Jesień patriarchy [KOMENTARZ]

Parada wojskowa jest świętem siły i odwagi armii kraju, symbolem jedności narodu i rządu, wydarzeniem promieniującym energią i optymizmem narodu. Parada w czasie wojny to także dodatkowe umocnienie wiary w zwycięstwo. To wszystko nie wydarzyło się rankiem 9 maja na Placu Czerwonym w stolicy Rosji. Strach przed ukraińskimi dronami i hipotetycznymi atakami rakietowymi zmusił Władimira Putina do przeprowadzenia „ekonomicznej wersji” parady z minimalną liczbą sprzętu i personelu wojskowego.

Prof. Serhij Feduniak

Autor: prof. Serhij Feduniak

Każda taka akcja to nie tylko demonstracja siły militarnej, ale także wskaźnik politycznego wpływu państwa: zawsze ważne było nie tylko to, co jest pokazane, ale także ci, którzy na to patrzą. Czasy, kiedy rosyjskie parady oglądali najbardziej wpływowi światowi przywódcy, już dawno minęły. Co roku, od początku rosyjskiej agresji, parady w Moskwie coraz bardziej przypominają żałosną masę statystów werbowanych dosłownie na ulicy. I mówimy nie tylko o pseudoweteranach na trybunach, którzy ze względu na swój wiek nie powinni nawet pamiętać wojny, ale także o oficjalnych gościach. Tym razem kierownictwo rosyjskie z trudem przekonało do przyjazdu przywódców państw członkowskich WNP i OUBZ z Azji Środkowej oraz Białorusi i Armenii. Alaksandra Łukaszenkę chyba wyciągnięto ze szpitalnego łóżka, bo nie był na wszystkich oficjalnych imprezach i szybko wracał do domu. Zaproszeni goście nie tylko starali się zademonstrować obecność wpływu Rosji przynajmniej na poziomie regionalnym, ale jak żartowali komentatorzy, pełnili również rolę „żywej tarczy” dla rosyjskiego dyktatora.

W centrum tej akcji znajdował się niski, starszy, łysiejący mężczyzna o znudzonym wyrazie twarzy. Wydawało się, że z trudem dał się przekonać do przyjścia na paradę, ponieważ Kreml rozważał możliwość wystąpienia Putina w formacie online dzień wcześniej. Występ na żywo owszem, odbył się, ale w pełni wpisał się w przygnębiający obraz imprezy: zestaw standardowych, oklepanych i fałszywych tez nie promieniował wiarą w zwycięstwo.

Parada była kolejną oznaką końca ery Putina. Mimo jego ewentualnej „reelekcji” na prezydenta w przyszłym roku widać wyraźnie, że nikt już nie interesuje się „patriarchą”, nikt go też nie potrzebuje. Oprócz polegania na zasobach administracyjnych, lider w Rosji nadal potrzebuje charyzmy, aby przekazać swoją siłę i pewność siebie ludności i elitom, a Putin już tego nie ma i nigdy nie będzie miał. Wciągnął kraj w przedłużającą się wojnę, która dopiero zaczyna pogarszać sytuację Rosjan, a także nie zdołał ochronić kapitału wielkich rosyjskich firm za granicą przed sankcjami i konfiskatami, co jest niewybaczalne. Dodatkowo poparcie dla rządu zachwiało się pod wpływem oznak rozłamu w różnych grupach bloku władzy, na którym Putin się opiera. Coraz trudniej jest mu pozostać „ponad podziałami” i coraz bardziej angażuje się w rozgrywki różnych klanów politycznych i biznesowych. Koniec reżimu Putina stale się zbliża.

Prof. Serhij Feduniak – doktor habilitowany nauk politycznych, profesor na Wydziale Stosunków Międzynarodowych Czerniowieckiego Uniwersytetu Narodowego im. Jurija Fedkowycza w Czerniowcach (Ukraina), dyrektor ds. projektów strategicznych Centrum Narracji Politycznych Demokracji w Czerniowcach (Ukraina).

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed