68. Konkurs Piosenki Eurowizji zwyciężyła reprezentacja szwajcarskiego nadawcy SRG SSR. Pomimo oczekiwań, przyszłoroczna edycja nie odbędzie się więc w Zagrzebiu. Miasto gościło Konkurs w 1990 roku – będąc jeszcze częścią Jugosławii.
Autor: Maciej Adam Baczyński
Konkurs ma zarówno wiernych fanów, jak i zaciekłych krytyków, wzbudza emocje i kontrowersje. Do najczęściej wskazywanych wad wydarzenia należą: upolitycznienie, promowanie wartości liberalnych i niski poziom artystyczny występów (kicz). Warto zatem wyraźnie podkreślić, że Eurovision Song Contest (ESC) jest konkursem, a nie festiwalem. Oznacza to, że celem uczestników nie jest prezentowanie narodowych dokonań w dziedzinie muzyki, a pokonanie rywali.
Tegoroczny Konkurs zdominowała sprawa nadawcy z Izraela (KAN). W związku z kryzysem humanitarnym w Strefie Gazy i faktem, że działania Państwa Izrael noszą znamiona ludobójstwa, do Europejskiej Unii Nadawców (EBU) wpłynęły petycje o usunięcie KAN z grona uczestników. Odmowa wywołała wezwania do bojkotu Konkursu, zwłaszcza przez społeczeństwa państw nordyckich. Nadawca z Islandii (RÚV) długo zwlekał z potwierdzeniem udziału w imprezie.
Konkurs powstał, by przyspieszyć jednoczenie Europy Zachodniej po II wojnie światowej. Już sama geneza wskazuje, że jest on projektem politycznym. Zamiast dyplomatów angażuje jednak przedstawicieli branży muzycznej, a jego bezpośrednim odbiorcą jest ogół widzów. Czy obecnie Konkurs jest polityczny? I tak, i nie. To, co dla jednego jest zawiązaną na nadgarstku arafatką, dla drugiego – skandalicznym znakiem poparcia dla Palestyńczyków.
Wspomnienie kefiji (arafatki) nie jest przypadkowe. Podczas otwarcia wtorkowego półfinału miał ją na sobie Eric Saade (zdobywca trzeciego miejsca w Konkursie w 2011 roku). EBU skrytykowała go za złamanie regulaminu i zdecydowała się nie publikować jego występu na swoich kontach. Zaproszenie Szweda było ryzykowne – ojciec piosenkarza jest Palestyńczykiem. Organizator mógł więc przewidzieć, że wokalista odniesie się do konfliktu w Palestynie.
Podczas finału Konkursu w Tel Awiwie (2019) tancerze Madonny przemycili na scenę flagi Izraela i Palestyny. Tegoroczne protesty dobitnie krytykowały działania Państwa Izrael. W Belgii pracownicy niderlandzkojęzycznego kanału VRT przerwali transmisję drugiego półfinału. Na wyświetlonej planszy zarzucili Izraelczykom łamanie praw człowieka i niszczenie wolności mediów. W trakcie występu reprezentujący nadawcę francuskojęzycznego (RTBF) Mustii odsłonił zaś zapisany na ramieniu napis „PEACE”.
Wymienienie wszystkich form sprzeciwu wobec polityki Izraela wymagałoby napisania dłuższego artykułu. Warto jednak wspomnieć, że swoją opinię uczestnicy Konkursu wyrażali także podczas oficjalnych konferencji prasowych. Po drugim półfinale najefektowniej zrobił to Joost Klein z Niderlandów (AVROTROS). By odizolować się od siedzącej obok delegacji nadawcy z Izraela nakrył się flagą, a w czasie wypowiedzi Izraelczyków całkiem się nią zasłaniał.
Piosenka Kleina również ma podtekst polityczny. „Europapa” jest bowiem peanem na cześć otwartości i zniesienia granic. W sobotę pojawiła się jednak informacja o dyskwalifikacji reprezentanta AVROTROS w odpowiedzi na jego niedopuszczalne zachowanie wobec jednej z osób zajmującej się produkcją show. Szczegóły wskazują na winę kamerzystki. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że tegoroczne działania Europejskiej Unii Nadawców są co najmniej kontrowersyjne.
Organizacja alergicznie reaguje na wszelkie przejawy wsparcia walki Palestyńczyków o wyzwolenie spod izraelskiej okupacji. Utwór reprezentujący KAN dotyczy październikowego ataku Hamasu na Izrael. EBU doprowadziła jednak do zmiany jego tekstu i tytułu – z „October Rain” na „Hurricane”. Piosenka nie jest jednak lubiana, publiczność dość ozięble traktowała jej wykonawczynię. Niejednokrotnie ją wybuczano – reprezentowanie reżimu ma swoją cenę.
Świat jest podzielony na obóz popierający działania Izraela i środowiska propalestyńskie. Oba narody mają rozsiane po globie diaspory i sprzymierzeńców. Emocje przed finałem Konkursu Piosenki Eurowizji podgrzała przyjęta w piątek rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Zarekomendowano w niej przyznanie Palestynie statusu stałego członka Organizacji (obecnie jest obserwatorem). Za rezolucją zagłosowały 143 państwa, przeciw było 9, a 25 wstrzymało się od głosu.
Tegoroczna edycja była wodą na młyn krytyków Konkursu. Organizatorzy nie podjęli tak odważnych decyzji jak po inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, a w ostatnich dniach wprost wspierali Izrael. W tym roku do doświadczeń wojennych odwołała się także delegacja serbska (RTS), opowiadając o lilii ramonda – symbolu oporu Serbów wobec państw centralnych podczas I wojny światowej.
Trudno również pominąć występ reprezentacji publicznego nadawcy z Ukrainy (SUSPILNE). Duet alyona alyona & Jerry Heil wykonał bowiem emocjonalną balladę „Teresa & Maria” o wartościach wyznawanych przez Matkę Teresę i Marię z Nazaretu. Zapożyczeń religijnych było więcej – Jerry miała na sobie naramiennik kojarzący się z ikonami archanioła Michała – przesłanie dotyczyło jednak walki Ukraińców z Federacją Rosyjską.
W Konkursie pojawiła się też problematyka społeczna. Reprezentacja australijskiego nadawcy SBS wykonała utwór odnoszący się do dziedzictwa kultury aborygeńskiej. Z kolei reprezentujący RTVE duet Nebulossa zaprezentował kontrowersyjny utwór „Zorra”. Stanowi on manifest silnej i pewnej siebie kobiety. Piosenka opowiada o pogodzeniu się z zaszufladkowaniem i nadaniu mu pozytywnego wydźwięku. Tytułowa „lisica” w języku hiszpańskim ma bowiem pejoratywne znaczenie („suka”).
Motywy graficzne Konkursu oparto na zorzy polarnej. W noc przed finałem zaobserwowano ją w prawie całej Europie. Naturalny spektakl ominął jednak wielu. Zamiast uprzedzania o historycznym zjawisku, Internet wykorzystujemy bowiem do rozpowszechniania tik-toków i breaking newsów o chwytliwych tytułach. Hołubiące tandetę społeczeństwo krytykuje Konkurs Piosenki Eurowizji za kicz i płytkość. Nie spadł on jednak z nieba – jest zwierciadłem naszej kultury.
Nadanie Konkursowi bardziej umiarkowanego charakteru nie jest łatwe. Widzowie często nie znają zgłoszonych piosenek. Po raz pierwszy słyszą je podczas widowiska. Sukces odniosą tylko te, których prezentacja zapadnie publice w pamięć. Współczesna popkultura nastawiona jest na rozgłos – ten najprościej zdobyć szokując odbiorców. W jaki sposób? Melodia i tekst nie wystarczą. Trzeba zadziwić strojem, choreografią, rekwizytami czy wzruszającą historią rodzinną.
Elementy te mogą oczywiście wzbogacić występ. Podobnie jest z rozsądną dozą kiczu – w końcu rozrywka nie musi być śmiertelnie poważna. Tegoroczną edycję Konkursu Piosenki Eurowizji miał wygrać chorwacki nadawca HRT. Jego reprezentant – Baby Lasagna – zaprezentował wielogatunkowy utwór „Rim Tim Tagi Dim”. Piosenka w luźny sposób opowiada o losie młodego mężczyzny opuszczającego rodzinne strony w poszukiwaniu lepszego życia.
Z utworem może się utożsamić wielu Chorwatów (i nie tylko). Połączenie tekstu, nowoczesnych brzmień, folkowych (istryjskich) rekwizytów i charyzmy wokalisty stworzyło mieszankę, która szturmem zwyciężyła chorwackie preselekcje Dora 2024. Kompozycja wygrała plebiscyt OGAE (stowarzyszenia fanów ESC) na potencjalnego tryumfatora Konkursu, co umocniło jej pozycję jako lidera notowań bukmacherskich. Delegacja HRT konsekwentnie utrzymywała swój wizerunek – w Malmö odwzorowano występ z preselekcji.
Na podstawie notowań i plebiscytów spekulowano, że w przyszłym roku Konkurs Piosenki Eurowizji zostanie zorganizowany w Zagreb Arenie. Stolica Chorwacji gościła Konkurs pod koniec istnienia Jugosławii (1990). Powrót widowiska na Bałkany mógłby doprowadzić do ponownego zaangażowania tamtejszych nadawców. W tym roku (poza chorwackim) udział wzięły jedynie delegacje ze Słowenii, Serbii, Albanii, Grecji i Mołdawii. Niestety, Konkurs wróci do Szwajcarii.
Każdy z nas dysponuje innym zasobem wiedzy (o świecie) i poziomem wrażliwości (muzycznej, estetycznej). Należy jednak pamiętać, że Konkurs Piosenki Eurowizji jest wytworem kultury – skutkiem prawie siedmiu dekad przemian politycznych i społecznych. Odzwierciedla rozwój technologiczny, rewolucje obyczajowe i nastroje społeczne. Widowisko można krytykować za jego plastikowy charakter, jest on jednak naturalną konsekwencją zastąpienia sztuki produktami jednorazowego użytku.
Maciej Adam Baczyński – doktorant II roku w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Łódzkiego, dyscyplina: nauki o polityce i administracji. Prezes Studencko-Doktoranckiego Koła Naukowego Pax Europaea. Interesuje się relacjami polityki z historią i kulturą, zwłaszcza w obszarze pamięci zbiorowej.