Załamanie na rosyjskiej giełdzie nastąpiło w okolicznościach które jednoznacznie wskazują na przyczyny polityczne. Utrzymujące się wysokie ceny ropy na rynkach światowych wydawały się zapewnić rosyjskiej gospodarce, tak bardzo uzależnionej od eksportu surowców energetycznych, stabilizację na następne miesiące. Pomimo tego doszło do szybkiego i gwałtownego załamania na rynkach finansowych oraz osłabienia rubla według dolara.
Autor: dr Janusz Wdzięczak
Trudno nie połączyć tego z potencjalnym konfliktem rosyjsko-ukraińskim, a szczególnie doniesieniami o ewakuacji amerykańskich dyplomatów z Ukrainy, które pojawiły się w ostatni weekend. Inwestorzy uznali te informacje za sygnał poprzedzający konflikt i wydali wyrok: ewentualna wojna oznaczać będzie poważne problemy gospodarcze Rosji i dlatego lepiej wycofać z niej swoje pieniądze. Rozumowanie to wydaje się jak najbardziej słuszne.
Należy pamiętać, że o ile Rosja Putina prowadzi niezwykle agresywną i aktywną politykę zagraniczną, to jest ona w znaczącym stopniu polityką na kredyt. Potencjał ekonomiczny Federacji Rosyjskiej jest względnie nieduży; pod względem PKB Rosja zajmuje dopiero 12 miejsce na świecie i jest wyprzedzana przez takie państwa jak np. Włochy czy Korea Południowa. Kluczowym problemem jest jednak struktura rosyjskiej gospodarki; jeszcze od czasów ZSRR dryfuje ona w stronę całkowitego uzależnienia od eksportu surowców energetycznych. Reformy podejmowane za czasów prezydentury Miedwiediewa (2008-2012) mające na celu rozwój technologii oraz nowych branż (w celu dywersyfikacji struktury gospodarki) okazały się nieskuteczne. Jednocześnie z powodów politycznych stale ogranicza się działanie małych i średnich przedsiębiorstw, którzy w innych gospodarkach są podstawą rozwoju oraz innowacyjności. Towarzyszy temu stały odpływ najbardziej uzdolnionych specjalistów do krajów Europy Zachodniej, USA a od pewnego czasu nawet do Azji.
Wobec mało elastycznej struktury gospodarki, braku konkurencyjności oraz odpływu kapitału ludzkiego Rosja jest niezwykle wrażliwa na bodźce zewnętrzne. Dlatego też groźba konfliktu zbrojnego z Ukrainą okazała się tak istotna z punktu widzenia inwestorów: ewentualny konflikt wiązałby się z daleko idącymi sankcjami ze strony USA i Unii Europejskiej, które mogłyby wpędzić Rosję w trwającą wiele lat stagnację. Ponadto, gdyby sankcje objęły dostęp Rosji do rynków finansowych (a to prawie pewne) ograniczyłoby to Kremlowi możliwość pozyskiwania kredytu, który zapewne byłby mu bardzo potrzebny. Problem w tym, że do tych sankcji nie przyłączyłyby się Chiny, chętnie oferując wsparcie finansowe.
To właśnie możliwość wepchnięcia Rosji w ekonomiczne ramiona Chin powoduje, że USA poszukuje wciąż możliwości zakończenia kryzysu. Poniedziałkowy krach na giełdzie powinien Putinowi uzmysłowić, że dalsza eskalacja napięcia może się skończyć w dłuższej perspektywie znaczącymi problemami gospodarczymi oraz wpadnięciem w objęcia Pekinu. Problem w tym, że Władimir Putin od dawna nie podejmuje racjonalnych i korzystnych dla przyszłości Rosji decyzji, a skupia się na awanturniczych i dających krótkotrwałe korzyści gestach.
Dr Janusz Wdzięczak – ekonomista i historyk specjalizujący się w przemianach w Europie Wschodniej. Prowadzi blog Ekonomia&Rozwój, publicysta portalu „Obserwator Międzynarodowy”