Dr Adam Lelonek: ZAPAD 2017 to były ćwiczenia z manipulacji

Rosyjsko-białoruskie manewry Zapad 2017 stanowiły militarny komponent wojny psychologicznej z Zachodem. Mające być „strategiczną odpowiedzią wobec NATO” manewry, można było podzielić na cztery płaszczyzny: oficjalną, nieoficjalną, militarną i informacyjno-psychologiczną. Oficjalnie udział w nich wzięło 12 700 żołnierzy, a same ćwiczenia nie miały mieć charakteru ofensywnego. Nieoficjalnie zmobilizowanych zostało pomiędzy 70 a 240 tys. ludzi, a poza trenowaniem działań ofensywnych, ćwiczenia stały się elementem szeregu operacji prowadzonych w ramach wojny informacyjnej ze światem euroatlantyckim.

Autor: dr Adam Lelonek

Oficjalnie celem manewrów było, zgodnie zresztą z regulacjami międzynarodowymi, weryfikacja i wzmocnienie zdolności obronnych. Powstaje jednak szereg pytań i wątpliwości podczas interpretacji scenariusza ćwiczeń. Polegał on przecież na tym, że Polska i państwa bałtyckie (nazywane Lubenią i Wesbarią), wykorzystując repertuar działań identycznych z tymi, których użyła Rosja wobec Ukrainy w 2014 roku, zaczynają prowadzić wrogie, hybrydowe działania przeciwko Białorusi. W ich skutek tworzone jest nowe państwo – Wiejsznoria. Reakcją Mińska jest próba niedopuszczenia do wybuchu konfliktu zbrojnego i zwrócenie się o pomoc do Moskwy, a następnie wspólne przezwyciężenie agresji.

Wojna medialno-psychologiczna

Na płaszczyźnie psychologicznej przekaz do kontrolowanej przez Rosję strefy rosyjskojęzycznej był konkretny – zagrożenie zachodnimi działaniami hybrydowymi, w tym ingerencjami czy destabilizacją życia społeczno-politycznego, a potencjalnie i inwazją Zachodu na Federację Rosyjską i jej sojuszników jest realne. Przekaz rozwijała rosyjska propaganda – zagrożenie potwierdzać miały „agresywne działania” Sojuszu Północnoatlantyckiego, czyli konfrontacyjna polityka, zachodnie manewry czy wysłanie w ramach odstraszania Kremla batalionowych grup bojowych w państwach tzw. wschodniej flanki NATO. Rzeczywistość była jednak inna. Zapad stał się medialnym wydarzeniem, wokół którego podejmowane były mniej nagłaśniane działania. Biorąc pod uwagę poprzednie rosyjskie manewry wojskowe, liczba deklarowanych oficjalnie uczestników była kilkukrotnie niższa od faktycznej. Podobne ćwiczenia wykorzystano również do przygotowań przed inwazją na Gruzję w 2008 roku i przed działaniami zbrojnymi przeciwko Ukrainie w 2014 roku. Teraz analizowana jest możliwość pozostawienia rosyjskich wojsk na terytorium Białorusi, co wymusiłoby daleką rekonstrukcję ładu na kontynencie euroazjatyckim. Rozciągnęłoby to potencjalny front z Ukrainą i jeszcze bardziej osłabiłoby geopolitycznie państwa bałtyckie. Według opinii ekspertów jest też wysoce prawdopodobne, iż rosyjskie wojska trenowały wykorzystanie ataku nuklearnego przeciwko wojskom Sojuszu.

Wywoływać lęk, generować chaos

Zapad stanowił tylko jeden z elementów działań informacyjnych i psychologicznych, a prowokacyjna polityka Moskwy wobec Zachodu była zaplanowana. Miała ona (i wciąż ma) podważać zaufanie pomiędzy sojusznikami, generować chaos, wymuszać błędy, wywoływać lęk i poczucie zagrożenia, budować wizerunek rosyjskiej potęgi, zakłócać identyfikację i ocenę zagrożeń (w tym, zwłaszcza że agresywne działania są tylko reakcją obronną), ale i pozwala analizować słabe punkty NATO w sferze militarnej, politycznej i informacyjnej.

Przykładem na to, jak wygląda to w praktyce, są słowa wiceministra obrony Rosji Aleksandra Fomina z końca sierpnia br., który podczas konferencji prasowej zadeklarował, że ćwiczenia Zapad „nie będą wykorzystane jako platforma do inwazji i okupacji Litwy, Polski czy Ukrainy”, pomijając chociażby Łotwę czy Estonię. Brian Whitmore z Radia Wolna Europa zwraca uwagę na to, że w żaden sposób nie da się podchodzić do tego typu wypowiedzi rosyjskich oficjeli jako uspokajających czy rozładowujących napięcie. Jak konkluduje dziennikarz: „używając słów: ‘Litwa’, ‘Polska’, ‘Ukraina’, ‘inwazja’ i ‘okupacja’ w tym samym zdaniu, Fomin sprawia wrażenie osoby, która zachęca wręcz wszystkich do myślenia, że jest taka możliwość”.

Nie ma racjonalnych i przewidywalnych granic

Zachód ma ograniczone możliwości pozyskiwania informacji z wysokich kręgów decyzyjnych Rosji. Utrudnia to analizowanie i prognozowanie działań Kremla. Wiele państw Europy nie chce zdać sobie sprawy z potencjalnych zagrożeń i ma zaburzoną percepcję elit politycznych Federacji Rosyjskiej: ocenia je przez pryzmat europejski, zakładający racjonalność i przewidywalność. Zachodni świat analityczny popełnia błędy sprzed aneksji Krymu, zakładając racjonalne granice, których Rosjanie nie przekroczą. Niskie prawdopodobieństwo nie oznacza bowiem automatycznego zwolnienia się z obowiązku informacyjnego oraz praktycznego przygotowania społeczeństw na możliwość wdrożenia w życie mało realnych scenariuszy.

Jednocześnie wzmacniana jest kontrola reżimu Władimira Putina nad rosyjską przestrzenią informacyjną, w której pojęcie wroga i ofiary jest jasno zdefiniowane. Otwartym bowiem pozostaje pytanie, czy polityka i niewielkie liczbowo wojska NATO staną się w długim okresie skutecznym elementem odstraszania. Zwłaszcza, że Rosja swoją konfrontacyjną polityką testuje wciąż wolę Waszyngtonu i jego sojuszników do potencjalnej eskalacji napięcia, w tym do obrony państw wschodniej flanki – zwłaszcza państw bałtyckich, ale także Polski.

 

Dr Adam Lelonek – Prezes Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji, analityk CyberDefence24.pl

Artykuł został pierwotnie opublikowany w numerze nr 55 Magazynu Akademickiego „Koncept” z października 2017 r., https://issuu.com/fundacjainicjatywmlodziezowych/docs/koncept_pa__dziernik_2017.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.