Armenia: wyrwani z apatii

Górski Karabach jako klasyczny przykład strategicznego punktu zapalnego w przestrzeni postsowieckiej, powraca na agendę społeczno-polityczną i grozi ponowną zbrojną eskalacją konfliktu. Od przeszło wieku jest czynnikiem aktywizującym i konsolidującym społeczeństwa zarówno w muzułmańskim Azerbejdżanie, jak też w chrześcijańskiej Armenii. Dowodem na to są między innymi ostatnie zamieszki w Erywaniu.

Sala weselna w Talisz, w Górskim Karabachu, zniszczona w czasie kwietniowych walk / Fot. Tomasz Grzywaczewski
Sala weselna w Talisz, w Górskim Karabachu, zniszczona w czasie kwietniowych walk / Fot. Tomasz Grzywaczewski

Autor: Barbara Jundo-Kaliszewska

Etno-konflikt

Formalnie pozostające częścią Azerbejdżanu, a w praktyce zależne od Armenii, terytorium Republiki Górskiego Karabachu już od przeszło 100 lat pozostaje zarzewiem konfliktu sąsiadujących ze sobą państw. W wyniku I wojny światowej, mimo protestu Ormian, ziemie te zostały przyznane Demokratycznej Republice Azerbejdżanu. Już w 1920 r. sporny obszar zajęli bolszewicy i w 1923 r. utworzyli narodowo-ormiański Górsko-Karabachski Obwód Autonomiczny w składzie Azerbejdżańskiej SRR.

Współczesny konflikt na tym obszarze wybuchł w 1988 r., kiedy na fali gorbaczowowskiej przebudowy w Związku Radzieckim doszło do poluzowania cenzury i zmian w polityce narodowościowej. „Rozmrożenie” nacjonalizmów owocowało szeregiem konfliktów etno-politycznych w poszczególnych regionach ZSRR, spośród których jednym z pierwszych i szczególnie krwawych stał się azersko-ormiański spór o Górski Karabach. W środowiskach ormiańskich pojawiły się nadzieje na przyłączenie enklawy do Armenii, co napotkało zdecydowany sprzeciw władz Azerbejdżańskiej SRR. Efektem eskalacji napięć na tle etnicznym stała się masakra ludności ormiańskiej w Sumgaicie, w Azerbejdżanie oraz innych miejscowościach Górskiego Karabachu w pierwszej połowie 1988 r. Krwawa wojna o Karabach toczyła się pod czujnym okiem sąsiednich Turcji i Rosji, ze zmiennym szczęściem dla obu stron, aż do 1994 r., kiedy wreszcie udało się podpisać zawieszenie ognia. Konflikt pochłonął ok. 30 tys. ofiar śmiertelnych, skutkował masową migracją ludności azerskiej z tego obszaru i powołaniem, nieuznawanej na świecie, Republiki Górskiego Karabachu.

Wyrwani z apatii

Problemy wokół status quo, zamieszkałego w przeważającej większości przez Ormian, spornego obszaru zaogniły się ponownie na wiosnę br. Doszło wtedy do wybuchu tzw. wojny czterodniowej (2-5 kwietnia 2016 r.), która choć nie miała większego wpływu na zmianę sytuacji w strefie konfliktu, tym niemniej stała się czynnikiem rozbudzającym radykalne nastroje nacjonalistyczne i wyzwoliła w społeczeństwie Armenii określoną reakcję na politykę władz. Jak pisał, w komentarzu dla Ośrodka Studiów Wschodnich, Maciej Falkowski, państwo zostało wyrwane „z marazmu politycznego”.

17 lipca 2016 r. uzbrojeni zamachowcy staranowali ciężarówką bramę wjazdową i wtargnęli na teren komisariatu policji. W wyniku wymiany ognia, według informacji prasowych, zginęła 1 osoba, a kilka zostało rannych. Napastnicy zajęli gmach policji w Erywaniu i wzięli zakładników, wśród których znalazł się, m.in. zastępca komendanta policji Armenii – Wardan Egiazarian. Zamachowcy zażądali uwolnienia działacza armeńskiej opozycji, koordynatora inicjatywy społecznej „Założycielski parlament” – Żirajra Sefiliana oraz, według niektórych informacji, zmiany władzy w republice.

Ostatnie wydarzenia w Erywaniu można postrzegać przez pryzmat reakcji budzącego się społeczeństwa obywatelskiego na nieudolną politykę obozu rządzącego w państwie, w tym też w kwestii karabachskiej. „Nie przypominam sobie, ażeby w ostatnim dziesięcioleciu w Armenii ktokolwiek zajmował strategiczny budynek publiczny. Czym innym są wiece opozycji i agresywna reakcja władz, a całkowicie czym innym akcja uzbrojonego ugrupowania, które wysuwa określone żądania polityczne. Dlatego też określam tych ludzie mianem „rebels” – powstańców. To nie są muzułmańscy zamachowcy-samobójcy. Moim zdaniem, są to osoby, które strategia polityczna obecnych warstw rządzących sprowokowała do podjęcia konkretnych kroków politycznych” – powiedział dr Stepan Grigoryan z Centrum Analitycznego ds. Globalizacji i Współpracy Regionalnej w Erywaniu.

Ormiański analityk wymienił dwa zasadnicze czynniki generujące niezadowolenie społeczeństwa Armenii. Pierwszym z nich jest ogromna przepaść oddzielająca władze państwa od obywateli. „Nasze władze już dosyć długo pozostają przy władzy, co budzi zrozumiałą frustrację mieszkańców kraju” – podkreślił ekspert.

Drugim – jest drażliwa kwestia Karabachu: „Azerbejdżan dąży do zmiany sytuacji na tym obszarze. Kwietniowa wojna odsłoniła gigantyczne spektrum problemów, z jakimi boryka się aparat państwowy. Mamy korupcję, a ministerstwo spraw zagranicznych podejmuje całkowicie

Republika Górskiego Karabachu / Fot. Tomasz Grzywaczewski
Republika Górskiego Karabachu / Fot. Tomasz Grzywaczewski

Wszyscy stanęli w obronie Karabachu i spodziewali się, że elity rządzące wyciągną z zaistniałej sytuacji stosowne wnioski i podejmą określone decyzje. Jednakże do tego nie doszło, a nowe nominacje w kluczowych resortach państwowych okazały się znacznie gorsze od przedwojennych. Stąd wniosek, że nieadekwatna, w stosunku do oczekiwań elektoratu, reakcja władz na ostatnie wydarzenia wojenne, stała się zasadniczym generatorem obecnych zdarzeń w Erywaniu”.

Należy podkreślić, że akcja erewańskich zamachowców cieszy się poparciem miejscowej ludności – od 19 lipca 2016 r. na ulice stolicy Armenii wychodzą demonstranci, skutecznie blokując operacje służb specjalnych. Manifestanci tworzą żywy kordon, oddzielający zajęty przez napastników budynek komisariatu od oddziałów policji. Wieczorem 20 lipca doszło do pierwszych starć z oddziałami służb bezpieczeństwa, w wyniku których rannych zostało przeszło 50 osób.

„Trudno polemizować z przedstawianymi przez zamachowców argumentami – powiedział Grigoryan. – Należy przyznać im rację. Wszelkie dotychczasowe komunikaty ze strony społeczeństwa były ignorowane. Permanentne fałszowanie wyborów i arogancja władzy doprowadziły do tego, że ludzie uświadomili sobie, że bez zastosowania metod siłowych nie da się osiągnąć wymiernych efektów. Próba rozwiązania sytuacji siłowymi metodami budzi mój osobisty sprzeciw, tym niemniej muszę stwierdzić, iż rozumiem stanowisko rebeliantów”.

Drugie dno

W kontekście obecnej sytuacji geopolitycznej szczególnie istotne znaczenie ma fakt, że tzw. wojna czterodniowa gruntownie zweryfikowała stosunek społeczeństwa Armenii do Federacji Rosyjskiej: „W wymiarze zewnętrznym wojna – postrzegana jako firmowana przez Moskwę agresja azerbejdżańska – podkopała zaufanie do Rosji i podważyła sojusz armeńsko-rosyjski. Obnażyła także w oczach Ormian niepewność co do rosyjskich gwarancji bezpieczeństwa oraz spotęgowała poczucie zagrożenia i osamotnienia na arenie międzynarodowej” – pisze Maciej Falkowski. Podobne stanowisko prezentuje Stepan Grigorian, który mówi: „W chwili obecnej stosunek do Rosji jest wyjątkowo krytyczny. zaledwie rok temu sytuacja wyglądała zgoła inaczej – dziś wszystkie prorosyjskie inklinacje ulotniły się bezpowrotnie. Proszę pamiętać o tym, że Rosja sprzedaje Azerbejdżanowi ogromne ilości broni. Właśnie z tej broni mordowano nasze dzieci. Oczywiście, także Izrael zapewnia dostawy bezzałogowców, jednakże Grady i czołgi – są rosyjskie. Możemy obwiniać Azerbejdżan o rozpętanie wojny, lecz powinno się rozumieć, kto zaopatruje to państwo w broń”.

Paradoksalnie, to właśnie Federacja Rosyjska jest gwarantem bezpieczeństwa (uzależnionej od niej zarówno ekonomicznie, jak tak też politycznie) Armenii. Nierozwiązana kwestia karabaska sprawia, że republika pozostaje w permanentnym stanie wojny z Azerbejdżanem i nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Turcją. Znajdują się tu rosyjskie bazy wojskowe, a kluczowe resorty ormiańskiej gospodarki pozostają pod kontrolą Kremla: „Skorumpowanie warstw rządzących, które sprzedały Rosji koleje czy sektory energetyczne, totalnie nas od niej uzależniły i to jest zasadniczy problem” – stwierdził Grigoryan.

Od pewnego czasu druga strona konfliktu – Azerbejdżan, który posiada złoża gazu i ropy naftowej, stanowi szczególny obiekt zainteresowań państw europejskich. Dążą one do uniezależnienia się energetycznego od Moskwy. W odpowiedzi Kreml próbuje przeciwdziałać zbliżeniu Azerbejdżanu z Europą i zabiega o akcesję republiki do Unii Euroazjatyckiej.

„Pewna destabilizacja Armenii konceptualnie mogłaby być korzystna dla Rosji., która oczekuje, że władze Armenii pójdą na konkretne ustępstwa. Tutaj oczywiście ujawnia się kwestia Unii Euroazjatyckiej, do której Moskwa próbuje przekonać Azerbejdżan. A czym może skutecznie zachęcić władze w Baku? Karabachem. Dlatego też Kreml naciska na nasze elity rządzące, by zrezygnowały z części terytoriów na tym obszarze. Nie mogą się one na to pozwolić bowiem nie tylko nie znajdą poparcia w społeczeństwie, ale będą musiały zmierzyć się z jego zdecydowanym sprzeciwem”.

W wymiarze globalnym, przemożny wpływ na sytuację na tym obszarze, wywiera międzymocarstwowa rywalizacja polityczna. Wymienione republiki kaukaskie mają zasadnicze znaczenie strategiczne pod względem energetycznym w wymiarze globalny. Ponadto, takie regiony, jak Górski Karabach, które destabilizują państwa od wewnątrz odgrywają istotną rolę w polityce państw trzecich, które kreując politykę zagraniczną uzyskują realne instrumenty nacisku na władze poszczególnych państw.

„W kwietniu ujawniły się nasze słabości, z oczywistych powodów, Rosja próbuje je wykorzystać. Tym niemniej, akcent położyłbym na wewnątrzpaństwowe problemy Armenii. Szukanie winnych na zewnątrz nie popłaca. Trzeba pilnować własnego podwórka. Nie powinniśmy popełniać błędów, które w konsekwencji może wykorzystać inne państwo” – reasumuje ormiański ekspert.

Coraz agresywniejsza Rosja stara się nie tylko utrzymać kontrolę, ale też poszerzyć swoje wpływy na obszarze postsowieckim. W tym celu korzysta ze sprawdzonych scenariuszy, w których wykorzystuje przede wszystkim zadawnione i „zamrożone” konflikty etniczne. Jednakże, jak słusznie wskazuje dr Stepan Gregorian, to przede wszystkim władze poszczególnych państw powinny niwelować możliwości wykorzystania ewentualnych słabości przez strony trzecie.

Zdjęcia: Tomasz Grzywaczewski

Barbara Jundo-Kaliszewska – historyk, tłumacz, niezależna publicystka. Współzałożycielka Towarzystwa Miłośników Ziemi Ejszyskiej i założycielka profilu regionalnego na portalu Facebook „Ejszyszki – Nasze Miasto”. Doktorantka w Instytucie Historii Uniwersytetu Łódzkiego. Zainteresowania naukowe: stosunki polsko-litewskie w XX w.; sytuacja mniejszości polskiej na Litwie po 1988 r.; próba powołania autonomii na Wileńszczyźnie; rozpad ZSRR; polityka etniczna w krajach postsowieckich; stosunki polsko-rosyjskie w XX w.; polska polityka wschodnia; bezpieczeństwo międzynarodowe.

https://www.youtube.com/watch?v=TzFH7MMbFE4

Rozmowa z Tomaszem Grzywaczewskim, dziennikarzem, reportażystą, prawnikiem o konflikcie w Górskim Karabachu

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.