Do ostatniego metra: ukraińska ofensywa na południu i co dalej? [KOMENTARZ]

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zapowiedział – już po raz kolejny – podjęcie przez ukraińską armię działań ofensywnych, które mają stać się przełomem w toczącej się od 24 lutego br. fazie konfliktu. Otwartym pozostaje pytanie o skalę i możliwą skuteczność tych działań.

Dr Dariusz Materniak

Autor: dr Dariusz Materniak

Wymiar polityczny: wszystko albo nic?

Pod względem politycznym sytuacja jest dla ukraińskich władz, w tym przede wszystkim samego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, skrajnie trudna: praktycznie nie istnieje możliwość zawarcia jakiegokolwiek kompromisu z Rosją. W 2014 i 2015 roku było inaczej: administracja Petra Poroszenki mogła wytłumaczyć społeczeństwu konieczność zawarcia porozumień mińskich trudną sytuacją na froncie, wynikającą z wielu lat zaniedbań i umyślnego niszczenia własnych sił zbrojnych przez prorosyjskich polityków. Obecnie takiej możliwości praktycznie nie ma: armia ukraińska odniosła liczne sukcesy w ciągu ostatnich pięciu miesięcy: była w stanie odeprzeć większość rosyjskich uderzeń, obronić Kijów, Czernihów i Charków, zmuszając siły rosyjskie do odwrotu; jest także w stanie skutecznie prowadzić walkę na Donbasie i na pozostałych odcinkach frontu. Skuteczne i przemyślane dowodzenie pozwoliło na uniknięcie porażek takich jak ta pod Iłowajskiem w 2014 roku.

Wraz z pierwszymi sukcesami wojskowymi pojawiło się oczekiwanie kolejnych, w tym tego zasadniczego: całkowitego wyzwolenia okupowanych terenów spod rosyjskiej władzy. To jednak może okazać się – i zapewne okaże się – dużo trudniejsze niż wyparcie Rosjan spod Kijowa. Powód jest dość prosty: kilkumiesięczna obecność na zajmowanych terenach umożliwiła stronie rosyjskiej przeprowadzenie prac przygotowawczych (w tym fortyfikacyjnych) na wypadek ukraińskiej kontrofensywy. Odbicie zajętych obszarów jest oczywiście możliwe, ale będzie dużym wyzwaniem dla Sił Zbrojnych Ukrainy – o czym mowa będzie niżej.

Omawiane okoliczności mogą być jednak bardzo trudne do zrozumienia dla przeciętnego obywatela Ukrainy, który na fali uniesienia sukcesami z wiosny tego roku, a także wobec kolejnych popełnianych przez Rosjan zbrodni na ludności cywilnej (Bucza, Irpień, Mariupol, Winnica i wiele innych) mnie będzie skłonny do zaakceptowania jakiegokolwiek kompromisu. Jakiekolwiek dążenie do zawarcia porozumienia czy nawet rozpoczęcia rozmów z Rosją może okazać się niezwykle trudnym do przeforsowania dla ukraińskich polityków; równolegle postawy prorosyjskie będą uznawane wprost za zdradę stanu. Dlatego właśnie z czasem coraz mniej prawdopodobnym scenariuszem jest podpisanie przez Ukrainę porozumienia prowadzącego do zamrożenia konfliktu na wzór porozumień mińskich z 2014 i 2015 roku. O ile nie dojdzie do jakiegoś poważnego załamania na froncie (a nic na to nie wskazuje), najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest utrzymywanie się „gorącej” linii frontu przez wiele miesięcy lub nawet lat, choć rzecz jasna z okresami (być może długotrwałymi) niskiej intensywności walk. Taki stan rzecz będzie wielkim wyzwaniem dla Ukrainy – przede wszystkim dla jej gospodarki, która już poniosła ciężkie starty, a utrzymywanie się stanu wojny będzie nadal komplikować jej sytuację. W takim stanie rzeczy, przez cały czas trwania aktywnej fazy konfliktu i długo po nim Ukraina pozostaje uzależniona od pomocy międzynarodowej.

Wymiar wojskowy: konieczność zmiany filozofii

To, na co warto zwrócić uwagę jeśli mowa o zapowiedziach deokupacji południowej części kraju to sposób, w jaki jest dowodzona ukraińska armia począwszy od samego początku rosyjskiej inwazji, tj. od 24 lutego br. To, co od początku zwraca uwagę to dowodzenie w sposób bardzo ostrożny, wręcz asekuracyjny, unikanie sytuacji, w których mogłoby dojść do sytuacji poniesienia dużych strat osobowych i sprzętowych przez SZ Ukrainy. M.in. tym można tłumaczyć decyzję o wyjściu z Lisiczańska bez dłuższej obrony tego miasta: ryzyko otoczenia dużych sił ukraińskich w tym mieście i jego okolicach było na tyle duże, że zdecydowano o odwrocie po stosunkowo krótkiej obronie, inaczej, niż wcześniej w przypadku Siewierodoniecka, gdzie nie było przez dłuższy czas ryzyka takiej sytuacji.

Takie podejście nietrudno zrozumieć, jeśli wziąć pod uwagę, że ukraińskie dowództwo wojskowe ma świadomość, że walczy ze specyficznym przeciwnikiem: takim, który być może niespecjalnie (to już swego rodzaju niechlubna tradycja) liczy się ze stratami w ludziach i sprzęcie, ale który jednocześnie może sobie na takie podejście pozwolić, jako że ma o wiele większe rezerwy sprzętowe, ludzkie i inne. Innymi słowy: potencjał Rosji jest dużo większy niż Ukrainy i może ona pozwolić sobie (teoretycznie) na większe straty bez tak dramatycznych konsekwencji, jakie grożą Ukrainie. Strona ukraińska musi „oszczędzać” siły i środki – i to właśnie tłumaczy takie, a nie inne podejście ukraińskiego kierownictwa wojskowego i politycznego do działań zaczepnych w czasie ostatnich miesięcy. W zasadzie najwięcej działań kontrofensywnych miało miejsce pod Kijowem; ich skutkiem była klęska działań rosyjskich w tym regionie; podobnie rzecz ma się z Czernihowem i Charkowem. Faktycznie jednak działania te miały stosunkowo niewielką skalę a ich powodzenie i rosyjska rejterada były wypadkową wielu czynników, w tym ogólnej sytuacji na całym froncie. Ewentualne działania obliczone na wyzwolenie Chersonia czy okupowanych obszarów obwodów zaporoskiego, charkowskiego lub Donbasu będą wymagały innej, bardziej agresywnej filozofii działania.

To, czy Ukraina będzie sobie mogła pozwolić na takie działania w najbliższym czasie – tj. jeszcze w tym roku – będzie zależało od kilku czynników, przede wszystkim od tego jak szybko będą uzupełniane straty ludzkie (a to zależy od tempa mobilizacji i szkolenia rezerw: wiadomo, że pierwszy czynnik napotyka pewne problemy, a drugi wymaga po prostu czasu i to raczej liczonego w miesiącach niż tygodniach), a także jak szybko i w jakiej ilości będzie napływać sprzęt z krajów zachodnich: przede wszystkim nowoczesne systemy artyleryjskie takie jak wyrzutnie HIMARS i amunicja do nich o większym zasięgu i możliwościach (GMLRS-ER czy ATACMS).  Kilkanaście jednostek sprzętowych tego typu to oczywiście za mało, aby móc skutecznie wspierać kontrofensywę na dużą skalę – taką, która mogłaby doprowadzić do zasadniczych zmian terytorialnych na korzyść Ukrainy. Negatywnie na zdolności kontrofensywy na południu wpływa także stałe zagrożenie ze strony Białorusi: nie jest jasne, czy Mińsk nie zdecyduje się ostatecznie na włączenie się do konfliktu: a już sama groźba takiego (wciąż realnego) scenariusza wymusza na stronie ukraińskiej utrzymywanie sporych sił zabezpieczających kierunki potencjalnych uderzeń, co uniemożliwia ich użycie w walkach na południu czy wschodzie.

Aktualnie wiadomo, że SZ Ukrainy zbliżają się do Chersonia: osiągnęły praktycznie przedmieścia tego miasta i jak się daje to właśnie tutaj można spodziewać się zaawansowanych działań kontrofensywnych strony ukraińskiej. To oczywiście spekulacja, ale będą one prawdopodobnie obliczone na próbę odcięcia miasta od reszty terytorium pozostającego pod kontrolą Rosji (wskazują na to próby zniszczenia mostów na Dnieprze, łączących Chersoń z położoną na wschodnim brzegu rzeki częścią obwodu): tak, aby uniknąć uwikłania się SZ Ukrainy w ciężkie walki miejskie, które spowodowałyby poważne straty i wśród żołnierzy i ludności cywilnej. Strona ukraińska będzie raczej dążyć do sytuacji w której wobec groźby odcięcia siły rosyjskie samodzielnie wycofają się z miasta. Inny istotny cel w tym regionie, mający dodatkowo wpływ na sytuację w całym obwodzie to Nowa Kachowka: odzyskanie kontroli nad tamą i przeprawą przez Dniepr byłoby istotnym sukcesem strony ukraińskiej. Nie są wykluczone także lokalne kontrofensywy w obwodzie charkowskim i na Donbasie; ich powodzenie np. w okolicach Izjumu (gdzie miały już miejsce skuteczne ukraińskie kontrataki) wpłynęłoby pozytywnie na stabilność obrony Słowiańska i Kramatorska.

Końca nie widać

Aktualna sytuacja w wojnie pomiędzy Rosją a Ukrainą jest faktycznie bliska patowej. Ukraina nie jest w stanie szybko i skutecznie odzyskać kontroli nad całością okupowanych terenów: bez tego zaś  nie będzie w stanie zakończyć wojny, bo aktualnie tylko takie rozwiązanie jest do przyjęcia dla opinii publicznej i znacznej części klasy politycznej z prezydentem na czele. Kolejny raz powtórzył to Wołodymyr Zełenski zabierając głos z okazji obchodów święta ukraińskiej państwowości, ustanowionego w 2021 roku w dzień chrztu Rusi Kijowskiej: „nie zatrzymamy się, dopóki nie wyzwolimy ostatniego metra naszej ziemi”. Z kolei Rosja nie jest w stanie osiągnąć swoich celów strategicznych środkami wojskowymi: jej przewaga jest niedostateczna, a na wielu odcinkach coraz bardziej niwelowana m.in. problemami z logistyką i dostawami nowocześniejszego niż rosyjskie uzbrojenia. Owszem, Rosja posiada większy potencjał niż Ukraina; jednak Kijów nie walczy sam, lecz ma wsparcie większości krajów UE, USA i państw tak odległych jak Japonia czy Australia. Na tą chwilę najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest utrzymywanie się swoistego status quo: sytuacji, w której z mniejszą lub większą intensywnością toczyć się będą walki, ale bez szybkich rozstrzygnięć. Tego typu konflikt będzie wyniszczał obie strony i może trwać przez kolejne lata: w optymistycznym wariancie nawet 2 lub 3, aż poziom wyczerpania po obu stronach wymusi podjęcie rozmów pokojowych.

Dr Dariusz Materniak – ekspert ds. bezpieczeństwa, redaktor naczelny Polsko-Ukraińskiego Portalu PolUkr.net

Źródło: Portal Polsko-Ukraiński PolUkr.net

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.