca Norwegii złamanie prawa międzynarodowego.

 

Co na to prawo międzynarodowe?

Z punktu widzenia Konwencji wiedeńskiej o stosunkach konsularnych z 1963 r., konsul ma bezwzględne prawo porozumiewania się ze swymi rodakami, w tym więźniami i tymczasowo aresztowanymi. Konwencja gwarantować ma także nietykalność osobistą konsula – bez sądowej zgody policja nie może jej naruszać. Ochrona urzędnika konsularnego ma węższy charakter niż przedstawiciela dyplomatycznego w randze ambasadora, mimo to funkcjonuje i daje pewne przywileje. Kierownik urzędu konsularnego może być zatrzymany  i aresztowany w wyniku popełnienia ciężkiej zbrodni i tylko na wniosek organu sądowego. Z materiału wideo wynika, że policja mogła złamać prawo i naruszyć immunitet konsularny, chociażby tym, że groziła konsulowi zatrzymaniem. Kwestią sporną pozostaje fakt, czy konsul odwiedził małoletnich zatrzymanych w izbie dziecka zgodnie procedurami urzędu w Hamar. Nawet najwyższy rangą przedstawiciel korpusu dyplomatycznego czy urzędnik konsularny musi przestrzegać prawa kraju, w którym rezyduje i wykonuje pracę.

 

Kontrowersyjny Barnevernet

Barnevernet nie ma dobrej sławy zarówno w mediach polskich, europejskich, a szczególnie wśród wielu polskich rodzin w Norwegii. Co zaskakujące, jego działania krytykuje coraz więcej samych Norwegów. „Norweski ośrodek opieki na dziećmi” ma za zadanie czuwać nad bezpieczeństwem małoletnich, szczególnie w zakresie nienaruszalności ich nietykalności cielesnej, ochrony przed wykorzystywaniem seksualnym. Ma za zadanie wspierać ich prawidłowy rozwój w rodzinach, pomagać w zakresie wsparcia socjalnego i edukacji – to zdecydowanie najważniejsze cele jego działania. Wydziały urzędu mają filie w każdej norweskiej gminie i działają bardzo prężnie i skutecznie. Ich działania zostały jednak poddane krytyce w zakresie odbierania dzieci z biologicznych rodzin. Często wystarczy zwykła pogłoska, donos sąsiada, że „dziecku źle się dzieje”, by urząd podjął szybkie działania i bez informowania rodziców zabrał dziecko ze szkoły i umieścił w ośrodku opiekuńczym. Nie byłoby nic w tym złego, gdyby urząd lepiej weryfikował poszlaki o niewłaściwej opiece rodziców nad dziećmi i podejmował próby realnej pomocy rodzinie. Niestety, według opinii wielu norweskich czy polskich rodzin urząd nie działa zgodnie z prawem i odbiera dzieci bez decyzji sądu. Zasłania się często opinią zebraną wśród sąsiadów, nauczycieli, nie biorąc pod uwagę w pełni opinii dziecka.  Źle zinterpretowane może być nawet okazywanie czułości przez dalszych krewnych. To wszystko traktowane jest jako przejaw dysfunkcji rodziny i nadużycie ze strony dorosłych. Zdarza się, że Barneverent „uprowadza” dzieci siłą i kieruje do ośrodków opiekuńczych, gdzie skutecznie utrudnia się im kontakt z biologicznymi rodzicami. Następnie dziecko może trafić do szybkiej adopcji, bez zgody biologicznych i prawnych opiekunów.

W Norwegii powstało wiele stowarzyszeń krytykujących działania urzędu, pojawiają się oskarżenia o nadgorliwość i kierowanie się wyższością „ideologii” na jakiej podstawie mają być wychowywane dzieci, nie bacząc na ich dobro i spokój. Przykładem może być głośna była sprawa Silje Garmo i jej córki. Norweżka bała się odebrania dziecka przez urząd i zwróciła się o pomoc do polskiego MSZ. Norweżce i jej córce udzielono azylu w Polsce. Warto przypomnieć, że przeciw Norwegii toczy się w tej chwili osiem spraw przed Europejskim Trybunałem Spraw Człowieka w Strasburgu, związanych z przymusowym odebraniem dzieci przez Barnevernet. Norwegia została też skrytykowana w raporcie przyjętym w czerwcu 2018 r. przez Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy. Oczywiście, nie można w pełni krytykować funkcjonowania urzędników Barnevernetu – z pewnością wysoka skuteczność ich działań ochroniła wiele dzieci przed cierpieniem i ubóstwem. Dla wielu Norwegów nadal są wzorem i nauką dla urzędników innych państw jak powinna wyglądać praca społeczna i dbanie o najsłabszych. Mimo to wiele kontrowersyjnych sytuacji nie buduje pozytywnego pijaru organizacji.

Możliwe, że dla Norwegów pewnego rodzaju „wojna” konsula Sławomira Kowalskiego z Barnevernetem była swego rodzaju ujmą i chcieli zaprzestania wtrącania się obcego urzędnika w ich wewnętrzne sprawy. Nie można jednak zapomnieć, że zadaniem konsula jest szczególne wsparcie dla polskich obywateli w sytuacjach sporu z instytucjami państwowymi w kraju, w którym mieszkają, przebywają i płacą podatki. Tym bardziej, że nie postawiono twardych dowodów jakoby konsul sabotował czy utrudniał pracę urzędników.

 

Możliwe scenariusze

Sławomir Kowalski jest z wykształcenia prawnikiem, posiada stopień naukowy doktora nauk prawnych, został wysłany na placówkę, w której konflikty z urzędnikami Barnevernetu zdarzały się już latach wcześniejszych. Jego poprzednikiem była osoba, która określała działania urzędników w dużo gorszych słowach niż ocenia je konsul Kowalski. Jego kadencja upływa z końcem czerwca i wydaje się, że obie strony są pełne emocji, które mogą źle wpłynąć na relacje dyplomatyczne między Polską i Norwegia. W najgorszym scenariuszu polski Konsul możne zostać uznany za „persona non grata”, czyli osobę niepożądaną i zostanie siłą wydalony z Norwegii. Wtedy rozpocznie się kryzys dyplomatyczny na szerszą skalę, a polska strona może podobnie uczynić z konsulem Norwegii w Polsce (na zasadzie wzajemności). Nie będzie to nic dobrego, zważywszy, że polska mniejszość liczy w Norwegii grubo ponad sto tysięcy osób, które mogą zostać pozostawione bez właściwej opieki konsularno-prawnej.

Ważne jest, by obie strony wyciągnęły szybko wnioski i porozumiały się tak jak na dwa silne, demokratyczne organizmy polityczne w Europie przystało. Polska – by być traktowana w sposób partnerski na arenie międzynarodowej – nie może zaogniać konfliktu tak delikatnej materii, musi  jednak bronić swoich racji i żądać dowodów na nieuprawnioną działalność swoich najwyższych urzędników.

 

Michał Denys jest autorem i publicystą Obserwatora Międzynarodowego, absolwent Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.