Rozmowa z dr. Ianem Garnerem z Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami Instytutu Pileckiego, autorem książki: „Za Putina. Mroczny portret faszystowskich ruchów młodzieżowych w Rosji” (Generation Z. Into the Heart of Fascist Youth in Russia), która w Polsce ukazała się nakładem Wydawnictwa Prześwity. O cechach systemu putinowskiego oraz o partycypacji w nim rosyjskiej młodzieży rozmawiał dr Michał Woźniak.

Michał Woźniak: Głównym powodem, dla którego spotykamy się dzisiaj, jest książka pańskiego autorstwa pt.: „Za Putina. Mroczny portret faszystowskich ruchów młodzieżowych w Rosji”. Dlaczego temat tej książki może być interesujący również dla czytelnika w Polsce?
Ian Garner: Książka ta próbuje wyjaśnić, co stało się z rosyjskim społeczeństwem w ostatnich latach, a zwłaszcza co dzieje się z rosyjską młodzieżą. W kolejnych rozdziałach opracowania zanurzamy się w serce faszystowskiego projektu Władimira Putina. Śledzimy historie Rosjan, którzy dorastali pod rządami Władimira Władimirowicza. Wiosną, latem i jesienią 2022 roku nawiązałem kontakt z dziesiątkami Rosjan z różnych środowisk, wysyłając setki wiadomości i prowadząc niezliczone godziny rozmów wideo i telefonicznych. Szukałem tych, którzy zostali ukształtowani za pomocą języka i kultury putinizmu.
W tym miejscu rozmowy musi zatem paść najbardziej fundamentalne pytanie – czym właściwie jest putinizm? Jak możemy zdefiniować ten termin? Ponadto, czy putinizm równa się faszyzmowi, które to określenie pojawia się w tytule pańskiej książki?
We współczesnym dyskursie odnoszącym się do systemu władzy w Rosji pojawiają się trzy pojęcia – putinizm, faszyzm i raszyzm. Powiem od razu, że nie lubię tego ostatniego terminu, ponieważ może on sugerować, że Rosjanie są „z natury genetycznie źli”. Co więcej, zakłada, że w tych ludziach występuje pewien „czynnik biologiczny” powodujący, że są podatni na przemoc. Jeśli rodzisz się zły, to nie masz wyjścia i po prostu czynisz zło, prawda? W konsekwencji, nie jesteś w stanie podjąć żadnych decyzji, aby coś zrobić lub zmienić. W tej książce próbuję konsekwentnie wykazać, że Rosjanie, a zwłaszcza młodzi przedstawiciele tej nacji, całkiem swobodnie podejmują decyzje i w istocie mają możliwość powiedzenia „nie” w ramach systemu putinowskiego.
Następnie przechodzimy do drugiej etykiety – „putinizm”. Nadal nie jestem pewien, jak dokładnie nazwać tę formę rządów. Putinizm zakłada, że cała władza i odpowiedzialność spoczywa w osobie samego Władimira Putina. Co więcej, sugeruje również, że gdy Putin odejdzie, cały system, który stworzył, również się zawali i przestanie istnieć. Nie sądzę, żeby to była prawda, ponieważ wiele dla przetrwania systemu putinowskiego bierze się z realnego uczestnictwa „przeciętnych ludzi” w nim. Młodzi Rosjanie są edukowani w przedmiocie patriotyzmu lub roli Rosji na świecie, jednak sam Putin nie jest postrzegany jako półbóg, co odróżnia formę w jakiej Stalin, Hitler czy inni wielcy totalitarni władcy XX wieku byli przedstawiani dla swoich społeczeństw.
Przechodząc do kwestii faszyzmu, tak jak ja go rozumiem, faszyzm jest systemem, który opiera się na idei odrodzenia narodu poprzez gwałtowną rewolucję. Odrodzenie oznacza zaś, że w teraźniejszości dany naród został w jakiś sposób „zainfekowany” i „zdegenerowany”. Dlatego musi powrócić do pewnej utopijnej przeszłości, aby się “odrodzić”. W Rosji oznacza to sięgniecie do pewnych elementów tak sowieckiej, jak i carskiej przeszłości imperialnej, a nawet średniowiecznej wizji tego narodu, która tak naprawdę nigdy nie była prawdziwa. W rezultacie, poprzez przemoc oraz destrukcję, wdrażany jest projekt „odtworzenia narodu”, który wreszcie zostanie „oczyszczony” ze swoich „grzechów” i „błędów”. To jest właśnie faszyzm – choć jak to było w przeszłości, niezwykle utopijny, który nie ma prawa zadziałać w praktyce. Spójrzmy na następujące przykłady w istocie porażki tego założenia w dłuższej perspektywie – faszystowskie Włochy, nazistowskie Niemcy, autorytarne Hiszpania czy Portugalia. Projekt ten nie zadziała również we współczesnej Rosji.
