Kamerun: zapowiedź secesji?

Początek 2017 roku przyniósł nową falę napięć społecznych w Kamerunie. Coraz wyraźniej nasilają się one wzdłuż linii rozdzielającej północno-wschodnią, frankofońską część państwa od niewielkiej anglojęzycznej prowincji na południowym-zachodzie. Przypadki palenia flag Republiki na ulicach miasta Bamenda wymownie wskazują na rosnące niezadowolenie anglojęzycznej mniejszości. Czy jest to zapowiedź nowego procesu państwotwórczego w Afryce, prowadzącego do niepodległości Kamerunu Południowego?

Protesty anglojęzycznej społeczności Kamerunu / fot. bbc.com
Protesty anglojęzycznej społeczności Kamerunu / fot. bbc.com

Autor: dr Marek Wasiński

W połowie stycznia prawnicy i nauczyciele w Bamenda rozpoczęli akcję strajkową, protestując przeciwko używaniu języka francuskiego w sądach i szkołach. Jednocześnie doszło do rozruchów ulicznych oraz aresztowania liderów anglojęzycznej mniejszości przez władze, które miały również ograniczyć dostęp do Internetu na terytorium niespokojnej prowincji.

Przyczyn obecnego kryzysu należy upatrywać tam, gdzie tkwią korzenie wielu problemów współczesnej Afryki, a zatem w gorączce procesu dekolonizacyjnego, towarzyszącej tworzeniu zarysu obecnej mapy politycznej kontynentu. W procesie tym, zapoczątkowanym w końcu lat 50. XX w., dochodziło do zrywania więzów prawnych między uzyskującymi niepodległość młodymi państwami i europejskimi metropoliami. Zarazem jednak, niezwykle często, następowało przymusowe zjednoczenie różnych ludów wokół idei państwowej, ukutej przez elity. Pod tym względem Kamerun nazywany jest niekiedy „Afryką w miniaturze”, gdyż ok. 200 odrębnych grup językowych zostało „spakowanych” w przestrzeni nieco mniejszej, niż rozpatrywane łącznie terytoria państw członkowskich Grupy Wyszehradzkiej.

Ludność miała przy tym dość ograniczoną możliwość decydowania o swoim losie. Była niemiecka kolonia Kamerun została, po zakończeniu I wojny światowej, podzielona na dwa odrębne terytoria. W ramach systemu mandatowego Ligi Narodów administrowały nimi Zjednoczone Królestwo oraz Francja. Mandat francuski odzyskał niepodległość w 1960 roku jako Republika Kamerunu. Rok później, w ramach plebiscytu zorganizowanego pod auspicjami ONZ, mieszkańcom mandatu brytyjskiego pozostawiono już niewielką możliwość manewru. Mogli opowiedzieć się jedynie za przyłączeniem do Nigerii lub Republiki Kamerunu. Utworzenie własnego państwa nie było przewidziane. Ostatecznie południowa część mandatu brytyjskiego połączyła się z Federalną Republiką Kamerunu, a jej ludność stanowi dziś ok. 1/5 populacji państwa.

Paul Biya, prezydent Kamerunu, objął urząd rok po ogłoszeniu w Polsce stanu wojennego. Dziś pozostaje jednym z czterech najdłużej sprawujących władzę głów państw w Afryce, obok prezydentów-matuzalemów z Gwinei Równikowej, Angoli oraz Zimbabwe. Urodzony we frankofońskiej części Kamerunu, absolwent paryskich uczelni, oskarżany jest o przymykanie oka na marginalizowanie anglojęzycznej mniejszości zarówno w wymiarze ekonomicznym, jak również w sferze stosunków publicznych. Fakt dyskryminacji potwierdziła zresztą Afrykańska Komisja Praw Człowieka i Ludów w sprawie Kevin Mgwanga Gunme et al v. Kamerun (2009 rok). Komisja odniosła się wówczas także do powstania (w latach 90. XX w.) południowo-kameruńskich ugrupowań secesjonistycznych. Stwierdziła m.in., że punktem wyjścia dla dialogu między rządem a opozycją, powinno być porzucenie, przez tę ostatnią, dążeń niepodległościowych.

Decyzja Komisji była symptomatyczna o tyle, że nie odbiegała od nieprzychylnego nastawienia afrykańskiej społeczności międzynarodowej wobec ruchów secesjonistycznych. Postrzegane są one (najzupełniej zresztą trafnie), jako szczególne zagrożenie dla bezpieczeństwa na kontynencie. Już w 1964 roku Organizacja Jedności Afrykańskiej (poprzednik Unii Afrykańskiej) „zamroziła”polityczną mapę Afryki, deklarując niezmienność granic państw, powstających w procesie dekolonizacyjnym. Nie może zatem dziwić, że próby oderwania Katangi od Republiki Konga (dzisiejsza Demokratyczna Republika Konga) oraz Biafry od Nigerii nie powiodły się m.in. z uwagi na brak politycznego poparcia dla ich roszczeń. Biafrę uznały zaledwie cztery państwa afrykańskie, Katangi zaś nie uznało żadne z nich. Na marginesie warto zresztą zauważyć, że na gruncie prawa międzynarodowego dopuszczalność secesji wydaje się ograniczona do wąskiego kręgu przypadków, w których dochodzi do porozumienia między metropolią a oddzielającą się prowincją (co w przestrzeni afrykańskiej ilustruje przypadek powstania Sudanu Południowego, czy, do pewnego stopnia, wcześniejszy kazus Erytrei).

Wydaje się zatem, że zarówno prawo międzynarodowe, jak również panujący w Afryce klimat polityczny, nie sprzyjają tendencjom separatystycznym w Kamerunie. Zachodzące w tym państwie zjawiska są jednak interesujące o tyle, że rodzą pytania o rolę organizacji regionalnych w rozwiązywaniu lokalnych kryzysów. Wobec słabości ECCAS (Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Środkowej) trudno przyjąć, by odegrała ona w kryzysie kameruńskim rolę taką, jak ECOWAS w usunięciu gambijskiego dyktatora. Należy raczej spodziewać się politycznego zaangażowania Unii Afrykańskiej. Zaniepokojenie społecznym, politycznym i ekonomicznym kryzysem w Kamerunie wyraziła już w ostatnich dniach Przewodnicząca Komisji Unii Afrykańskiej Nkosazana Dlamini Zuma, wskazując na konieczność kontynuowania dialogu między rządem a protestującymi.

Dr Marek Wasiński – adiunkt w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Specjalista od prawa międzynarodowego, sprawiedliwości okresu przejściowego (transitional justice) i problemów post-konfliktowych państw Afryki. Stały ekspert w audycji III Oblicze Dyplomacji na antenie Programu III Polskiego Radia „Trójka”.

 

 

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed