Zbliża się ważny szczyt NATO w Wilnie w dniach 11-12 lipca. Eksperci zastanawiają się, w jakim kontekście będzie omawiana kwestia ukraińska: czy będzie to tylko potwierdzenie długoterminowego wsparcia dla ukraińskich sił obronnych przez członków NATO wraz z symbolicznymi oświadczeniami o przyszłości Ukrainy w NATO? Czy zaoferuje jasny algorytm akcesji ze wstępnymi gwarancjami bezpieczeństwa, jak nalega na tym oficjalny Kijów?
Autor: Pawło Łodyn
Często mówi się, że na nadchodzącym szczycie Ukraińcy nie powinni oczekiwać wyników spełniających ich oczekiwania. Ale dla ukraińskich władz deklaratywne oświadczenia zamiast realnego programu działania będą oznaczać naiwność i po raz kolejny krótkowzroczność ze strony Sojuszu. Nie zaś odwrotnie. Wystarczy przypomnieć niesławny szczyt w Bukareszcie w 2008 roku, kiedy Ukrainie i Gruzji odmówiono przyjęcia Planu Działań na rzecz Członkostwa (MAP). Kilka miesięcy później wojska rosyjskie zaatakowały terytorium Gruzji.
Wraz z rosyjską inwazją na pełną skalę Ukraina otrzymała szerokie zachodnie wsparcie wojskowe i gospodarcze. Jednak dostarczanie nowych rodzajów broni odzwierciedlało ciągłe, jak się później okazało, nieuzasadnione obawy polityków o to, czy siły ukraińskie będą w stanie opanować broń NATO. A główną obawą, która stale pojawia się w tym jak i w związku z przystąpieniem Ukrainy do NATO, jest obawa przed naruszeniem tak zwanych „czerwonych linii” Kremla. Jednak ten strach jest wątpliwy. Rosyjski atak terrorystyczny na elektrownię wodną w Kachowce i bunt Prigożyna dowodzą, że eskalacja agresora nie jest spowodowana jego oficjalnym ultimatum, ale jest wynikiem irracjonalnego chaosu systemu, który w wojnie zmierza do logicznego załamania. A Ukraina, opanowawszy technikę NATO, już de facto pełni funkcję obrony zachodniego bloku wojskowego i politycznego przed nieadekwatnym agresorem, próby ustępstw przed którym tylko zwiększają liczbę ofiar i zniszczeń.
Próba zaproponowania formatu, który zastąpiłby pełne członkostwo w NATO, nie jest rozwiązaniem. Odnosi się to do pomysłu przekształcenia naszego kraju w rodzaj Izraela Europy Wschodniej, dostatecznego wzmocnienia sektora bezpieczeństwa i obrony, ale pozostania w statusie bezaliansowym. Jak słusznie zauważa Ołeksij Jiżak, szef departamentu w Narodowym Instytucie Studiów Strategicznych, przyjęcie Ukrainy do NATO byłoby tańsze niż dalsze zapewnienie, według ocen, 10% globalnych wydatków wojskowych. Łeonid Gozman z rosyjskiej opozycji uważa, że taki krok oznaczałby ostateczny koniec marzeń o odbudowie rosyjskiego imperium i położyłby podwaliny pod pozytywny rozwój już dla Rosjan.
Przyspieszone przystąpienie Finlandii i Szwecji do Sojuszu bez MAP z powodu rosyjskiej agresji dowodzi, że taka alternatywna ścieżka jest możliwa również dla Ukrainy. Na taką opcję wskazywał na przykład brytyjski minister obrony Ben Wallace. Ukraiński rząd zapewnił już poparcie 18 państw członkowskich dla akcesji. W końcu biuro prezydenta ogłosiło, że prezydent weźmie udział w szczycie tylko wtedy, gdy przywódcy nie wykażą się „brakiem odwagi”. Mamy nadzieję, że Wołodymyr Zełenski będzie miał dobry powód, aby przyjechać do Wilna.
Pawło Łodyn – dyrektor wykonawczy Centrum Narracji Politycznych Demokracji; korespondent portalu „Obserwator Międzynarodowy” w Ukrainie