Dlaczego?
Kiedy dyskutujemy o cechach faszyzmu, to zazwyczaj myślimy o prawdziwie masowej mobilizacji. Wydaje nam się, że w faszystowskim kraju każdy jest zmuszony do pewnej formy uczestnictwa, a tak wyraźnie nie jest w dzisiejszej Rosji. To, co robi państwo rosyjskie, to uznanie, że w erze cyfrowej nie trzeba mobilizować całego narodu, aby osiągnąć ten sam efekt, ponieważ faszyzm teraz może być zawsze „włączony” i zawsze „dostępny” (online). Jeśli konkretna osoba chce wziąć udział w faszystowskim wiecu, może po prostu chwycić za telefon, aby dołączyć do grupy VKontakte czy na Telegramie, angażując się w ten rodzaj adrenaliny, którą wszyscy odczuwamy, gdy jesteśmy w mediach społecznościowych. Oznacza to po prostu, że w chwili obecnej nie trzeba mieć zmobilizowanej 100% populacji, wystarczy od 10 do 25%, co stanowi podstawę współczesnego ruchu faszystowskiego.

Rosja ma długą historię eksportowania swoich wewnętrznych problemów i szukania wrogów na zewnątrz, aby odwrócić uwagę rosyjskiego społeczeństwa od codziennych trosk. W swojej książce pisze pan także o mitologii – bajkach, które Putin zaczął opowiadać Rosjanom, zwłaszcza młodym, od 1999 roku, kiedy przejął władzę od Borysa Jelcyna. Być może decyzja o dokonaniu napaści zbrojnej na Ukrainę jest potwierdzeniem, że opowiadane przez Putina bajki były tylko ułudą?
Na wstępie warto przypomnieć czytelnikom, że pierwszą rzeczą, jaką zrobił Putin, gdy jesienią 1999 roku doszedł do władzy jako premier, było rozpoczęcie wojny z Czeczenią… Przyjrzyjmy się natomiast kluczowemu momentowi, który miał miejsce 31 grudnia 1999 roku, gdy Władimir Putin został pełniącym obowiązki prezydenta Federacji Rosyjskiej. Przemówienie, które wygłosił rezygnujący tego samego dnia ze stanowiska Jelcyn, pokazało bardzo wyczerpanego starszego i schorowanego człowieka, który był kojarzony z porażkami lat 90. XX wieku w Rosji – biedą, bankructwem, utratą prestiżu przez państwo i utratą tożsamości narodowej. To dla wielu Rosjan było nawet gorsze niż zwykła stagnacja gospodarcza.
I wtedy pojawia się Putin – młody i dynamiczny polityk, który mówi, że Rosjanie mogą mieć (i będą mieli!) silne społeczeństwo oraz silne państwo kierujące się wartościami rządów prawa i dobrobytu społecznego. Połowa pierwszej dekady nowego millenium była bez wątpienia najlepszym okresem do życia w Rosji – ludzie mieli dość zeuropeizowane życie, jeździli na europejskie wakacje, wysyłali swoje dzieci na studia do Skandynawii czy Niemiec lub – jeśli mieli szczęście i byli trochę bogatsi – do Anglii lub Ameryki Północnej. Był to kraj, który zdawał się zmierzać we właściwym kierunku – nie zaś w kierunku dyktatury.
Jednym z bohaterów książki jest Ilja – w latach 2000. nastolatek o orientacji homoseksualnej w dynamicznie rozwijającej się Moskwie. Obecnie bycie gejem w Rosji jest niezwykle trudne. Wtedy, Ilja wskazywał, homoseksualistów można było zobaczyć w państwowej telewizji, zaś w rosyjskiej stolicy istniały kluby, a nawet całe społeczności gejowskie. Rosjanie mogli mieć zachodnią kulturę w swoim kraju (lub przynajmniej jej pewne elementy), podczas gdy wojny prowadzone przez Kreml miały miejsce gdzieś na peryferiach dawnego imperium – w Czeczenii czy Gruzji. Obecnie wszystko się zmieniło.
W swojej książce pisze pan o swego rodzaju rosyjskiej quasi-religii, zawierającej mieszankę symboli sowieckich oraz współczesnych rosyjskich, a także mistyki prawosławnej, która sterowana przez państwo pozwala Rosjanom uwierzyć, że wojna co do zasady jest dobra. Wojna rozumiana jako sposób na stanie się silniejszym i lepszym narodem – na jego odrodzenie. Czy dobrze to rozumiem?
Zdecydowanie. Religią Rosji nie jest prawosławne chrześcijaństwo, religią Rosji jest wojna. Ten kult opiera się na pewnego rodzaju transformacji lub zniekształceniu mitu chrześcijańskiej ofiary.
Weźmy następujący przykład – w II wojnie światowej zginęło 27 milionów ludzi, jednak Rosjanie nie mówią „ludzie”, mówią „27 milionów Rosjan”, co wyraźnie odzwierciedla wojenną narrację Kremla. Jeśli tak wielu Rosjan zginęło z powodu „wyższego celu” (czyli pokonania nazistowskich Niemiec), oznacza to, że Rosja lub Związek Sowiecki, a nawet świat – ludzkość i cywilizacja – mogłyby się odrodzić. Przy czym, rosyjski mit wojenny różni się od tego dobrze znanego w świecie zachodnim. Na Zachodzie uznajemy ofiarę ludzi, którzy zginęli podczas wojny (zresztą, nie tylko II wojny światowej, ale wszelkich wojen), wskazując jednocześnie, że nie chcielibyśmy, aby to się kiedykolwiek powtórzyło („nigdy więcej”). A rosyjski mit wojenny odpowiednio deformuje kluczowy dla chrześcijaństwa mit Jezusa, który musiał umrzeć, aby zmartwychwstać. Kreml zatem mówi swojemu społeczeństwu – wojna i płynąca z niej ofiara muszą się wydarzyć.
Rząd Putina zaczął umiejętnie korzystać z tego mitu, z jednej strony sięgającego czasów II wojny światowej, ale z drugiej mającego swoje korzenie w znacznie starszej kulturze rosyjskiej, nawet z okresu średniowiecza. Zaczęto wprowadzać go do programów nauczania w szkołach, a także do kultury masowej, w szczególności możemy przywołać przykład wszystkich wysokobudżetowych produkcji filmowych promujących mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej pośród młodzieży. Bezpośrednim dowodem na skuteczność takich działań jest dziś masa filmików w Internecie, na których można zobaczyć osobliwe parady umundurowanych rosyjskich dzieci z okazji tzw. Dnia Zwycięstwa na 9 maja oraz dumnych z tego powodu rodziców. Nadrzędnym celem Kremla jest bowiem nauczenie dzieci, że dzisiejszy konflikt zbrojny przeciwko Ukrainie jest identyczny jak wojna z przeszłości (wspomniana „Wielka Wojna Ojczyźniana”). Współczesna wojna staje się w konsekwencji kolejną odsłoną idei poświęcenia, o której rozmawialiśmy wcześniej. Nie ma zatem znaczenia, że 90 tys. Rosjan zdążyło już zginąć na terytorium Ukrainy, ponieważ to poświęcenie jest „niezbędne” i „konieczne”.
Czy dzisiejszą Rosją kieruje jakaś ideologia?
Mimo że Rosja nie ma oficjalnej ideologii, która byłaby zapisana w jakimś dokumencie wagi państwowej, to jednak posiada ideologię de facto. To wymieszanie religii, fatalizmu, imperializmu i powiązanej z nią chęci kontroli odnoszącej się do krajów sąsiadujących z Federacją Rosyjską. Jeśli zaś chodzi o sytuację obserwowaną po 2014 roku, warto podkreślić, że według Rosjan Ukraińcy to skorumpowane społeczeństwo. Co więcej – uważają, że to skorumpowani i zdegenerowani Rosjanie! Dlatego też, Rosjanie są przekonani, że muszą wyciąć „ukraińskiego raka” trawiącego rosyjski organizm, aby go „ożywić” lub nawet „wskrzesić”.
Oczywiste jest to, że ta logika jest pełna nieścisłości, a bywa wręcz nieraz wewnętrznie sprzeczna, o czym świadczył początkowy rosyjski przekaz, że Ukraińcy są dla Rosjan bratnim narodem, po czym Kreml zanegował istnienie odrębnego narodu ukraińskiego. Prowadzi to wspominanego już wcześniej twierdzenia, że Ukraińcy są w istocie Rosjanami. Jak można jednak „naprawić” (czy nawet „wskrzesić”) Rosję, brutalnie niszcząc część jej społeczeństwa? Co najwyżej, przywołuje to totalitarną retorykę Stalina. Kompletny intelektualny bałagan.

Jeśli przeciętny Rosjanin zobaczył, że w wyniku Rewolucji Godności Ukraińcy mogli obalić skorumpowanego prezydenta, Wiktora Janukowycza, stawić skutecznie czoła zbrojnemu ramieniu reżimu na Majdanie, a następnie wybrać kolejnych prezydentów w demokratycznych wyborach, to dawało to Rosjanom przykład, że oni też mogą pokusić się o podobny przebieg wypadków. Być może to jest właśnie ten scenariusz, którego Putin boi się najbardziej?
Nie mam cienia wątpliwości, że tak może być. Wskazuje na to cała seria wydarzeń z lat 2010-2014, które wstrząsnęły Putinem. Po pierwsze, to kryzys finansowy z końca pierwszej dekady nowego tysiąclecia, w rezultacie którego cena zasobów naturalnych gwałtownie spadła. Kolejną „czerwoną lampką” dla Kremla stała się Arabska Wiosna – rewolucje w Afryce Północnej, które miały szansę się urzeczywistnić dzięki nowej erze cyfrowej, co więcej na peryferiach świata, a przeciętni Rosjanie o nich wiedzieli. Warto zauważyć, że w latach 2011 i 2012 Rosjan w samej Rosji poruszył Aleksiej Nawalny. Koniec końców – to ukraińska Rewolucja Godności
Wszystkie te czynniki przyspieszyły proces – jak wskazują badacze – „patriotycznej zmiany” w Federacji Rosyjskiej. Putin zrozumiał, że nie ma już miejsca na „miękką terapię kulturową”, a konieczne jest stworzenie „twardej moralności rosyjskiej”. W konsekwencji uformowała się oficjalna tożsamość Rosjan zbudowana wokół prawosławia, militaryzmu, przemocy oraz silnego konserwatyzmu obyczajowego (wartość heteronormatywności).
Przyjrzyjmy się bliżej przedstawicielom rosyjskiej młodzieży. W swojej książce pisze pan na przykład o czternastoletniej Marii. Jej mama jest niezależną projektantką graficzną, a ojciec wybitnym fachowcem w przemyśle chemicznym. Niezależnie od dobrego statusu społecznego rodziny, Maria postanowiła wstąpić do paramilitarnej organizacji młodzieżowej – Junarmii. Pisze pan: „przeglądając profil Marii na TikToku, widzę, jak przeobraża się w dziecko-żołnierza, które będzie gotowe na wojnę”. Mając na uwadze tę historię – dodajmy, tylko jedną z wielu podobnych – uważam, że główną myślą płynącą z pańskiej książki nie powinna być troska o Rosję „teraz”, ale obawa o to, jak Rosja będzie wyglądać za pięć lub dziesięć lat, kiedy to młode pokolenie dorośnie. Nawet jeśli Putin odda władzę lub po prostu umrze, następne pokolenie Rosjan może być o wiele gorsze.
Nie jestem pewien, czy następujące porównanie nie będzie zbyt ostre, ale Junarmia to coś w rodzaju Hitlerjugend w III Rzeszy lub Komsomołu w Związku Sowieckim, tylko w czasach mediów społecznościowych. Grupa – oficjalnie: Wszechrosyjskie Narodowe Stowarzyszenie Patriotyczne i Ruch Społeczny „Młoda Armia” – powstała w 2016 roku. Jej członkowie przywdziewają mundury wojskowe, choć „stylem” dostosowane do młodych ludzi. Na czerwonych beretach widnieje nowoczesne logo z orłem. Można powiedzieć, że Junarmia to kreskówkowa wersja prawdziwego wojska.
Ktoś taki jak wspomniana Maria jest doskonałym przykładem na to, że funkcjonowanie młodzieży w środowisku cyfrowym pokazuje na brak potrzeby masowej mobilizacji w społeczeństwie państwa autorytarnego lub totalitarnego. Maria obserwowała, jak jej przyjaciele dołączają do Junarmii i jaka to dla nich frajda. Dziewczyna, jak każda nastolatka, chciała naśladować swoich znajomych, po prostu być „fajna”.
Wydaje się, że pomysł na Junarmię jest wręcz idealnie dostosowany do współczesnych czasów.
Jak najbardziej. Sam program nauczania jest bardzo ściśle określony. Na przykład, w zależności od wieku, dane dziecko może wykonywać różne ćwiczenia z bronią. Do Junarmii można wstąpić w wieku 6 lat, pozostając w niej do osiągnięcia pełnoletności. Po takim czasie młody człowiek jest wyszkolony już w wojskowym drylu, mogąc niejako automatycznie zasilić szeregi prawdziwej armii. Do tego dochodzą lekcje patriotycznej historii czy oficjalne apele oraz parady z okazji państwowych świąt.
W uzupełnieniu edukacji o charakterze poważnym, w Junarmii jest też miejsce na zabawę, zwłaszcza w oparciu o działania online. Co ciekawe, do 2019/2020 roku Junarmia nie cieszyła się zbyt wielkim powodzeniem, a przynajmniej nie była odbierana przez młodych jako coś „w porządku”. Punktem zwrotnym okazało się mianowanie Nikity Nagornego, bardzo znanego rosyjskiego gimnastyka olimpijskiego, na przewodniczącego organizacji. Nagorny pokazywał w swoich mediach społecznościowych, takich jak VKontakte czy Telegram, co je na śniadanie, jak ćwiczy czy dokąd zabiera swoją niezwykle efektowną żonę, aby spędzić miły wieczór w centrum miasta. Typowy “content” co drugiego profilu na Instagramie, prawda? Niemniej, od czasu do czasu, Nagorny zamieszczał się coś bardziej związanego z samą Junarmią – na przykład swoje własne zdjęcie w mundurze. Innym razem opowiedział swoim „followersom” o tym, jak ważne dla historii Rosji jest święto 9 maja. Wreszcie, wspomniał o „dokonywanym” przez nazistowski reżim w Kijowie „ludobójstwie na etnicznych Rosjanach” na Donbasie.
Ludzie tacy jak Maria śledzili Nagornego, wchodzili z nim w interakcję. Tworzyli własne grupy na VKontakte czy Telegramie, dostrzegając, że ludzi takich jak oni jest znacznie więcej. To daje poczucie przynależności, o którym mówiliśmy na początku naszej rozmowy w kontekście zdefiniowania cech współczesnego rosyjskiego faszyzmu. Co więcej, taka przygoda nigdy się nie kończy – byciem częścią Junarmii można się cieszyć 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, co gwarantują media społecznościowe.

Jak wielu młodych ludzi jest obecnie członkami takich młodzieżowych organizacji paramilitarnych w Rosji jak Junarmia?
Szacuje się, że Junarmia posiada około 2 milionów członków, co w oczywisty sposób pokazuje, że nie każde dziecko w Rosji jest jej częścią. Jednak, jeśli państwo posiada 2 miliony osób, sympatyzujących z wojskiem, to jest to już pokaźna grupa wsparcia władz w kontekście kontrolowania całego społeczeństwa w przyszłości. Poza tym nie zapominajmy, że Junarmia to tylko jedna z wielu zbliżonych do siebie grup. Dzięki temu, rząd rosyjski stwarza wrażenie wyboru dla konsumenta, czyli młodego rosyjskiego obywatela.
W jaki sposób?
Nie jesteś przecież zmuszany do wstąpienia do Junarmii, ty sam dokonujesz tego wyboru, ponieważ wydaje ci się to fajne, ale i potrzebne (w tym celu często korzysta się z idei wolontariatu), a także dające bardzo ważne poczucie przynależności. Dla wielu to po prostu dobra zabawa z udziałem takich aplikacji TikTok. Czy to nie jest ironiczne? A jednocześnie niezwykle przerażające.
Czy można z tego wysnuć wniosek, że jednym z celów Putina jest zaangażowanie każdego Rosjanina w swoje zbrodnie? Na wspomnianych nagraniach na TikToku rosyjscy nastolatkowie usprawiedliwiają przecież zabijanie niewinnych cywilów – jak w Buczy.
Różni specjaliści mówią w tym przypadku o tzw. łańcuchu zabijania, który na klasycznej wojnie tradycyjnie zaczyna się od żołnierza przebywającego na polu bitwy, który w swoim zasięgu ma jednostkę wroga. Dzwoni następnie do swojego dowódcy, który wydaje rozkaz, podając przez innych swoich podwładnych niezbędne współrzędne do otwarcia ognia. W erze cyfrowej, taki łańcuch zabijania może rozpocząć się w istocie online za pomocą smartfona. Rozciąga się on bowiem na strukturę społeczną przebywającą z dala od linii frontu, ponieważ żołnierze wchodzą w interakcje ze swoimi rodzinami czy przyjaciółmi, ale także osobami dla nich całkowicie anonimowymi, zyskując aprobatę dla swoich działań (temu właśnie służą „lajki” w mediach społecznościowych). Ludzie „tylko” oglądający działania zbrojne na swoich smartfonach stają się przez to „wspólnikami w przestępstwie”.
Próbując podsumować naszą dyskusję, jakie są pańskie przewidywania dotyczące najbliższej przyszłości Rosji?
Przyszłość Rosji jawi się w bardzo ponurych barwach. W najlepszym wypadku, Władimira Putina może zastąpić nacjonalistyczny technokrata. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że Rosja „po Putinie” (frazie rozumianej dosłownie – po oddaniu przez niego władzy lub śmierci, ale także szerzej – w kontekście upadku systemu stworzonego przez Władimira Władimirowicza) skazana byłaby na jeszcze więcej przemocy wewnętrznej i zewnętrznej, więcej chaosu, w szczególności mając na względzie prawie milion młodych mężczyzn, który wróci do domu z linii frontu bez żadnego wsparcia psychologicznego. Dlatego też, wciąż zdecydowana większość Rosjan wybiera Putina zamiast tej nieprzewidywalnej i dla nich przerażającej przyszłości. Młode pokolenie, które jest kształcone w tym duchu, staje się rękojmią, że sam system przetrwa, nawet jeśli dzisiejszy przywódca kiedyś zostanie zastąpiony przez kogoś innego.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa stanowi skrócony zapis spotkania z dr. Ianem Garnerem, zorganizowanym przez American Corner Łódź – przy wsparciu portalu „Obserwator Międzynarodowy” – 28 stycznia 2025 roku.
Dr Ian Garner – historyk z Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami Instytutu Pileckiego. Garner uzyskał tytuł doktora na Wydziale Slawistyki Uniwersytetu w Toronto w 2017 roku, gdzie napisał pracę doktorską na temat mitu bitwy pod Stalingradem. Jest specjalistą w dziedzinie historii i polityki, zaś jego zainteresowania badawcze skupiają się przede wszystkim na rosyjskiej i radzieckiej kulturze wojskowej i propagandzie. Zanim przyszedł do Instytutu Pileckiego, wykładał na Uniwersytecie w Toronto oraz na Queen’s University w Ontario. Jest honorowym członkiem Centre for International & Defence Policy w Kingston w Kanadzie, a ponadto regularnie pisze komentarze i artykuły dla najważniejszych światowych środków masowego przekazu. W 2024 roku został członkiem Royal Historical Society (Królewskie Towarzystwo Historyczne) w Londynie.
Dr Michał Woźniak – kierownik Centrum Amerykańskiego na Uniwersytecie Łódzkim-American Corner UŁ. Woźniak uzyskał tytuł doktora w obszarze nauk społecznych, na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego w 2017 roku. Tematem rozprawy doktorskiej była „Polityka bezpieczeństwa USA w latach 2008-2016 i jej wpływ na bezpieczeństwo Polski”.
