Rugby: szlachetny sport dla niezłomnych [WYWIAD]

O trwającym właśnie na angielskich i walijskich boiskach Pucharze Świata w rugby, o tradycji tego sportu w Polsce i Łodzi, a także o tym, czy rugby może być istotnym czynnikiem polityczno-społecznego krajobrazu. Rozmowa z dr. Markiem Wasińskim z Katedry Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych WPiA UŁ, zawodnikiem drużyny rugby KS Budowlani Łódź. Rozmawia Tomasz Lachowski.

Dr Marek Wasiński (drugi od prawej)
Dr Marek Wasiński (drugi od prawej)

Rozmawiamy w trakcie trwania ósmego Pucharu Świata w rugby, tym razem rozgrywanego na angielskich i walijskich (Cardiff) stadionach. To trzecia największa sportowa impreza świata, jednak w Polsce trudno znaleźć nawet stricte sportowe gazety, które poświęciłyby więcej miejsca tej szlachetnej dyscyplinie. Skąd bierze się ta niechęć do rugby w Polsce? A może to po prostu brak zrozumienia?

Przede wszystkim wynika to z niewiedzy. Rugby to wymysł Anglików, podobnie zresztą jak piłka nożna. Obie dyscypliny mają wspólny korzeń. Jednak w odróżnieniu od futbolu, rugby stało się popularne głównie w państwach Commonwealthu. Często powtarzam, że to co łączy państwa Brytyjskiej Wspólnoty Narodów to ruch lewostronny, miłość do krykieta i właśnie do rugby. Nie wiem natomiast z czego to wynika, że rugby akurat w Polsce się nie przyjęło. Zwłaszcza, że w Europie sport ten popularny jest choćby w Rumunii, czy Gruzji, jeśli ten ostatni krok potraktujemy w pełni jako przedstawiciela kontynentu europejskiego.

Pokazuje to doskonale przykład tegorocznego Pucharu Świata. Obok klasycznych tuzów tego sportu – Nowej Zelandii, Australii, Anglii, Walii, RPA, Francji, Włoch, czy mniejszych państw Commonwealthu jak Fidżi, czy Samoa – grają w nim właśnie reprezentacje Rumunii i Gruzji. Czy w jakimś stopniu, choćby mając na względzie tradycje tego sportu w poszczególnych krajach, różnią się one od najbardziej uznanych zespołów naszego globu?

Z pewnością możemy wskazać na trzy główne ośrodki rugby na świecie. Pierwszym jest Europa, gdzie mamy sześć niezwykle mocnych drużyn, grających każdego roku w specyficznym, zamkniętym Pucharze Europy. Grać mogą w nim wyłącznie drużyny Anglii, Szkocji, Irlandii, Walii, Francji i Włoch. Mówiąc o Rumunii jako o silnym zespole europejskim, nie wolno zapominać, że kształtowały go zawsze w znacznej mierze wpływy francuskie. Drugie centrum rugby na świecie to Oceania i Pacyfik – Nowa Zelandia i Australia – a także te maleńkie państewka jak Tonga, Fidżi, czy Samoa. Wreszcie, centrum trzecie to południe Afryki, z RPA i Namibią na czele.

Postronnych kibiców z pewnością może zdziwić fakt, iż Puchar Świata w rugby trwa aż półtora miesiąca. W tym roku zaczął się 18 września i skończy ostatniego dnia października, finałem rozgrywanym na londyńskim stadionie Twickenham, mekce światowego rugby. To dłużej niż trwają Igrzyska Olimpijskie, czy piłkarski Mundial. Czy podyktowane jest to specyfiką tego bardzo intensywnego sportu?

Wynika to bezpośrednio z charakterystyki rugby. Z definicji jest to sport kontaktowy, leczenie mikrourazów po każdym meczu może wymagać czasu, dlatego przyjmuje się, że nie powinno się rozgrywać spotkań częściej niż co 5-7 dni. To siłą rzeczy wydłuża Puchar Świata – najlepsze teamy spędzą zatem półtora miesiąca w Anglii i w jednym walijskim mieście-gospodarzu: Cardiff.

Czy dobór miast-gospodarzy podyktowany został tradycją poszczególnych ośrodków w uprawianiu rugby? I czy są to zasadniczo inne miejsca niż „miasta piłkarskie”? Dla przykładu możemy wskazać, że w Polsce, przywołując choćby niezwykle popularny u nas żużel, to nieco mniejsze miejscowości szaleńczo interesują się czarnym sportem, a futbol ekstraklasowy to jednak największe metropolie.

Jeżeli chodzi o Anglię, to wskażmy, że w najwyższej klasie rozgrywkowej rugby – Premiership – występują dwie drużyny ze stolicy, a jeszcze do niedawna nawet cztery zespoły z Londynu biły się co roku o mistrzostwo Anglii. Kluby angielskie pochodzą raczej z dużych miast, choć są pewne wyjątki jak Worcester, czy Gloucester. Co ciekawe, mecze piłki nożnej, rugby union (czyli rugby piętnastoosobowe, o którym rozmawiamy), ale i rugby league, czyli trzynastoosobowej odmiany tego sportu, niezwykle popularnej na Wyspach, odbywają się na tych samych obiektach.

is_dsc_9691

Anglia, jak mówimy, jest ojczyzną rugby, ale w tegorocznym Pucharze Świata zawodzi. Zawodnicy angielscy przegrali już bój z Walią, a także dość wyraźnie z Australią. Oznacza, że po fazie grupowej zakończą swój udział w turnieju. To z pewnością boli kibiców na Wyspach?

Powiedziałbym tak – przegrane Anglii z Walią, czy Australią to nie są jakieś wybitne niespodzianki. Sensacją jest natomiast fakt, że po raz pierwszy w historii Pucharu Świata gospodarz żegna się z rozgrywkami już po fazie grupowej, nie awansując do drugiej fazy. Należy jednak pamiętać, że Anglicy trafili do zdecydowanie najtrudniejszej grupy całego Pucharu. Nie było zatem mowy o jakimkolwiek „ustawianiu” drabinki turnieju pod gospodarzy, jak to dzieje się niekiedy w innych dyscyplinach sportu.

Pospekulujmy zatem – kto może zdobyć Puchar Świata w 2015 roku?

Moim faworytem była Anglia. Dziś jest już to niemożliwe – dlatego wydaje mi się, że Puchar zdobędzie ktoś z następującej czwórki: Nowa Zelandia, Australia, Irlandia, bądź Walia. Z naciskiem na te dwie pierwsze drużyny z Antypodów. Inny „standardowy” faworyt, czyli RPA, doznał spektakularnej porażki w meczu z Japonią (32:34), co, choć nie eliminuje jeszcze Springboks z walki o najwyższe cele w turnieju, mogło jednak zachwiać ich pewnością siebie. Klęskę RPA z Japonią nazwałbym – zupełnie bez przesady – jako jedną z największych sensacji w historii światowego rugby w ogóle. Spójrzmy zresztą na kontekst tego spotkania. Z jednej stroni potężni zawodnicy RPA, a z drugiej wyśmiewani przez Burów Japończycy. Liga japońska nie jest aż tak słaba, wyjeżdżają tam co prawda głównie emeryci, ale podnosi to stale poziom rugby w Kraju Kwitnącej Wiśni. Dla RPA było to po prostu upokorzenie.

A gdzie na mapie światowego rugby odnajdujemy reprezentację Polski? W Łodzi, z której obaj pochodzimy, tradycje jajowatej piłki są dość silne, to jednak narodowej drużynie trudno jest się przebić do czołówki europejskiej.

Stosunkowo niski poziom rugby w Polsce wiąże się bezpośrednio z tym, o czy mówiliśmy na początku naszej rozmowy – brak kultury rugby, nieznajomość przepisów, drużyn młodzieżowych jest jak na lekarstwo, a sam sport traktowany jako niszowy. Wszystko to musi przekładać się wprost na jakość gry w rugby nad Wisłą. Polska zajmuje obecnie na świecie w klasyfikacji generalnej 34 miejsce (na 102 drużyny). Jednak przepaść pomiędzy polską kadrą a czołówką światową jest gigantyczna, dużo większa niż w przypadku drużyny piłkarskiej. Przy czym, co należy wskazać, różnica ta zwiększyła się jeszcze w ostatnich kilkunastu latach. Jeszcze w latach 80. ubiegłego stulecia byliśmy w stanie rywalizować ze wspomnianymi Rumunią i Gruzją, czy nawet toczyliśmy względnie wyrównane boje choćby z Włochami. Dziś spotkanie Polski z Italią skończyłoby się „świniobiciem” (śmiech).

Trzeba jednak powiedzieć, że trochę się dzieje w polskim rugby. W lutym tego roku kadra narodowa przebywała na zgrupowaniu w RPA – sam miałem okazję zobaczyć chłopaków na trybunach jednego ze spotkań miejscowej ligi, na którym i ja zasiadłem w charakterze kibica. W chwili obecnej polski sztab szkoleniowy wspiera w charakterze doradcy południowoafrykański specjalista.

Sam jesteś czynnym zawodnikiem rugby. Grasz w drużynie KS Budowlani Łódź, zespole występującym w polskiej I lidze, czyli tak naprawdę na drugim poziomie rozgrywek. Opowiedz parę słów o swojej przygodzie z rugby. Skąd zainteresowanie tą dyscypliną sportu? I jak przebiegała Twoja zawodnicza kariera?

Zacząłem grać bardzo późno w rugby. Można powiedzieć, że wtedy, kiedy na ogół większość czynnych zawodników kończy kariery, bo w wieku 32-33 lat. Dlaczego rugby? Był to akurat czas, w którym rozpadła się amatorska drużyna piłkarska, gdzie grałem. Ponadto, byłem zniesmaczony atmosferą panującą na meczach piłkarskich, wszechobecnym udawaniem, kłótniami z sędziami. Znałem rugby wcześniej, oglądałem czasami mecze, bardzo podobał mi się etos gracza rugby, w tym maoryski taniec – słynna Haka – w wykonaniu zawodników Nowej Zelandii, ale jednak samo zetknięcie z jajowatą piłką było dość przypadkowe.

Na szczęście, właśnie, kiedy „rozstawałem się z futbolem”, powstała w Łodzi amatorska drużyna rugby – BBRC Łódź. To była w istocie pierwsza okazja dla nieprofesjonalistów by pobawić się w rugby. W Anglii, czy Irlandii po prostu bierzesz piłkę i idziesz pograć do parku – zawsze znajdzie się grupka chętnych, którzy chcą pograć i którzy znają reguły (śmiech). Na początku XXI w. coś drgnęło i u nas. Powstało na terenie całego kraju około 60 małych klubów, wśród nich BBRC. Występowałem w tym zespole przez 7 lat i tam tak naprawdę nauczyłem się grać w rugby. Przed dwoma laty przeszedłem do KS Budowlani Łódź i tam do dziś gram z dużą satysfakcją.

is_dsc_9719

Jesteś zawodnikiem KS Budowlani, choć w samej Łodzi, jak i Polsce, dużo bardziej popularni są Budowlani SA Łódź, pięciokrotni mistrzowie Polski, obecni wicemistrzowie i wiceliderzy naszej Ekstraligi. Niedawno, w związku z oddaniem do użytku nowoczesnej trybuny na stadionie miejskim przy al. Unii (w praktyce stadionie ŁKS Łódź), Budowlani zyskali dużo lepsze boisko, a i potencjalnie więcej kibiców. Sam, obserwując mecz inaugurujący nowy obiekt dla rugby z Arką Gdynia, wśród prawie 3 tysięcy fanów, odczuwałem niemałą radość z uczestniczenia w tym wydarzeniu sportowym. Czy nowy stadion może być czynnikiem wspomagającym popularyzację tej dyscypliny w Łodzi?

Na pewno warunki, w których ogląda się jakiekolwiek widowisko sportowe wpływają na jego odbiór i popularność. Obiekt przy ul. Górniczej, gdzie przez wiele lat łódzka drużyna rozgrywała swoje mecze, to stadion przestarzały, lata świetności mający dawną za sobą. Przeniesienie zawodów na nowszy obiekt, lepiej wyposażony może przyciągnąć – choćby rodziców z dziećmi, którzy chcą spędzić niezobowiązująco weekend. A kto wie, być może wśród tych młodych chłopaków i dziewczynek, znajdą się tacy, którym gra się spodoba, zasilając później grupy młodzieżowe, których kilka na szczęście jest w naszym mieście.

Przeprowadzając wywiad dla „Obserwatora Międzynarodowego”, portalu, który nieczęsto poświęca uwagę kwestiom sportowym, skupiając się raczej na wydarzeniach politycznych, muszę odnieść się także do Twojej działalności naukowej i zawodowej. Jesteś uznanym badaczem prawa i stosunków międzynarodowych, zgłębiającym tematykę wrażliwych społeczeństw afrykańskich w okresie przemian, np. wychodzących z konfliktu zbrojnego, czy innych zawirowań wewnętrznych. W tej rozmowie często wspominaliśmy drużynę południowoafrykańskim Springboks. Na pewno wielu z czytelników OM kojarzy słynne zdjęcie, kiedy nowy prezydent Nelson Mandela wręcza białoskóremu kapitanowi drużynie RPA Francois Pienaarowi Puchar Świata za pokonanie w finale Nowej Zelandii 15:12. Działo się to na Ellis Park w Johannesburgu, w 1995 roku, czyli tuż po procesie demontażu systemu apartheidu w RPA. Wtedy w czerwcu 1995 r. biali i czarni cieszyli się wspólnie, a arcybiskup Desmond Tutu mówił, że nie spodziewał się nigdy zobaczyć czarnoskórych chłopców z Soweto tańczących, cieszących się z powodu zwycięstwa drużyny Antylop. Sportu, tradycyjnie przypisywanego białym. Czy to rugby zjednoczyło wtedy RPA? I co z tego pozostało do dziś?

Jestem przekonany, że sport – w tym rugby – może być czynnikiem jednoczącym mieszkańców RPA. Będąc wielokrotnie w tym południowoafrykańskim kraju nieraz widywałem czarnoskórych noszących koszulki, czy szaliki Springboks. Przed kilkoma laty jeden z ważnych meczów reprezentacji RPA w rugby został rozegrany na Soccer City, stadionie położonym tuż obok słynnej, czarnoskórej dzielnicy Soweto. To symbol, że sport łączy. Rugby rzeczywiście było przez wiele lat sportem dla białych. Istniały silne ograniczenia w dostępie do tej dyscypliny przez osoby czarnoskóre. Siłą rzeczy rugby łączone było także z etosem Burów – twardych, silnych pionierów, którzy własnymi rękoma tworzyli państwo na krańcu świata. Symbol antylopy – springbok – obok hymnu, czy flagi, było spoiwem wszystkich Burów. Tworzyło to ich swoisty totem. To się rzeczywiście zmieniło podczas tego Pucharu Świata, który wspomniałeś, kiedy Mandela „Madiba”, ojciec narodu, wezwał, aby wszyscy kibicowali swojej, jednej drużynie.

Z drugiej jednak strony, w dalszym ciągu sport bywa wykorzystywany jako pole rozgrywek politycznych. Obecnie toczy się ogromna dyskusja w RPA na temat tzw. kwot rasowych w drużynach rugby w tym kraju. Południowoafrykański związek w niektórych typach rozgrywek seniorskich ustala z góry ilu zawodników czarnych ma wziąć udział w zawodach. W sporcie zawodowym tego typu regulacje są jednak szokujące – i same w sobie bywają dyskryminujące. Innym przykładem jest przeniesieniem godła antylopy z piersi na rękaw – w takich wzorach koszulek rugbiści RPA biegają obecnie po boiskach angielskich i walijskich na trwającym Pucharze Świata. Burowie są tym wprost zdegustowani. Na koniec, nie zapominajmy o poziomie sportowym. W obecnej kadrze RPA wciąż tylko kilku zawodników jest czarnoskórych – reszta jest po prostu za słaba by dostąpić zaszczytu gry w drużynie narodowej.

Dziękuję za rozmowę – Puchar Świata wciąż trwa. Co więcej, wkracza zwolna w decydującą fazę. Zachęcamy zatem wszystkich do śledzenia wydarzeń z boisk angielskich i kibicowania rugbistom. To twardy sport, ale dla ludzi o szlachetnych sercach.

Rozmawiał Tomasz Lachowski

Zdjęcia: Prywatne archiwum dr. Marka Wasińskiego

Tomasz Lachowski

Prawnik, dziennikarz, doktor nauk prawnych, redaktor naczelny magazynu i portalu "Obserwator Międzynarodowy"; adiunkt w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych (Uniwersytet Łódzki).

No Comments Yet

Comments are closed