Japońskie zbrojenia: czemu służą?

W ciągu ostatnich dziesięciu lat klasa polityczna w Japonii przywiązuje znacznie większą wagę do spraw związanych z rodzimymi siłami zbrojnymi (Japońskie Siły Samoobrony-JSS). Przyczyniło się do tego kilka czynników. Zmiany pokoleniowe w japońskim społeczeństwie i klasie politycznej, wzrost poczucia zagrożenia ze strony Korei Północnej, wzmacnianie się Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej i związane z tym nasilenie się chińskich tendencji ekspansjonistycznych, osłabienie pozycji gospodarczej i wojskowej Stanów Zjednoczonych, głównego sojusznika i obrońcy suwerenności Japonii.

Autor: Jakub Kurczewski

Zagrożenia narastały, główny sojusznik osłabł. Japońscy przywódcy doszli więc do wniosku, że należy wzmocnić własne siły zbrojne, by odstraszyć ewentualnych agresorów. W grę wchodzą także względy ambicjonalne, chęć pokazania światu, iż Japonia jest już „normalnym” państwem, nie krajem wciąż odpokutowującym swoje zbrodnie z czasów II wojny światowej. I to państwem silnym, liczącym się nie tylko gospodarczo, mogącym w razie konieczności wesprzeć militarnie USA. Stawiam te hipotezy w oparciu o oceny różnych analityków odnośnie parametrów i przeznaczenia nowych typów uzbrojenia wprowadzonych do służby w JSS na przestrzeni ostatnich 10 lat.

Analizę warto zacząć od japońskiej marynarki wojennej. Od 2009 roku w jej skład weszły 2 duże niszczyciele-śmigłowcowce typu Hyuga. Niszczycielami są tylko z nazwy. Mają po 19,5 tys. ton wyporności i nieco ponad 205 metrów długości. Ich uzbrojenie własne odpowiada siła ognia fregacie (16 pocisków przeciwlotniczych, 6 wyrzutni torped ZOP, 12 rakietotorped ASROC i 2systemy obrony bezpośredniej phalanx), ponadto bazują na nich 4 śmigłowce, mogą zaś obsługiwać 11 (według innego źródła mogą przenosić 18 helikopterów; być może chodzi o maszyny o mniejszych rozmiarach). Ich głównym zadaniem jest walka z okrętami podwodnymi (ZOP), mogą też służyć jako okręty desantu śmigłowcowego lub dostarczać pomoc humanitarną na zniszczone (np. przez powódź czy tajfun) obszary. Helikoptery i spora ładowność są ich atutem w takich zadaniach. Japonia jako kraj morski, uzależniony od handlu międzynarodowego i pozbawiony większości surowców naturalnych przywiązuje bardzo dużą wagę do kwestii zabezpieczenia swoich  linii zaopatrzeniowych i działań ZOP. Morskie operacje desantowe w ostatnich latach znacznie zyskały na znaczeniu w oczach japońskich decydentów cywilnych i wojskowych z uwagi na możliwość desantu chińskiego na sporne Wyspy Senkaku/Diaoyu lub Riukiu. Do wykonania szybkiego kontrdesantu na archipelag Senkaku wystarczyłyby minimalne siły lądowe (batalion, może nawet kompania piechoty) wsparte przez okręty wojenne. W przypadku Wysp Riukiu sytuacja jest bardziej skomplikowana. Jest ich zbyt wiele by obsadzić je wszystkie (w skład terytorium Japonii wchodzi ponad 6,8 tys. wysp). Z tego powodu Japończycy uznali, iż efektywniejsze będzie wykonywanie kontrdesantów na zajęte przez wroga tereny lub w ich pobliżu, by odciąć go od posiłków. Wykonywać to zadanie ma sformowana w tym roku Brygada Amfibijna. JSS posiada odpowiednią dla jej potrzeb liczbę okrętów desantowych(ich  głównym zadaniem jest szybki przerzut wojsk między głównymi wyspami Japonii, także w wypadku zniszczenia najważniejszych portów). Niemniej użycie dodatkowych śmigłowców w czasie operacji desantowej zdecydowanie „nie zawadzi”.

Jeśli pojawienie się w służbie tych okrętów nie było czytelnym sygnałem skierowanym do Chin (mającym sugerować, że morski komponent JSS pozostaje siłą z którą trzeba się liczyć), to zdecydowanie było nim wprowadzenie do służby w 2015 roku śmigłowcowa Izumo i oddanie do służby drugiej jednostki tego typu w tym roku. Przy wyporności 27 tys. ton  i wymiarach 243 na 38 metrów są większe i cięższe od będących w służbie Hiszpanii czy Włoch małych lotniskowców. W zasadzie ich zadania są takie same jak typu Hyuga, tyle że mogą przenosić 9-28 helikopterów. Jako desantowce są w stanie przewieźć 400 żołnierzy wraz z 50 lekkimi pojazdami wsparcia. Wątpliwości ekspertów budzi pytanie: czy tak duże jednostki naprawdę są „tylko” śmigłowcowcami? Część z nich uważa, że ich architektura (nadbudówka na burcie, ciągły pokład startowy itd.) sprawia, że po dokonaniu przeróbek (m.in. Dodaniu rampy „ski-jump”, pochylonego „wzniesienia” końca pokładu startowego) mogłyby pełnić funkcję lotniskowców z samolotami pionowego startu i lądowania, np. F-35. Uzbrojenie własne (wyłącznie systemy obrony bezpośredniej) także przypomina  w większym stopniu uzbrojenie lotniskowców, niż niszczycieli, czy fregat. Zdaniem innych ich przestrzeń hangarowa i magazyny są na to zbyt małe i ich potencjalna grupa lotnicza byłaby tak słaba, że taka przebudowa byłaby nieopłacalna. Osobiście przychylam się do tej drugiej opinii, co nie znaczy, że uważam te okręty za nieudane. W pewnym sensie stanowią powrót do koncepcji lotniskowców eskortowych z II wojny światowej, budowanych głównie do działań ZOP. Samo zbudowanie ich dało też stoczniom doświadczenie w budowaniu dużych okrętów wojennych, przydatne, jeśli Japończycy jednak kiedyś zechcą dodać do swej floty lotniskowiec. Na razie lotniskowce są przez Japończyków uważane za broń ofensywną, a więc zakazaną konstytucją. Na decyzję o budowie Izumo mogły też wpłynąć względy prestiżowe. Skoro Chiny, Indie, a nawet Tajlandia mają lotniskowce, to marynarka japońska powinna mieć podobną im jednostkę.

Rodzajami okrętów budowanymi z uwagi na zagrożenie ze strony Chin („zwykłe” pociski rakietowe, przeciwokrętowe rakiety balistyczne DF-21, lotnictwo…) i Korei Północnej (pociski balistyczne z głowicami z bronią masowego rażenia) są niszczyciele typów Kongo i Atago (jego następca) wprowadzone do służby w latach 1990-1998 (typ Kongo)  i 2004-2008 roku (typ Atago). Obecny gabinet japoński zdecydował się na budowę kolejnych 2 jednostek tego drugiego typu. W najbliższym czasie łączna liczba japońskich niszczycieli „antybalistycznych” wzrośnie więc do 8.Poza zapewnieniem obrony przeciwlotniczej grupom japońskich okrętów wojennych stanowią rdzeń japońskiej „tarczy antyrakietowej”. Z tego powodu mają bardzo nowoczesne wyposażenie elektroniczne (radary fazowe, systemy wymiany informacji bojowej itd.) i bardzo dużą ilość pocisków przeciwlotniczych dalekiego zasięgu. Typ Atago ma też urządzenia zwiększające „sieciocentryczność” okrętu, np. może wykorzystywać do naprowadzania swoich rakiet radary oddalonych o wiele kilometrów samolotów. Pod tymi względami, a także w kwestii działań ZOP japońskie okręty przewyższają swe chińskie odpowiedniki. Cenę za to stanowi znikoma zdolność do walki z okrętami nawodnymi. Pasuje to jednak do wyznaczonych im zadań. Ponadto jeśli dojdzie do wojny między Chinami a Japonią jest bardziej prawdopodobne, iż to jednostki chińskie spróbują zadać pierwszy cios.

Japonia nie zaniedbała także kwestii bardziej ofensywnie nastawionych okrętów. Od wielu lat japońska flota podwodna pozostaje jedną z najsilniejszych na świecie i w dającej się przewidzieć przyszłości się to nie zmieni. JSS  będzie posiadać 22 okręty podwodne, do służby w  najbliższych latach wejdzie 10 dużych (4100 ton w zanurzeniu) jednostek typu Soryu mających współpracować ze starszym typem Oyashio. Soryu to groźna broń. Dzięki niezależnemu od powietrza systemowi napędowemu Stirling może przebywać w głębokim zanurzeniu przez 2 tygodnie. W przypadku dotąd używanych okrętów podwodnych o napędzie konwencjonalnym był to wielokrotnie krótszy okres. Jednostki tego typu mają znakomite wyposażenie elektroniczne, silne, uniwersalne uzbrojenie i mogą pływać na stosunkowo płytkich akwenach, np. w cieśninach. Ich mankamentami są mała prędkość (20 węzłów podwodna, 13 nawodna) i zasięg (6100 mil). Potencjalni przeciwnicy morscy i rejony działania znajdują się jednak znacznie bliżej. Przydatność japońskich okrętów podwodnych podnosi słabość marynarek ChRL-D i KRL-D w działaniach ZOP. Potężny chiński arsenał do walki z okrętami nawodnymi jest przeciwko okrętom podwodnym bezużyteczny.

Premier Japonii Abe Shinzō

Kolejnymi systemami uzbrojenia, które zapewne niedługo wejdą w skład wyposażenia JSS są pociski samosterujące Tomahawk i wciąż testowany amerykański system obrony przeciwrakietowej Aegis Ashore lub pełniący tę samą funkcję system THAAD (Terminal High Altitude Area Defense-Końcowa Wysoko Pułapowa Obrona Obszarowa). Choć posiadanie tych pierwszych do niedawna Japończycy uważali za sprzeczne z konstytucją, uzasadnienie nabycia obu rodzajów broni jest takie samo: obrona przed północnokoreańskim atakiem rakietowym. Wprawdzie Japonia ma wspomniane już niszczyciele typów Kongo i Atago, które obejmują „parasolem ochronnym” cały kraj, ale dodatkowy, lądowy system zminimalizowałby ryzyko przedarcia się rakiet w razie zmasowanego ataku. Co więcej, niszczyciele zyskałyby znacznie większą swobodę operacyjną. Tomahawki zaś miałyby służyć nie do zadania pierwszego ciosu, ale zlikwidowania koreańskich wyrzutni już po wykonaniu przez Phenian ataku. Technicznie rzecz biorąc można by to uznać za aktywną obronę. Niechęć do broni jeszcze kilka lat temu uważanej przez Japończyków za ofensywną przewyższył strach przed północnokoreańską bronią nuklearną. Dodam, że do niedawna przeprowadzenie takiego kontrataku JSS „odstępowała” siłom amerykańskim bazującym w Japonii.

Jeśli chodzi o zmiany w uzbrojeniu japońskiego lotnictwa, to według mnie są odpowiedzią na wzrost siły lotnictwa ChRL-D. Powoli, lecz ciągle modernizowane F-15J i F-2 są groźniejsze w walce powietrznej od chińskich maszyn wielozadaniowych J-10, ale nie dorównują myśliwcom przewagi powietrznej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Tym bardziej chińskim myśliwcom „stealh” J-20. Japonia przez wiele lat bez powodzenia starała się przekonać USA do sprzedania im F-22, myśliwców przewagi powietrznej z właściwościami „stealh” (J-20 najprawdopodobniej stworzono w oparciu o wykradzione Amerykanom elementy projektu tej konstrukcji). Tokio rozpoczęło więc wciąż trwające własne prace nad podobnym samolotem. Na razie Japończycy zbudowali jedynie samolot doświadczalny X-2. W dalszej perspektywie program ten może doprowadzić do powstania japońskiego odpowiednika F-22. Zakładając, że będzie odpowiednio finansowany, co biorąc pod uwagę stosunkowo niewielkie japońskie wydatki obronne (ok. 1% PKB) i chroniczne kłopoty budżetowe może stanowić problem. Ewentualnie wiedza zdobyta dzięki niemu może przekonać Amerykanów do dołączenia Japonii do ich programu budowy myśliwca „stealh” kolejnej generacji. W obu wypadkach problem luki w uzbrojeniu JSS pozostanie nierozwiązany przez najbliższe lata.

W pewnym stopniu mogą go „złagodzić” wprowadzane do służby w japońskich siłach powietrznych F-35 (docelowo 42 sztuki). Są to jednak maszyny zaprojektowane jako myśliwsko-bombowe, nie myśliwce przewagi powietrznej. Mają też szereg wad, m.in. słabą manewrowość i stosunek mocy do ciągu, cechy wciąż ważne dla myśliwców. F-35 mogą stanowić przydatne uzupełnienie dla pocisków Tomahawk i wsparcie dla japońskiej marynarki wojennej, szczególnie w połączeniu z nowymi, wciąż testowanymi pociskami przeciwokrętowymi XASM-3.

Zdolności rozpoznawcze i zwiadowcze lotnictwa JSS ma zwiększyć planowany zakup amerykańskich dronów dalekiego rozpoznania RQ-4 i mniejszych MQ-9 (zdolnych przenosić uzbrojenie kierowane). Mogą one naprowadzać samoloty na wykryte baterie rakiet Korei Północnej. Wsparciem dla wykonujących misje bombowe samolotów mają być też samoloty powietrznego tankowania KC-46A , mające uzupełniać posiadane już przez Japończyków 4  KC-767J i 6 KC-130.

Zakupy lądowego komponentu JSS można oceniać na dwa sposoby. W 2010 roku wprowadziło do służby nowy japoński czołg podstawowy Typ 10, zawarło też z firmą amerykańską Lockheed Martin umowę na dostawę 14 zmodernizowanych systemów celowniczych i obserwacji pola walki dla japońskich śmigłowców szturmowych AH-64. Z jednej strony może to być oznaką siły konserwatywnych oficerów niechętnych zmianie doktryny obronnej (zamiast istniejącej przez całe dekady koncepcji szybkiego przerzutu i uderzeń siłami pancernymi na desant wroga na głównych wyspach Japonii-kontrdesant na mniejsze wysepki siłami lekkimi) chcących m.in. zrównoważyć zmniejszenie ilości czołgów JSS wzrostem ich jakości.

Z drugiej strony oba rodzaje uzbrojenia (czołgi i śmigłowce szturmowe) byłyby bardzo przydatne w razie przerzutu sił japońskich na Półwysep Koreański. Jest on terenem górzystym, więc śmigłowce i specjalnie zaprojektowane do walki w takich warunkach terenowych (podobne występują na większości terytorium Japonii) czołgi japońskie byłyby w takim wypadku bardzo przydatne. Bardziej niż cięższe (70 ton), amerykańskie Abramsy, niemogące obniżyć swojej sylwetki jak czołgi Typu 10(40-48 ton, zależnie od pancerza). Na korzyść tych ostatnich przemawia też lepszy stosunek mocy do masy (27 KM/t wobec 24KM/t) i mobilność (oba osiągają 70 km/h, ale czołg japoński może także jechać z taką prędkością do tyłu…). Wprawdzie czołgi Korei Północnej są znacznie mniej zaawansowane, ale jest ich 4,1 tysiąca. Seul z powodów historycznych nie byłby zbyt chętny do przyjęcia japońskiej pomocy. Nie do końca wiadomo też, jak przyjęłoby takie działania japońskie społeczeństwo, mimo przeprowadzonej w 2015 roku reinterpretacji konstytucji, co umożliwiło wysyłanie japońskich żołnierzy zagranicę, by bronić sojuszników przed agresją. Pamiętajmy jednak, że 20 lat temu np. zakup tomahawk-ów zostałby w Japonii uznany niemal za heretycki.

Japonia powoli zmienia swą politykę obronną na bardziej elastyczną i lepiej dostosowaną do zmieniającej się sytuacji geopolitycznej w Azji Wschodniej. Kilkakrotnie omawiano już to w różnych czasopismach na przykładzie mających miejsce w ostatnich 10-25 latach zmianach prawnych, jak np. „awansowanie” resortu obrony do rangi ministerstwa, dorównującego znaczeniem innym resortom rządu japońskiego czy kolejne reinterpretacje konstytucji. W tym wypadku, zmieniając znane przysłowie „czyny są równie ważne jak słowa”.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.