Natalia Tarkowska: lecznica doktora Tarnawskiego była prawdziwym skarbem II RP [WYWIAD]

Z Natalią Tarkowską, autorką książki o niesamowitym ekscentryku, doktorze Apolinarym Tarnawskim i jego lecznicy w Kosowie na Pokuciu (Ukraina), gdzie na niecodziennych kuracjach przebywała śmietanka towarzyska II Rzeczypospolitej, rozmawiał Tomasz Lachowski.

Natalia Tarkowska spotkanie autorskie w Łodzi

Doktor Apolinary Tarnawski – ekscentryk, lekarz, twórca lecznicy w miasteczku Kosów na Pokuciu, która zapisała się nie tylko w historii Huculszczyzny, ale także całej II Rzeczypospolitej. Dziś jednak niewiele w Polsce wiemy o doktorze Tarnawskim. Kim zatem był ten osobliwy medyk, do którego lecznicy ściągali najwięksi międzywojennej Polski?

Tak, rzeczywiście, dziś to niestety postać raczej zapomniana. Jednak w II RP sytuacja była zgoła odmienna. Przed siedemdziesięciu laty, jedna z dziennikarek tak pisała o postaci doktora Apolinarego: „nie ma chyba w Polsce osoby, która by coś niecoś o Kosowie nie wiedziała lub nie słyszała. Ludzie przeważnie opowiadają sobie anegdotyczne historie na temat twórcy lecznicy i jego dziwacznej metody. Wystarczy powiedzieć: Kosów, dr Tarnawski, a niczym echo wróci głodówka, chodzenie boso, wstawanie o świcie czy rąbanie drwa. Nic ponadto ludzie nie wiedzą i nie umieją powiedzieć”.  Obecnie doktor także jest wspominany niemal wyłącznie w sposób anegdotyczny, a była to postać, która odegrała niebagatelną rolę w kształtowaniu polskiej kultury i społeczeństwa. Lecznica była bowiem szkołą życia, która ukształtowała kilka pokoleń polskiej inteligencji.

Sam Apolinary urodził się w połowie XIX w., w Gnojnicach, w powiecie jaworowskim i choć wybrał się na studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim to jednak wizja bycia lekarzem nie była jego największym marzeniem, a raczej koniecznością życiową i pomocą swojemu ojcu po wczesnej śmierci matki. To zresztą spowodowało, że nie był zbyt pilnym studentem, a jego prawdziwą pasją była muzyka. Przełomowym momentem dla doktora Tarnawskiego stała się praktyka medyczna, a zwłaszcza pobyt w uzdrowisku Morszyn, pod Lwowem, gdzie po raz pierwszy dostrzegł, że ma wpływ na ludzi i ich zdrowie. Jego syn, Wit Tarnawski, nazwał ten moment „porywem morszyńskim”.

Dr Apolinary Tarnawski / fot. Archwium Andrzeja i Janiny Denisów

Jak zatem Apolinary Tarnawski z Morszyna trafił do Kosowa? Co stało się główną przyczyną założenia lecznicy u podnóża Karpat?

To właśnie w Morszynie zakiełkowała w nim myśl, że mógłby sam założyć lecznicę. Zauważył, że staje się autorytetem dla pacjentów w dziedzinie higieny i prowadzenia zdrowego trybu życia. Gdy został mianowany na lekarza powiatowego w Kosowie zachwycił się doskonałymi warunkami mikroklimatycznymi panującymi w tym miasteczku. W podjęciu decyzji pomógł mu jego przyjaciel, ksiądz Antoni Łukaszkiewicz, przekazując Tarnawskiemu starą, greckokatolicką proboszczówkę, która stała się zalążkiem dla przyszłej lecznicy. Ostatecznie, placówka składała się z zespołu różnorodnych willi otoczonych przepięknym parkiem i sadem.

Lecznica w Kosowie w okresie międzywojennym była w II RP prawdziwym fenomenem. Co jednak przeważyło o takiej rozpoznawalności zakładu? Doskonałe warunki przyrodniczo-lecznicze panujące na Pokuciu, czy też może postać samego doktora Tarnawskiego?

Na fenomen lecznicy złożyło się kilka czynników i rzeczywiście Apolinary Tarnawski był jednym z nich. Doktor był bowiem osobą niezwykle charyzmatyczną, oryginalną, co automatycznie wzbudzało ciekawość i przysparzało placówce sławy, i to jeszcze w czasach zaboru austriackiego. Co ważne, doktor Tarnawski był wielkim patriotą, tak został wychowany, a lecznica stała się osobliwym wyrazem jego miłości do ojczyzny – jej fundamentem była idea uzdrowienia narodu. Nie można jednak zapomnieć tu o oryginalnej metodzie, stosowanej w Kosowie.

Pomówmy zatem o tym niecodziennym sposobie na polepszenie stanu zdrowia kuracjuszy w kosowskim zakładzie przyrodoleczniczym. Jak wyglądał typowy dzień pacjenta doktora Apolinarego?

Wczesne wstawanie, chodzenie boso po rosie, głodówki, zabiegi hydropatyczne i pogadanki – to te, które najczęściej kojarzyły się lecznicą w Kosowie. Kuracja u Tarnawskiego to także gimnastyka, która odbywała się na świeżym powietrzu, a dwa razy w tygodniu pacjenci ćwiczyli w rytm utworów odgrywanych przez orkiestrę. Można zatem powiedzieć, że doktor Apolinary był protoplastą dzisiejszego aerobiku! Do metod leczniczych należy również zaliczyć kąpiele słoneczne i powietrzne, które odbywały się na specjalnych boiskach. Kuracjusze nazywali je „dżunglami”. Tam czuli się zdecydowanie najlepiej, i jak podają rozliczne źródła, wyprawiali przeróżne figle (śmiech).

O „bezwstydnych nagusach” zażywających słonecznych kąpieli pisał prześmiewczo polski poeta, Wacław Wolski. Należy bowiem wspomnieć, że na boisku męskim kąpiel odbywała się nago lub w skromnych majteczkach… Apolinary uważał, że porzucenie stroju daje ludziom prawdziwą swobodę i przełamuje wszelkie konwenanse. Z jednej strony zatem doktor Tarnawski przełamywał tabu nagości istniejące w tamtych czasach, z drugiej jednak, okoliczni mieszkańcy, widząc nagich, pląsających w słońcu pacjentów, nazywali lecznicę „domem wariatów”.

Kosów słynął także z wyśmienitej kuchni jarskiej – wraz z małżonką Tarnawski napisał dwie książki poświęcone właśnie diecie bezmięsnej. Apolinary przejął tę metodę od doktora Lahmanna – w jadalni zakładowej ustawił trzy stoły. „Tygrysi” – mięsny. „Małpi” – mieszany i „anielski” z potrawami wyłącznie jarskimi.

Kuracjusze na boisku kąpielowym, Kosów lipiec 1910

Jak jednak możemy przeczytać w Pani książce nie każdy był w pełni ukontentowany z proponowanej diety: „największą moją przyjemnością jest golnąć kieliszek starki, jeść befsztyk po angielsku, podlany kabulowym sosem, zapijać porterek, i czytać przy tym książkę doktora Tarnawskiego o konieczności kuchni jarskiej”. Ciekawy jest też sposób, w jaki Apolinary odnosił się do swoich pacjentów, np. tych cierpiących na otyłość: „podgardle zwisłe, wzrok tępy, brzuch jak bania, ktoś pan taki?”. Obraz, który wyłania się z tych fragmentów sugeruje jakiś rodzaj „walki”, którzy niepokorni pacjenci prowadzili z doktorem Tarnawskim?

Apolinary był zaiste bardzo szorstki, bo uważał, że pacjent zechce zmienić swoje życie jedynie pod wpływem wstrząsu wywołanego krytycznymi uwagami dotyczącymi wyglądu fizycznego.  Momentem kluczowym była pierwsza wizyta, podczas której doktor nie szczędził przykrych epitetów swoim przyszłym pacjentom, którzy z tego powodu nazywali ją żartobliwie „sądem ostatecznym”. Ci jednak cenili go właśnie za szczerość i silną wiarę w słuszność metody jaką propagował. Sam zresztą rygorystycznie stosował się do zasad, które promował w swojej lecznicy.

Nie da się jednak ukryć, że te pierwsze spotkania pacjentów z doktorem mają dziś walor komediowy, choć nie wszystkim było wówczas do śmiechu. Jedną z takich zabawnych sytuacji zanotował Melchior Wańkowicz, opisując rozpacz kobiety, którą doktor Tarnawski złapał za rękę, zaprowadził do zabudowań gospodarczych, wskazał na prosię, i powiedział: „O, tak pani żre!”. Nieważne kim był pacjent – biskupem, urzędnikiem, pisarzem. Każdemu się obrywało! (śmiech) Pamiętajmy jednak, że cel był zbożny – uzdrowienie społeczeństwa Rzeczypospolitej.

Natalia Tarkowska i Tomasz Lachowski spotkanie autorskie w Łodzi

Wspomniała Pani osobę Wańkowicza. Kto jeszcze ze znanych postaci międzywojennej Polski przybywał do Kosowa?

Taką postacią była chociażby Gabriela Zapolska. Tarnawski miał z nią niemało problemów, a związane było to m.in. z pracą fizyczną, również jednym z elementów metody leczniczej doktora. Zapolska bowiem za nic w świecie nie chciała złapać za łopatę i przekopywać grządek. Autorka „Moralności pani Dulskiej” temperament miała spory, co nieraz prowadziło ją do scysji z właścicielem lecznicy. Podczas jednej z takich kłótni Apolinary nie wytrzymał i huknął Zapolskiej prosto w twarz: „Bierz pani za łopatę! Lepiej to pani zrobi niż pisanie tych twoich książek! Ja tam twoich cudeńków czytać nie będę”.

W lecznicy była także inna pisarka, Maria Dąbrowska, którą na przyjazd do Kosowa namówił jej mąż, Marian. Niestety, Marian Dąbrowski zmarł podczas swojego drugiego pobytu u doktora Tarnawskiego, czego nikt się nie spodziewał. Dąbrowska wówczas zmieniła swoje zdanie o kosowskiej metodzie, pisząc, że „nie wie jak Tarnawszczyzna mogła zamydlić jej oczy, a doktor to zwykły szarlatan”.

Willa Koliba, lecznica Tarnawskiego, zdjęcie Tomasz Lachowski

Lista wybitnych kuracjuszy doktora Tarnawskiego jest niezwykle długa i nie sposób wymienić wszystkie nazwiska w krótkiej wypowiedzi, dlatego wspomnę jeszcze tylko, że liczne środowisko literackie reprezentowali m.in. Lucjan Rydel, Kazimiera Iłłakowiczówna, Kazimierz Wierzyński czy Wacław Filochowski. Do lecznicy chętnie przybywali również aktorzy teatralni i filmowi (Juliusz Osterwa, Hanka Ordonówna, Karol Adwentowicz, Aleksander Żabczyński), którzy swoim talentem podnosili rangę organizowanych tam wydarzeń kulturalnych. Dzięki licznej obecności profesorów akademickich w Kosowie toczyło się również bogate życie umysłowe, ale i politycy żywo debatowali tam o kształcie Rzeczypospolitej. Lecznicę szczególnie upodobali sobie politycy związani z Narodową Demokracją (Roman Dmowski, Zygmunt Balicki, Tadeusz Bielecki), jednak nie zabrakło w niej miejsca także dla socjalistów (Ignacy Daszyński czy Kazimierz i Stanisław Kelles-Krauzowie).

Warto przywołać też i tę kartę życiorysu Tarnawskiego, czyli flirt z Narodową Demokracją. To temat o tyle istotny, że w Kosowie przeważali przede wszystkim Ukraińcy (Rusini), Hucułowie, a Polacy stanowili ledwie 10% populacji. Jak zatem doktor odnosił się do wszystkich nie-Polaków? Z Pani książki wynika choćby fakt, że Żydów nie przyjmowano jako kuracjuszy w placówce leczniczej na Pokuciu.

Na podstawie zgromadzonych źródeł mogę powiedzieć, że Apolinary z pewnością podziwiał miejscową ludność. Za tężyznę fizyczną i zdrowie, dlatego stawiał ją jako wzór do naśladowania dla inteligencji prowadzącej niehigieniczny tryb życia w mieście. Ponadto miejscowi Rusini (Ukraińcy) często znajdowali zatrudnienie w lecznicy. Przykrą kartą w historii lecznicy jest natomiast fakt, że Żydom rzeczywiście odmawiano wstępu, choć zdarzały się wyjątki od tej reguły. Wiąże się to z osobistym żalem Apolinarego do kosowskich Żydów. Tarnawski próbował przełamać ich hegemonię handlową umacniając w Kosowie polski handel i bankowość. Walka ekonomiczna skończyła się donosem jednego z Żydów do władz austro-węgierskich, że medyk ukrywa w swojej lecznicy rosyjskich szpiegów, którzy w rzeczywistości byli kuracjuszami z Królestwa Polskiego, co doprowadziło nawet do wydania wyroku śmierci na Apolinarego, ostatecznie niewykonanego.

Doktor był także mocno związany ze środowiskiem endeckim, co niewątpliwie wpłynęło na jego poglądy. We wspomnieniach Wita Tarnawskiego, syna doktora, czytamy jednak, że w sytuacji kontaktu z konkretnym człowiekiem, Apolinary był życzliwy i pomocny.

Budynek jadalni zakładu w Kosowie / fot. Archiwum Natalii Tarkowskiej

Świetność lecznicy doktora Tarnawskiego przypada na okres II Rzeczypospolitej. Należy jednak wspomnieć, że placówka w Kosowie odegrało także istotną rolę w czasie agresji III Rzeszy na Polskę we wrześniu 1939 roku.

Rzeczywiście. W następstwie agresji niemieckiej na II RP, polscy dygnitarze trafili do lecznicy Tarnawskiego tuż przed opuszczeniem ojczyzny. Prawdopodobnie, to podczas rozmowy w jednej z zakładowych willi, marszałek Edward Rydz-Śmigły i generał Władysław Sikorski podjęli decyzję o ewakuacji do Rumunii, a następnie do Francji. Sam Tarnawski nie chciał wyjechać z Kosowa, był zrozpaczony całą sytuacją – kiedy już wraz z bliskimi wyruszył w tułaczkę dwukrotnie próbował uciec z samochodu i powrócić do swojej ukochanej lecznicy.  Było to naprawdę dramatyczne. Z Rumunii, Tarnawscy próbowali się przedostać do Francji, co jednak się nie powiodło. Ostatecznie, zostali oni przetransportowani na Cypr, a koniec końców do Jerozolimy, gdzie po krótkiej chorobie Apolinary zmarł w wieku 92 lat.

Natomiast, jeśli chodzi o losy samej lecznicy, to od czasów sowieckiej Ukrainy funkcjonuje do dziś sanatorium dla chorych dzieci, które trapiła gruźlica czy problemy z oddychaniem.

Willa Główna

Chciałbym zapytać również o współczesność Kosowa i słynnego w całej II RP zakładu przyrodoleczniczego. Zbierając materiały do swojej książki, bywała Pani wielokrotnie w Ukrainie – w Kosowie, Kołomyi, Iwano-Frankiwsku czy Lwowie – czyli wszędzie tam, gdzie znaleźć można było ślady obecności Tarnawskiego. Ciekawi mnie, czy współcześni mieszkańcy Kosowa to właśnie dzięki Pani pracy odkrywali swoje dziedzictwo, czy też jednak istnieje świadomość dziejów lecznicy wśród żyjących dziś w tym urokliwym miasteczku na Pokuciu?

Muszę powiedzieć, że mieszkańcy Kosowa doskonale zdają sobie sprawę z tego, kim był doktor Tarnawski i jak niesamowite miejsce stworzył. Wielu z nich zresztą posiadało krewnych, którzy pracowali w lecznicy. Głosy mówiące o tym, że dla Ukraińców dziedzictwo zakładu Apolinarego jest obce (bo polskie), nie oddają rzeczywistości. Podejmowane są przez nich własne inicjatywy, które uwieczniają postać doktora – najpierw przygotowano tablicę pamiątkową, a niedawno popiersie Tarnawskiego. O życzliwości mieszkańców Kosowa świadczą także wcześniejsze spotkania autorskie wokół książki, kiedy mogłam zaobserwować naprawdę spore zainteresowanie postacią Tarnawskiego. Niezwykle udane spotkania w Kosowie, Kołomyi czy Iwano-Frankiwsku być może zaowocują także przetłumaczeniem książki na język ukraiński. Ponadto, mer Kosowa zapewniał mnie, że władze dołożą starań by uratować zespół zabytkowych willi, z którego składała się kiedyś lecznica, na co – niestety – chronicznie brakuje środków. Ma jednak świadomość, iż jest to historyczno-kulturowe dziedzictwo miasta, stanowiące atrakcję turystyczną.

Popiersie doktora Tarnawskiego w Kosowie / fot. Archiwum Natalii Tarkowskiej

Możemy być zatem pewni, że pamięć o lecznicy przetrwa, a czy przetrwa sam zespół pięknych willi? W obliczu braku środków finansowych to chyba dziś największa bolączka?

Część budynków jest dziś w opłakanym stanie. Niektóre zostały odnowione, ale raczej należy tu mówić o nieumiejętnym restaurowaniu zabytkowych budynków. W grudniu doszło do przykrego incydentu – musiano rozebrać drewniane elementy budynku łazienek – ta decyzja musiała zostać podjęta ze względu na bezpieczeństwo przebywających tam dzieci. Władze miasta zareagowały błyskawicznie i doprowadziły do tego, że wszystkie zabytkowe elementy zostały schowane, zabezpieczone i zapewniono, że jak tylko znajdą się środki na renowację, to zostaną one z powrotem wkomponowane w zabytkowy budynek. Ta otwartość władz Kosowa napawa mnie optymizmem, choć nie da się ukryć, że należy działać szybko i zdecydowanie. W innym wypadku, o lecznicy doktora Tarnawskiego będziemy mogli przeczytać wyłącznie w książkach, a ten unikalny kompleks architektoniczny zobaczymy jedynie na archiwalnych fotografiach.

Dziękuję za rozmowę

Wywiad odbył się w ramach cyklu spotkań „Świat dla początkujących”, w kawiarni podróżniczej Daleko Blisko (OFF Piotrkowska) w Łodzi. Zdjęcia wykonał Konrad Jęcek.

Natalia Tarkowska – doktorantka Akademii Ignatianum w Krakowie, autorka książki: „Lecznica narodu. Kulturotwórcza rola zakładu przyrodoleczniczego doktora Apolinarego Tarnawskiego w Kosowie na Pokuciu (1893-1939)”.

Tomasz Lachowski – dr nauk prawnych, dziennikarz, red. nacz. portalu „Obserwator Międzynarodowy”

Tomasz Lachowski

Prawnik, dziennikarz, doktor nauk prawnych, redaktor naczelny magazynu i portalu "Obserwator Międzynarodowy"; adiunkt w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych (Uniwersytet Łódzki).

No Comments Yet

Comments are closed