Zwycięstwo Mai Sandu w wyborach prezydenckich 15 listopada 2020 roku to niezwykle ważne wydarzenie w historii współczesnej Mołdawii – rok 2021 jawi się jednak jako rok poważnych wyzwań dla nowej pani prezydent i całej mołdawskiej sceny politycznej.
Autor: Roman Russu
Po pierwsze, została pierwszą kobietą-prezydent w historii państwa mołdawskiego, a po drugie, poparła ją najbielsza liczba wyborców niż jakakolwiek inna kandydatka we wszystkich poprzednich wyborach od 1991 roku. 943 006 uprawnionych do głosowania głosowało na Sandu w drugiej turze. To z pewnością wielki kredyt zaufania. Przede wszystkim nowy prezydent ma poprawić sytuację gospodarczą kraju i walczyć z korupcją. Jednak uprawnienia prezydenta nie wystarczą do tego. Potrzebne jest wsparcie parlamentu.
Jak dotąd parlament pozostaje pod kontrolą Partii Socjalistów Republiki Mołdawii (PSRM), która poparła jej przeciwnika Igora Dodona, choć należy wskazać, że 31 grudnia 2020 r. Maia Sandu desygnowała na urząd premiera Aureliu Ciocoi, co może zwiastować przedterminowe wybory parlamentarne. Warto jednak przypomnieć, że 3 grudnia 2020 roku PSRM wraz z partią Șor i frakcją parlamentarną Pentru Mołdawia (której może poprzeć zbiegłego oligarcha Vlada Plahotniuka) utworzyły nową większość w parlamencie, który z naruszeniem procedury natychmiast zagłosowała za przyjęciem czternastu ustaw z różnych dziedzin, od ekonomii po farmakologię. Obejmuje to budżet i politykę fiskalną na przyszły rok, ustawy o statusie języka rosyjskiego, poprawki, które ponownie pozwolą na transmisję rosyjskich programów politycznych i analitycznych w mołdawskiej telewizji, rozszerzenie autonomii Gagauzji i inne. Jedną z najważniejszych ustaw jest przeniesienie Służby Informacji i Bezpieczeństwa (SIB) spod kontroli prezydenta do podległości parlamentu, ograniczając tym samym i tak niewielkie uprawnienia głowy państwa.
Wszystkie wyżej wskazane akty normatywne zostały dodane do porządku obrad i przegłosowane z naruszeniem procedury. Posłowie opozycji i przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego nie mieli czasu się z nimi zapoznać, nie było mowy o przejrzystej dyskusji i głosowaniu. Cały proces był bardzo podobny do uchwalenia dyktatorskiego prawa Wiktora Janukowycza 16 stycznia 2014 r. w czasie Rewolucji Godności na Ukrainie. Większość projektów została zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego, a niektóre zostały negatywnie ocenione przez Trybunał Konstytucyjny i Naczelną Radę Sądownictwa (NRS). Nie przeszkodziło to jednak prezydentowi Igorowi Dodonowi w podpisaniu kilku uchwalonych ustaw, w tym ustawy o przekazaniu Służby Informacji i Bezpieczeństwa do kontroli parlamentu.
Takie zachowanie władz wywołało już oburzenie zarówno opozycji, jak i społeczeństwa. 6 grudnia w centrum Kiszyniowa odbył się wiec, który zgromadził przedstawicieli różnych sił politycznych. Podczas wiecu podjęto uchwałę żądającą rozwiązania parlamentu i przedterminowych wyborów. Ale to nie jest takie proste. Obecnie istnieją dwie legalne metody rozwiązania parlamentu. Pierwsza to sytuacja, w której prezydent rozwiązuje parlament, jeśli ten ostatni przez 3 miesiące nie rozpatrywał ustaw, czyli był nieaktywny. Druga opcja to rezygnacja rządu i niemożność powołania nowego. Przedstawiciele Sandu i PAS (Partii Akcji i Solidarności) nadal stawiają na tę opcję.
Należy również pamiętać, że wybory przedterminowe wcale nie gwarantują siłom proeuropejskim większości w nowym parlamencie. Z sondaży wynika, że do kolejnego parlamentu wejdą cztery siły polityczne – PAS, PSRM, Partia Șor i Partia Nasza Renato Usatego. To znaczy: jedna proeuropejska i trzy „lewicowe” partie o prorosyjskich tendencjach. Spośród nich dwie partie stanowią dzisiejszą większość parlamentarną. Trzeci, Nasza Partia, to prawdziwy żartowniś mołdawskiej polityki. Na pierwszy rzut oka wydaje się logiczne, że partia ta jest bardziej prorosyjska. Jej przywódca Renato Usatîi od wielu lat mieszka i pracuje w Moskwie, jego elektorat w większości pochodzi z północy (regiony stabilnego poparcia dla prorosyjskich kandydatów). A sam Usatîi w wyborach prezydenckich w 2016 roku wezwał do poparcia dla Dodona w drugiej turze. Jednak od tamtego czasu między oboma politykami było wiele różnic. Całą swoją kampanię w wyborach 2020 Usatîi budował na konfrontacji z Dodonem, którego nazwał nowym szefem systemu korupcyjnego w kraju, i to on powiedział prasie o spotkaniu Igora Dodona z zbiegłym oligarchą Vladem Plahotniukem w Grecji. Między dwoma kandydatami trochę nie doszło nawet do bójki w przededniu wyborów, kiedy Usatîi zakłócił spotkanie Dodona z wyborcami w jednym z miast Fălești. Dziś wspiera on Sandu, lecz jest jasne, że widzi w niej tylko taran, który może przebić jemu drogę do fotelu deputowanego.
Jedynym obszarem, w którym Sandu może spodziewać się sukcesu, jest polityka zagraniczna, która od półtora roku znajduje się w całkowitym bezruchu. Bezpośrednio po wyborze nowo wybrana prezydent przeprowadziła rozmowy z prezydentami Rumunii i Ukrainy, po czym oczekuje się, że po jej inauguracji z wizytą do Mołdawii przyjedzie prezydent Rumunii Klaus Iohannis. Pani prezydent obiecała też, że jedną z jej pierwszych wizyt będzie wizyta do Kijowa. Jest to bardzo ważne, ponieważ stosunki z sąsiednimi krajami są praktycznie zamrożone przez ostatnie cztery lata. Co nie mogło nie wpłynąć na rozwój kraju. Mołdawia potrzebuje dobrosąsiedzkich stosunków z Ukrainą, w tym rozwiązania konfliktu naddniestrzańskiego, a także odzyskania kontroli nad wschodnią granicą kraju.
Rosja to jednak zupełnie inna sprawa. Maia Sandu podtrzymuje konstruktywny dialog z Rosją, chce również zrewidować status Mołdawii w EurAsEC i żąda wycofania wojsk rosyjskich z Naddniestrza – Kremlowi te plany się oczywiście nie podobają.
Maia Sandu nie jest pierwszym prezydentem Mołdawii, który zażądał od Moskwy wycofania wojsk z Naddniestrza. Mówili o tym wszyscy poprzedni szefowie państw, czasem nawet Igor Dodon. Pomysł zastąpienia rosyjskich sił pokojowych misją cywilną OBWE również nie jest nowy i był proponowany przez Kiszyniów od kilku lat z rzędu.
Wycofanie wojsk rosyjskich z Mołdawii może pozytywnie przyspieszyć proces rozwiązania konfliktu między dwoma brzegami Dniestru i pozwoli wyjść z impasu, w jakim znajdował się w ostatnich latach. Nie zgadza się to jednak ze stanowiskiem Kremla. Według Dmitrija Pieskowa, rzecznika prezydenta Rosji, rosyjscy żołnierze sił pokojowych są jedynymi gwarantami utrzymania status quo w regionie. Rosja jest w istocie zainteresowana utrzymaniem istniejącej niepewności co do konfliktu naddniestrzańskiego, ponieważ pozwala to zachować wpływy w regionie i wywierać presję na oficjalny Kiszyniów. Jeśli grupa operacyjna wojsk rosyjskich w regionie zostanie rozwiązana i zmieni się format misji pokojowej, Moskwa wiele straci w sensie politycznym.
Nie trzeba jednak mieć złudzeń, że wycofanie kontyngentu ograniczy obecność wojskową Federacji Rosyjskiej w regionie, ponieważ składa się on głównie z lokalnych mieszkańców posiadających obywatelstwo Federacji Rosyjskiej. Dlatego w przypadku „wycofania” wojsk rosyjskich nie należy się spodziewać czegoś w rodzaju odejścia szeregów z żołnierzami i sprzętem. Najprawdopodobniej zarówno żołnierze sił pokojowych, jak i grupa operacyjna wojsk rosyjskich dołączą do armii nierozpoznanego regionu Naddniestrza, jak miało to miejsce w czasie rozwiązania 14. Armii w latach 90. XX w. I tylko garstka funkcjonariuszy opuści Naddniestrze. Ale nawet bez grupy operacyjnej wojsk rosyjskich, które razem z siłami pokojowymi liczy 1700 osób, Rosja kontroluje armię tzw. regionu Naddniestrza, liczącą około 5500 osób.
Przechodząc do relacji nowego prezydenta Mołdawii z Rosją, prawdopodobnie będą one trudne i niewykluczone, że Kreml wróci do dawnych metod nacisku, wykorzystując mołdawską diasporę w Federacji Rosyjskiej i zależność od niektórych sektorów gospodarki. Szczególnie – uzależnienie od dostaw energii. Można to jednak zrównoważyć budując dobre stosunki z UE i Rumunią.
Podsumowując, można powiedzieć, że wiele będzie zależało od najbliższych kilku miesięcy i od tego, czy Sandu będzie w stanie „zresetować” parlament, rozpocząć obiecane reformy i utrzymać kredyt zaufania oraz poziom mobilizacji, jaki uzyskała w listopadzie. Oczywiście siły opozycji zrobią wszystko, aby temu zapobiec. Jednak czy im się uda, czy nie, czas pokaże.
Roman Russu – szef Sekretariatu Światowego Kongresu Ukraińskich Organizacji Młodzieżowych, członek „UKRAINIANS.MD” (Republika Mołdawii)
Artykuł jest rozwinięciem wystąpienia wygłoszonego podczas konferencji międzynarodowej online „Intermarium 2020: osiągnięcia, zagrożenia i perspektywy”. Konferencja została zorganizowana przez Instytut Demokratyzacji i Rozwoju z Kijowa, Centrum Narracji Politycznych Demokracji z Czerniowców (Ukraina) oraz Instytut Polityki Światowej z Kijowa (9 grudnia 2020 r.). Portal Obserwator Międzynarodowy był patronem medialnym tego wydarzenia.