Współczesna Bośnia i Hercegowina ma skomplikowaną budowę wewnętrzną. Składa się z Federacji Bośni i Hercegowiny, Dystryktu Brčko i Republiki Serbskiej. Przedstawiciele tej ostatniej coraz częściej wyrażają chęć dokonania „secesji”.
Autor: Maciej Adam Baczyński
Bośnia i Hercegowina bywa określana mianem państwa dysfunkcyjnego. Złożony system prawny, wielość urzędów i organów administracji skutkuje bowiem licznymi sporami kompetencyjnymi. Co więcej, nie wszystkim zależy na ich rozwiązywaniu. Zawarte w Porozumieniu Pokojowym z Dayton zasady (np. istnienie entitetów: Federacji i Republiki), miały zabezpieczyć prawa obywateli, w praktyce doprowadziły do umocnienia podziałów, które generują sprzeczne wizje przyszłości państwa.
Kluczowy jest fakt, że entitety stworzono na podstawie kryteriów etnicznych – Federację zamieszkują głównie Boszniacy (Muzułmanie) i Chorwaci, podczas gdy w Republice dominują Serbowie. Założono, że podział na obszary zamieszkiwane przez przedstawicieli danego etnosu uśmierzy konflikty i pozwoli na podjęcie dialogu opartego na partnerstwie, a nie rywalizacji. Z perspektywy prawie 30 lat ten optymistyczny scenariusz można wprost nazwać naiwnym.
Liczebność Serbów i Chorwatów – według danych z 2013 roku odpowiednio 30,78% i 15,43% ludności – sprawia, że Boszniacy (50,11%) są w pewnym sensie mniejszością we „własnym” państwie. Suwerenne państwa narodowe Serbów i Chorwatów w różnym stopniu ingerują zaś w charakter relacji entitetów z instytucjami szczebla centralnego. Nabiera to szczególnego znaczenia, gdy spojrzymy, jakich sojuszników ma Belgrad, a jakich Zagrzeb.
Bośnia i Hercegowina sytuuje się bowiem na pograniczu świata zachodniego (UE, NATO) i obszaru oddziaływania Federacji Rosyjskiej. Czynnikiem bezpośrednio podnoszącym ryzyko rozpadu Bośni i Hercegowiny są więc bliskie relacje Moskwy z Belgradem. Prorosyjski reżim prezydenta Serbii, Aleksandara Vučicia, wspiera separatystyczne dążenia Republiki Serbskiej. Jego wypowiedzi wzmacniają przekonanie o otoczeniu Serbów przez wrogów i potrzebie walki w obronie ich praw.
Ochrona serbskich interesów przybiera różnorakie formy. Polega zarówno na sabotowaniu bośniacko-hercegowińskich instytucji centralnych (np. ignorowaniu orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego), krytyce działalności, a nawet samej idei istnienia stanowiska Wysokiego Przedstawiciela, a także konsekwentnym podgrzewaniu nastrojów antyamerykańskich i antyeuropejskich, kreujących coraz bardziej agresywne przekazy nacjonalistyczne. Ich ukoronowaniem są wysuwane przez prezydenta Republiki Serbskiej, Milorada Dodika, projekty ogłoszenia „secesji”.
Populistyczną narrację serbskich elit napędzają spory Serbii z Chorwacją (o dzieje i dostęp do obozu koncentracyjnego w Jasenovacu, a ostatnio pobicie chorwackich obywateli w Pančevie), Czarnogórą (spis ludności, status Serbów i ich Cerkwii), czy Kosowem (ciągłe negowanie jego niepodległości, domaganie się specjalnego traktowania mniejszości serbskiej, obecnie zaś agitacja przeciwko przyjęciu Republiki Kosowa do Rady Europy).
Na tym tle wypowiedzi Milorada Dodika o (nielegalnej) „secesji” Republiki Serbskiej z Bośni i Hercegowiny przestają być czczymi groźbami stetryczałego mitomana, przeradzając się w realne zagrożenia dla bezpieczeństwa i stabilności regionu. W kwietniu kolejnych argumentów za odłączeniem dostarczyła propozycja, by w ramach rezolucji ONZ uznać zbrodnie w Srebrenicy za ludobójstwo, a dzień 11 lipca – za Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ludobójstwie.
Vučić uważa, że przyjęcie rezolucji podważy legalność Republiki Serbskiej, co pogorszy i tak ciężki los bośniackich Serbów. W czwartek 18 kwietnia w Banja Luce zorganizowano zatem wiec „Serbska cię wzywa”, którego celem było wyrażenie sprzeciwu wobec określenia Srebrenicy mianem ludobójstwa. Wśród kilkudziesięciu tysięcy uczestników znaleźli się, m.in. reprezentantka Serbów w Prezydium BiH, Željka Cvijanović i przewodnicząca parlamentu Serbii, Ana Brnabić.
Milorad Dodik potwierdził, że w Srebrenicy doszło do zbrodni i złożył kondolencje rodzinom ofiar. Dialog z Boszniakami uzależnił jednak od porzucenia narracji o ludobójstwie. Zapowiedział, że w dniu głosowania nad rezolucją przedstawiciele Republiki będą obecni w Srebrenicy. Wyraził także przekonanie o wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Otworzyłaby ona drogę do secesji, a nawet zjednoczenia Republiki z Serbią.
Status Republiki Serbskiej nie jest i nie może być wewnętrzną sprawą Serbów. Narzędzie, które miało służyć zakończeniu konfliktu stało się jednak instrumentem pielęgnującym ich poczucie krzywdy. Co gorsza, czołowi serbscy politycy wierzą w mesjanistyczne legendy i podgrzewają emocje. Martyrologiczna retoryka uczestników wiecu nie była oryginalna. Z niewiadomych przyczyn nauczyliśmy się uznawać ją za naturalny przejaw nacjonalizmu, konserwatyzmu czy patriotyzmu.
Ewentualna „secesja” już trwa. Zgromadzenie Narodowe Republiki Serbskiej przyjęło ustawę o prawie wyborczym, odbierającą organizację wyborów organom centralnym. Innym krokiem zmierzającym do usamodzielnienia się Republiki była decyzja o zmianie zapisów dotyczących wynagrodzeń. Wprowadzenie opcji wypłaty pensji „do ręki” umożliwiło obejście amerykańskich sankcji, wpisując się w proces konfliktowania Republiki ze społecznością międzynarodową i zacieśniania sojuszu z Federacją Rosyjską.
Maciej Adam Baczyński – doktorant II roku w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Łódzkiego, dyscyplina: nauki o polityce i administracji. Prezes Studencko-Doktoranckiego Koła Naukowego Pax Europaea. Interesuje się relacjami polityki z historią i kulturą, zwłaszcza w obszarze pamięci zbiorowej.