Dr Mateusz Piątkowski: Zanim przemówią działa [KOMENTARZ]

Niezwykle ciężko pisać ten tekst w obliczu bezprecedensowego w skali Europy zagrożenia pokoju w XXI w. Chociaż, patrząc z perspektywy politycznej, jak mówił minister Józef Beck w maju 1939 roku w Sejmie, odrzucając niemieckie ultimatum w sprawie Gdańska, „nie ma pokoju za wszelką cenę”, to jednakże z perspektywy prawnika-internacjonalisty nie ma ważniejszej rzeczy w stosunkach międzynarodowych niż pokój. Zasadniczy wysiłek społeczności międzynarodowej poczyniony na przestrzeni ostatnich 100 lat polegał na transformacji ius ad bellum – czyli klasycznie rozumianego niczym nieskrępowanego prawa każdego suwerennego państwa do prowadzenia działań wojennych do ius contra bellum – czyli konglomeratu zasad i norm eliminujących wojnę jako narzędzia rozstrzygania sporów międzynarodowych.

Władimir Putin, Siergiej Szojgu (z lewej strony) i gen. Walerij Gerasimow / źródło: Kremlin.ru, CC BY 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=72716040

Autor: dr Mateusz Piątkowski

Moralność czy siła?

Wprawienie tej transformacji w ruch było zawsze związane z tragedią i cierpieniem. Momentem początkowym była wilsonowska idea „bezpieczeństwa zbiorowego”, ucieleśniona w Pakcie Ligi Narodów z 1919 roku, w której, jak określił Henry Kissinger „(…) siła miała ulec moralności, a potęga zbrojna – dyktatom opinii publicznej”. Kolejnymi etapem okresu przedwojennego był Pakt Brianda-Kellogga z 1928 roku, potępiający wojnę w stosunkach międzynarodowych, ale nieposiadający żadnych instrumentów przymusu. Kolejnej katastrofie wojny światowej miała zapobiec Organizacja Narodów Zjednoczonych, „poprawiona”, „rozbudowana” oraz „bardziej efektywna” wersja 2.0 Ligi Narodów, z Radą Bezpieczeństwa jako centralnym organem broniącym pokoju. Paradoksalnie, w ocenie twórców Karty Narodów Zjednoczonych, to „moralność” musiała być wzmocniona „siłą” opierającą się na realizmie geopolitycznym najsilniejszych graczy na arenie międzynarodowej, czyli stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, dysponujących prawem weta. Rdzeniem ONZ jest art. 2 (4) KNZ, stanowiący o zakazie użycia siły zbrojnej (bądź groźby jej użycia). Za rezolucją 3314 Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 1974 powtórzyć należy, że agresją jest użycie siły zbrojnej przeciwko innemu państwu w sposób sprzeczny z KNZ. Z uwagi na ich mnogość, trudno opisać wiele norm natury regionalnej i bilateralnej, które odwołują się do powyższej zasady. Oprócz norm międzypaństwowych, społeczność międzynarodowa stwierdziła, że prowadzenie wojen napastniczych wymaga również karania jednostek za nie odpowiedzialnych. Pierwszego jako winnego tej zbrodni międzynarodowej wskazano cesarza niemieckiego Wilhelma II Hohenzolerna, a idea ewoluowała poprzez kolejne trybunały: norymberski i tokijski, by od 2018 roku stać się także zbrodnią podlegającą jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze.

Czy w związku z powyższym, pierwsza regularna wojna lądowa w Europie od 1945 roku będzie klęską prawa międzynarodowego?

Czy pojawią się zarzuty o nieefektywność systemu zbiorowego bezpieczeństwa opartego na Karcie Narodów Zjednoczonych, roli Rady Bezpieczeństwa, słabości KBWE/OBWE, przekonaniu, że, jak opisywał to Tukidydes, „silni zrobią tyle ile mogą, a słabi cierpią ile muszą”?

Znany jest powszechny akademicki zwrot, że w stosunkach międzynarodowych nie ma instytucji „żandarma”. To, czy prawo międzynarodowe jest w jakimś stopniu przestrzegane zależy w pierwszej kolejności od samej społeczności międzynarodowej, a zwłaszcza opiera się na reakcji państwa dotkniętego naruszeniem (np. poprzez powołanie się na samoobronę z art. 51 KNZ), ale również w wielkim stopniu na reakcji pozostałych państw. Służy temu mechanizm przeciwśrodków (countermeasures), który w swej istocie opiera się na klasycznym odwecie, jednakże mający współcześnie charakter „wdrażający” państwo-naruszyciela do przestrzegania porządku międzynarodowego. To narzędzia retorsji, represaliów, które w istocie mogą być wykorzystywane przez każdego członka społeczności międzynarodowej. Należy oddzielić w tej mierze sankcje indywidualne od sankcji zorganizowanych podejmowanych w ramach organizacji międzynarodowych. Płaszczyzn reakcji na naruszenia prawa międzynarodowego jest wiele, począwszy od zerwania stosunków dyplomatycznych, zamknięcia przestrzeni powietrznej, zaprzestania kontaktów handlowych, wymiany gospodarczej, kulturalnej, transferu naukowo-technologicznego, a nawet uczestnictwa we wspólnych wydarzenia sportowych. Na końcu warto wspomnieć o instytucji zakazu uznawania sytuacji nielegalnych, czyli traktowaniu sytuacji zrodzonych „ze skazą” jako nieistniejących i niewywołujących skutków prawnych.    

Co istotne, agresją nie jest tylko klasyczna inwazja militarna, ale także m.in. udostępnienie swojego terytorium państwowego do wykonania agresji na inne państwo. Uwaga ta w obserwowanej sytuacji napięcia generowanego przez Rosja będzie odwoływała się bezpośrednio do zachowania Białorusi.

Koszt agresji

W takiej sytuacji powstaje pytanie o koszt agresji. Czy stanowi on w sytuacji Ukrainy tak duże obciążenie dla Federacji Rosyjskiej, aby zaniechać inwazji? Skala reakcji świata, zwłaszcza zachodniego, jest trudna do oszacowania, niemniej posiada on pewne mechanizmy, które mogą mieć wymiar gospodarczej „bomby atomowej” – zwłaszcza takimi możliwościami dysponują Stany Zjednoczone.

USA nie posiadają rozległych kontaktów gospodarczych z Rosją, mają jednak potężne narzędzie oddziaływania światowego w postaci rozbudowanego sytemu sankcyjnego, mogącego oddziaływać na wszelkie podmioty gospodarcze wykorzystujące walutę amerykańską oraz prowadzące, nawet pośrednio, działalność na terytorium Stanów Zjednoczonych. Nadzór nad mechanizmem sprawuje OFAC (Office of Foreign Assest Control), wykonując decyzje amerykańskiej egzekutywy. Amerykańskie przepisy są interpretowane w tym względzie niezwykle szeroko. Skutkiem braku przestrzegania sankcji amerykańskich przez firmy trzecie jest możliwość uznania ich działalności za wrogą względem USA, co zasadniczo prowadzi do „śmierci gospodarczej” takiego przedsiębiorstwa. W konsekwencji, jeżeli nawet państwa europejskie nie dokonają wprowadzenia sankcji w danym sektorze gospodarczym, to i tak przedsiębiorcy z Europy posiadający np. oddziały w USA muszą dostosować swoje transakcje do rygorów nauczonych przez OFAC.

Jaki będzie zakres tych sankcji zależy tylko i wyłącznie od decyzji Stanów Zjednoczonych. W najbardziej skrajnym „modelu irańskim” Stany Zjednoczone zabraniają wszystkim podmiotom gospodarczym (także tym, które tylko pośrednio posiadają łącznik ze Stanami Zjednoczonymi, a dokonywanie transakcji w USD jest już taką podstawą) eksportu, sprzedaży czy dostawy jakichkolwiek towarów, usług i technologii z lub do Iranu oraz udzielania jakiekolwiek finansowania podmiotom gospodarczym (w tym bankom) znajdującym się w tym państwie. Zastosowanie podobnego mechanizmu w przypadku Federacji Rosyjskiej mogłoby skutkować tym, że np. niemiecki producent samochodów posiadający swoje oddziały w Stanach Zjednoczonych i jednocześnie korzystający z rosyjskiego gazu jako składnika energetycznego do produkcji tych pojazdów w Niemczech stałby się sam podmiotem sankcjonowanym, względem którego doszłoby do nałożenia potencjalne niezwykle wysokich kar pieniężnych. Warto w tym względzie przedstawić przykład kary nałożonej na niemiecki Commerzbanku, który zezwolił na dokonywanie transakcji z naruszeniem systemu OFAC m.in. względem Iranu, na astronomiczną kwotę 1,5 mld USD.

Aktualnie wojska rosyjskie zgromadziły blisko 2/3 ogółu sił zbrojnych na kierunku ukraińskim. Państwo to jest zasadniczo okrążone, poza granicami z państwami UE i NATO. W istocie pomimo znaczącego potencjału armii ukraińskiej, Ukraina znajduje się w konieczności obrony rozległego terytorium. Położenie strategiczne Ukrainy w 2022 roku jest zbliżone do sytuacji Polski w 1939 roku. Doradzający polskiemu kierownictwu wojskowemu generał Maxime Weygand wskazał, że armia polska musi skoncentrować całość swej obrony w głębi kraju, w oparciu o linie Narwi, Bugu, Wisły i Sanu. Koncepcja to z przyczyn politycznych została odrzucona, gdyż oddawała bez walki połowę polskiego terytorium, w dodatku najbardziej uprzemysłowioną. Co ciekawe, Erich von Manstein, który w 1939 roku szturmował wraz z Wehrmachtem Polskę, potwierdził tezy Weyganda i wręcz stwierdził, że ważniejsze od utrzymania obszarów przemysłowych było zachowanie siły bojowej do dalszej walki. Podobne dylematy zapewne towarzyszą stronie ukraińskiej. Bronić się tylko na linii Dniepru? Skoncentrować się tylko na obronie Kijowa i oddać wschodnią część kraju bez walki? Bronić się w ośrodkach miejskich, by zniwelować tym samym rosyjską przewagę? To pytania, na które nie można odnaleźć żadnej odpowiedzi, dopóki zdarzenia objęte ich hipotezą naprawdę nastąpią.

Czy jednak NATO nie może w jakiś sposób wesprzeć już teraz Ukrainy poprzez odpowiednie rozlokowanie sił w rejonach ogołoconych wojsk z rosyjskich? Czy ewentualne manewry na Morzu Północnym, Morzu Barentsa, aktywność wojsk amerykańskich w ramach postulowanej od lat operacji REFORGER (Return of the Force to Germany – masowego przerzucenia wojsk USA do Niemiec), czy nawet patrole lotnictwa Sprzymierzonych w obszarze Arktyki mogłyby spowodować konieczność przerzucenia przynajmniej części rosyjskich sił z kierunku ukraińskiego i doprowadzić do deeskalacji napięcia? Jak na razie, Zachód jako podstawę swojego odstraszania przyjął ujawnianie wszystkich informacji wywiadowczych. Czas pokaże, czy „wojna wywiadowczo-informacyjna” była właściwym kierunkiem.  

Krytycznym ciosem dla obrony Ukrainy jest możliwość wykorzystania Białorusi jako terytorium, z którego wojska rosyjskie rozpoczną marsz na Kijów, mając przed sobą co prawda trudny i częściowo zdegradowany teren (obszary Czarnobyla), jednak w istocie odległość do stolicy Ukrainy jest niewielka. Fakt uczestnictwa Białorusi w ewentualnej inwazji Ukrainy oznacza, że w kontekście stosowania środków odwetowych sytuacje tego państwa należy rozpatrywać w podobnych kategoriach jak działań samej Federacji Rosyjskiej i objąć ten kraj szerokimi sankcjami, co politycznie pewno pogłębi proces anszlusu tego państwa przez Moskwę.    

Rada (nie)Bezpieczeństwa?

Oczywiście, Rosja inwazję Ukrainy przynajmniej kurtuazyjnym listem do Rady Bezpieczeństwa ONZ będzie musiała uzasadnić. Z pewnością będzie to ogólne wskazanie na doktrynę samoobrony (wyprzedzającej? prewencyjnej?) połączone ze swoistą „miksturą” interwencji humanitarnej oraz interwencji na rzecz własnych obywateli. Decydując się na agresję Rosja zapewne nie będzie już ukrywać, że konflikt na Donbasie ma charakter wewnętrzny, lecz wprost przyzna że występują w obronie praw, może nawet własnych obywateli, z tzw. ludowych republik: Ługańskiej i Donieckiej. W komunikacie z pewnością usłyszymy też o działaniach NATO jakie zostały podjęte w 1999 roku oraz o inwazji USA na Irak w 2003 roku. Potwierdzi to obawy prawników-internacjonalistów, że tworzenie pewnych precedensów w stosunkach międzynarodowych (zwłaszcza w odniesieniu do interwencji USA w Iraku 2003 roku) może mieć poważne skutki w przyszłości. „Wojna z terrorem” zdecydowanie „rozciągnęła interpretacyjnie” określenie tego w jakich warunkach można używać siły bądź nie, pomijając rolę m.in. Rady Bezpieczeństwa w ramach rozdziału VII KNZ. W powrocie do teorii stosunków symetrycznych, będzie to eksponowane przez Rosję.

Co z samą Radą Bezpieczeństwa ONZ? Wbrew pozorom, działania jednego ze stałych członków Rady Bezpieczeństwa oczywiście naruszające bezpieczeństwo międzynarodowe są stałą cechą tej instytucji od czasów wojny koreańskiej. Prawo weta jest polityczną cechą Karty Narodów Zjednoczonych, na którą wszyscy członkowie ONZ wyrazili zgodę przystępując do tej organizacji. Rada Bezpieczeństwa bez wątpienia zatrzymała widmo globalnej wojny nuklearnej, natomiast nie jest zbyt efektywna w kontekście konfliktów natury lokalnej. Jeżeli nie jest wykluczona eskalacja konfliktu z relacji Ukraina-Rosja do relacji NATO-Rosja, to Rada Bezpieczeństwa może być znowu jedynym forum jakiekolwiek współpracy międzynarodowej mogącym prowadzić do deeskalacji napięcia.

A co z prawem, gdy usłyszymy huk dział?

Międzynarodowe prawo humanitarne jest tą gałęzią prawa międzynarodowego, która szczególnie obowiązuje w warunkach konfliktu zbrojnego. Siły zbrojne obydwu stron przy dobrze celów i środków walki będą związane postanowieniami Protokołu dodatkowego I do Konwencji genewskich z 1977 roku. Pierwsza faza kampanii zapewne rozpocznie się od napadu powietrznego (tak rozpoczynała się od 1941 roku niemal każda konfrontacja zbrojna w historii wojskowości). Wydaje się, że wpływ Protokołu oraz zmiany technologiczne w kontekście lotniczym sprawiają, że dywanowe bombardowania ośrodków miejskich są przeszłością, a biorąc pod uwagę znaczenie szybkości operacji, pierwotne ostrze będzie skierowane na rozbicie ukraińskiej armii. Niestety, nawet w najbardziej precyzyjnej kampanii powietrznej zdarzają się straty wśród ludności cywilnej (jak np. podczas misji NATO przeciwko Libii w 2011 roku).

Przypuszczalnie rosyjskie ataki będą połączeniem tego co w doktrynie amerykańskiej nazywało się Effect-Bassed Operation (prowadzeniem walki zbrojnej przez pryzmat ostatecznego celu operacji) oraz koncepcji Shock and Ave (wykorzystanie miażdżącej przewagi strategicznej i technologicznej poprzez projekcje siły). Jak działa w praktyce powyższa strategia? W 1999 roku generał Michael C. Short zaproponował aby działania powietrzne NATO przeciwko Serbii w ramach operacji Allied Force rozpoczęły się od potężnego uderzenia pierwszej nocy konfliktu w cele wymierzone w Belgradzie, zwłaszcza mosty nad Sawą. Uderzenie miało „obudzić” mieszkańców serbskiej stolicy, a widoczny rano zakres zniszczeń skłonić ich do refleksji nad zasadnością polityki rządu, prowadzącego czystki etniczne w Kosowie. Czy podobny scenariusz może zaistnieć np. w Kijowie? Wiele z informacji wskazuje, że Rosjanie przewidują właśnie pokaz projekcji siły, wymierzony w pierwszej kolejności w wyniszczenie lotnictwa, systemów radarowych, lotnisk i obrony przeciwlotniczej. Zapewne pierwsze ataki powietrzne wywołają także odpowiednie efekty na gruncie międzynarodowego prawa lotniczego i należy spodziewać się depeszy NOTAM, która może zamknąć przestrzeń powietrzną nad Ukrainą w związku z prowadzonymi działaniami zbrojnymi. Następne cele to łączność i centra dowodzenia, a towarzyszyć temu będzie maksymalizacja energii wojskowej – pozostaje mieć jedynie nadzieję, że istniejące precyzyjne środki rażenia sprawią, że atakowane cele będą miały wymiały wymiar wojskowy, a straty wśród ludności cywilnej będą minimalne. Z pewnością nie będzie można tego powiedzieć, jeżeli z planowanej wojny błyskawicznej dojdzie do przewlekłych walk w obszarach miejskich.

Perspektywa polska

Jeżeli kryzys eskaluje, będzie to największe wyzwanie geopolityczne dla Polski w XXI w. Polska stanie się państwem frontowym NATO i UE, co spowoduje z pewnością odpowiednie rozmieszczenie sił NATO, już nie liczonych w kilku, ale kilkudziesięciu tysiącach żołnierzy. Uprawnione są jak najbardziej analogie względem sytuacji Niemiec w okresie Zimnej Wojny. Do tego nałoży się oczywisty problem humanitarny, którego skala może być trudna do wyobrażenia. Konflikt może wywołać tak prozaiczne problemy jak np. wpływ zakazu uznawania sytuacji nielegalnych na sytuację prawną osób, które mogą znajdować się terenach okupowanych przez Federację Rosyjską i posługiwać się dokumentami wydawanymi przez rosyjskie władze. Być może również w płaszczyźnie bezpieczeństwa narodowego pojawią się głosy o konieczności wypowiedzenia Traktatu NPT, skoro odwracając słowa Kissingera „moralność ustąpiła sile”.

Mateusz Piątkowski – dr nauk prawnych, adwokat (Okręgowa Rada Adwokacka w Łodzi), adiunkt w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Stypendysta Chicago–Kent College of Law. Specjalista prawa konfliktów zbrojnych.

Dr Mateusz Piątkowski / fot. archiwum prywatne MP
Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed