Islandia: Kraina ognia, lodu i elfów [REPORTAŻ]

Najpóźniej zasiedlona część Europy, w którym wikingowie (norwescy) w X wieku stworzyli najstarszy parlament na świecie – Althing. Przez kilka stuleci niezależna, by  przejść pod władanie norweskie i duńskie. Podczas II wojny światowej zajęta przez wojska brytyjskie i amerykańskie, ogłosiła niezależność w 1944 i stała się domem nowoczesnego, ale dumnego narodu islandzkiego nadal wierzącego w istnienie elfów i trolli. Jaka właściwie jest dziś Islandia?

Flóki Vilgerdarson wszedł na wysokie wzniesienie i ujrzał, na północy za wzgórzami, fiord pełen dryfującego lodu. Nazwali, zatem to miejsce Islandią, Krainą Lodu i takie miano nosi od tamtej pory… [kronika z XI-XII w.]

Autorzy: Michał Denys (tekst) i Magdalena Zając (zdjęcia) z Islandii

Islandia to najmniej przekształcona przez człowieka część Europy, w której przez większość miesięcy w roku dzień trwa zaledwie kilka godzin. To kraj, w którym piwo zostało zalegalizowane w tym samym czasie, co upadał mur berliński. Tam właśnie pojechaliśmy, pokonując przez 2,5 tygodnia ponad 3000 km dróg, a w zasadzie jednej drogi rozciągającej się wokół wyspy. Zobaczyliśmy prawie wszystko, czym zachwyca Islandia od gorących źródeł przez lodowce, wulkany po fiordy, ale to nie będzie jedynie opowieść z przygody dwudziestolatków, jakich wiele. Będzie to też opowieść o narodzie i kraju europejskim, którego Europa nie zna i czasem nie chce zrozumieć.

Inna planeta

Na Islandię z Polski dostać się jest stosunkowo łatwo, tanimi liniami lotniczymi można dolecieć do Keflaviku z kilku miast Polski (Gdańska, Poznania czy Warszawy).. Dlaczego do Keflaviku, a nie prosto do stolicy – Reykjaviku? Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta. Islandczycy, co raczej niespotykane na świecie postanowili, że lotnisko międzynarodowe będzie w innym mieście, około 50 km od stolicy, w której zresztą też jest lotnisko. Jednak to nie Islandczycy je zbudowali, port lotniczy stworzyli amerykanie stacjonujący na wyspie od II wojny światowej, a po ich wycofaniu pragmatyczni wyspiarze zaczęli wykorzystywać je jako lotnisko międzynarodowe. Lotnisko w Reykjaviku wykorzystują do lotów krajowych, co zresztą jest bardzo popularne na Islandii, ale o tym fenomenie nieco później. Między miastami rząd wybudował zaś drogę szybkiego ruchu numer 1, która łączy oba miasta w mniej niż godzinę jazdy samochodem.

Widok z okna lecącego samolotu na chwilę przed lądowaniem jest istotnie nieziemski i to dosłownie, bo wyspa wygląda jak żywcem wycięta z filmów dokumentalnych o kosmosie. Znikoma ilość drzew i roślinności, ziemia, która co chwilę zmienia swój kolor, skały w ogromnej ilości niespotykane nigdzie indziej w Europie, mgła, która potęguje surowość tego kraju i przykrywa górskie pasma. Widok łagodzą łąki i rzeki, których pełno na Islandii. A także przenikliwy zimny wiatr i słońce, które co chwila znika za chmurami i to na samym początku września, gdzie w Polsce wciąż lato.

Hotel na czterech kołach

Chcąc przez dwa i pół tygodnia zobaczyć prawie wszystko i jednocześnie nie wydać ani złotówki, a tak naprawdę korony islandzkiej [obowiązująca waluta] na hotele, musieliśmy znaleźć środek transportu, który posłuży jednocześnie za miejsce noclegowe jak i uniwersalny sprzęt, który dotrze praktycznie wszędzie. Samochód terenowy 4×4 okazał się jedynym sensownym rozwiązaniem. Warto dokonać takiego wyboru także dlatego, że na Islandii jest niewiele dróg utwardzonych, a jedyną praktycznie w całości pokrytą asfaltem jest tzw. „jedynka”. To droga numer 1, która okrąża wyspę i łączy największe skupiska ludności w kraju, licząc łącznie ponad 1332 km, dla większości turystów także i dla nas była głównym szlakiem w czasie całej wyprawy.

Samochód najlepiej wynająć z dużym wyprzedzeniem, ponieważ w okresie letnim, czyli od czerwca do września liczba wynajmujących jest bardzo duża, w Internecie można znaleźć wiele firm oferujących różne pojazdy, w tym kilka z Polski. Do prowadzenia samochodu na Islandii wystarczy polskie prawo jazdy, a ruch z lewostronnego na prawostronny został zmieniony w latach 60-tych ubiegłego wieku. Stacje benzynowe są dość gęsto rozsiane po całej trasie numer 1, a co ciekawe stacje paliw marki „N1” posiadają możliwość płatności kartą przy dystrybutorze, bez potrzeby wchodzenia na stację, które w przeciwieństwie do naszego kraju nie są całodobowe.

Poszukiwacze zaginionego… piwa

Piękny, dla odmiany słoneczny dzień, a wy macie sporo wolnego czasu, chcecie odpocząć i napić się zimnego lagera, podziwiając bezkresny horyzont na wyspie. Kierujecie się do najbliższego sklepu spożywczego, okrążacie jak kolarz na torze kilkukrotnie alejki w środku, a tu wielkie rozczarowanie, piwa nie ma. I co gorsza dostawca nie spóźnił się z dowozem tego trunku do sklepu, ani kibice piłkarscy „wikingów” nie opróżnili lodówek z całego zapasu – po prostu na Islandii są specjalne sklepy, w których można kupić alkohol, a co więcej nie ma ich zbyt wiele. Wszystko zaczęło się w 1915 roku, kiedy na obszarze całego kraju wprowadzono prohibicję, następnie przepisy łagodzono i od 1935 można było kupić legalnie mocniejszy alkohol, choć co zadziwiające mocniejsze piwo można było legalnie nabyć dopiero po 1989 roku, a to przez obawę władz, że jego powszechna dostępność doprowadzi do deprawacji młodzieży.

Sklepy Vínbúdin są całkowicie kontrolowane przez państwo, znajdują się w większych miejscowościach, czyli od 500 osób w górę (tak, to nie żart), jednak otwarte są jedynie kilka godzin dziennie, a w weekendy zamknięte. Ceny alkoholu przyprawiają o lekki zawrót głowy, islandzka wódka – to wydatek około 120 zł, butelka przeciętnego czerwonego wina to około 50-60 zł, puszka piwa to koszt w granicach 12-15 zł. Islandczycy nie są mocno aktywnym narodem, lubią odpoczynek przed telewizorem najczęściej ze szklanką alkoholu w dłoni, często tłumaczą się depresją, jaką powoduje brak słońca i panująca ciemność przez większość dnia miesięcy jesienno-zimowych. Rząd od lat prowadzi duże kampanie społeczne mające chronić młodzież przed zgubnym działaniem uzależnień, akcje przynoszą dobre rezultaty, jednak dorośli nadal nie są najlepszym przykładem dla młodych.

Sklepy „Bonus” to stan umysłu

Jeśli chodzi o zakup jedzenia, to jest to jedno z największych wyzwań podczas pobytu na Islandii. Ceny w sklepach są horrendalnie wysokie i przerażają nawet tych o grubszych portfelach, wyobraźcie sobie tylko, że kupujecie 1 kg piersi z kurczaka, która kosztuje 70 zł, albo chleb, za który płacicie 15 zł. Macie ochotę na odrobię soku? Za litr zapłacicie około 8-9 zł, jedynie słodycze kosztują tyle co w Polsce i w przeciwieństwie do naszego kraju pakowane są w ogromne paczki, co odbija się na wyglądzie i zdrowiu przeciętnego Islandczyka. Amerykański styl życia, przetworzone produkty, i zamiłowanie do ogromnych ilości słodyczy, a szczególnie lodów, powoduję, że naród islandzki jest jednym z najbardziej otyłych w całej Europie. Niestety na Islandii bardzo trudno dostać nieprzetworzone jedzenie, ponieważ ze względu na pogodę panującą w kraju większość żywności jest importowana i pełna konserwantów. W małych miejscowościach są głównie małe rodzinne sklepiki, w „metropoliach” powyżej 500 osób pojawiają się markety, które różnią się zaopatrzeniem i cenami. Islandia to wyspa, dostarczenie asortymentu do sklepów wiele kosztuje, także nie spodziewajcie się dziesięciu rodzajów jogurtów. Nie ma nawet takiej potrzeby – islandzki „Skyr”, o którym więcej później, wszystko rekompensuje.

Oczywiście przez dość długi czas, jaki spędziliśmy nie obyło się bez wizyty w marketach i to właśnie tam najbardziej opłaca się wydać pieniądze. Największą siecią dyskontów jest „Bonus”, z dość dziwnie wyglądającą świnką w logo. Prawie w każdej większej miejscowości jest jeden, a w Reykjaviku kilka. Sama sieć marketów – Bonus stała się częścią islandzkiej popkultury i jak zauważyliśmy jest atrakcją dla znudzonych życiem mieszkańców. Poniżej zdjęcie przedstawiające książkę „Poezje z Bonusa”. Humor i dystans do siebie Islandczyków zaskakuje na każdym kroku.

Nasze „Golden Circle”

Słynne Islandzkie “Golden Circle” to najpopularniejsza turystyczna trasa, którą codziennie przemierzają turyści z każdego zakątka świata. Obszar ten znajduje się w południowej części kraju i ciągnie się przez około 300 km. Za jej początek uznawana jest stolica, czyli Reykjavik. A za największe atrakcje uznawane są: jeden z największych parków narodowych kraju – Þingvellir, który jest obszarem o ciekawej budowie geologicznej, jak i punktem o charakterze kulturowym i historycznym. Znajduje się w urokliwej dolinie, można zobaczyć tam stare osady Islandczyków, jak również naturalne zbiorniki wód geotermalnych.  Kolejny przystanek to wodospad – Gullfoss, który jest jednym z największych, a na pewno najbardziej spektakularnym wodospadem na wyspie. Składa się z dwóch kaskad, o wysokości 11 i 21 metrów. O wielkości tego wodospadu świadczą setki metrów sześciennych wody, które w jednej sekundzie przez niego przepływają.

Na nas największe wrażenie zrobiła jednak trzecia słynna atrakcja tej trasy, czyli Gejzer o nazwie – Geysir. Położony jest w przepięknej dolinie, Haukadalur, na jej terenie znajdują się także mniejsze gejzery i źródła geotermalne, a zapach siarki będzie wam zaś towarzyszył przez cały czas zwiedzania tego miejsca. Geysir jeszcze w latach 60. XX wieku był w stanie wyrzucać wodę na wysokość ponad 80 metrów. Jego młodszy „kolega”, Strokkur, który na ten moment jest największym czynnym gejzerem na Islandii, wybucha średnio co 5-10 minut i wyrzuca wodę na wysokość ok. 30 metrów. Wokół niego w niewielkiej odległości zawsze można spotkać pełno turystów, którzy z telefonami w dłoniach czekają na jego erupcję, naprawdę dość komiczny widok. Na trasie  „Golden Circle” znajduje się także najstarsze biskupstwo na Islandii wraz z pięknie zachowaną katedrą w miejscowości Skálholt. Na trasie znajduje się także największa elektrownia Geotermalna na Islandii – Hellisheiði.

„Jacuzzi” dla wszystkich

Tak to nie żart, przez całą podróż trwającą blisko trzy tygodnie tylko raz korzystaliśmy z prysznica! I to nie dlatego, że lubimy jak lepi nam się skóra i chcemy pachnieć jak beczka dorszy po kilku dniach w zatoce Faxa. Po prostu na Islandii w każdej wsi, w której mieszka chociaż jedna osoba, są dostępne publiczne baseny czy baseniki z wodą podgrzewaną geotermalnie. Za niektóre trzeba zapłacić symboliczne kilkanaście koron, jednak nie spotkamy żadnego Pana/ Pani, którzy sprzedają bilety, obok zbiornika najczęściej stoi puszka, do której wrzuca się pieniądze, co pewnie jest nie do pomyślenia u nas, a na Islandii na porządku dziennym. Wiąże się to z ogromnym wzajemnym zaufaniem do rodaków – Islandczycy zresztą rzadko, ale to bardzo rzadko zamykają domy i samochody.

