Kryzys humanitarny, tysiące ofiar, interesy wielkich potęg oraz zacięta rywalizacja graczy regionalnych i działalność organizacji o charakterze radykalnym – oto obraz zmęczonej walkami Syrii. Tymczasem w Europie establishment obawia się przede wszystkim kolejnej fali uchodźców, którzy mogliby dotrzeć do brzegów „zachodniej oazy dobrobytu”…
Autor: Aleksandra Spancerska
Powodów do niepokoju z całą pewnością nie brakuje także władzom w Ankarze, dla których coraz większym obciążeniem stało się goszczenie na swoim terytorium blisko czterech milionów syryjskich uchodźców. Sytuację komplikuje dodatkowo trwająca od grudnia 2019 roku ofensywa wspieranych przez Rosję wojsk reżimu Baszara al-Asada, wymierzona w sprzymierzonych z Ankarą rebeliantów na terytorium Idlibu, położonego w północnej części Syrii. Tureckie źródła prasowe podają, iż 28 lutego 2020 roku na terytorium sąsiedniego państwa zginęło trzydziestu trzech tureckich żołnierzy, a kilkadziesiąt zostało rannych.
Zniszczoną wieloletnią wojną domową Syrią w dalszym ciągu rządzi wspierany przez Rosję i Iran Baszar al-Asad. Pragmatyczne stanowisko wobec konfliktu zajmuje przy tym Turcja. Ze względu na dynamiczny rozwój sytuacji w Syrii początkowo podjęła zintensyfikowane działania dyplomatyczne mające na celu skłonienie Baszara al-Asada do przeprowadzenia demokratycznych reform, z czasem zaostrzyła jednak swoje stanowisko wobec syryjskiego przywódcy. Z perspektywy Ankary, nie bez znaczenia pozostają także tendencje niepodległościowe manifestowane przez społeczność kurdyjską na terytorium Syrii. Z tego też powodu rebelianci z Hayat Tahrir al-Sham, którzy przez władze w Damaszku postrzegani są jako „terroryści”, wielokrotnie okazali się dla Turcji sojusznikami, wykazującymi się w walkach przeciwko siłom kurdyjskim w czasie tureckiej ofensywy w Afrin i Tel Abyad.
Należy przypomnieć, że Turcja przeprowadziła kilka operacji militarnych na terytorium Syrii: „Tarcza Eufratu” w 2016 roku, „Gałązka Oliwna” na początku 2018 roku oraz „Krynica Pokoju” w 2019 roku. Obecnie w związku z intensyfikacją ataków przeprowadzanych na tureckie posterunki wojskowe w Idlibie (przekształconym w strefę deeskalacji i pozostającym w strefie wpływów Turcji na mocy porozumienia Moskwy z Ankarą z 2018 roku) władze tureckie rozlokowują w syryjskiej prowincji dodatkowe grupy wojskowe oraz ciężki sprzęt. 1 marca bieżącego roku przedstawiciele strony tureckiej, ustami ministra obrony narodowej Hulsiego Akara, ogłosili kolejną operację militarną na terytorium Syrii, pod kryptonimem Wiosenna Tarcza (tur. Bahar Kalkanı), co jednoznacznie wskazuje na to, że Ankara jest w pełni zdeterminowana do obrony swoich interesów w Syrii.
Podczas wizyty w Turcji w dniu 11 lutego 2020 roku James’a Jeffrey’a – specjalnego przedstawiciela Stanów Zjednoczonych ds. zaangażowania w Syrii, strona amerykańska oprócz złożenia kondolencji dla rodzin poległych ofiar, wyraziła zrozumienie dla przedstawicieli strony tureckiej borykającej się z niestabilną sytuacją w Idlibie. Warto przypomnieć w tym miejscu, że zeszłoroczna decyzja Donalda Trumpa o powrocie do domu amerykańskich żołnierzy z obszaru północno-wschodniej Syrii, została przyjęta przez Turków z zadowoleniem, co jednocześnie nie spotkało się z aplauzem ze strony społeczności kurdyjskiej, głęboko rozczarowanej postawą Amerykanów. „Zielone światło” dla tureckiej ofensywy, która rozpoczęła się 9 października 2019 roku oraz brak sprzeciwu wobec obecnej polityki Turków w Idlibie, można odczytywać jako dążenie Waszyngtonu do scedowania odpowiedzialności za rozwój sytuacji w Syrii na Ankarę, tak aby odciążyć „amerykańskich chłopców”, którzy mogliby dzięki temu bezpiecznie wrócić do domu.
Dla przedstawicieli strony tureckiej obecny rozwój sytuacji w Idlibie jest szczególnie problematyczny. „Podatek krwi” składany w Syrii przez tureckich żołnierzy wzbudza bardzo duże niezadowolenie opinii publicznej, która w przeważającej większości chce ponadto deportacji uchodźców przebywających na terytorium Turcji do Syrii. Główny przedstawiciel nacjonalistycznego ugrupowania MHP i jednocześnie sojusznik rządzącej partii AKP, nazwał Syrię „rosyjską kolonią”, domagając się jednocześnie obalenia Baszara al.-Asada, który jego zdaniem odpowiada za śmierć tureckich żołnierzy w Idlibie.
Prezydent Turcji znajduje się w związku z powyższym w kłopotliwej sytuacji, nie może oddać kontroli nad nadzorowanym przez siebie obszarem w Syrii, aby nie utracić swojej wiarygodności w kraju. Na arenie międzynarodowej nie chce się narażać na konfrontację z Iranem oraz Rosją, od której Turcy w zeszłym roku zakupili system rakietowy S-400. Chce ponadto wywrzeć presję na NATO w celu uzyskania dodatkowego wsparcia w zakresie bezpieczeństwa. Dlatego też 29 lutego 2020 roku, na prośbę strony tureckiej zwołano specjalne posiedzenie Rady Północnoatlantyckiej, w związku z atakiem na jej żołnierzy na terytorium Syrii. Spotkanie obyło się w trybie artykułu czwartego Paktu NATO, który wskazuje, że: „strony będą się wspólnie konsultowały, ilekroć, zdaniem którejkolwiek z nich, zagrożone będą integralność terytorialna, niezależność polityczna lub bezpieczeństw którejkolwiek ze stron”.
W czasie, gdy pomiędzy liderami społeczności międzynarodowej toczą się ożywione dyskusje na temat rozwoju sytuacji w Idlibie, a z mediów docierają do nas kolejne apele o konieczność deeskalacji konfliktu, największego dramatu doświadcza ludność cywilna Syrii. Starcy, kobiety i dzieci ze skromnym dobytkiem uciekają przed ofensywą wojsk reżimu wspieraną przez rosyjskie siły powietrzne. Podążają w kierunku tureckiej granicy, gdzie często zmuszeni są do koczowania pod gołym niebem, bez dostępu do ogrzewania, urządzeń sanitarnych ani opieki medycznej. Działacze organizacji humanitarnych alarmują, że przy obecnym rozwoju sytuacji przygraniczne pola namiotowe zamienią się w cmentarzyska, gdyż ludność cywilną czekać będzie śmierć w wyniku ostrzału rakietowego lub z powodu wychłodzenia.
R.T. Erdoğan kilkakrotnie udowodnił, że potrafi lawirować na krawędzi posługując się ryzykowną taktyką określaną mianem anglojęzycznego sformułowania „brinkmanship”. W sytuacji, gdy konflikt w Syrii będzie eskalował, a Turcja nie uzyska oczekiwanego wsparcia Sojuszu Północnoatlantyckiego dla swoich działań na terytorium Idlibu, może wykorzystać narzędzie nacisku jakim jest skierowanie fali uchodźców syryjskich na terytorium krajów Europy Zachodniej. Według doniesień medialnych, tysiące syryjskich imigrantów przebywających na terytorium Turcji jest mocno zdeterminowanych, aby dotrzeć do Grecji, by stamtąd przedostać się na terytorium pozostałych państw członkowskich UE. Biorąc pod uwagę aktualny rozwój wydarzeń, łatwo wyobrazić sobie z jaką skalą zjawiska mielibyśmy do czynienia, mając w pamięci wydarzenia związane z kryzysem migracyjnym, którego apogeum obserwowaliśmy w 2015 roku.
Aleksandra Spancerska – absolwentka stosunków międzynarodowych oraz międzynarodowych studiów kulturowych, a także doktorantka na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego