Obchody rocznicy masakry w Srebrenicy rozdrapały stare rany. Noszą je zarówno Boszniacy, jak i (bośniaccy) Serbowie. Rozpamiętywanie i reinterpretowanie przeszłości jest specjalnością polityków, którzy uzależnili się od odgrywania roli ofiary.

Autor: Maciej Adam Baczyński
Nauka nie lubi uogólnień, mimo to często są one niezbędne. Bośnia i Hercegowina jest niezwykle złożonym bytem politycznym, którego funkcjonowanie bywa sprowadzane do prostych sądów podkreślających jego dysfunkcjonalność i kruchość. W przypadku każdej społeczności należy jednak wyraźnie odgraniczyć działania polityków od „woli ludu”. Nie inaczej jest w przypadku Bośniaków – polityka rzadko odzwierciedla ich faktyczne nastroje, ambicje i oczekiwania.
„Przeciętni” mieszkańcy Bośni i Hercegowiny zgodnie wskazują, że największymi problemami państwa są korupcja, inflacja, bezrobocie, ubóstwo i brak perspektyw. Wielu z nich dodaje, że życie codzienne naznaczone jest oddziaływaniem historii. Co ciekawe, wyraźnie dostrzegają toksyczny wpływ, jaki upolitycznienie pamięci o przeszłości wywiera na życie społeczne. Zmanipulowane wersje historii są bowiem obecne wszędzie: w mediach, edukacji i przestrzeni publicznej.
Przedstawiciele nauk politycznych tradycyjnie skupiają się na badaniu wypowiedzi polityków. Wydaje się jednak, że ważniejsze są nie deklaracje i dyplomatyczne przemówienia, a ich realne konsekwencje. Podczas uroczystości upamiętniających 29. rocznicę masakry w Srebrenicy wystąpił m.in. przewodniczący prezydencji Bośni i Hercegowiny, Denis Bećirović. Reprezentuje on bośniackich Muzułmanów – Boszniaków, czyli grupę etniczną, do której należały ofiary popełnionej w 1995 roku zbrodni.
Bećirović nie jest szczególnie popularny. Młodzi Bośniacy, bez względu na przynależność etniczną i religijną, oczekują konkretnych działań służących poprawie warunków życia. Jakiegokolwiek sygnału, że władze ich państwa naprawdę chcą wprowadzać zmiany, które wyciągną BiH z gospodarczej zapaści i powstrzymają przynajmniej część mieszkańców od ucieczki za granicę. Przewodniczący prezydencji zdecydował się jednak wykorzystać rocznicę do podgrzania i tak gorącej atmosfery politycznej.
W wygłoszonej w Potočari mowie Bećirović wpisał masakrę w szerszy kontekst geopolityczny. Choć zaznaczył, że obecnie jest on inny, wiele elementów przypomina sytuację sprzed trzech dekad. W regionie wzmacniają się nacjonalizmy, zwłaszcza wielkoserbski – nawołujący do odbudowy Wielkiej Serbii. Retoryka ta wzbudza niepokój w wielu państwach byłej Jugosławii. Prowadzi ona bowiem do prowokacyjnych decyzji i działań władz Serbii i lokalnych Serbów.
Nie ukrywają oni sentymentu do Rosjan. Belgrad nie tylko nie przystąpił do zachodniego programu sankcji, ale oficjalnie kontynuuje wieloaspektową współpracę z Moskwą. Podobnie czyni Banja Luka, która w ostatnim czasie zaangażowała się w rosyjskie projekty gospodarcze. Federacja Rosyjska odwdzięcza się jak może – finansowo i dyplomatycznie. Moskwa wsparła Belgrad, sprzeciwiając się przyjęciu rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ ws. ludobójstwa w Srebrenicy.
Gest solidarności może okazać się niedźwiedzią przysługą. Sprzeciw wyraziły przede wszystkim państwa znane z fasadowej demokracji, jawnego łamania praw człowieka czy wspierania terroryzmu. Dotkliwszy był jednak sam fakt dyplomatycznej porażki Serbii. Obóz patriotyczny nie może się z nią pogodzić i upowszechnia swoją interpretację głosowania. Odzwierciedlają ją m.in. bilbordy, na których zsumowanie głosów przeciwnych i wstrzymujących daje przewagę Serbii.
Polityka wielkoserbska koncentruje się na odbiorcach wewnętrznych i wzmacnianiu jedności bałkańskich Serbów. Jej artykułowaniu ma pomóc przyjęcie przez Zgromadzenie Narodowe Republiki Serbskiej rozszerzenia symboliki entitetu o flagę i hymn Serbii. Mają one eksponować „prawdziwą” tożsamość ludności RS. Władze entitetu podjęły także decyzję o budowie kolejnego kompleksu upamiętniającego serbskie ofiary wojny. Premier Republiki wyraził nadzieję, że projekt zainteresuje władze w Belgradzie.
Denis Bećirović za głównodowodzących ruchem wielkoserbskim uważa prezydentów Serbii (Aleksandara Vučicia) i Republiki Serbskiej (Milorada Dodika). Vučić powtarza to, co chcą usłyszeć jego słuchacze. Z jednej strony twierdzi, że dąży do zbliżenia Serbii ze światem zachodnim, z drugiej – uparcie podkreśla poparcie dla Rosji, niechęć do UE i NATO, a także inspirowanego przez Zachód dialogu z Republiką Kosowa.
Jego reakcja na rocznicę masakry w Srebrenicy zaskoczyła nawet ekspertów. Vučić dał bowiem telewizyjny wykład ujawniający plan zniszczenia Serbii. Polityk wczuł się w wykładowcę i rozrysował plan, który wrogowie Serbów skrupulatnie realizują w celu likwidacji ich narodu i państwa. Przy okazji Vučić oświadczył, że jego słowa są wyciągane z kontekstu, a zachowanie demonizowane i niesłusznie uznawane za paranoję.
Wielu Bałkańczyków odcina się od swoich „reprezentantów”. Nie inaczej jest w przypadku Serbów – niektórzy z nich wierzą, że reżim Vučicia wkrótce się skończy, a Belgrad porozumie się z Brukselą. Manipulowanie pamięcią i odgrzewanie sporów nie wróży jednak dobrze. Choć działania Vučicia (i innych polityków) są chłodną rozgrywką, nie można zapominać, że mają wpływ na funkcjonowanie i wizerunek całego regionu.
Maciej Adam Baczyński – doktorant II roku w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Łódzkiego, dyscyplina: nauki o polityce i administracji. Prezes Studencko-Doktoranckiego Koła Naukowego Pax Europaea. Interesuje się relacjami polityki z historią i kulturą, zwłaszcza w obszarze pamięci zbiorowej.