Zaś co do wód geotermalnych, to trzeba pamiętać, że Islandia to tak naprawdę jeden wielki wulkan, którego energia podgrzewa wodę i daje możliwość korzystania z takich luksusów. Rachunki za ogrzewanie na Islandii są jednymi z najmniejszych na świecie, ponieważ matka natura chojnie obdarowała ten mały zakątek świata. Niektórych może odstraszyć zapach siarki, czyli klasyczne „zgniłe jajo”, jednak z czasem da się do tego przyzwyczaić. Dla mieszkańców codzienne kąpiele w gorących źródłach to swego rodzaju rytuał i jeden ze sposób na spędzanie wolnego czasu czy wypoczynek ze znajomymi. Najpiękniejszymi źródłami, a de facto „gorącą rzeką”, które nie zostały przekształcone przez człowieka są źródła Reykjadalur [dolina dymu], znajdujące się około 40 kilometrów na wschód od Reykjaviku. Trzykilometrowa dolina w gminie Ölfus to bajkowe miejsce, w którym warto wybrać się na trekking i przejść się malowniczymi zboczami gór pełnymi gorącej pary wodnej, a na koniec wykąpać się w gorącej rzece, czyli w czymś tak niespotykanym, że wygląda jak wykradzione z innej planety. Jako ciekawostkę powiem, że kilkanaście kilometrów dalej znajduje się bajkowy mini basen termalny, który ukryty jest wśród łąk i pasących się na nich owc. Domek, który pełni rolę przebieralni wygląda jak żywcem wycięty ze świata Tolkiena i przypomina Shire, które było zamieszkałe przez Hobbitów. Źródło nosi nazwę Hrunalaug i najłatwiej odnaleźć je przy użyciu nawigacji samochodowej, choć i tak musieliśmy zrobić kilkaset metrów, pieszo żeby je odnaleźć. Jest małe, urokliwe i pozbawione rzeszy turystów, warto przekonać się samemu.

Owiec więcej niż ludzi

Wyobraźmy sobie państwo o zbliżonej powierzchni do Bułgarii, w który mieszka prawie tyle samo osób co w Bydgoszczy. Niewiarygodne? A jednak to właśnie Islandia. Populacja kraju w 2016 roku wynosiła niecałe 340 tysięcy ludności, ze stolicą zamieszkałą przez ponad 50% wszystkich mieszkańców wyspy. Polityka migracyjna Islandii była na tyle restrykcyjna, że do początku XXI wieku osoby nieznające języka islandzkiego nie mogły liczyć na zatrudnienie. W nowym tysiącleciu po osiągnięciu przez Islandie wysokiego poziomu rozwoju zarówno gospodarczego i społecznego (jest to jeden z najbogatszych krajów Europy z PKP per capita blisko 60 tysięcy dolarów) wzrosło zapotrzebowanie na pracowników i zmusiło to rząd do zmiany polityki migracyjnej. By pracować na wyspie obecnie wystarczy komunikatywna znajomość języka angielskiego, co wystarcza by mieszkać, zarabiać i żyć na dość wysokim poziomie. Oczywiście najlepiej płatne zawody są zarezerwowane dla rodowitych Islandczyków czy obcokrajowców znających islandzki.

Co ciekawe Polacy stanowią największą mniejszość na wyspie, co daje około 3% procent wszystkich mieszkańców. Ich ilość szacuje się na około 12-15 tysięcy, z największym skupiskiem w stolicy – Reykjaviku. W 2008 roku doszło do kryzysu finansowego związanego z nieprawidłowościami w działalności banków islandzkich, co odbiło się na gospodarce kraju, mimo tego rząd islandzki dość szybko poradził sobie z problemami i kraj stał się jednym z liderów, jeśli chodzi o tępo rozwoju w Europie.

Podróżując po kraju, często przez wiele kilometrów nie spotkamy żadnego człowieka, szczególnie wjeżdżając w głąb wyspy. Drugie największe miasto, Akureyri, liczy około 18 tysięcy mieszkańców, więc łatwo sobie wyobrazić jak bardzo jest to wyludniony obszar kontynentu europejskiego. Dużo łatwiej spotkać jeden z najbardziej znanych symboli Islandii, czyli owcę. Są one dosłownie wszędzie, nawet w miejscach, gdzie nie ma ludzi można spotkać owce jedzące soczystą trawę na łąkach. Nam udało się znaleźć bardzo odważne osobniki, które potrafiły wspinać się po oceanicznych klifach czy na zboczach gór. Są to bardzo samodzielne zwierzęta i nie potrzebują specjalnej uwagi pasterzy, potrafią nawet szukać pokarmu pod śniegiem i lodem. Można je spotkać prawie wszędzie, a najwięcej na południu wyspy. Drugim najbardziej popularnym zwierzęciem, z wyjątkiem ptaków, jest koń islandzki. Mały koń wyhodowany na Islandii wielkości kuca, o łagodnym usposobieniu spełnia się w turystyce, rolnictwie i nauce jazdy dla dzieci. Jest ich ponad 50 tysięcy. Widać jak bardzo różne są proporcje między ilością ludzi i zwierząt w porównaniu do naszego kraju. Pokazuje to po raz kolejny jak niewiele przekształcony przez człowieka jest ten piękny zakątek kontynentu.

Miasta Islandii

Wcześniej wspomniałem o malutkiej populacji tego kraju, która sięga ledwo ponad 350 tysięcy osób. Powoduje to znikomą ilość miast i konieczność wydzielania ich z małych osad ludzkich. Najmniejsze oficjalnie wydzielone miasta liczą, co najmniej 200 mieszkańców, a ich łączna liczba szacowana jest na około 30. Największe skupisko miejskie i duża aglomeracja leży na południowym zachodzie wyspy, dając łącznie około 180 tysięcy ludności. Jej centrum to rzecz jasna stolica Reykjavik, który jest jedynym ponad stutysięcznym miastem. Aglomeracja jest świetnie skomunikowana drogami szybkiego ruchu, cała reszta połączona jest słynną droga numer 1. Stolicą północnej części wyspy jest Akureyri, które pomimo tego, że leży najbliżej koła podbiegunowego jest stosunkowo ciepłym miejscem, co daje możliwość pojawienia się bujniejszej roślinności i większej ilości drzew. Jest to malownicza miejscowość, w której znajduje się drugi uniwersytet w kraju. Znajdziemy tam też spore lotnisko i największy browar w kraju. Jest to centrum przemysłu rybnego i stoczniowego. W mieście można odwiedzić piękny ogród botaniczny, w którym dzięki specyficznemu mikroklimatowi znajdziemy florę z ciepłych regionów świata.

Stolicę państwa, czyli Reykjavik można przyrównać do naszej Bielska-Białej zarówno pod względem wielkości, ilości mieszkańców, jak i nawet częściowo zabudowy. Jest malownicze miasto leżące nad zatoką Faxa, które jest centrum turystycznym kraju. Znajdują się tam także urzędy centralne, jak i najstarszy parlament świata – Althing. Wizytówką stolicy jest jednak słynny kościół, Hallgrímskirkja, który powstał w XX wieku i był budowany ponad 30 lat.

Miasto przypomina holenderskie miasteczka, ponieważ ruch samochodowy jest ograniczony, ludzie korzystają z rowerów, a budynki są dość niskie i kolorowe. W Reykjaviku pełno jest sklepików z ręcznymi wyrobami mieszkańców, sprzedawane są swetry z owczej wełny, ciuchy outdoorowe czy rzeczy z drewna. Życie nocne w Reykjaviku jest dość bogate, na jednej z ulic znajduje się kilkanaście klubów, a puby są klimatyczne i różnorodne, podobnie jak kuchnia, która jest bardzo kosmopolityczna. Oczywiście można spróbować islandzkich specjałów takich jak: Hákarl, czyli kiszony, zgniły rekin (to propozycja tylko dla odważnych!), Svið – przepołowiona, gotowana barania głowa pozbawiona mózgu, Harðfiskur – suszona ryba, która najbardziej nam zasmakowała i można ją kupić nawet na stacji benzynowej. Najpopularniejszy wśród turystów jest Skyr, kremowy twaróg produkowany z odtłuszczonego zsiadłego mleka, dostępny jak serki homogenizowane w każdym sklepie.

Za narodowe danie Islandczyków jest uznawany zaś uwaga… hot-dog, który tutaj nazywa się Pyslur. Dostępny dosłownie wszędzie, na stacjach benzynowych, marketach w budkach na mieście. Podawany z ketchupem i musztardą lub islandzkim majonezem – remuladą. W islandzkich hot-dogach zakochał się były prezydent Bill Clinton, który próbował je w budce, w Starym Porcie w Reykjaviku. Miasto Reykjavik pełne jest także sztuki, szczególnie ulicznej, a co drugi dom pokryty jest artystycznym graffiti czy coraz popularniejszymi muralami. Jest to z pewnością najspokojniejsza i najbardziej ekologiczna stolica w Europie, pełna parków i zieleni jednak ma wszystko, co prawdziwa metropolia mieć powinna. W weekend warto odwiedzić największy pchli targ w stolicy, który także znajduje się w Porcie, można tam nabyć starocie czy pięknie zdobione ręczne wyroby jak również ekologiczną żywność. Z Reykjaviku można wybrać się także na rejs, podczas którego można zobaczyć wieloryby czy słynne islandzkie ptaki, które wyglądem przypominają pingwiny – Maskonury. Jest to z pewnością jedna z bardziej ekstremalnych wypraw i pod względem emocji ustępuje podglądaniu tych samych zwierząt podczas wycieczek samolotem, leci się wtedy naprawdę nisko.

Problem depresji i aplikacja randkowa

Mała ilość światła słonecznego w ciągu roku, ciemność, jaka panuje w miesiącach zimowych czy małe skupiska ludności powodują u Islandczyków, czasową albo stałą depresję. Wiele przypadków tej choroby kończy się niestety samobójstwami bądź alkoholizmem i dotyczy wszystkich grup wiekowych. Rząd, widząc problem, stara się włączyć do pomocy jak największą ilość psychologów, co daje doraźne rezultaty, jednak nie pomaga rozwiązać problemu całkowicie. Pewnym rozwiązaniem jest wyjazd zagraniczny do cieplejszych krajów na kilka tygodni w okresach zimowych. Na miejscu Islandczycy starają się walczyć z kłopotami natury psychicznej w inny sposób, inwestują w kulturę i sztukę: prawie każdy mieszkaniec wyspy od małego uczony jest grać na kilku instrumentach, a ci bardziej zdolni technicznie malują bądź tworzą rzeźby czy pamiątki dla turystów. Jest to obecnie jeden z najbardziej wszechstronnie utalentowanych narodów świata, a zespoły folkowe i rockowe z Islandii robią karierę w całej Europie. Silna wspólnota społeczna pozwala Islandczykom czuć się bezpiecznie, ludzie podchodzą z dużą empatią do siebie i mimo przynależności do krajów nordyckich są zdecydowanie mniej zdystansowani do obcych niż Duńczycy czy Norwegowie. Braki w nasłonecznieniu są rozwiązywane przez specjalne lampy naświetlające na sesje, z którymi Islandczycy chodzą całymi rodzinami w miesiącach zimowych.

Rzeczą, która jest totalnym zaskoczeniem a przy okazji skutecznym narzędziem w życiu towarzyskim jest aplikacja – Islendingabók. Nie jest to klasyczna aplikacja randkowa, ale również spis mieszkańców kraju. Islandczycy słyną z dość swobodnego podejścia do randkowania i spraw łóżkowych, dlatego z pomocą przychodzi aplikacja, która jest w stanie wam powiedzieć czy przypadkiem nie randkujecie właśnie ze swoją dalszą kuzynką. Dzięki temu można uniknąć krepujących sytuacji, a przy okazji ułatwia ona eliminowanie chorób genetycznych. Na Islandii badania w tym obszarze są bardzo rozwinięte i według naukowców, mimo że w kraju brakuje zróżnicowanego materiału genetycznego a prawie każdy jest czyjąś dalszą rodziną, to za kilka lat problem wad genetycznych u nowo narodzonych dzieci ma zniknąć.

Uwaga na elfy i trolle!

Folklor islandzki jest bardzo bogaty i mocno związany ze światem znanym nam z książek fantasy. Opowieści o wikingach czy odważnych żeglarzach to narodowa spuścizna tego kraju. Podobnie jest z tzw. „ukrytymi ludźmi” jest to termin na określenie elfów i innych istot nadprzyrodzonych. Istoty te zwykle zamieszkują wysokie góry, kurhany i skały wyglądają podobnie do zwykłych śmiertelników, ale są przebiegłe i mogą doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji, jeśli jakiś młodzieniec da się uwieść elfickiej urodzie. Obecnie folklor islandzki i wierzenia w wyżej opisane istoty stał się pewnego rodzaju islandzką popkulturą.

Co zaskakujące, według badań socjologicznych ponad połowa respondentów wierzy lub nie wyklucza istnienia tych istot, a co dla nas wręcz komiczne nawet władze potrafią zmienić bieg ulicy czy zatrzymać budowę domu by nie naruszyć „prywatności” i spokoju tych stworzeń. W mieście okręgu stołecznego – Hafnarfjörður – są organizowane dla turystów specjalne spacery śladami elfów i trolli i cieszą się dużą popularnością. Przemierzając drogi islandzkie wielokrotnie natrafialiśmy na miniaturowe kolorowe domki, które były stawiane przez ludzi dla tych ciekawych istot, jak również znaki, które mówiłyby zwolnić, bo może przechodzić tędy elfia rodzinka. Nie wiadomo czy poważnie można traktować tego typu opinie, jedno jest jednak pewne – to świetny chwyt marketingowy skierowany wobec setek turystów, a już na pewno tych japońskich, czyli wiernych fanów mangi i anime.

* * *

Dla mnie Islandia jest jednym z najpiękniejszych zakątków naszego kontynentu, a może i świata. Blisko trzy tygodnie na wyspie było pewnego rodzaju mistyczną podróżą do wnętrza nas samych w miejscu, które z wyjątkiem większych miast nie zmieniło się praktycznie wcale od setek lat. Ta surowa, pozbawiona w większości drzew wyspa z horyzontem po brzegi oceanu pozwala przeżywać podróż zupełnie inaczej niż gdziekolwiek indziej. Świadomość samotności a jednocześnie symbiozy z naturą jest nie do powtórzenia w żadnym innym państwie europejskim. Krajobrazy takie jak w górach – Landmannalaugar – są wprost nieziemskie. Wodospady i rzeki tak krystalicznie czyste jak gdyby nigdy nie miały kontaktu z człowiekiem i cywilizacją. Dym unoszący się z gorących źródeł czy wciąż aktywne wulkany dają do zrozumienia jak rozważnym trzeba być stąpając po zdradliwych drogach tego kraju. Fiordy na północy Islandii, z których klifów przy dobrej pogodzie zobaczysz brzegi Grenlandii a przy odrobinie szczęścia ławice wielorybów. To wszystko na terenie o wielkości nieco większej niż 1/3 Polski.

Zrozumienie tego małego narodu, poznanie jego historii łączy się ściśle z rytmem, jaki nadaje natura temu miejscu. Ciężko spotkać ludzi jak Islandczycy, którzy choć nowocześni, a wciąż są bliscy przyrodzie i naturze. Tak dumni i szczęśliwi ze swojej małej ojczyzny. Ilość flag i symboli narodowych przewyższa z pewnością populację kraju. Społeczeństwo cierpiące ze względu na trudne warunki naturalne, szczególnie permanentną ciemność w miesiącach zimowych a z drugiej strony bardzo otwarte i przyjazne wobec odwiedzających. Potrafiło o wiele szybciej poradzić sobie ze światowym kryzysem i wyprowadzić swoje państwo na drogę szybkiego rozwoju, tak nam nieznane i egzotyczne, a mimo wszystko wydające się bliskie.

To nie miała być zwykła relacja z podróży jak ich wiele, mam nadzieje, że dzięki temu łatwiej będzie pokochać ten piękny zakątek ziemi i zrozumieć mieszkających tam ludzi.

 

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed