Gra o władzę w Brukseli – zły kompromis i długa lista przegranych [KOMENTARZ]

Mimo, że wszyscy ogłosili sukces zakończonych w Brukseli negocjacji, tak naprawdę dużo łatwiej wskazać pokonanych niż zwycięzców. Przegrała idea nominowania liderów w przejrzystym procesie wyborczym, przegrał Parlament, przegrali socjaliści, przegrał nasz region, nawet Merkel przegrała, mimo że przewodniczącą Komisji została Niemka. Kto więc wygrał?

Komisja Europejska / fot. wikimedia.commons

Autor: prof. Tomasz Kamiński

Co pięć lat odbywa się w Unii Europejskiej proces przekazania władzy. Częściowo następuje on w drodze wyborów do Parlamentu Europejskiego, ale w dużej mierze jest efektem skomplikowanych politycznych uzgodnień.  Wbrew powszechnemu przekonaniu wcale nie są to wyłącznie uzgodnienia między państwami, choć do kluczowych targów dochodzi podczas spotkania szefów rządów państw członkowskich, czyli obrad Rady Europejskiej. Podział posad musi uwzględniać preferencje zgłaszane przez rządy, ale też interesy Parlamentu Europejskiego i poszczególnych parlamentarnych frakcji, osobistą pozycję polityczną wysuwanych kandydatów, podział na „starą Europę” i „nowych członków”, a nawet płeć (osławiony „gender balance”).

Wyjątkowe długie, bo trwające aż trzy dni, negocjacje jak zwykle zakończyły się sukcesem ogłoszonym przez (niemal) wszystkie strony. Jak przyjrzeć się jednak bliżej to okazuje się, że niemal wszyscy przegrali:

Największym przegranym jest niewątpliwie Parlament Europejski, który do rozgrywki przystępował z zamiarem nominowania na szefa Komisji Europejskiej, któregoś z tzw. Spitzenkandidaten, czyli jednego z liderów największych parlamentarnych frakcji. Idea wskazywania przewodniczącego Komisji w procesie wyborczym od dawna nie podobała się szefom rządów państw unijnych, którzy chcieli mieć pełną swobodę w mianowaniu kandydata na to stanowisko. Wybór Ursuli von der Leyen, oznaczać będzie, że międzyinstytucjonalną walkę o władzę wygrała Rada Europejska. Przegrała w szczególności parlamentarna frakcja socjalistów, która najmocniej broniła mechanizmu demokratycznego mandatu dla szefa Komisji, oraz swojego kandydata Fransa Timmermansa. Ostatecznie musiała uznać porażkę, z czym trudno się było pogodzić m.in. liderom niemieckiej SPD, którzy wydali oświadczenie, w którym sprzeciwili się wyborowi swojej rodaczki na stanowisko szefa Komisji. Jednocześnie jako koalicjant w rządzie RFN zmusili kanclerz Merkel do wstrzymania się od głosu podczas głosowania nad kandydaturą von Leyen.

Przegraną jest więc też kanclerz Niemiec, która nie zdołała zdobyć poparcia ani dla kandydata chadecji Manfreda Webera, ani później dla wynegocjowanego z Francuzami i Hiszpanami w Osace w czasie obrad G-20 kompromisu dającego Timmermansowi stanowisko przewodniczącego Komisji, a Weberowi przewodniczącego Parlamentu. Bunt Europejskiej Partii Ludowej, który pogrzebał proponowany układ personalny pokazał, że będąca u schyłku długiej politycznej kariery Angela Merkel straciła wiele ze swej dawnej mocy. Konieczność wstrzymania się od głosu podczas wyboru jej dawnej protegowanej (von Leyen była nawet typowana na następczynię Merkel) musiała być dla niej wyjątkowo przykra, a może nawet na swój sposób upokarzająca.

Mimo gromko ogłoszonego sukcesu wśród przegranych jest Polska i cały region Europy Środkowo-Wschodniej. Kraje regionu zostały całkowicie pominięte przy rozdziale stanowisk, mimo, że powszechnie podkreślana w Unii wola zachowania „geograficznego balansu” pozwalała spokojnie domagać się co najmniej jednego. Region nie był jednak w stanie wypracować wspólnej propozycji i włączyć się do gry. Zamiast tego kapitał polityczny został strawiony na zablokowanie kandydatury Timmermansa, co udało się tylko połowicznie (pozostanie bowiem wiceprzewodniczącym Komisji). A przewodniczącą KE została osoba o kompletnie innych poglądach na Europę niż rząd Polski czy Węgier. Jest więc to klasyczne pyrrusowe zwycięstwo. Szczególnie szkoda, że nie udało się uzyskać stanowiska Wysokiego Przedstawiciela ds. Polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Ustępującą Włoszkę zamieni na nim Hiszpan, czyli kolejny przedstawiciel Południa – naturalnie bardziej zainteresowanego problemami w basenie Morza Śródziemnego, a mniej tematami ważniejszymi dla nas, czyli polityką wobec Rosji czy Ukrainy.

Porażkę ponieśli Włosi, którzy bardzo liczyli na jedno stanowisko, a nie dostali nic poza mglistą obietnicą „ważnej teki w Komisji Europejskiej”. Podobnie jak w przypadku rządu polskiego czy węgierskiego, Italia poniosła konsekwencję wyjścia z „głównego nurtu integracji”. Okazało się, że dla zanurzonych w mętnych wodach eurosceptycyzmu nie ma konfitur. A tymczasem przedstawiciel małej Belgii będzie już po raz drugi pełnił funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej (poprzednikiem Tuska na tym stanowisku też był były premier tego kraju).

Porażkę odniosła cała Unia Europejska. Sposób wyboru nowych władz, a także same wybrane osoby (niektóre nawet dla zainteresowanych polityką niemal kompletnie anonimowe) pogłębiają tylko wizerunek „Europy w kryzysie”. Szefową Komisji Europejskiej została osoba, która dosyć kiepsko radziła sobie na stanowisku ministerialnym w Niemczech. Szefem dyplomacji został polityk w wieku mocno dojrzałym (72 lata), ale niemal bez doświadczenia w dyplomacji. Europejskiemu Bankowi centralnemu przewodniczyć zaś będzie osoba, która nigdy wcześniej nie szefowała żadnemu bankowi centralnemu. Z całą pewnością na wszystkie te stanowiska byli lepsi kandydaci, ale jak to często bywa w procesie politycznych targów „gorszy pieniądz wyparł lepszy”.

Kto więc wygrał? Na pewno „stara Europa” kosztem „nowej”, chadecy kosztem socjalistów i liberałów a rządy państw członkowskich kosztem Parlamentu. Osobiście za największe może zwycięstwo uznaję zwiększenie roli kobiet w zarządzaniu Unią. Oddając w damskie ręce dwa z pięciu najważniejszych stanowisk elity brukselskie wreszcie zaczęły praktykować to co od lat głoszą.

* * *

Gra o unijne stołki wcale nie musi być jeszcze skończona. Nie można wykluczyć, że posłowie do Parlamentu Europejskiego nie będą chcieli zgodzić się na dyktat rządów i w lipcu nie uda się znaleźć wymaganej większości dla nowej przewodniczącej Komisji Europejskiej. Wywracając stolik wymusiliby powtórne rozdanie, w którym z powrotem do gry weszłyby silniejsze karty. Nie płakałbym.

 

Prof. Tomasz Kamiński – Adiunkt na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego. Stały współpracownik „Liberté!”. Pasjonat innowacyjnych metod nauczania i wykorzystywania gier w edukacji. Autor książek „Pieniądze w służbie dyplomacji” oraz „Sypiając ze smokiem. Polityka Unii Europejskiej wobec Chin”.

Źródło: Liberte.pl.  Artykuł publikujemy za zgodą Autora.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed