Rzeki wylały odprowadzając wodę z długotrwałych ulewnych deszczy. Sytuacja jest poważna zwłaszcza w północno-zachodniej części kraju. Wyzwaniem będzie zaradzenie skutkom żywiołu – nadal nie odbudowano zniszczonej zeszłoroczną lawiną Donjej Jablanicy.

Autor: Maciej Adam Baczyński (dla OM z Belgradu)
Bośniacy często narzekają na swój kraj. Są niezadowoleni z polityki, korupcji, rynku pracy, cen czy jakości dróg. Zgodnie przyznają jednak, że państwo to jest piękne i ma do zaoferowania ogrom atrakcji przyrodniczych. Ważną ich częścią są rzeki i wytworzone przez nie kaniony. Naturalne piękno kryje w sobie wiele zagrożeń. Jednym z nich jest niesiona przez rzeki woda opadowa.
Górski charakter rzek sprawia, że szybko przybierają, przeradzając się w śmiertelne niebezpieczeństwo. Stanowi je nie tylko zalanie zamieszkiwanych przez ludzi terenów, ale wywoływanie osunięć ziemi i lawin. Wciąż nie zażegnano kryzysu, jaki w Donjej Jablanicy spowodowało zeszłoroczne zalanie nielegalnego kamieniołomu, które doprowadziło do osunięcia materiału skalnego i błota na położoną poniżej wieś. Część budynków została zmieciona, zginęło 19 osób.
Udzielenie pomocy poszkodowanym i odbudowa zniszczeń są gorącym tematem medialnym. Brak zdecydowanych reakcji władz doprowadził nawet do protestów. Demonstracja w Sarajewie prawdopodobnie zgromadziła więcej dziennikarzy niż uczestników. Jedna z organizatorek oceniła, że skoro tak rażący przykład niekompetencji rządzących nie jest w stanie zmotywować obywateli do wyrażenia sprzeciwu, to chyba nic ich do tego nie skłoni.
Tłumaczyła, że presja nie ma znaczenia, bo ulica zmiany wymusza masą, a tej na wiecu zabrakło. Nie miała zatem złudzeń, że zwołana przez nią grupka osób nic nie wskóra, była bowiem za mała, by zmusić polityków do działania. Ci za sukces uznali naprawienie uszkodzonej linii kolejowej. Ruch towarowy i pasażerski przywrócono na niej po upływie 4 miesięcy od zniszczenia.
Temat Jablanicy powrócił wraz z ostrzeżeniami o zbliżających się ulewnych deszczach. W Federacji Bośni i Hercegowiny najbardziej ucierpiały kantony sarajewski i zenicko-dobojski. Najpoważniejsze zagrożenie stanowi rzeka Bośnia. Rozlała się ona na bulwarach i nisko położonych terenach miasta Visoko. Automatycznie podniosło to poziom uchodzącej do Bośni rzeki Fojnica. Pomimo wysokiego stanu wody, nie ucierpiała ani zabudowa mieszkalna, ani przemysłowa.
Fala powodziowa dotarła także do Kaknja, w którym w czwartek ogłoszono stan klęski żywiołowej. W Zenicy zagrożone jest położone w zakolu Bośni osiedle Blatuša. Silne opady deszczu utrudniły ruch uliczny. Zalane zostały również nadrzeczne obszary w okolicy Maglaja. Odczuwalne są lokalne podtopienia dróg. Wydano też ostrzeżenia przed możliwymi osunięciami ziemi i materiału skalnego.
Żywioł nie omija Republiki Serbskiej. Na niektórych odcinkach dróg międzymiastowych, np. Gacko-Tjentište, ruch ograniczono do jednego pasa. Wezbrana Bośnia zagraża miastu Doboj. W pobliskiej gminie Doboj-Istok wylała rzeka Spreča, doszło też do osunięć ziemi. Ryzyko ich powtórzenia jest nadal wysokie. Najgorzej jest w okolicach Prijedoru. Zalane zostały osiedla mieszkalne, w tym wieś Gomjenica. W niedzielę ogłoszono uspokojenie rzek, poza Sawą.
Od tygodnia obserwowane jest wyraźne podniesienie jej poziomu. Do Sawy uchodzą największe rzeki Bośni i Hercegowiny – Una, Vrbas, Bośnia i Drina. W piątek w serbskim mieście Šabac zanotowano przyrost o ponad metr w ciągu doby. Po raz pierwszy od powodzi z 2014 roku ogłoszono stan gotowości. Nie przewiduje się wystąpienia Sawy z koryta, w sobotę rozpoczęto jednak zabezpieczanie Sremskiej Mitrovicy.
Obecnie rośnie zagrożenie wylania Sawy w odcinku przy jej ujściu do Dunaju, w tym zalania nisko położonych terenów nadrzecznych w Belgradzie. Spodziewane są opady deszczu, które w najbliższych dniach spłyną w kierunku Dunaju. Rzeka ta ma jednak na tyle niski stan, że prognozy są optymistyczne. W bieżącym tygodniu na dotkniętych powodzią terenach zacznie się sprzątanie i odbudowywanie zniszczonej infrastruktury.

Przykład Donjej Jablanicy nie napawa jednak entuzjazmem. Bośnia i Hercegowina mierzy się także z najpoważniejszym od lat kryzysem politycznym. W jego centrum znajduje się prezydent Republiki Serbskiej, Milorad Dodik. 26 lutego został on skazany na rok pozbawienia wolności i 6 lat zakazu pełnienia funkcji publicznych. Kontynuuje jednak działalność polityczną i atak na porządek konstytucyjny Bośni i Hercegowiny.
Jego sprawa staje się coraz głośniejsza. Ponownie zignorował bowiem wezwania na przesłuchanie w prokuraturze BiH – co więcej, wybrał się za granicę. Celem jego podroży był Izrael, a konkretnie udział w konferencji na temat antysemityzmu, która odbyła się w Jerozolimie. Na wydarzeniu pojawiła się duża grupa prawicowych polityków i działaczy znanych z sympatii do Izraela lub antymuzułmańskich poglądów.
Konferencja miała bowiem podnieść wyjątkowo złą ocenę Izraela, który, dokonuje w Gazie działań noszących znamiona ludobójstwa. Retoryka premiera Binjamina Netanjahu, wobec którego w zeszłym roku prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze skierował oskarżenie o zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, nie cieszy się poparciem. Fakt zaproszenia wielu kontrowersyjnych prawicowych polityków sprawił, że swoją obecność odwołała część intelektualistów i przedstawicieli organizacji przeciwdziałających antysemityzmowi.
Izraelska wycieczka Dodika to nie tylko nielegalne opuszczenie terytorium Bośni i Hercegowiny, ale i ewidentny dowód podziału Bałkanów, a nawet świata, na obozy popierające Izrael, USA i Federację Rosyjską oraz ich przeciwników. Nie bez znaczenia jest fakt, że Dodik zaprzecza, by 30 lat temu siły bośniackich Serbów dokonały ludobójstwa muzułmańskiej ludności wschodniej Bośni, przede wszystkim w okolicach Srebrenicy.
Prezydent Republiki Serbskiej przyznaje, że doszło wówczas do różnych „zbrodni”, podobnie jak duża część Serbów utrwala jednak wersję, jakoby ofiarą ludobójstwa padli nie Boszniacy, a Serbowie. Jego udział w jerozolimskiej konferencji jest więc sygnałem o mocnych i niebezpiecznych związkach środowiska Dodika z doświadczonymi w manipulowaniu narracjami historycznymi konserwatystami z przewodniczącym francuskiego Zjednoczenia Narodowego, Jordanem Bardellą, na czele.
17 marca wydano ogólnokrajowy nakaz aresztowania Dodika, a także Nenada Stevandicia – przewodniczącego parlamentu Republiki Serbskiej. Dodik udał się do Izraela, Stevandić zaś do Serbii, wrócił jednak na terytorium BiH. Sąd Bośni i Hercegowiny zwrócił się w czwartek do Interpolu z wnioskiem o wydanie międzynarodowego nakazu aresztowania polityków. Spotkało się to z ostrą reakcją wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych Serbii.
Ivica Dačić ogłosił bowiem, iż wysłał do Interpolu notę protestacyjną. Sekretariat Generalny został poinformowany, że bośniacko-hercegowińskie zgłoszenie łamie artykuł 3 Statutu Interpolu. Mowa w nim o tym, że zabronione jest „Podejmowanie przez Organizację jakiejkolwiek działalności lub interwencji o charakterze politycznym, wojskowym, religijnym lub rasowym”. Serbowie przedstawiają wyrok skazujący polityków jako dowód nienawiści i atak na ich prawa i wartości.
Co więcej, Dačić oświadczył, że Dodik i Stevandić posiadają serbskie obywatelstwo. Serbski minister, powołując się na naturalne prawo do obrony interesów i wartości swojego państwa, roztoczył zatem iluzoryczną ochronę nad rządzącymi jedną z części składowych innego państwa (Bośni i Hercegowiny) jako obywatelami Serbii. Zgodnie z przyjętą przez niego logiką Dodik i Stevandić są nie tylko prześladowani, ale i bezkarni.
Dodik robi dobrą minę do złej gry i koncentruje uwagę opinii publicznej na powodzi. Informuje, że Republika Serbska poradzi sobie z żywiołem i usuwaniem strat. Raportuje, że jest w stałym kontakcie z lokalnymi władzami i kontroluje sytuację. Póki co, nie pokazuje się jednak publicznie. W sobotę o 3 w nocy Dodik ogłosił, że „dotarł”. Nie wiadomo jednak dokąd.
Po dyplomatycznym wyproszeniu go z jerozolimskiej konferencji, na której jak stwierdził „czuł się jak intruz”, Dodik prawdopodobnie przyleciał do Belgradu. Tu jego ślad się urywa. Co prawda, rządowy samolot Republiki Serbskiej wylądował później w Banja Luce, zwrócono jednak uwagę, że z Belgradu odbył się również lot do Moskwy, możliwe jest więc, że Dodik odwiedza swojego przyjaciela, Władimira Władimirowicza Putina.
Maciej Adam Baczyński – doktorant III roku w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Łódzkiego, dyscyplina: nauki o polityce i administracji. Sekretarz naukowy Centrum Naukowo-Badawczego UŁ „Bałkany na przełomie XX/XXI w.”. Interesuje się relacjami polityki z historią i kulturą, zwłaszcza w obszarze pamięci zbiorowej. Członek redakcji portalu „Obserwator Międzynarodowy”.