Pomimo, że wybory do Bundestagu wciąż przed nami, odbędą się bowiem 24 września – to już dziś można zaryzykować tezę: znów wygrała Angela Merkel. Niemiecka kampania jest nudna. Patrząc na sondaże przedwyborcze nie ma co oczekiwać żadnych rewelacji. CDU może się cieszyć, a wraz z nią jej szefową z niechybnie dobrego wyniku. Musiałby się wydarzyć prawdziwy cud, aby zatrzęsła się polityczna ziemia u naszego niemieckiego sąsiada.
Autor: Dr Krzysztof Tokarz
Martin Schulz, główny rywal Merkel, przegrał jeszcze przed wyborami. Były szef Parlamentu Europejskiego dobrze wystartował, z bardzo wysokim poparciem, lecz koncertowo zmarnował ten kapitał i to na własne życzenie. Dziś już nawet „nie gardłuje” za bardzo przeciwko Angeli. Czasami robi z siebie co najwyżej pośmiewisko proponując jej miejsce w „swoim przyszłym rządzie”. W aktualnych sondażach gotowość do głosowania na SPD deklaruje od 21 do 24 proc. ankietowanych. Kierowana przez Merkel CDU oraz jej bawarska sojuszniczka CSU cieszą się natomiast poparciem od 37 do 40 proc. Sądząc po tych wynikach Schulz bardziej nadaje się do opowiadania wesołych historyjek, niż do roli lidera zdolnego poprowadzić swoją partię do wyborczego zwycięstwa.
Były szef PE nie wahał się zaatakować Polski i Węgier, tylko po to, aby ugrać parę punktów w niemieckich wyborach parlamentarnych. Niedawno straszył, że kiedy on zostanie kanclerzem to odbierze tym krajom unijne dotacje – o Merkel tak źle już raczej nie mówi. Ta jego „propozycja” dla Merkel to tylko rodzaj politycznego kabaretu. Liczy bowiem na to, że jeśli będzie „grzeczny”, to być może zasłuży na „fuchę” w nowym rządzie obecnej cesarzowej Europy. Jak się spekuluje, Schulz czyha na stanowisko ministra spraw zagranicznych – pół żartem, pół serio można stwierdzić, że z Martina Schulza jest raczej kiepski dyplomata. Nie raz pokazał, że ma poważny deficyt talentów na tym polu. Poza tym byłby chyba pierwszym szefem niemieckiej dyplomacji po II wojnie światowej, który nawet nie posiada matury. Mając natomiast na uwadze ugrupowanie polityczne byłego szefa PE, to wydaje się, że szczytem możliwości SPD będą co najwyżej posady w rządzie CDU. Nie wiadomo jednak, czy socjaldemokratom uda się w ogóle utrzymać obecny stan posiadania. Całkiem dobrze wypadają bowiem sondaże dla FDP. Jeśli tendencja ta potwierdzi się w wyborach, to liberałowie będą poważnym graczem politycznym i potencjalnym kolejnym partnerem dla tzw. wielkiej koalicji. To oznacza mniej miejsc dla działaczy SPD i mniejszą rolę tej partii w przyszłym rządzie.
Nie jest też żadną tajemnicą, że akurat te wybory mogą okazać się bardzo ważne również dla Alternatywy dla Niemiec. Nie będzie aż tak wielkim zaskoczeniem, jeśli wynik jaki to ugrupowanie zdoła osiągnąć, będzie najlepszym w całej jego historii. Ale to i tak nie wystarczy, aby móc rządzić państwem niemieckim. Partia ta nie ma żadnej zdolności koalicyjnej.
Zagadką pozostają Zieloni. Na starcie kampanii rokowania Grüne były wręcz znakomite. Niektórzy wymieniali ich jako pewniaków i potencjalnych partnerów w wielkiej koalicji. Dziś prognozy dla ewentualnego rewelacyjnego wyniku Zielonych wyglądają już trochę inaczej. Jednak Zieloni ciągle pozostają w grze i na pewno lekceważyć ich nie można.
Dla Polski Merkel i tak pozostaje najlepszym wyborem
Dziś nie trzeba nikogo przekonywać, że relacje Merkel i polskiego rządu nie należą do najlepszych. Ostatnie antypolskie stanowisko pani kanclerz nie pozostawiło żadnych złudzeń w tej mierze – skoordynowane z francuskim prezydentem wystąpienie przeciwko naszemu krajowi zaogniło i tak skomplikowaną sytuację. Stosunki polsko-niemieckie zaczęły się psuć w momencie wygranej przez PiS wyborów w Polsce w 2015 r. Merkel, która kreowała się na umiarkowaną polityk, przez jakiś czas trzymała się w cieniu ostrej dyskusji. Jednak z czasem niemieccy politycy włączyli się w polsko-polską wojenkę. I to po stronie byłej partii Donalda Tuska – z czego Jarosław Kaczyński z pewnością nie mógł być zadowolony.
Ostatnio do spornych spraw doszły jeszcze reparacje wojenne – co tylko bardziej zagmatwało już i tak nieprostą sytuację. Warto jednak zauważyć, że mimo wszystko i tak, to właśnie Angela Merkel pozostaje najlepszą opcją dla relacji Rzeczypospolitej z Niemcami. Wygrana SPD, a w tym dość agresywnie zachowującego się wobec Warszawy Martina Schulza, miałaby o wiele bardziej przykre konsekwencje. Swoich poglądów – jawnie uderzających w dzisiejszą Polskę – kandydat socjaldemokratów przecież wcale nie ukrywa. Nie tak dawno kolejny raz ostro zaatakował Polskę i Węgry. Wygrażał nawet, że jak zostanie szefem niemieckiego rządu to odbierze Polsce unijne dotacje. Posuwał się nawet do pogróżek, że jeśli Polska go nie posłucha, to nawet UE może się rozpaść. Schulz w roli kanclerza byłby prawdziwą petardą w relacjach polsko-niemieckich, która zostałaby szybko odpalona, czyniąc trudne do oszacowania szkody. Doliczając do tego wszystkiego prorosyjskie poglądy pozostałych polityków SPD jak: Sigmar Gabriel czy prezydent Niemiec z SPD Frank-Walter Steinmeier – nie wygląda to naprawdę dobrze.
Obaj politycy nawet nie próbują kryć się z tym, że chcą pomóc Putinowi w zniesieniu sankcji. A Krym? Co tam Krym… Nord Stream 1 i 2 to „oczywista oczywistość” dla SPD i byłego szefa tej partii Gerharda Schrödera, „koszącego” niezłą gotówkę w firmach gazowych państwa Putina. Nie trzeba się nawet specjalnie wysilać, aby wykazać, że to właśnie Merkel jako kanclerz i jest o wiele bardziej przewidywalna i korzystna dla relacji Warszawa-Berlin niż Martin Schulz.
Dzisiaj aż ciśnie się na usta typowy polski slogan: „Merkel jest mniejszym złem”. Nie należy więc zbytnio atakować cesarzową Europy, czy też bezzasadnie krytykować, bo alternatywa jest jeszcze mniej optymistyczna.
Dr Krzysztof Tokarz – doktor nauk humanistycznych, ekspert w zakresie stosunków polsko-niemieckich. Napisał ponad 200 artykułów – w tym na temat Festung Breslau, polityki i gospodarki zachodniego sąsiada Polski – opublikowanych zarówno w prasie drukowanej i na portalach internetowych