Populizm zamiast dialogu, czyli rzecz o stosunkach polsko-ukraińskich [KOMENTARZ]

Wiele środowisk walczy o swoje miejsce na polskiej scenie politycznej. Coraz więcej polityków mówi dziś o Ukrainie. Podkreślają rosnącą liczbę ukraińskich pracowników w Polsce i straszą „banderyzmem”, twierdząc również, że Polska nie musi dbać o dobre relacje z Kijowem. Warto się zastanowić, skąd bierze się taka narracja i jakie mogą być jej następstwa.

Fot. źródło: ShutterStock

Autor: Hubert Kowalski

W ruchu Kukiz’15 narodził się pomysł wprowadzenia do ustawy o IPN przepisów, które mówią o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów. Kwestię tę rozszerzono na lata 1925-1950, a tym samym do jednego worka wrzucono międzywojenne przypadki aktów terroru ze strony ukraińskiej oraz zbrodnię ludobójstwa, do której doszło później. Niestety, przestępstwa terrorystyczne, do których dochodziło przed II wojną światową bardzo często były odpowiedzią na represyjną politykę władz II RP wobec mniejszości ukraińskiej. Nikt w Polsce nie próbuje usprawiedliwiać makabrycznej zbrodni wołyńskiej, jednak wcześniejsze przestępstwa miały inny charakter. Nie możemy natomiast zaprzestać analizowania historii.

18 marca 1921 r. podpisany został traktat ryski, który kończył wojnę polsko-bolszewicką. Stroną traktatu była również Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka. Podpisanie pokoju w takiej formie było jednocześnie uznaniem przez Polskę marionetkowej Ukrainy sowieckiej, a więc odcięciem się od niepodległych struktur ukraińskich, na czele których stał ataman Petlura – nasz sojusznik. Żołnierze atamana walczyli przeciwko bolszewikom, broniąc niejednokrotnie polskich miast. Nie może zatem dziwić fakt, że Ukraińcy poczuli się zdradzeni. Przełożyło się to na ich późniejszy stosunek do II Rzeczypospolitej. Ryga była dla Ukraińców tym samym, czym dla Polaków układ jałtański, na mocy którego znaleźliśmy się w strefie wpływów sowieckich po II wojnie światowej. Był to efekt ustaleń dokonanych przez naszych sojuszników.

Pamięć o UPA ma wydźwięk przede wszystkim antyrosyjski, co wynika z faktu, że ukraińskie podziemie walczyło również przeciwko Sowietom. W tym kontekście pamięć o nich jest czymś naturalnym. Nigdzie na Ukrainie, nie licząc środowisk marginalnych, nie funkcjonuje narracja antypolska, co niestety może się zmienić, gdyż Ukraińcy odbierają nowelę ustawy o IPN, jako atak na siebie. – Nie potrzebujemy, aby ktoś mówił nam, jakich ukraińskich bohaterów powinniśmy czcić, a jakich nie. Sami to załatwimy. Tak samo my nikomu nie radzimy, kogo Polska powinna poważać, a kogo nie – powiedział Petro Poroszenko, prezydent Ukrainy. Dla porównania warto spojrzeć na narrację Rosjan, którzy nie tolerują jakichkolwiek form sprzeciwu wobec ich punktu widzenia. Dialog z Ukraińcami jest natomiast możliwy. Właśnie ten dialog powinien być metodą dojścia do prawdy, która może zostać urzeczywistniona w formie obiektywnych ekshumacji na Wołyniu.

Prezydent Duda skierował do Trybunału Konstytucyjnego przepisy, która mówią o „ukraińskich nacjonalistach” i „Małopolsce Wschodniej”, gdyż słusznie uznał, że nie są one do końca precyzyjne. – Wpędził nas w to ruch Kukiz’15, który stale parł do zaostrzenia przepisów dotyczących Ukrainy, nie godząc się na żadne złagodzenie sformułowań. To na tyle zamazało nam horyzont, że wpadliśmy w kłopoty – przyznał w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu z ramienia Prawa i Sprawiedliwości.

Ukraina wprowadziła zbliżone przepisy w 2015 r. Na ich mocy podważanie wkładu żołnierzy m.in. UPA w walkę o niepodległość Ukrainy i tym samym kwestionowanie ich przywilejów weteranów jest bezprawne, choć ustawa nie przewiduje ścisłej sankcji karnej. Zwolennicy noweli ustawy o IPN uważają, że w takiej sytuacji polska regulacja również jest uzasadniona. Czy jednak słuszną jest polityka, która polega na wzajemnym przerzucaniu się ustawodawstwem historycznym, jeśli jej efektem będą kolejne bezsensowne podziały?

Istnieje cienka granica pomiędzy walką o pamięć ofiar ludobójstwa a polityką wprost wymierzoną w cały naród i państwo ukraińskie. Poseł Tomasz Rzymkowski z Kukiz’15 już ją przekroczył, wskazują na to jego wypowiedzi. – Nazwę „Ukraińcy” wymyślili Austriacy – mówił polityk w jednym z wywiadów. Gdzie tu walka o pamięć ofiar? To jawna antyukraińskość, której celem jest zbicie kapitału politycznego. Kolejna wypowiedź posła daje jeszcze więcej do myślenia. – Straszą nas islamskimi imigrantami ekonomicznymi, a my mamy oblężenie na granicy z Ukrainą. Czy Unia pomoże? – alarmował Rzymkowski.

Niektórzy politycy liczą na to, że na bazie nastrojów antyukraińskich zyskają poparcie społeczne. Widać to wyraźnie, skoro ruch Kukiz’15 nie zabiega o to, by drogą dialogu doprowadzić do ekshumacji ofiar na Wołyniu, ale głosi antyukraińskie hasła, których naturalnym następstwem będą antypolskie nastroje na Ukrainie, a takich do tej pory nie było. Może się zatem okazać, że właśnie nieprecyzyjne przepisy noweli ustawy o IPN, które dotyczą ukraińskiego nacjonalizmu, staną się przyczyną, która ostatecznie przekreśli rozmowy o ekshumacjach na Wołyniu.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.