Po prostu życie na granicy bytu [RECENZJA FILMU „CIENIE IMPERIUM”]

Przestrzeń byłego ZSRR pozostaje w znacznej mierze terra incognita dla szerokich mas polskich widzów. Większość czerpie wiedze o niej z drugorzędnych wiadomości, które od czasu do czasu pojawiają się w mediach. Być może jeszcze starsze pokolenie co nieco pamięta. Młodsi pasjonaci historii są zaś w większości skupieni wokół żyjącej polskiej mniejszości oraz jej dziedzictwa na tych terenach, w praktyce mało zwracając uwagę na zwykłe twarze tamtejszych mieszkańców. Dlatego też, film dokumentalny pt. „Cienie Imperium” w reżyserii Karola Starnawskiego, staje się znakomitą możliwością spotkania i poznania losów trzech autochtonów na tle trwających wydarzeń o wadze historycznej.

Autor: Witalij Mazurenko

Słowo „cień” zostało bardzo trafnie dobrane dla nazwy tego filmu. Imperium w swej treści jest bowiem fikcyjną konstrukcją względem narodów podbitych. Może być zbudowane na idei oświecenia i niesienia światła wartości cywilizacyjnych jak imperium francuskie, wartości przedsiębiorczości i rozwoju jak brytyjskie lub też na zakorzenieniu stabilnej tradycji jak austro-węgierskie. Imperium rosyjskie, dziedzictwo którego stało się przedmiotem zastanowienia twórców filmu, nie niosło za sobą nic poza pragnieniem podboju i upokarzania godności jednostki – będąc w istocie esencją czystej przemocy. Moskowia (tj. Wielkie Księstwo Moskiewskie istniejące w latach 1263–1547), a następnie Imperium Rosyjskie, jak i Związek Radziecki, u podstaw swojej państwowości godziły w sobie tradycję ordy z inercją bezsensownego, ale ciągłego rozszerzania się – czego przejawem stały się najazdy i podbijanie sąsiednich ziem. Imperium jako zjawisko jest cieniem, bez wątpienia. To coś, co nie istnieje realnie – zaprzeczenia bytu i witalności – ale jednocześnie od czego bardzo trudno  jest uciec, ukryć się, przezwyciężając rudymentarny lęk, który wywołuje.

Historie trzech bohaterów, pokazane w tym filmie, w żadnym razie nie są historiami zwycięzców z klasycznego obrazka o wojnie. Przesiąknięte są bowiem bólem codzienności, kiedy próby ułożenia własnego życia zmagają się z niezwykłą potrzebą bycia Człowiekiem Wolnym. Zamysł twórców filmu, polegający na takim a nie innym zademonstrowaniu kolejności życiowych ścieżek bohaterów wyraźnie wskazuje na trzy etapy tej walki. Ponadto, wydaje się swego rodzaju analogią do „Boskiej komedii” Dantego.

Pierwszy bohater – Aleksiej z Górskiego Karabachu – toczy walkę ze zwierzęcym instynktem ucieczki od wojny, która nieznośnie podąża za nim, mimo zmian miejsca zamieszkania. Jest wyraźnie rozdarty i nieprzygotowany dla tego, jak i wielu jemu podobnych ludzi młodego pokolenia globalnej wioski dzisiejszego świata. Przełom następuje w ważnym momencie powrotu do korzeni – w filmie symbolicznie odzwierciedlonej poprzez scenę błogosławieństwa krwią. Od tego momentu, Aleksiej więcej nie należy tylko do siebie, stając się w ten symboliczny sposób częścią czegoś większego niż jego Ja. I ta przynależność nareszcie uwalnia go od lęku.

Drugi bohater – żołnierz ukraiński Tymur, zmuszony uchodzić z okupowanego Krymu – jest osobą w pełni zdecydowaną na opór imperialnemu najeźdźcy. Ale jednocześnie toczy walkę o wierność podjętej decyzji. Troski o dom czy rodzinę męczą go do bólu, choć widzowi zdradzić to mogą tylko oczy bohatera. Należy jednak podkreślić, że wierność danemu słowu to główna cecha odróżniająca człowieka wolnego od niewolnika – poddanego imperium od syna narodu. To zresztą dylemat mniejszości w każdym społeczeństwie – mniejszości ludzi z wyostrzoną szlachetnością i poczuciem obowiązku.

Trzeci bohater – Litwin Aleksander, którego los rzucił do Gruzji niemal na „granicy” z separatystyczną Abchazją – to prawdziwa wyspa bólu bez rozpaczy. Przeszedł swój czyściec, ale jeszcze do raju nie dotarł. Nie otrzymał dóbr materialnych, ale tylko mądrość doświadczenia. To właśnie ona wskazuje mu dwa najważniejsze wnioski: „Tam (w Imperium – przyp. WM) prawdy nikt nie lubi” i „Wojna nie dała ani zwycięstwa, ani porażki, nic”. Wniosek drugi nie jest żadną zachętą pacyfisty, lecz przemyśleniem człowieka, który bez młodzieńczego zapału ocenia podjęty wysiłek walki, jednocześnie z wyprostowanym karkiem, chowając broń „na chwilę”, jakby czekając następnej rundy. Z cieniem i z imperium nie da się walczyć w nieskończoność – kiedyś musi nastąpić ostateczne zwycięstwo.

Film „Cienie Imperium” w reżyserii Karola Starnawskiego jest poematem na cześć oporu prostych ludzi stawianemu bezsensowi rosyjskiej przemocy. W „Cieniach imperium” nie znajdzie się tak lubianego we współczesnej sztuce filmowego nieco cynicznej lekkości kadru, ale sedno bytu – po prostu życie.

Więcej o filmie.

Wykorzystane zdjęcia są kadrami z filmu i pochodzą od jego dystrybutora.

Witalij Mazurenko – autor i członek redakcji portalu „Obserwator Międzynarodowy”; doktorant prawa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim im. Jana Pawła II.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed