Od lat pozostaje w cieniu Wiednia, do którego w linii prostej jest ledwo 60 kilometrów. Młodsza siostra wspaniałej Pragi, do której tłumnie przyjeżdżają turyści z całego świata. Jedyna stolica na świecie, która graniczy bezpośrednio z dwoma państwami (tj. z Austrią i Węgrami). Prawie półmilionowa, mała metropolia, która dumnie rozpościera się na obydwu brzegach Dunaju. Kiedyś w obrębie monarchii Austro-Węgierskiej, znana od wieków jako Pressburg, miasto koronacyjne królów węgierskich, a po I wojnie światowej miejsce odrodzenia narodowego państwa słowackiego. Drugie najważniejsze miasto Czechosłowacji, a dziś szybko rozwijająca się młoda stolica, w której pełno uśmiechniętych, pełnych energii mieszkańców. Miasto, z którego ucieka komunistyczny marazm, a pojawia się nowoczesny sznyt rewitalizowanego miasta. To nie będzie wycieczka szlakiem kościołów, pałaców i zabytkowych placów, a droga przez miasto szukające nowej tożsamości.
Autor: Michał Denys
Nie przyjeżdżają tutaj tłumy turystów, oczekujących dopieszczonych starówek, wspaniałej architektury, wielu muzeów i blichtru jaki znamy w położonym tuż za miedzą Wiedniu. To miasto, które jeszcze kilka lat temu można było przyrównać do Warszawy połowy lat 90., w której dominowała socrealistyczna architektura, plastikowe, tandetne centra handlowe, malutkie nieodnowione stare miasto, gdzie mieszkali apatyczni ludzie, którzy co dopiero zachłysnęli się powiem wolności i kapitalizmu. Z czym kojarzy się Bratysława? To dla wielu, trudne pytanie, wciąż pozostaje bez odpowiedzi. I to przecież pomimo że stolica naszych południowych sąsiadów leży trochę ponad 250 kilometrów od naszej granicy. Ci bardziej dociekliwi kojarzą chociaż to słynne bratysławskie “UFO”, które góruje nad mostem łączącym dwie części miasta, a przedzielone jest korytem Dunaju. Słynna wieża widokowa (restauracja zarazem), która pamięta słusznie minione czasy, jest pewnego rodzaju symbolem miasta widocznym chociażby w drodze do Budapesztu. Wieża (pylon) nad mostem jest symbolem starego i tego co dopiero będzie. Miasta, które pamięta swoją trudną historię, zarówno tę habsburską, jak i komunistyczną. Bratysława dynamicznie się zmienia, budzi do życia i chce być zieloną perłą środkowej Europy. Jest intrygująca i zachęca, żeby zagubić się na ciasnych uliczkach starego miasta. Jednak o tym za chwilę, czas na trochę historii.
Bogata historia
Bratysława nigdy nie miała łatwo, położona peryferyjnie na południowo-zachodnim krańcu Słowacji. Przez chwilę rozważano nawet, czy nie znaleźć bardziej centralnie położonego miasta jako stolicy nowego kraju. Plany te szybko poszły w niepamięć, a bliskość takich miast jak Wiedeń czy Budapeszt stały się ważnym atutem słowackiej stolicy. Miasto swoimi korzeniami sięga czasów rzymskich, jednak my skupimy się na historii najnowszej, czyli XIX i XX wieku. Dzisiejsze miasto powstało z osady pod Zamkiem Bratysławskim. Nie można jednak zapomnieć że przez ponad trzy stulecia Pressburg był stolicą Królestwa Węgier (1526-1867). Co ważne, miejscem koronacji królów węgierskich. Spytacie dlaczego Pressburg, bądź z węgierskiego Pozsony, a także Preszburg? Tak właśnie przez stulecia nazywała się słowacka stolica, Bratysławą jest dopiero od ponad stu lat. I tak właśnie Austria i Węgry odcisnęły się najmocniej w historii i kulturze Bratysławy. Szczególnie dla Węgier, gdzie Bratysława zajmowała miejsce numer dwa, jeśli chodzi o znaczenie miasta w kraju, zaraz po Budzie i Peszcie (od XIX wieku Budapeszt).
W połowie XIX wieku miasto wieloetniczne, liczące około 50 tysięcy mieszkańców, co ciekawe zamieszkiwane głównie przez ludność niemiecką (ponad 70%), Słowacy stanowili zaledwie 18% mieszkańców miasta. Jednak to tutaj pod koniec XVIII wieku na wzgórzu zamkowym, powstało państwowe seminarium dla katolickich księży, gdzie kilkadziesiąt lat później doszło do kulturalnego odrodzenia narodu słowackiego. Najsłynniejszym studentem, a potem wykładowcą ewangelickiego liceum w Bratysławie jest Ludwik (Ľudovít) Štúr. Genialny historyk, językoznawca, polityk i publicysta przyczynił się do drugiej kodyfikacji słowackiego języka oraz wzrostu i utrwalenia słowackiej świadomości narodowej, wydawał także w Bratysławie pierwszą gazetę w języku słowackim. Druga połowa XIX wieku to czas świetności Austro-Węgier, a także Bratysławy, gdzie nastąpił jej szybki rozwój, szczególnie przemysłowy. Mimo szybkiego rozwoju miasta, Słowacy zajmowali w nim drugorzędną rolę. Silna madziaryzacja Bratysławy, a także brak dostępu do ważnych stanowisk w administracji miejskiej nie pozwalały Słowakom na myślenie o budowie własnego państwa ze stolicą w tym właśnie mieście.
Koniec I wojny światowej to koniec pozostałości po Monarchii Habsburskiej, rozpad Austro-Węgier i wreszcie powstanie niepodległej Czechosłowacji. I to właśnie 31 grudnia 1918 roku, kiedy czeskie legiony zajęły miasto, zmieniono nazwę na Bratysławę, a Słowacy zaczęli tłumnie emigrować do stolicy swojej części kraju. Węgrzy i Niemcy nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw, licząc, że Bratysława stanie się czymś na wzór Wolnego Miasta Gdańska i zachowa wieloetniczny charakter. Tak się nie stało i już w latach 30. XX wieku Bratysława stała się tak naprawdę słowacka. Liczyła ponad 130 tysięcy mieszkańców z udziałem Słowaków i Czechów wynoszącym ponad 50% populacji miasta. W tym czasie powstały najważniejsze instytucje, które znamy do dziś jak Słowacki Teatr Narodowy czy Uniwersytet Komeńskiego w Bratysławie. Tworzono nowe oblicze miasta w stylu modernistycznym, zbudowano port rzeczny, a nowoczesnych mieszkań powstało tu więcej niż w siostrzanej Pradze.
W latach 1939-1945 Bratysława była stolicą marionetkowego państwa słowackiego, rządzonego przez katolickiego księdza Józefa Tiso, który został bliskim sojusznikiem Adolfa Hitlera. Jest to okres dość wstydliwy dla narodu słowackiego, co więcej nie wpłynął pozytywnie na rozwój stolicy, także warto o nim wspomnieć z kronikarskiego obowiązku.
Większe znaczenie ma okres rządów komunistycznych, który znacznie przekształcił zabytkową tkankę miejską w socrealistyczny model robotniczy. Na prawym brzegu Dunaju postanowiono zbudować jedno z największych osiedli robotniczych w Europie tzw. blokowisk, gdzie swoje miejsce miało znaleźć ponad 100 tysięcy mieszkańców stolicy. W tym czasie brakowało szybkiego połączenia z Petržalki do centrum i starego miasta, dlatego władze komunistyczne postanowiły zbudować nowy most, który do dziś nosi nazwę Słowackiego Powstania Narodowego. Niestety pod jego budowę zniszczono dużą część starego miasta, dzielnicy żydowskiej i podzamcza oraz tym samym utracono sporą część dziedzictwa historycznego Bratysławy. Na mapie tej tragicznej destrukcji można znaleźć jeden pozytyw, jakim była decyzja o odbudowie spalonego w 1811 roku Bratysławskiego Zamku, który miał dać Słowakom poczucie dumy i tożsamości. Zadanie zakończyło się sukcesem, a Bratysławski Zamek po dziś dzień jest najważniejszym zabytkiem stolicy i symbolem miasta, tuż po “latającym spodku” znad mostu SNP.
W 1993 roku Czechosłowacja zakończyła swoje istnienie, powstały dwa oddzielne podmioty polityczne. tj. Czechy i Słowacja, a Bratysława została stolicą niepodległej Słowacji. I tu historia pozornie się kończy, jednak dla nas tak naprawdę dopiero się zaczyna.
Bratysławska tożsamość
Początek lat 90. to okres pełen chaosu, starć politycznych, rozliczeń z przeszłością i szukanie wizji dla nowej-starej stolicy. Sama Bratysława nie była już miastem wieloetnicznym, ale region kraj bratysławski był pełen mniejszości węgierskiej. Potrzebne było rozwiązanie tej kwestii i zapewnienie “jakiegoś” statusu dla węgierskojęzycznych mieszkańców kraju. Lata madziaryzacji spowodowały niechęć do sąsiadów zza miedzy, a spory jeśli chodzi o ten aspekt trwają do dzisiaj. Przecież z centrum stolicy do granicy węgierskiej jest mniej niż 20 kilometrów, więc siłą rzeczy warto żyć dobrze z sąsiadami, którzy są tak blisko. W drugiej połowie lat 90. samorząd miasta był zapatrzony w leżący 60 kilometrów dalej austriacki Wiedeń. Stolica Austrii do dziś pozostaje miastem idealnym, wzorem do naśladowania dla administracji stolicy Słowacji. Każdy kandydat na primatora (prezydenta) stolicy twierdził w kampaniach wyborczych, że “zbuduje tutaj nowy Wiedeń”, “tak, już za chwilę będzie u nas jak w Wiedniu”. I każda, kolejna administracja słowa nie dotrzymała. Wiedeń jest jeden, Bratysława też jedna i każde z miast ma swoją tożsamość. Z drugiej strony, chciano zwiększyć ruch turystyczny w Bratysławie, nie chciano by miasto było tylko celem pośrednim w drodze do Wiednia. Taką dodatkową destynacją po tym jak turyści opuszczą Operę Wiedeńską i wpadną na kawę w drodze powrotnej do domu. To również się nie udało i raczej już się nie uda.
Na przełomie XX i XXI wieku rozpoczął się ogromny projekt rewitalizacji starego miasta, na rynku pojawiły się takie osobliwe atrakcje turystyczne jak “Čumil” mini pomnik/rzeźba przedstawia kanalarza wychylającego się z otwartego włazu kanalizacyjnego i obserwującego przechodniów z poziomu ulicy. Autor stwierdził że jego projekt nie przedstawia nic związanego z historią miasta, a tylko zabawną postać mającą ożywić staromiejski rynek. To dobry duch miasta i kierunek w którym stolica ma podążać. Pierwszy krok w poszukiwaniu nowej tożsamości, w mieście w którym nie ma tyle zabytków co w Pradze i Wiedniu trzeba było szukać czegoś innego.
Wejście Słowacji do Unii Europejskiej w 2004 roku to krok. który miał odmienić stolicę, środki z budżetu wspólnoty miały przyspieszyć jej rozwój i odnowę. Przygotowywano się do odnowy fasady zamku bratysławskiego (od kilku lat biała, wcześniej szarobrązowa), która dzisiaj wygląda przepięknie i przyciąga turystów oraz mieszkańców na wzgórze tuż nad brzegiem Dunaju. To stąd widać cudowny Dunaj, ogromne osiedle Petržalke, Most Słowackiego Powstania Narodowego, a także zielona pola, które należą już do Austrii. Widać też co innego, a mianowicie to, że Bratysława to samotna wyspa, która jest daleko od problemów zwykłej Słowacji. Jak wspomniałem wcześniej, peryferyjne położenie powoduje, że pozostała część kraju nie czuje silnego związku ze swoją stolicą. Słowacja to mały kraj, jednak silnie górzysty. Miasta i miasteczka leżą w dolinach i tam istnieją wspólnoty mieszkańców i ich życie. Bratysława jest zawsze daleko, jeszcze dalej od mniej rozwiniętego wschodu kraju z największym, drugim co do wielkości miastem – Koszycami. Bratysławianie często pogardliwie patrzą na ten region, gdzie zarobki i infrastruktura to zupełnie inny świat. Jest to o tyle ciekawe, że spora część z nich przyjechała właśnie z tych stron, mieszkańców, którzy mogą pochwalić się kilkoma pokoleniami wstecz, związanymi z miastem jest zaledwie kilka procent, reszta to Niemcy i Węgrzy, których w mieście już nie ma. Kilka lat temu, status “samotnej wyspy” potwierdził były premier Robert Fico, który powiedział że “na wschodzie Słowacji nic nie ma”. Politycy na Słowacji lubią dolewać oliwy do ognia i dzielić kraj na bogaty zachód, z bardzo bogatą Bratysławą i zacofany wschód, który “zaczyna się na przedmieściach Bratysławy”. Problem braku obecności Bratysławy w głowach mieszkańców reszty kraju istnieje od lat, budowa nowych i szybkich połączeń drogowych nie rozwiąże wszystkiego jak za pociągnięciem magicznej różdżki, przecież cały kraj nie przeprowadzi się nad Dunaj.
Jedno miasto, trzy państwa
Peryferyjne położenie może być też atutem, tym bardziej, że Bratysława graniczy z dwoma państwami – Austrią i Węgrami i to już w granicach administracyjnych miasta. Co więcej, aktywni turyści mogą pokonać trasę Bratysława-Wiedeń na rowerze, wzdłuż brzegu Dunaju. Trasa północna i południowa różnią się stopniem trudności, jednak obie są do pokonania przez średnio wysportowanego turystę. Odległość to około 65 kilometrów, a trasa prowadzi przez łąki, pastwiska, małe miasteczka. Mijamy rozlewiska, jadąc po szutrowej, a czasem asfaltowej trasie. Po około 5-6 godzinach jesteśmy już w Wiedniu. Trasy są bardzo malownicze, a także bezpieczne, dlatego są idealnym rozwiązaniem, jeśli chodzi o aktywną turystykę dla rodzin. Szlaki rowerowe w kierunku węgierskim nie są tak popularne i rozbudowane, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by i tam się wybrać na rowerze. Hasło “jedno miasto-trzy państwa” pojawia się coraz częściej wśród lokalnych polityków, którzy widzą w tym szansę na przyciągnięcie turystów, ale też inwestorów. Dunaj jako łącznik między państwami, na którym nadal kwitnie transport rzeczny zarówno ten pasażerski jak i typowo przemysłowo-usługowy, to walor który trzeba wykorzystać. Powinien łączyć, a nie dzielić. I w kierunku austriackim wygląda to dobrze, bo Bratysławianie lubią wyskoczyć na zakupy i kawę do Wiednia. Gorzej, jeśli chodzi o kierunek węgierski, gdyż rzeka ma tam znaczenie typowo graniczne, jednak chyba nie tylko w tym tkwi problem.
Miasto rowerów
Rower to także dobry pomysł na podróżowanie po samym mieście. Bratysława jest tylko trochę większa od Krakowa, z dużo mniejszą liczbą mieszkańców około 500 tys. osób. Coraz więcej dróg i ścieżek rowerowych, a czasem i pasów rowerowych na jezdniach zachęcają, aby zwiedzać stolicę Słowacji na dwóch kółkach. Słowaccy kierowcy wydają się także mniej “dynamiczni” w stosunku do naszych rodaków, także możemy poczuć się bezpieczniej. W mieście istnieje także system rowerów miejskich, który jest dość popularny wśród turystów i mieszkańców, a ilość stacji jest na tyle duża, że aż szkoda nie spróbować. Naddunajskie bulwary aż się proszą by pokonać je na rowerach, tym bardziej że są regularnie odnawiane i stają się miejscem numer jeden, jeśli chodzi o wiosenno-letni wypoczynek w mieście.
Widać, że miasto stawia na aktywny wypoczynek, czemu sprzyja pagórkowaty teren, na którym położona jest stolica. Pasmo górskie Małych Karpat zaczyna się już w mieście i razem z majestatycznym Dunajem pokazuje przyrodnicze walory miasta. Cyklistów w Bratysławie jest wielu, nawet zwykli mieszkańcy wybierają często rower zamiast samochodu, dlatego korki w mieście nie są tak widoczne jak w Warszawie. Od kilku lat sami mieszkańcy a także turyści określają Bratysławę “nieoficjalną rowerową stolicą środkowej Europy”.
Zamek Devín
Przy pomocy “dwóch kółek”, ale także przy naprawdę szybkiej komunikacji miejskiej można dostać się na drugi słynny zamek (a tak naprawdę dobrze zachowane ruiny), położony na przedmieściach miasta w dzielnicy Devin. Ruiny średniowiecznego zamku umiejscowione są na potężnej skale, widocznej już kilka kilometrów wcześniej. Przy samym zamku znajduje się ujście rzeki Morawy do Dunaju. W starożytności znajdował się tutaj rzymski posterunek graniczny, później w rękach władców państwa wielkomorawskiego, a najdłużej w rękach rodziny Palffy. Wysadzony w powietrze przez wojska napoleońskie w 1809 roku. Był miejscem wyprawy “szturowców” przeprowadzonej 24 kwietnia 1836 roku pod przewodnictwem Ľudovíta Štúra. Wyprawa ta zapoczątkowała ruch “szturowców”, mający kluczowe znaczenie dla wykształcenia się odrębnego narodu słowackiego. W latach 1939-1945 wcielony do Trzeciej Rzeszy. W czasach komunizmu ruiny udostępniono mieszkańcom i turystom, jednak w latach 80. XX wieku czasowo zostały zamknięte. Co ciekawe, zamknięte ze względów politycznych, gdyż po drugiej stronie skały znajduje się granica austriacka. Komuniści bali się, że zdesperowani mieszkańcy, chcąc szukać szczęścia w wolnym świecie wykorzystają ten fakt i uciekną za granicę. Istnieją opowieści o kilku udanych ucieczkach lotnią, nie są one jednak potwierdzone.
Dzisiaj ruiny zamku pełnią rolę weekendowego miejsca spotkań mieszkańców, wokół znajdują się tereny leśne, ścieżki rowerowe, rzeki Dunaj i Morawa, a latem odbywają się grille i zawody sportowe. Jest to obiekt numer jeden, jeśli chodzi o atrakcje turystyczne położone na obrzeżach miasta. Ze wzgórza zamkowego roztacza się przepiękna panorama Dunaju i terenów położonych już po stronie austriackiej. Nieopodal ruin zamku znajdują się małe urocze wsie i miejscowości, w których co ciekawe można kupić wspaniałe wino, produkowane w małych rodzinnych winnicach. Bratysławskie, pełne słońca wzgórza to idealne miejsca na produkcję domowych win i nalewek.
Kompaktowe, zielone miasto
Bratysława nie jest ogromną metropolią jak Warszawa, Berlin czy sąsiedni Wiedeń. To średniej wielkości miasto, które ma wiele do zaoferowania. Po pierwsze, poczujemy się w niej swojsko, nie przytłoczy wielkością, chaosem ruchu ulicznego, tłumami turystów. Momentami wydaje się melancholijna, nie uświadczymy tu dziesiątek klubów, w których imprezy trwają do białego rana. Więcej jest piwiarni, małych i tych większych piwnic, gdzie po pracy mieszkańcy idą na piwo, czy po prostu porozmawiać z przyjaciółmi. Zlatý Bažant to duma słowackiego browarnictwa, spotykany właściwie w każdym lokalu w mieście. Popularność złocistego napoju jest tak duża, że latem policja przymyka oka na młodzież bawiącą się na odnowionych bulwarach, kultura zabawy wydaje się jednak na wyższym poziomie niż ta znana z warszawskich “schodków” nad Wisłą.
Bulwary zostały odnowione przy współpracy miasta z prywatnym inwestorem, który stworzył ciekawy projekt “Eurovea”. To centrum biznesowe, handlowe i mieszkaniowe w centrum Bratysławy. Znajduje się w pobliżu mostu Apollo i budynku Tower 115. Eurovea łączy brzeg Dunaju z centrum miasta i oferuje wiele nowych sklepów i obiektów spędzania wolnego czasu. Projekt obejmuje także biura, apartamenty i hotel. Prawie dwie trzecie obszaru Eurovea są objęte zielenią i miejscami publicznymi. Zostało ono zbudowane przez inwestora i po zakończeniu budowy zostało przekazane w posiadanie miasta. Centrum zostało otwarte od 26 marca 2010 roku. Projekt dużo ciekawszy niż kolejna, zwykła galeria handlowa i przykład ciekawej kooperacji miasta z sektorem prywatnym. W Polsce niestety rzadko spotykane.
Bratysława jest świetnym wyborem dla lubiących spędzać czas aktywnie. W dzielnicy Koliba znajdziemy najwyższy szczyt w mieście, Kamzík, o wysokości 439 m n.p.m. Tuż pod szczytem stoi wieża telewizyjna z lat 70., która zastąpiła starszą z 1956 roku. W wieży znajduje się kawiarnia i restauracja z panoramicznym widokiem na całą okolicę Bratysławy, przy dobrej pogodzie widać nawet Alpy. Kamzík jest znanym ośrodkiem ruchu turystycznego, w pobliżu znajduje się hotel, tor bobslejowy, wyciąg narciarski. Na Kamzík prowadzi od roku 1972 wyciąg krzesełkowy Železná studienka – Koliba. W Bratysławie odbywają się maratony biegowe o zasięgu krajowym i międzynarodowym, Rzeki Dunaj i Morawa to mekka wioślarzy, popularna jest też siatkówka, również w wydaniu plażowym. Jednak bezapelacyjnie, podobnie jak w bratnich Czechach to hokej dominuje w głowach mieszkańców, a Slovan Bratislava – (wielokrotny mistrz kraju w hokeju) znaczy często więcej niż jego piłkarski imiennik (chociaż też ważny). W Bratysławie znajdziemy wiele zadbanych i pełnych atrakcji parków i terenów zielonych. Sad Jana Kráľa jeden z najstarszych publicznych parków Europy Środkowej. Znajduje się w bratysławskiej dzielnicy Petržalka, pomiędzy Starym a Nowym Mostem, nad brzegiem Dunaju. Zajmuje powierzchnię 42 hektarów. Po 1945 współczesnym patronem parku jest Janko Kráľ, poeta romantyczny i słowacki działacz narodowy. To tutaj organizowane są koncerty, juwenalia, czy inne plenerowe wydarzenia w mieście. Sąsiedztwo rzeki, mostu SNP ze słynnym “latającym spodkiem” to centrum spotkań młodych ludzi.
Bo to właśnie młodzi ludzie to wizytówka stolicy, wydaje się że jest ich tutaj więcej niż w innych stolicach europejskich. Pewnie dlatego, że oprócz Koszyc na wschodzie Słowacji, w kraju brakuje dużych miast. Tylko Bratysława i Koszyce to miasta powyżej 100 tysięcy mieszkańców. Wiąże się z tym ograniczona ilość uczelni wyższych, których największa koncentracja jest oczywiście w Bratysławie. Przez to bratysławskie ulice są pełne młodych ludzi, którzy swoją dynamiką i pasją zmieniają miasto. Bratysława coraz rzadziej przypomina socrealistyczny relikt przeszłości, może z wyjątkiem słynnego dworca głównego, który jakimś cudem dalej nie jest wyremontowany i wygląda gorzej niż Dworzec Centralny w Warszawie w latach 90. W mieście pojawia się coraz więcej murali, a młodzi przedsiębiorcy otwierają kawiarnie i alternatywne lokale pełne sztuki, w których duch kreatywności wyczuwalny jest na każdym kroku. I to jest ten właściwy kierunek, ten wyczuwalny “na mieście” luz, uśmiechnięci ludzie, którzy lubią zagadywać. Tego nie było jeszcze kilka lat temu, ta dynamika wyczuwalna jest od jakiś 5-7 lat. Otwartość społeczeństwa również może się podobać i to poczucie bezpieczeństwa, bo obok słoweńskiej Lublany, to najbezpieczniejsza stolica w Europie. Nie ma tu zbyt wiele mniejszości narodowych, stolica jest hegemoniczna. Nie jest jednak zamknięta na innych. Wiedeń ma blichtr, klasę i wszystko uporządkowane, Praga pełna gwaru, z tysiącami turystów, z ogromnym starym miastem, pełnym zabytków. Bratysława jest młoda, staje się alternatywna, zielona i dynamiczna jak jej mieszkańcy.
W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że już od co najmniej kilku lat Bratysława stawia na biznes. Ta kwestia zaniedbywana przez lata, bo przecież centrale wielu zagranicznych firm znajdują się w Wiedniu. Jednak Wiedeń jest drogi, w mieście jest coraz trudniej budować, ponieważ brakuje gruntów pod wysoką zabudowę biurową. A przecież stolica Słowacji ma młodą, dobrze wykształconą kadrę specjalistów. I w przeciwieństwie do Polski nie wyjechała jeszcze do Niemiec, Wielkiej Brytanii i Irlandii. Zarobki podobne jak w Warszawie, jednak niższe niż w Wiedniu i to motywuje biznes i inwestorów, by przenieść się nad Dunaj. Bratysława ma też wiele post przemysłowych gruntów pod budowę kompleksów biznesowych, co jest arcyważne. Dlatego dzielnica Ružinov, a szczególnie osiedle Nivy, to centrum biznesu stolicy. W ciągu ostatnich kilku lat powstało tu kilkanaście wysokościowców, a także przebudowano główny dworzec autobusowy Mlynské Nivy, który robi wrażenie dla przyjezdnych z całej Europy. Widać więc że Bratysława dopiero zaczyna przygodę z wielkim biznesem i korporacyjnym stylem życia, jednak robi to w sposób zrównoważony i bardziej przyjazny pracownikom.
Największe osiedle w Europie
Pod koniec lat 60. władze samorządowe w związku ze zwiększającą się populacją miasta stołecznego postanowiły o budowie dużego osiedla z wielkiej płyty. Osiedle to miało pełnić rolę “sypialni” miasta, jednak jego skala zadziwiła nawet samych włodarzy stolicy. Na miejsce budowy wybrano dzielnicę Petržalka leżącą na prawym brzegu Dunaju, która miała charakter raczej wiejski, z zabudową domów jednorodzinnych. Lata 70. to dynamiczny okres budowy bloków z wielkiej płyty (w Bratysławie określane jako panelaki). Zbudowano ich na tyle dużo że w czasach swojej świetności teren dzielnicy zamieszkiwało ponad 120 tysięcy osób. Co czyni je jednym z największych osiedli mieszkaniowych w Europie, a także jednym z dwóch największych blokowisk Unii Europejskiej, obok dystryktu Lasnamäe w Tallinie. Włodarze miasta nie zapomnieli o systemie usług publicznych dla Petržalki, powstawały sklepy, szkoły, lecznice co z czasem doprowadziło do tego że dzielnica funkcjonowała jako samodzielny organizm miejski. W latach 80. politycy rozpoczęli pracę nad budową metra, które miało połączyć osiedle z centrum miasta. Do końca dekady zbudowano już kilka tuneli, jednak prace zawieszono ze względu na problemy finansowe i transformację systemową. Lata 90. to okres kiedy dzielnica stała się niebezpieczna, a mieszkańcy innych rejonów Bratysławy nie zapuszczali się tam po zmroku. Rozboje, narkomania i kradzieże stały się smutną łatką, jaka została zresztą słusznie przyklejona do tej części miasta. Władze starały się zmienić wizerunek osiedla, budując tam biurowce, czy małe strefy dla biznesu. Później pojawiły się duże galerie handlowe, dbano o tereny zielone, stawy i jeziorka. Jednak zła sława nie zachęcała nowych mieszkańców do przeprowadzki na osiedle.
Hipsterska Petržalka
Wszystko zmieniło się w drugiej dekadzie XXI wieku, kiedy dzielnica zaczęła zmieniać swój charakter. Przeprowadzali się tam młodzi ludzie wraz z rodzinami, dlatego, że mieszkania były dużo tańsze niż w centrum miasta. Na osiedlu pojawiło się sporo małych kawiarni, alternatywnych lokali w których co weekend odbywają się koncerty i imprezy. W tej części miasta jest też sporo terenów zielonych, dlatego zaczęto wykorzystywać je pod imprezy plenerowe i koncerty większych i mniejszych zespołów. Powstały ścieżki rowerowe łączące dzielnice z centrum, a także międzynarodowa trasa dla cyklistów łącząca Wiedeń z Bratysławą. Rozprawiono się z przestępczością pospolitą, zwiększono ilość patroli Policji a także zbudowano komisariat. Petržalka stała się centrum kultury alternatywnej, powstały restauracje zbudowane w dość oryginalnych kontenerach, mini galerie sztuki nowoczesnej, a z czasem fasady wysokich panelaków wykorzystano pod sztukę uliczną, w tym murale. Wielkoformatowe malarstwo ścienne staje się coraz ważniejszym symbolem dzielnicy, przyciągając artystów z całego świata.
W tym momencie w tej części miasta, żyje około 100 tysięcy mieszkańców. Coraz więcej mieszkań trafia pod wynajem krótkoterminowy, dla przyjeżdżających do Bratysławy turystów. Powstają nowe, nowoczesne osiedla a także wysokie biurowce. Coraz rzadziej widać pozostałości starego systemu i biedy jaka panowała na Petržalce. Tylko te ogromne panelaki przypominają o tym czym jest i czym jednak pozostanie osiedle, tylko kolory fasad budynków są jakieś takie bardziej pozytywne. Petržalka jest dobrym przykładem, jak wielki komunistyczny moloch można zmienić w coś interesującego i dobrego dla mieszkańców, a także już nie bojących się tam przyjechać turystów.
Ján Kuciak symbolem prawdy
Tą sprawą żyła cała Słowacja, cała Bratysława. Wtedy nawet Polska przypomniała sobie, że Słowacja nie kończy się na Tatrach, mimo że Jan pochodził z północy kraju. Wtedy pierwszy raz od Aksamitnej Rewolucji z 1989 roku, na ulice stolicy w geście protestu wyszły tysiące ludzi. 21 lutego 2018 słowacki dziennikarz śledczy portalu Aktuality.sk, został zamordowany wraz ze swoją narzeczoną Martiną Kušnirovą. Kiedy umierał miał 28 lat. Śmierć Kuciaka wywołała lawinę wydarzeń, do dymisji podał się minister kultury Marek Maďarič, a kilka dni później premier Robert Fico.
Jan był młodym dziennikarzem śledczym, który zajmował się kwestiami oszustw podatkowych. “Podpadł” bratysławskim biznesmenom, którzy zajmowali się przejmowaniem działek miejskich na cele deweloperskie. Szukał powiązań między najbogatszymi Słowakami, którzy prowadzili podejrzane interesy, a przyjaźnili się z ważnymi politykami rządzącej wtedy krajem partią SMER, premiera Roberta Fico. Dziennikarz próbował rozwikłać system powiązań między elitami kraju a włoską mafią z asystentką Fico na czele. Jednak z rozwikłaniem tych wszystkich spraw nie zdążył, zdążył jednak ujawnić na tyle dużo, by partia Socjalnej Demokracji straciła na znaczeniu, a jej rządy upadły. Jest pierwszym słowackim dziennikarzem, który po 1989 roku zapłacił najwyższą ceną za prawdę i dążenie do oczyszczenia słowackiej sceny politycznej ze skorumpowanych polityków. Większość z tych polityków swoje kariery rozpoczynało jeszcze w poprzednim ustroju. We wrześniu 2018 roku zatrzymano kilka osób podejrzanych w śledztwie o zabójstwo, a następnie postawiono zarzut zlecenia morderstwa biznesmenowi Marianowi Kočnerowi. W 2020 roku do zabójstwa przyznał się były żołnierz Miroslav Marcek, stwierdził że zlecenie zabójstwa otrzymał od swojego kuzyna Tomáša Szabó. Kočner odciął się od całej sprawy, stwierdził, że nie ma nic z tym wspólnego. We wrześniu tego samego roku doszło do skazania jednego ze zleceniodawców, jednak Marian Kočner został uniewinniony, ponieważ znaleziono tylko poszlaki, bez silnych, obciążających biznesmena dowodów. Jednak 15 czerwca 2021 roku Sąd Najwyższy Republiki Słowackiej uchylił wyroki uniewinniające Mariana Kočnera i Alenę Zsuzsovą i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez Specjalny sąd karny w Pezinoku.
Dla mieszkańców stolicy i całego kraju, zabójstwo młodego dziennikarza było szokiem. Nikt nie podejrzewał, że w pięciomilionowej Słowacji takie rzeczy są możliwe, a władza jest na tyle bezwzględna i skorumpowana by do tego dopuścić. Bratysława nie pozwoliła o tym zapomnieć, powstało wiele organizacji, które zajmują się dociekaniem prawdy. W samym mieście można znaleźć kilka murali upamiętniających dziennikarza, a także sporo mniejszych graffiti z jego wizerunkiem. Co roku, 21 lutego w dzień jego morderstwa, cała Bratysława spotyka się w jednym miejscu pamięci by oddać mu cześć. W 2022 roku rozpoczęto rozmowy na temat budowy pomnika ku pamięci dziennikarza i jego narzeczonej. Dla mieszkańców temat zabójstwa Jana jest nadal bardzo trudny i bolesny, pokazuje też jak wiele na Słowacji musi się jeszcze zmienić. Jan jest dalej w sercach szczególnie młodych ludzi, którzy chcą zmienić oblicze swojego państwa.
Świetlana przyszłość
Przed Bratysławą pojawia się szansa na wspaniałą przyszłość. To miasto młodych ludzi, stolica małego, ale dynamicznie rozwijającego się kraju. Mała metropolia, która przestała ścigać się z Pragą i Wiedniem o miano dominującej w regionie stolicy. Powoli odnajduje swoją tożsamość i wie czym chce zostać. Przyciąga innowacjami, co dopiero budującym się centrum biznesowym z wykształconą kadrą specjalistów. Dla turystów nie oferuje wielu zabytków, przyciąga alternatywnymi formami spędzania wolnego czasu. Otoczona wzgórzami zachęca do spacerów i bardziej wyczynowego trekkingu. Można objechać ją na rowerze, a przy okazji zajrzeć do Austrii i na Węgry, bo to przecież tak blisko. Dunaj to wizytówka miasta i miejsce spędzania wolnego czasu i ciepłych letnich wieczorów. To wreszcie ludzie, którzy może nie są nad wyraz ekspresyjni jak na niedalekich Bałkanach jednak wielce uprzejmi i pomocni, otwierający się na Europę i Świat. Koszty jej odwiedzenia nie zrujnują naszych portfeli, a samo miasto zadziwi naprawdę wielu. Granica austriacko-słowacko-węgierska to szlak wina, a tradycje winiarskie tego regionu sięgają czasów celtyckich. Nie są może tak dobrze znane jak te francuskie, włoskie czy hiszpańskie, ale warte sprawdzenia. Włodarze miasta próbują od lat przywrócić klimat Cesarstwa Austro–Węgierskiego w Bratysławie, a pozbyć się smutnej postsowieckiej przeszłości. Wszystko to jednak w słowackim wyważonym stylu, na sposób który tak słabo poznaliśmy mimo że żyjemy po sąsiedzku. Poznaliśmy Pragę, czas poznać Bratysławę i Słowaków, bo na to zasługują. To mała naddunajska perła, która dopiero pokaże co ma najlepszego do zaoferowania.
Michał Denys jest autorem i publicystą „Obserwatora Międzynarodowego”, absolwent Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego