„Peter Pomerantsev w reportażu „To nie jest propaganda. Przygody na wojnie z rzeczywistością” pokazuje całą złożoność zjawiska dezinformacji i jego wpływu na politykę. Tłumaczy, że wchodząc na pole gry zwanej „wojną informacyjną”, z góry skazujemy się na porażkę” – pisze dr Piotr Oleksy na ZamekCzyta.pl – blogu literackim Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu. Dodatkowo, 11 marca odbędzie się spotkanie z Peterem Pomerantsevem w ramach cyklu ZAMEK CZYTA_SPOJRZENIE NA WSCHÓD.
Autor: dr Piotr Oleksy
„Sam brak szacunku Rosjan dla obiektywnej prawdy – a właściwie ich niewiara w jej istnienie – sprawia, że postrzegają oni wszelkie fakty jako instrumenty służące takiemu czy innemu ukrytemu celowi” – pisał w 1946 roku amerykański dyplomata George Kennan w tak zwanym „długim telegramie”, wysłanym z Moskwy do Waszyngtonu. Ten tekst miał ogromny wpływ na kształtowanie się amerykańskiej polityki wobec ZSRR, a szerzej – na powstanie zimnowojennego ładu międzynarodowego. Kennan, tłumacząc przełożonym istotę radzieckiego systemu politycznego i jego antyzachodni charakter, przestrzegał również: „najgroźniejsze dla nas […] jest niebezpieczeństwo, że sami staniemy się tacy, jak ci, których zwalczamy”.
Problem dezinformacji oraz wykorzystanie tego zjawiska przez siły autorytarne, otwarcie podważające dotychczasowy ład międzynarodowy, jest obecnie bardzo często wiązany z aktywnością Rosji. Przyczyn porażek liberalnego porządku doszukujemy się w działaniu moskiewskiej machiny propagandowej, tak zwanych farm trolli, oraz kremlowskiej ingerencji w procesy polityczne na Zachodzie. Przypisując drugiej stronie myślenie w kategoriach spiskowych, obrońcy liberalnej demokracji powielają ten sam mechanizm – wszędzie dopatrują się działania „długiej ręki Kremla” lub globalnego spisku sił autorytarnych, sterowanego z Moskwy lub Pekinu.
Peter Pomerantsev w reportażu „To nie jest propaganda. Przygody na wojnie z rzeczywistością” przełamuje ten schemat, pokazując całą złożoność zjawiska dezinformacji i jego wpływu na politykę. Przede wszystkim tłumaczy jednak, że wchodząc na pole gry zwanej „wojną informacyjną”, z góry skazujemy się na porażkę. Obawy Kennana spełniły się po zakończeniu zimnej wojny.
Pomerantsev jest brytyjskim dziennikarzem, badaczem społecznym i wykładowcą uniwersyteckim. Urodził się w 1977 roku w radzieckim Kijowie, który opuścił jako dziecko – jego rodzice byli dysydentami, których przymuszono do emigracji. W 2015 roku w Polsce ukazała się jego książka „Jądro dziwności. Nowa Rosja”, która była rezultatem badań i refleksji prowadzonych w trakcie dziesięcioletniego okresu życia w Rosji.
W najnowszej książce Pomerantsev przemierza świat, odkrywając kolejne aspekty wojny informacyjnej oraz wykorzystywania dezinformacji przez siły autorytarne. Pokazuje nam między innymi Filipiny Rodriga Duterte, rządzony przez kartele narkotykowe Meksyk, Wielką Brytanię doby brexitu, ukraiński Donbas oraz oczywiście Rosję.
Jednym z najważniejszych bohaterów tej książki jest Srđa Popović, serbski działacz polityczny, który jako lider ruchu Otpor! odegrał wielką rolę w obaleniu Slobodana Miloševicia. Następnie Popović stał się zawodowym rewolucjonistą, przygotowującym ludzi do walki o demokrację. Miał głośne sukcesy: szkolił i doradzał liderom gruzińskiej Rewolucji Róż w 2003 roku oraz ukraińskiej Pomarańczowej Rewolucji w 2004 roku. Współpracował również z opozycją w Iranie, Zimbabwe, Wenezueli, Tunezji, Egipcie i wielu krajach całego świata.
Popović w ramach swoich warsztatów tłumaczy zasady skutecznej walki politycznej. Należą do nich między innymi: jasne określenie celów zmiany, której się pragnie; znalezienie najmniejszego wspólnego mianownika, łączącego wszystkich przeciwników reżimu; stworzenie efektownej, choć prostej symboliki (kolorowe rewolucje) oraz poszerzenie pola walki, przez wciągnięcie do sporu czynników zagranicznych.
Pomerantsev pokazuje, że techniki Popovicia są obecnie stosowane przez tych, z którymi chciał walczyć. Jego fanem i wiernym uczniem okazuje się Martin Sellner, lider Ruchu Identytarystycznego w Austrii, który zasłynął akcją czynnego powstrzymywania organizacji humanitarnych, pomagających uchodźcom na Morzu Śródziemnym. Sellner jasno określił cel – jest nim kulturowe ujednolicenie Europy. Znalazł też najmniejszy wspólny mianownik łączący przeciwników europejskiego „miękkiego autorytaryzmu” – był nim stosunek do emigracji. Poszerzył też pole walki, nawiązując współpracę z aktywistami brytyjskimi czy Alternatywą dla Niemiec. Według tej receptury została również zorganizowana nieudana próba przewrotu w Czarnogórze, która miała powstrzymać wejście tego państwa do NATO. Obecnie Popović zmienia więc charakter swych działań: „uczy słuchaczy nie tyle, jak obalać reżimy autorytarne, ile jak bronić demokracji”. Zadanie o tyle trudniejsze, że przeciwnicy posługują się jego własnym orężem.
Kluczowe starcie toczy się obecnie na polu informacji. Peter Pomerantsev wskazuje, że przeciwnicy liberalnej demokracji posługują się taktyką zwaną „białym szumem”:
„W świecie, w którym nawet najbardziej autorytarne z reżimów nie potrafią zaprowadzić cenzury, trzeba podać publiczności taka dawkę cynizmu co do motywacji każdego człowieka, przekonać ją, że za każdą rzekomo nieszkodliwą pobudką stoi nikczemna niewidzialna ręka, by odbiorcy stracili wiarę w możliwości alternatywy”.
W rezultacie ludzie przestają wierzyć, że są w stanie zmienić cokolwiek i chętnie pooddają się silnemu przywództwu. Wierzą, że lider – Putin, Trump, czy Duterte – jest w stanie obronić ich przed potężnymi i wrogimi siłami. Katalizatorem dla tego procesu są oczywiście media społecznościowe ze swoimi bańkami informacyjnymi i promocją radykalizmów.
Pomerantsev tłumaczy ten problem w sposób zrozumiały, bazując na wielu przykładach z różnych części i świata, dzięki czemu opowieść jest bardzo żywa. Podkreśla wyraźnie, że głównym przegranym tej walki nie jest jedna lub druga strona, lecz faktograficzność:
„Technologie mediów społecznościowych, połączone ze światopoglądem, według którego wszelka informacja bierze udział w wojnie, a bezstronność jest niemożliwa, pomogły obalić najświętszą świętość faktów”.
W „Jądrze dziwności” autor rozwijał tezę, zgodnie z którą w Rosji narracje i wyobrażenia mają większe znaczenie niż fakty. Współcześnie wielu badaczy zwraca uwagę na ten aspekt życia publicznego w Rosji (m.in. Iwan Krastew, Stephen Holmes w książce „Światło, które zgasło. Jak Zachód zawiódł swoich wyznawców” czy Timothy Snyder w „Drodze do niewolności”). Za głównego twórcę tego modelu uważa się kremlowskiego politechnologa Władisława Surkowa, który przyznawał, że jego celem było wykreowanie swoistego „niby-świata” z udawanym życiem politycznym czy wykreowanymi konfliktami społecznymi, a nawet międzynarodowymi. Obserwacja tego „niby-świata” miała prowadzić zawsze do wniosku, że stabilność może zagwarantować tylko Władimir Putin.
Pojęcie „wojny informacyjnej” było od dawna kluczowym terminem w kremlowskim opisie rzeczywistości – już od czasu schyłku ZSRR liczne środowiska w Rosji promowały pogląd, że taką wojnę prowadzi przeciwko ich krajowi Zachód. Putin i Surkow uczynili z niego jedną z głównych osi swojej polityki, tłumacząc społeczeństwu, że nie liczą się fakty, lecz narracje, którymi będzie można odeprzeć atak, a nawet przejść do kontrofensywy.
Pomerantsev zwraca uwagę, że odrzucenie obiektywności, które teraz promuje Kreml czy amerykańska prawicowa telewizja Fox News, opiera się na koncepcjach wykorzystywanych pierwotnie przez „liberałów”. To feministki głosiły, że obiektywność to męska subiektywność. Dziś Kreml i Fox pytają: skoro rzeczywistość jest plastyczna, dlaczego i my mielibyśmy nie pokazywać własnych jej wersji?
Autor pisze wprost, że koło 2016 roku nabrał przekonania, że ta (nie)rzeczywistość, którą dobrze znał z Rosji, zaczęła dominować na całym świecie: „radyklany relatywizm, który daje do zrozumienia, że prawda jest nierozpoznawalna, nieprzyjemne nostalgie pozostałe po rozpuszczonej przyszłości, zastąpienie ideologii teoriami spiskowymi, fakty zrównane z fałszem”.
„To nie jest propaganda” pozwala więc dojść do następującej konstatacji: obiektywność faktów podważyli liberałowie, po czym zarówno Rosja, jak i zachodni wrogowie liberalizmu wykorzystali to odkrycie do walki z istniejącym ładem. Dlaczego jednak Rosja była w tym szybsza niż Trump i jemu podobni, przez co odnosimy wrażenie rusyfikacji światowej polityki? Prawdopodobnie dlatego, że to elity radziecko-rosyjskie przegrały w starciu z liberalnym Zachodem, więc jako pierwsze zaczęły szukać dla niego alternatyw.
Tak tłumaczy to Pomerantsevowi Gleb Pawłowski, drugi z potężnych rosyjskich politechnologów lat z dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Jego zdaniem w czasie zimnej wojny obie strony obiecywały ludzkości lepszą przyszłość, po rozpadzie ZSRR zapanowała jednak zachodnia, bezalternatywna utopia, która w końcu upadła. Załamanie tożsamości i ideologii spowodowało, że sztaby wyborcze na Zachodzie zaczęły działać podobnie do Kremla, z tym że miały w swych rękach media społecznościowe i wielkie bazy danych. „To jest wielki paradoks końca zimnej wojny: przyszłość, a raczej bezprzyszłościowa teraźniejszość, nadeszła najpierw w Rosji” – podsumowuje Pomerantsev.
Poświęca on wiele miejsca Agencji Badań Internetu, czyli słynnej rosyjskiej fabryce trolli, pokazując, że jej działania wychodzą daleko poza granice kraju. Uważna lektura jego książki może być jednak odtrutką na spiskowe teorie doszukujące się „długiej ręki Kremla” we wszystkich porażkach liberalnej demokracji. Fakt, że Rosja była pierwsza, nie oznacza, że zwrot antyliberalny dokonał się wyłącznie za sprawą jej inspiracji. Przyczyn konkretnych zjawisk należy dopatrywać się na gruncie lokalnym. Peter Pomerantsev pokazuje również, że każda zabawa z inżynierią społeczną jest kijem o dwóch końcach: nacjonaliści i autokraci mogą używać technik Srđa Popovicia, a prężący muskuły politycy zachodni chętnie skorzystają doświadczeń Surkowa i Pawłowskiego.
Największym sukcesem Kremla nie są więc ingerencja w amerykańskie wybory czy dezinformacyjne wsparcie dla brexitu, lecz fakt, że udało się zdefiniować pole konfliktu światowej polityki właśnie jako wojnę informacyjną. Zachód uwierzył, że „wszelka informacja staje się jedynie środkiem do osłabienia przeciwnika”.
Tłumacząc, na czym polega problem, Pomerantsev przywołuje słowa językoznawcy, Georga Lakoffa: „w czasie sporu nigdy nie używaj języka drugiej strony. Jej język narzuca bowiem jej ramę – i nigdy nie będzie to pożądana przez ciebie rama”. Wtedy – odwołując się do „długiej depeszy” – stajesz się taki jak ten, którego zwalczasz.
W tej sytuacji Putin nie musi wcale wpływać na procesy polityczne na całym świecie. Wystarczy, że jak mówił Pawłowski, dzięki „celowemu postawieniu odcisków palców hakerów i śladów operacji informacyjnej” sprawi, że uwierzymy w jego wszechmocny wpływ.
Pomerantsev wierzy, że możemy wyrwać się z tej ramy, jeśli postawimy na siłę faktów, rzetelne, zaangażowane dziennikarstwo oraz ochronę danych osobowych i prywatności w sieci. Podaje przykład aktywistów z Odessy, którzy w czasie najbardziej gorących walk na wschodzie Ukrainy, obawiając się, że konflikt może dojść do ich miasta, rozklejali na jego murach plakaty obrazujące skalę zniszczeń w Donbasie. „Najpotężniejszym manewrem w wojnie informacyjnej było porzucenie samej idei wojny informacyjnej i pokazanie, do czego prowadzi prawdziwa wojna”.
Optymizm Pomerantseva jest jednak bardzo umiarkowany. Sam przyznaje, że wiele rakiet wystrzelonych w donbaskiej wojnie służyło w większym stopniu wojnie informacyjnej niż prawdziwej.
Tekst pochodzi ze strony Zamekczyta.pl – bloga literackiego Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu.
11 marca w ramach cyklu ZAMEK CZYTA_SPOJRZENIE NA WSCHÓD odbędzie się spotkanie z Peterem Pomerantsevem. Prowadzenie Piotr Oleksy.
Więcej informacji o spotkaniu tu.