Dr Adam Lelonek: Zagrożenia informacyjne to wyzwanie nie tylko na okresy przedwyborcze [KOMENTARZ]

Raport amerykańskiej firmy zajmującej się cyberbezpieczeństwem SafeGuard Cyber zbadał działania informacyjne w mediach społecznościowych w okresie od listopada 2018 do marca 2019 roku. Analizie poddano 3,5 mln postów zamieszczonych na serwisach Twitter, Facebook, Instagram oraz YouTube. Wynika z niej, że za wrogie działania odpowiadają trzy kategorie podmiotów: boty, trolle i aktorzy hybrydowi, tj. osoby wykorzystujący oprogramowanie do obsługi wielu kont jednocześnie. W odróżnieniu od wyborów prezydenckich w USA, w krajach europejskich wzmacniają oni istniejące przekazy i narracje, omijając media tradycyjne. Co więcej, około połowy populacji UE, tj. ok. 240 mln ludzi mogło zostać narażonych na treści publikowane i promowane w ramach rosyjskich kampanii dezinformacyjnych. Tak naprawdę jednak problem jest poważniejszy.

Dr Adam Lelonek / archiwum A. Lelonka

Autor: dr Adam Lelonek

Generalnie ten raport przypomina trochę „powtórkę z rozrywki” z wyborów prezydenckich z USA z 2016 roku. Mianowicie mamy dane mówiące o skali rosyjskich oddziaływań informacyjnych z wykorzystaniem mediów społecznościowych. Pokazuje to bez wątpienia z jak poważnym zagrożeniem mierzy się Zachód. Nie da się jednak jednoznacznie stwierdzić jaki jest realny wpływ takich rosyjskich działań na społeczeństwa. Innymi słowy wiemy, że taki wpływ jest, nie znamy jednak jego dokładnego efektu. Dobrze jednak, że w sposób coraz bardziej merytoryczny mamy przedstawianie celów, wektorów i metod operacji informacyjnych prowadzonych przez kremlowskich propagandystów, biorąc pod uwagę chociażby fakt, że przy pracach nad raportem zidentyfikowanych zostało niemal pół miliona kont trolli i botów.

Z pełną treścią raportu można zapoznać się tutaj: CONTACTLESS ACTIONS AGAINST THE ENEMY. How Russia Is Deploying Misinformation on Social Media to Influence European Parliamentary Elections.

Z analitycznego punktu widzenia warto odnotować przy tego typu publikacjach jeden istotny szczegół, który umyka wielu komentatorom. Badania i szacunki firmy SafeGuard Cyber, jak podkreśla portal POLITICO.eu w swojej publikacji poświęconych raportowi (Half of European voters may have viewed Russian-backed ‘fake news’) odnośnie skali oddziaływania rosyjskich operacji informacyjnych, opierają się o „potencjalny zasięg” postów. Nie ma więc dowodów na to, że wspomniane 240 mln europejskich odbiorców zetknęło się z treściami zbieżnymi z rosyjską propagandą lub wprost prorosyjskimi. Trzeba też pamiętać, że media społecznościowe, jakkolwiek wpływowe dla wielu grup odbiorców, nie są jedynym źródłem dezinformacji. Funkcjonuje ona także w mediach tradycyjnych i za ich pomocą również jest rozprzestrzeniana. Realne zasięgi i jej wpływ może być w rzeczywistości znacznie większy. 

Kolejnym niezaprzeczalnym faktem jest to, iż nieświadomi zagrożeń informacyjnych i podstawowych kompetencji z obszaru higieny informacyjnej użytkownicy internetu nie są w stanie poprawnie oceniać wiarygodności źródeł i informacji. Powoduje to, że treści pokrywające się z przekazami i celami rosyjskiej propagandy w danym kraju są przez nich udostępniane na ich własnych kontach, np. na Facebooku czy Twitterze. Zwiększają tym samym zasięg tych przekazów i poniekąd je legitymizują dla różnych grup odbiorców (rola autorytetów czy zaufanie do rodziny/znajomych to jedne z istotnych czynników oceny i doboru źródeł). Czyli spektrum problemu jest znacznie szersze niż promowanie czy udostępnianie określonych treści przez fikcyjne konta czy boty. Dlatego poza analizą takich zjawisk konieczna jest edukacja i współpraca na linii państwo-społeczeństwo obywatelskie. Tylko łącznie mogą one stanowić prawdziwy fundament przeciwdziałania zagrożeniom informacyjnym.

W raporcie podkreślona została wymownie rola narracji – co jest szczególnie ważne dla Polski, gdyż to one właśnie są największym zagrożeniem dla naszej przestrzeni informacyjnej. Ważne jednak, żeby zainteresowanie oddziaływaniami informacyjnymi i ich identyfikacją nie sprowadzało się wyłącznie do sporadycznych raportów czy analiz w okresach przedwyborczych. Tym bardziej, że nic nie wskazuje na to, że wybory do Parlamentu Europejskiego wyróżniają się jakąś szczególną aktywnością ze strony podmiotów rosyjskich lub innych, krajowych, publikujących treści zbieżne z rosyjską propagandą. Działania informacyjne i psychologiczne skierowane przeciwko Zachodowi i jego strukturom (NATO, UE) są planowane i rozłożone na lata. Są bezpośrednio skorelowane z bieżącymi wydarzeniami na poziomach krajowych i międzynarodowym i instrumentalnie wykorzystywane. Właśnie fakt konsystentności i elastyczności rosyjskiej wojny informacyjnej w długim okresie powoduje, że konieczna jest zmiana podejścia do przeciwdziałania jej skutkom. Od rozwoju komunikacji strategicznej na poziomach krajowych i międzynarodowym zaczynając, a na edukacji już na poziomie przedszkolnym kończąc.

Na koniec warto zauważyć, iż podkreślana w raporcie praca z krajowymi „punktami zapalnymi” i „tematami wywołującymi emocje” jest charakterystyczna dla rosyjskich operacji informacyjnych od dawna i ten aspekt nie jest niczym nowym. To, że w kontekście wyborów do PE podejmowane czy promowane są przez rosyjską propagandę wypowiedzi radykalistów z prawej i lewej strony sceny politycznej jest bardziej pochodną sytuacji społecznej i wieloletnich działań nad eskalacją napięć, problemów i lęków społecznych, których emanacją jest zresztą wzrost popularności partii eurosceptycznych. Innymi słowy mamy tu coś na kształt propagandowego „perpetuum mobile” – najpierw poprzez wieloletnie ingerencje informacyjne niszczono fundamenty konkretnych społeczeństw (zaufanie do państwa, prawa, demokracji, sojuszników, relacji dobrosąsiedzkich), następnie gdy w odpowiedzi na to wzrosła popularność partii eurosceptycznych zaczęto odnosić się do nich, gdyż w rzeczywistości jest to „głos z wewnątrz” tych państw. Widać więc tu kontynuację tych samych procesów na poziomie oddziaływań psychologicznych i informacyjnych.

Aktywność trolli, botów czy innych podmiotów wykorzystujących narzędzia do oddziaływania informacyjnego to tylko jeden z aspektów ingerencji w przestrzenie informacyjne państw zachodnich. Nieświadomi odbiorcy informacji mogą powodować znacznie większe w skali i skutkach zagrożenie, udostępniając, czyli jednocześnie wzmacniając i legitymizując dla innych użytkowników zewnętrznie instalowane narracje. Dopóki Zachód nie wypracuje długoterminowych strategii identyfikacji, przeciwdziałania i edukacji, jego podatności będą wciąż obecne i wykorzystywane przez infoagresorów, przy tym nie tylko podczas kampanii wyborczych. Kluczowy będzie bowiem fakt, że wywieranie wpływu informacyjnego czy psychologicznego często jest rozłożone na lata. Przełożenie oddziaływań chociażby na młodzież, która praktycznie nie korzysta z klasycznych mediów, da o sobie znać nie tylko w momencie osiągnięcia przez nich wieku wyborczego podczas jednego głosowania, ale może jednocześnie ugruntować ich funkcjonowanie w ramach jakiejś konkretnej bańki informacyjnej czy popchnąć w stronę konkretnych poglądów lub ideologii na wiele lat, jeżeli nie na większość życia. Wojna informacyjna jest stałym, wielowymiarowym zagrożeniem, a odpowiedź na nią musi być nie tylko interdyscyplinarna, ale i równie elastyczna, co apolityczna.

Dr Adam Lelonek – prezes i współzałożyciel Fundacji Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji, publicysta, analityk, dziennikarz i komentator współpracujący z mediami polskimi i ukraińskimi.

Źródło: Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed