Żarty się skończyły, koniec przedstawienia – czas brać się do roboty. Czy właśnie takie myśli pojawiły się w głowie Wołodymyra Zełenskiego, prezydenta-elekta, szóstego w historii niepodległej Ukrainy, po ogłoszeniu wyników wyborów?
Autor: dr Tomasz Lachowski
Zełenski z poparciem ponad 70% Ukraińców wręcz zmiażdżył swojego konkurenta, urzędującego prezydenta, Petra Poroszenkę, któremu zaufał niespełna co czwarty głosujący w kraju nad Dnieprem. Co tak naprawdę urzekło wyborców w Zełenskim? To przede wszystkim fakt, że jest w polityce osobą nową, a jednocześnie doskonale znaną Ukraińców ze swojej działalności scenicznej. Od ponad dwudziestu lat bawi bowiem swoich rodaków (i nie tylko – właściwie znaczną część przestrzeni poradzieckiej) jako komik, aktor, producent filmowy czy telewizyjny, twórca studia „95 Kwartał”. Czy równie zręcznym jak showmanem i biznesmenem będzie nowym prezydentem Ukrainy – wielu ekspertów wyraża swoje wątpliwości w tym zakresie.
Polecamy komentarz dr. Tomasza Lachowskiego na temat wyborów na Ukrainie w cyklu Komentarze UŁ:
Przede wszystkim, nie jesteśmy w stanie na chwilę obecną w pełni stwierdzić, czy Zełenski podtrzyma euro-atlantycki kurs Ukrainy, który zapoczątkowany został wraz z zakończeniem Rewolucji Godności w 2014 r. Co prawda, sam prezydent-elekt zarzeka się, że będzie kontynuował politykę swojego poprzednika w tym zakresie (tylko „poprzez” innych ludzi i inne środki), ale mając na względzie fakt, że znaczna część jego elektoratu to rosyjskojęzyczna część społeczeństwa ze wschodnich i południowych obwodów Ukrainy, które tradycyjnie dość podejrzliwie patrzyły na integrację ze strukturami Zachodu, to jest to pytanie wciąż otwarte. Po drugie, wątpliwości budzi postawa Zełenskiego w przyszłych rozmowach z Władimirem Putinem w kontekście zakończenia wojny i reintegracji Donbasu z państwem ukraińskim – w tym względzie Zełenskiemu może zwyczajnie zabraknąć doświadczenia tak potrzebnego w twardej polityce. Ponownie, zapowiedzi z wieczoru wyborczego, kiedy mówił o konieczności dołożenia wszelkich starań, żeby uwolnić ukraińskich jeńców wojennych, i przedłużenia rozmów w formacie normandzkim, należy ocenić pozytywnie, ale jego „przejęzyczenie” w czasie debaty z Poroszenką na Stadionie Olimpijskim w Kijowie, kiedy nazwał prorosyjskich separatystów, emanację rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie, „powstańcami” (co sugeruje wojnę domową), może napawać trwogą. Dość powiedzieć, że dopiero co Wiktor Janukowycz, skazany niedawno za zdradę stanu, zapowiedział swój przyjazd na Ukrainę po inauguracji Zełenskiego.
Wreszcie, to sami Ukraińcy powierzyli nowemu prezydentowi zadania, którym sprostać tak naprawdę nie może – podniesienie płac, jakości życia, obniżenie opłat komunalnych to nie są kompetencje prezydenta Ukrainy, który odpowiada przede wszystkim za politykę obronną i politykę zagraniczną. Zagadką pozostaje również postać Ihora Kołomojskiego, oligarchy ukraińskiego, który jawnie wsparł Zełenskiego podczas kampanii wyborczej – czy spróbuje z tylnego siedzenia kierować państwem ukraińskim, urzeczywistniając słowa Petra Poroszenki i jego zwolenników o Zełenskim jako o „marionetce Kołomojskiego”? Czas pokaże.
A dlaczego przegrał Poroszenko? Ukraińcy wystawili mu czerwoną kartkę (albo „pomarańczową”, mając na względzie jednak spory wiec poparcia i podziękowania dla prezydenta nazajutrz po wyborach) przede wszystkim za brak lub zbyt dużą powolność reform wewnętrznych, niedostateczną walkę z korupcją, niejasne powiązania polityczno-biznesowe, a także ze wiele spraw, na które prezydent wpływu nie miał – jak choćby standard życia, niskie płace czy niedostateczny rozwój ukraińskiej gospodarki. Ukraińców nie przekonały także wartości, z którymi Poroszenko szedł do wyborów: „wojsko, język (ukraiński), wiara”, które uznali za zbyt konserwatywne oraz zbyt zamykające różnorodne przecież ukraińskie społeczeństwo w sensie językowym czy swojego historycznego rozwoju – nawet w czasie trwającej agresji Federacji Rosyjskiej.
Poroszenko był jednak bezsprzecznie najlepszym prezydentem Ukrainy od 1991 r. – jego sukcesy na polu polityki obronnej i zagranicznej są niezaprzeczalne. Po pierwsze, udało mu się wstrzymać rosyjską agresję w 2014 r. i w znacznym stopniu zmodernizować ukraińską armię, będącą w opłakanym stanie u progu agresji. Po drugie, był w stanie stworzyć międzynarodową koalicję bazowaną przede wszystkim na dobrych relacjach z Niemcami (w dalszej kolejności z Francją i USA), która Ukrainę wspiera w swoich dążeniach euroatlantyckich. Po trzecie, przyspieszył integrację Ukrainy z Unią Europejską poprzez umowę stowarzyszeniową i ruch bezwizowy. Po czwarte, dzięki osobistemu zaangażowaniu Poroszenki, udało się zjednoczyć Ukraińską Cerkiew Prawosławna, która w styczniu tego roku uzyskała tomos od Patriarchy Konstantynopola, czyli pełną niezależność, w tym – co zasadnicze – od wpływów cerkwi rosyjskiej. Nie trzeba dodawać, że to wydarzenie nie tylko o doniosłym znaczeniu religijnym, ale przede wszystkim geopolitycznym. Poroszenko już zapowiedział, że z polityki nie zrezygnuje, chce iść do jesiennych wyborów, a także powrócić „na Bankową” (gdzie mieści się administracja prezydenta w Kijowie), już za 5 lat.
A jak oceniać wybór Wołodymyra Zełenskiego z polskiej perspektywy i relacji polsko-ukraińskich, zdecydowanie napiętych w ostatnim czasie? Prezydent Andrzej Duda był jednym z pierwszych przywódców europejskich, którzy pogratulowali Zełenskiemu sukcesu, zapraszając jednocześnie nowego prezydenta Ukrainy do Polski. Polskie władze z pewnością oczekują, że wraz z Zełenskim nastąpi nowe otwarcie stosunków bilateralnych, zwłaszcza na polu tak ważnej dla Warszawy polityki historycznej. Rzeczywiście, wydaje się, że przy Wołodymyrze Zełenskim będzie można „ugrać” więcej, a daleki od „galicyjskiej” wersji ukraińskości, którą jednak firmował Poroszenko (sam pochodzący z wieloetnicznego Budziaku, a rozwijający swoją polityczną karierę w Winnicy), Zełenski może być bardziej skłonny do ustępstw.
Z odpowiedzią na te, jak i masę innych pytań, trzeba jednak poczekać do momentu, w którym ostatecznie wykrystalizuje się zespół doradców nowego prezydenta („Ze komanda”) i kogo Zełenski będzie chciał nominować na kluczowe posady państwowe. Nazwiska te pozwolą nieco bardziej przewidzieć, w jaką stronę zostanie ostatecznie skierowany polityczny i międzynarodowy wektor nowej prezydentury.
Tekst ukazał się również na stronie Centrum Promocji UŁ.