Demony przeszłości w Bangladeszu

Pod koniec grudnia 2014 r. były minister Bangladeszu został skazany na karę śmierci za zbrodnie przeciwko ludzkości popełnione w 1971 r. przez specjalny Trybunał w Dhace. W tym odległym azjatyckim państwie trwa właśnie kompletnie niezauważony przez światowe media proces wymierzania sprawiedliwości dziejowej po latach.

Autor: Tomasz Lachowski z Dhaki (Bangladesz)

Bangladesz jest państwem, które dopiero od niedawna stara się rozliczyć zbrodnie z czasu wojny o niepodległość tego kraju w 1971 r. – ludobójstwa ponad 3 mln osób. Narzędziem do tego jest specjalny Trybunał Zbrodni Międzynarodowych (International Crimes Tribunal) z siedzibą w Dhace. Trybunał, choć właściwie pomijany w dyskursie publicystycznym poza Bangladeszem, znalazł się w ogniu krytyki organizacji na rzecz ochrony praw człowieka, części środowisk prawniczych (głównie z USA i Wielkiej Brytanii) oraz niektórych agend wyspecjalizowanych ONZ. Co jest tego powodem?

Zapomniane ludobójstwo

Trybunał powstał „na papierze” w 1973 r., czyli już dwa lata po tym, jak Bangladesz w wyniku krwawej walki o wolność wyswobodził się spod panowania Pakistanu. Był to czas euforii w Dhace, radości z uzyskania pełnej suwerenności oraz chęci rozliczenia wszelkich zbrodni popełnionych w trakcie wojny. Pamiętajmy bowiem, że po podziale brytyjskich Indii w 1947 r. na Indie i Pakistan, Bangladesz jako Pakistan Wschodni przypadł w udziale Islamabadowi, choć chęć zachowania swojej tożsamości nigdy w Banglijczykach nie została złamana.

W 1970 r. przeprowadzono pierwsze demokratyczne wybory w Pakistanie, które wygrała Awami League (Liga Ludowa), kierowana przez Sheikha Mujibura Rahmana (nazywanego później ojcem narodu Bengalczyków), jawnie pro-banglijska i pro-amerykańska. Rahman miał w następstwie zwycięstwa zostać premierem nowego rządu Pakistanu. Do tego jednak nie chciał dopuścić generał Yahya Khan, ówczesny prezydent Pakistanu. Doprowadziło to do zwołania generalnego strajku przez Awami League, na co Islamabad odpowiedział aresztowaniem Rahmana oraz rozpoczęciem operacji wojskowej, mającej raz na zawsze ukrócić wolnościowe zapędy Banglijczyków.

Operacja wojska pakistańskiego Searchlight przyniosła 3 mln ofiar po stronie narodu bengalskiego oraz 10 mln uchodźców. Świat najpewniej długo nie dowiedziałby się o ogromie tragedii, gdyby nie artykuł pakistańskiego dziennikarza Anthony’ego Mascarenhasa przebywającego z wojskiem Pakistanu, zatytułowany po prostu „Ludobójstwo”. Tekst przerażonego zbrodniami dziennikarza wydrukował angielski The Sunday Times of London, zwracając oczy społeczności międzynarodowej na Bengal Wschodni. Pomimo tego faktu, nawet dzisiaj, wciąż niewiele osób jest świadomych tego, co tak naprawdę stało się w ówczesnym Pakistanie Wschodnim, ugruntowując tym samym tezę o cierpieniu Banglijczyków jako o „zapomnianym ludobójstwie”.

Zakrojone na szeroką skalę ludobójstwo nie powiodłoby się, gdyby nie pomoc lokalnych kolaborantów, tzw. razakars, którzy skupieni wokół radykalnej islamistycznej partii Jamaat-e-Islami asystowali pakistańskiej armii w tej kampanii terroru. Banglijscy bojownicy o wolność zostali ostatecznie wsparci przez wojsko Indii, co przechyliło szalę na stronę Bangladeszu i doprowadziło 16 grudnia 1971 r. do utworzenia niepodległego państwa. Wycofujący się żołnierze pakistańscy i ich lokalni pomocnicy dopuścili się jednak ostatniej, straszliwej zbrodni – rzeźni intelektualistów banglijskich 14 grudnia, chcąc „uciąć głowę” nowemu państwu, Bangladeszowi.

Saheed Minar, pomnik poległych ruchu za niezależność języka bangla w 1952 r.
Saheed Minar, pomnik poległych ruchu za niezależność języka bangla w 1952 r.

Sprawiedliwość po latach

Chęć sądowego rozliczenia zbrodni była celem nadrzędnym polityki nowego państwa. Do napisania statutu specjalnego sądu zatrudniono wybitnych światowych specjalistów międzynarodowego prawa karnego – Niemców Hans-Heinricha Jeschecka i Otto Triffterera, profesorów nowej dyscypliny prawa międzynarodowego. Od czasów Trybunału w Norymberdze oraz szeregu krajowych procesów zbrodniarzy z czasów II wojny światowej nie próbowano rozliczyć tak straszliwych zbrodni, popełnionych na niewyobrażalną skalę. Statut Trybunału Zbrodni Międzynarodowych został przyjęty przez parlament Bangladeszu w 1973 r., jednak przez prawie 40 lat pozostawał jedynie instytucją teoretyczną. Dlaczego?

Ledwie dwa lata później, w 1975 r. zabito Mujibura Rahmana, a do władzy na ponad 15 lat doszły ruchy politycznego Islamu (w tym Jamaat-e-Islami) oraz wojskowych. Uchwalono prawo amnestyjne, a temat rozliczania zbrodni z przyczyn dla nowej władzy oczywistych porzucono. Dopiero rozpoczęty proces demokratyzacji Bangladeszu w 1991 r., a tak naprawdę pewne zwycięstwo wyborcze Awami League w 2008 r. spowodowało „odkurzenie” Trybunału. Trybunału, który 25 marca 2010 r., po 37 latach od przyjęcia Statutu zaczął swoją faktyczną działalność.

Trybunał – sąd karny narzędziem politycznej zemsty?

Pomimo pozornie mylącej nazwy, Trybunał Zbrodni Międzynarodowych jest sądem w pełni krajowym. Nazwa odnosi się do jurysdykcji obejmującej ludobójstwo, zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie przeciwko pokojowi (dziś nazywane zbrodnią agresji) czy naruszenia Konwencji Genewskich z 1949 r. – tzw. zbrodnie międzynarodowe. Trybunał jest sądem karnym, czyli ściga jednostki, grupy jednostek, czy organizacje, ale nie państwa. Choć Statut nie zabrania ścigania innych narodowości, to do tej pory sądzono jedynie osoby narodowości banglijskiej, dawnych razakars, najczęściej członków Jamaat-e-Islami, niejednokrotnie przez wiele lat pozostających przy władzy „islamistycznego” Bangladeszu. W styczniu 2014 r. Prokurator Trybunału podjął jednak kontrowersyjną decyzję o ściganiu 195 dawnych żołnierzy armii pakistańskiej, jeńców wojennych, na mocy trójstronnych porozumień z 1972 i 1974 r. z Indiami przekazanych Pakistanowi i wyłączonych spod osądu karnego.

Trybunał może wymierzać karę śmierci, z czego skwapliwie korzysta, wzbudzając przy tym protesty takich organizacji jak Amnesty International czy Human Rights Watch. Należy jednak uwypuklić, że prawo międzynarodowe nie zabrania stosowania kary śmierci, a Bangladesz nie jest stroną II Protokołu Dodatkowego do Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, zorientowanego na wyeliminowanie kary śmierci z arsenału kar i środków karnych poszczególnych państw.

Trybunał Zbrodni Międzynarodowych w Dhace
Trybunał Zbrodni Międzynarodowych w Dhace

W dość krótkiej jak na razie historii Trybunału zdecydowanie jeden proces odbił się szerokim echem nie tylko w środowiskach prawniczych na świecie. To sprawa Quadera Mollaha, „Rzeźnika z Mirpuru”, skazanego na karę śmierci, którą wykonano przez powieszenie 12 grudnia 2013 r. Sprawa ta wydobyła wszelkie prawne wątpliwości narosłe wokół Trybunału, a także wzbudziła społeczne niepokoje, wpływając na wynik wyborów parlamentarnych ze stycznia 2014 r.

Należy wspomnieć, że Mollah w pierwszej instancji otrzymał karę dożywotniego pozbawienia wolności, a dopiero w odwołaniu od wyroku Trybunału Sąd Najwyższy Bangladeszu wymierzył karę śmierci. Stało się tak jednak w wyniku przyjętej poprawki przez parlament Bangladeszu, umożliwiającej wykonać ten szalenie kontrowersyjny krok – co więcej, w toku procesu Mollaha, zmieniając „reguły gry” jeszcze w trakcie trwającego postępowania karnego. Ponadto, inne zarzuty natury prawnej dotyczyły – niespełnienia warunków międzynarodowego standardu procesu karnego, a w tym: brak dostatecznych gwarancji procesowych dla oskarżonego, brak systemu ochrony świadków oraz wskazane retroaktywne stosowanie przepisów o możliwości odwoływania się przez prokuratora od wyroków dożywotniego pozbawienia wolności, domagając się kary śmierci. Krytycy Trybunału mówią o politycznej zemście, o sądzie całkowicie zdominowanym przez zwolenników Awami League oraz o braku poszanowania jakichkolwiek zasad bezstronnego postępowania karnego.

Wykonanie kary śmierci na Mollahu spowodowało społeczne protesty zwołane przez Jamaat-e-Islami (dziś już oficjalnie zdelegalizowanej partii), poparte przez największą partię opozycyjną Bangladesh Nationalist Party. Płonące autobusy oraz zabójstwa, głównie na prowincji to namacalny efekt fali niepokoju. Polityczny skutek to zbojkotowanie wyborów z 5 stycznia 2014 r. przez Bangladesh Nationalist Party, wygranych bez żadnego trudu przez Awami League.

Wymierzanie sprawiedliwości wymaga poświęceń i ofiar?

Co ważne, zdecydowana większość Bengalczyków popiera politykę Awami League oraz funkcjonowanie Trybunału. Będąc w Dhace w grudniu 2013 r., właśnie w trakcie ulicznych rozruchów, tak naprawdę obserwowałem wielotysięczne demonstracje zwoływane w ramach poparcia dla działań Trybunału, a przeciwko brutalności zadawanej przez Jamaat-e-Islami. Rozmawiałem z wysokimi funkcjonariuszami Bangladeszu, sędziami Trybunału, członkami Biura Prokuratora, ale także zwykłymi ludźmi – studentami, sprzedawcami, przechodniami. Większość z nich tłumaczyła mi, że najcięższe zbrodnie nie mogą pozostać bez odpowiedzi, a Trybunał – ich Trybunał – jest do tego najlepszym narzędziem. Przekonywano mnie, że pozostałe mechanizmy (pozasądowe) sprawiedliwości okresu przejściowego wykorzystywane w innych krajach, np. komisje prawdy są dla nich obce – jedynie prawnokarna odpłata jest zgodna z przekonaniami społeczeństwa. Choć nieprawdą jest, że to mechanizm kompletnie nieznany w regionie, bo w pobliskim Nepalu tworzona jest właśnie Komisja Prawdy i Pojednania.

Stara Dhaka
Stara Dhaka

Jedyny stały sąd międzynarodowy karny – Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) z siedzibą w Hadze ze względu na ograniczenia wypływające z jego jurysdykcji czasowej (nie jest w stanie badać zbrodni popełnionych przed 1 lipca 2002 r.) nie może zaangażować się w osądzenie bengalskiego ludobójstwa z 1971 r. Jednocześnie, istnieje silne przekonanie, że MTK będzie nieskuteczny, jeśli poszczególne państwa same nie podejmą zdecydowanych działań w zakresie ścigania sprawców najpoważniejszych zbrodni. Warto wspomnieć, że Bangladesz od marca 2010 r., jako jedno z nielicznych państw regionu i całego kontynentu azjatyckiego na czele z Chinami, ratyfikował Statut Rzymski MTK, stając się w praktyce forpocztą realizowania idei sprawiedliwości międzynarodowej w Azji.

Z całą pewnością należy krytykować Trybunał za wszelkie próby odchodzenia od standardów międzynarodowych na rzecz stania się narzędziem politycznej zemsty. Z drugiej jednak strony, banglijski Trybunał jest jednym z niewielu w pełni krajowych sądów, zajmujących się holistycznie najpoważniejszymi zbrodniami – na pewno dla samej Azji może być pewnym wzorem postępowania. Sądzenie sprawców masakry na Placu Tienanmen z czerwca 1989 r. w Chinach wydaje się dziś kompletnie nierealne, ale być może w przyszłości trzeba będzie przyjąć jakiś model wymierzania sprawiedliwości także dla Pekinu.

Kto wie, możliwe, że dopuszczenie pewnego elementu międzynarodowego do Trybunału stanowiłoby szansę na jego pozytywny rozwój. Niekoniecznie musieliby być to międzynarodowi sędziowie, jak dzieje się to choćby w odniesieniu do specjalnej Izby Zbrodni Wojennych w Sarajewie, ale np. międzynarodowi eksperci – prawnicy współpracujący z Biurem Prokuratora czy poszczególnymi składami sędziowskimi. Pewne otwarcie się na dialog jest konieczne, jeśli Trybunał Zbrodni Międzynarodowych nie chce na stałe zostać z etykietą „upolitycznionego sądu jednej partii”.

Zdjęcia: Tomasz Lachowski

Tomasz Lachowski

Prawnik, dziennikarz, doktor nauk prawnych, redaktor naczelny magazynu i portalu "Obserwator Międzynarodowy"; adiunkt w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych (Uniwersytet Łódzki).

No Comments Yet

Comments are closed