W 2018 roku Sejm RP ustanowił datę 24 marca Narodowym Dniem Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Nie jest to przypadek. Tragedia rodziny Ulmów w sposób symboliczny uosabia martyrologię wielu tysięcy Polaków, którzy w czasie okupacji niemieckiej nie zawahali się pomóc swoim żydowskim współbraciom, nawet poświęcając własne życie.
Autor: Konrad Kaczmarek
24 marca 1944 roku. Okupowana przez Niemców Polska. Podkarpacie. Markowa. Wczesny ranek. We wsi panuje niczym niezmącona cisza. Około 1.00 nad ranem wjeżdżają 4 furmanki. Wiozą 5 funkcjonariuszy niemieckiej Żandarmerii i 4 policjantów granatowych z posterunku w Łańcucie. Pojazdy ze stróżami porządku kierują się w stronę domu Józefa Ulmy, leżącego za zabudowaniami wiejskimi. W pewnym momencie furmanki stają. Żandarmi i policjanci ruszają w stronę zabudowań. Polscy funkcjonariusze obstawiają domostwo. Niemcy wpadają do środka. Rozlegają się strzały. Słychać krzyki katów i ofiar oraz płacz dzieci, które giną jako ostatnie. Wieści o zabójstwie Ulmów i ich podopiecznych błyskawicznie rozchodzą się po wsi. Na mieszkańców Markowej – zarówno Polaków jak i ukrywających się Żydów pada blady strach. Wszyscy zadają sobie pytanie: „Kto będzie następny?”
Polacy, niezależnie od pochodzenia, poglądów politycznych, czy wyznania religijnego w dużej mierze zaangażowani byli w pomoc Żydom w okresie II światowej. Świadczy o tym chociażby piękna i zarazem tragiczna historia rodziny Józefa Ulmy z Markowej koło Łańcuta.
Kim byli Ulmowie?
Józef Ulma przyszedł na świat 2 marca 1900 roku w Markowej w ubogiej chłopskiej rodzinie. Ukończył 4 klasy szkoły powszechnej. W 1921 roku odbył obowiązkową służbę wojskową. Jako 29 – latek podjął naukę w szkole rolniczej w Pliźnie. Ukończył ją z wyróżnieniem. Józef był osobą aktywną społecznie. W Markowej znał go niemal każdy. Upowszechnił wśród chłopów ogrodnictwo oraz uprawę warzyw. Brał również udział jako juror w konkursach rolniczych. Z inicjatywy Józefa Ulmy w Markowej powstała szkółka drzewek owocowych. Zajmował się również pszczelarstwem i hodowlą jedwabników. Ponadto był kierownikiem Spółdzielni Mleczarskiej. Oprócz tego pracował jako bibliotekarz w bibliotece w Kole Młodzieży Katolickiej. Udzielał się również w Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”. Pasjonował się fotografią. Wiedzę o robieniu zdjęć i konstruowaniu aparatów fotograficznych czerpał z książek. Był samoukiem.
W swoim domu miał pokaźny księgozbiór. Robił zdjęcia zarówno na użytek domowy jak i dla lokalnej prasy rolniczej. Nawet wybuch wojny nie przerwał jego zamiłowania do fotografii.
W wieku 35 lat poślubił Wiktorię Niemczak, która była od niego młodsza o 12 lat. Oboje należeli do Spółdzielni w Markowej. Żona Józefa ukończyła kursy Uniwersytetu Ludowego. Małżeństwo doczekało się szóstki dzieci: Franka, Stanisławy, Basi, Władysława, Antoniego i Marii. W momencie śmierci małżonkowie spodziewali się siódmego dziecka. Opieka nad potomstwem tylko częściowo ograniczyła działalność społeczną Józefa i Wiktorii.
Przed II wojną światową Markowa była jedną z najlepiej rozwijających się i największych polskich wsi. W tym czasie miejscowość tą zamieszkiwało 4,5 tysiąca osób, w tym 120 Żydów.
II wojna światowa
Wraz z wkroczeniem wojsk niemieckich we wrześniu 1939 roku, dla mieszkańców Markowej nastał trudny czas. Szczególne powody do obaw mieli Żydzi. Niemcy masowo wyłapywali wyznawców religii mojżeszowej. Oprawcy rozstrzeliwali Żydów i zakopywali ich zwłoki na polu przeznaczonym do grzebania padłych zwierząt gospodarskich. Ulmowie niemal codziennie byli świadkami kaźni markowskich Żydów. To wstrząsnęło nimi do głębi.
W międzyczasie, 15 października 1941 roku Generalny Gubernator Hans Frank wydał rozporządzenie, na mocy którego Polacy, udzielający Żydom schronienia, karani byli śmiercią. Rozporządzenie obejmowało również karę śmierci dla wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób udzielali Żydom pomocy. Podobna kara miała spotykać tych, którzy nie donieśli władzom niemieckim o ukrywających się Żydach.
Józef Ulma i jego żona, poruszeni tragedią swoich żydowskich współbraci, postanowili im pomóc. Żydzi, w akcie desperacji, ukrywali się w lesie za wsią w prowizorycznych ziemiankach.
W 1942 roku Józef pomógł kilku żydowskim kobietom – Ryfce, jej córkom i wnuczce przy budowie ziemnego schronienia. Ponadto Ulmowie dostarczali uciekinierkom żywność i inne artykuły pierwszej potrzeby. Wydawało się, że Żydówki są całkowicie bezpieczne. Niezupełnie.
Kryjówkę Ryfki i jej bliskich odkrył przypadkiem funkcjonariusz niemieckiej żandarmerii Konstanty Kindler – folksdojcz z Wielkopolski, który przedtem służył w granatowej policji. Wszystkie ukrywające się kobiety natychmiast zastrzelił. Niemcy nie wiedzieli, że ukrywającym się Żydówkom pomagali Ulmowie. Gdyby jednak tak się stało, historia bohaterów niniejszego artykułu potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Uciekinierzy u drzwi
Którejś nocy ktoś zastukał do drzwi domu Ulmów. Gdy Józef otworzył drzwi, zobaczył w nich Szallów – ojca i czterech synów. Józef Ulma bez wahania udzielił im schronienia. Ulmowie znali Szallów jeszcze sprzed wojny, ponieważ zajmowali się handlem bydłem i często przyjeżdżali do Markowej w interesach. Jak to się stało, że zapukali oni do domu Ulmów? Otóż Szallowie, w pełni świadomi grożącego im niebezpieczeństwa, postanowili szukać bezpiecznego schronienia. Początkowo znaleźli je u granatowego policjanta z Łańcuta – Włodzimierza Lesia (Ukraińca z pochodzenia). Ponadto, aby się zabezpieczyć na przyszłość, oddali mu w zarząd swój majątek. Któregoś dnia, policjant Leś, przerażony konsekwencjami jakie groziły za ukrywanie Żydów, wypędził Szallów z domu. Musieli oni szukać schronienia gdzie indziej. I w ten oto sposób znaleźli się w gospodarstwie Ulmów. Zamieszkali na poddaszu. Jednak nie tylko oni ukryli się u Ulmów. Oprócz nich schronienie znalazła również rodzina Chaima Goldmana z Markowej – Gołda Grünfeld i Lea Didner z małą córeczką. One również ukryły się na strychu.
Niestety, ani gospodarze ani ukrywani przez nich Żydzi nie zabezpieczyli się przed możliwością wykrycia przez Niemców. Młodzi Szallowie chętnie pomagali Józefowi Ulmie w obejściu, głównie przy garbowaniu skór, które później sprzedawali. Dzięki temu domownicy byli w stanie się utrzymać. Bardzo ułatwiało to życie Ulmom, którzy ledwo wiązali koniec z końcem. Wszyscy liczyli na to, że doczekają końca wojny. Jednak historia bohaterskiej rodziny szybko znalazła swój tragiczny finał
Śmierć
Ulmowie i ukrywani przez nich Żydzi przetrwali do wiosny 1944 roku. Wówczas doszło do tragicznych w skutki wydarzeń. Granatowy policjant Włodzimierz Leś wciąż był nachodzony przez Szallów, którzy domagali się zwrotu należnego im majątku. Leś zawłaszczył go sobie i nie zamierzał oddawać prawowitym właścicielom. Szallowie, nie mogąc uzyskać zgody na zwrot majątku, domagali się od Lesia w zamian któregoś z jego majątków. Chciwy policjant postanowił raz na zawsze się ich pozbyć. Nie wiedział jednak gdzie się znajdują. Szybko jednak znalazł sposób, aby się dowiedzieć. Pod pretekstem zrobienia sobie zdjęcia, udał się do domu Ulmów.
W rzeczywistości sprawdzał czy ukrywani tam są Żydzi. Natychmiast doniósł na Ulmów i ukrywanych Żydów Niemcom. Dowódca posterunku Żandarmerii niemieckiej (w składzie Policji Porządkowej) w Łańcucie porucznik Eilert Dieken natychmiast zorganizował ekspedycję karną. W jej skład weszło pięciu żandarmów i od czterech do sześciu granatowych policjantów.
Z dokumentów znamy nazwiska tylko trzech funkcjonariuszy: Michael Dziewulsky, Erich Wilde i Joseph Kokott (folksdojcz z Czechosłowacji). Istnieją dokumenty, które wskazują również na zastępcę Eilerta – sierżanta Gustawa Unbehenda jako uczestnika tej ekspedycji. Znane są nazwiska tylko dwóch granatowych policjantów: Włodzimierza Lesia i Eustachego Kolmana. Pozostałe nazwiska ani personalia zabójców Ulmów nie są znane.
Nocą z 23 na 24 marca 1944 roku czterech polskich furmanów otrzymało wezwanie na posterunek Żandarmerii w Łańcucie. Gdy się stawili otrzymali rozkaz przewiezienia niemieckich Żandarmów i granatowych policjantów do pobliskiej wsi. Nim nastał świt około 1.00 nad ranem powozy dotarły do Markowej w pobliżu domu Ulmów. Porucznik Dieken kazał furmanom pozostać na uboczu. Sam natomiast z podwładnymi ruszył w stronę zabudowań. Granatowym policjantom kazał obstawić gospodarstwo. Żandarmi niespodziewanie wtargnęli do domu Ulmów. Ruszyli na poddasze. Tam zastrzelili śpiących dwóch braci Szallów i Gołdę Goldman. Niedługo potem Dieken kazał przyprowadzić polskich furmanów do gospodarstwa Ulmów. W tym samym czasie żandarmi wywlekli przed dom starego Szallę i jego dwóch synów, Leę Didner z córeczką oraz całą rodzinę Ulmów. Najpierw Niemcy zastrzelili piątkę Żydów. Następnie kule dosięgły Józefa Ulmę i jego żonę Wiktorię, która w momencie śmierci zaczęła rodzić. Strzałom towarzyszył lament i płacz dzieci Ulmów. Początkowo oprawcy nie wiedzieli co z nimi zrobić. Ostatecznie dowódca ekspedycji podjął decyzję, aby je również zastrzelić. Na oczach polskich woźniców Niemcy zamordowali: 8 – letnią Stanisławę, 6 – letnią Basię, 5 – letniego Władysława, 4 – letniego Franciszka, 3 – letniego Antoniego i półtoraroczną Marię. W czasie kaźni jeden z żandarmów, Joseph Kokott krzyczał: „Patrzcie jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”.Gdy umierali ostatni członkowie rodziny Ulmów, na miejsce kaźni przybył sołtys Markowej – Teofil Kielar z kilkoma ludźmi do pomocy przy pochówku ofiar zbrodni. Gdy tylko umilkły strzały, podszedł do porucznika Diekena i zapytał go dlaczego zamordowano również dzieci. Niemiec z nonszalancją i udawaną troską w głosie odpowiedział: „Żeby wasza gromada nie miała z nimi kłopotu.” Dieken kazał wrzucić ciała zamordowanych 17 osób do wykopanej masowej mogiły. Przy tym surowo zakazał chowania zwłok w trumnach. Następnie hitlerowcy przystąpili do obrabowywania gospodarstwa. Zrabowane dobra nie mieściły się na cztery furmanki, więc Dieken rozkazał przysłać jeszcze dwie z Markowej. Na koniec oprawcy urządzili sobie libację alkoholową. Niedługo potem, wraz z furmankami pełnymi zrabowanych dóbr, odjechali do Łańcuta. Na mieszkańców Markowej – Polaków i Żydów początkowo padł blady strach. Wszyscy bali się podzielić los Ulmów i ich podopiecznych. Ponieważ Niemcy nie wysłali kolejnej ekspedycji karnej, wszyscy odetchnęli z ulgą.
21 Żydów z Markowej przeżyło II wojnę światową dzięki pomocy miejscowych Polaków.
Powojenne upamiętnienie Ulmów
Pod osłoną nocy grupa mieszkańców wsi potajemnie, wbrew zakazowi Niemców, wykopała ciała Ulmów i Żydów z masowej mogiły i umieściła ich doczesne szczątki w osobnych trumnach. Zwłoki ponownie zakopano w tym samym grobie. Podczas powojennej ekshumacji w 1945 roku łatwiej było zidentyfikować zwłoki w trumnach. Ulmowie spoczęli na cmentarzu parafialnym w Markowej. Z kolei ciała zamordowanych Żydów ekshumowane zostały w 1947 roku. Ostatecznie spoczęły na Cmentarzu Ofiar Hitleryzmu w Jagielle – Niechciałkach.
W 1995 roku Józef Ulma i jego żona Wiktoria otrzymali tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Stało się to dopiero wiele lat po zakończeniu wojny. Wśród żywych nie było Żyda, który mógłby zaświadczyć o bohaterstwie Ulmów.
17 marca 2003 roku biskup Pelplina Jan Bernard Szlaga rozpoczął proces beatyfikacyjny 102 polskich męczenników II wojny światowej. W tej grupie znalazła się również rodzina Ulmów- Józef, Wiktoria i szóstka ich dzieci. Etap diecezjalny beatyfikacji dobiegł końca w 2011 roku. 20 lutego 2017 roku Kongregacja Spraw Kanonicznych pozwoliła diecezji przemyskiej przejąć proces beatyfikacyjny rodziny Ulmów.
W międzyczasie 24 marca 2004 roku w Markowej odsłonięty został pomnik Ulmów. W 2010 roku prezydent RP Lech Kaczyński przyznał Józefowi i Wiktorii Ulmom Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.
Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej
23 marca 2012 roku podpisany został akt erekcyjny budowy Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej. Powstało w Markowej. Jego patronami stali się Ulmowie. Muzeum zostało uroczyście otwarte 17 marca 2016 roku w obecności prezydenta RP Andrzeja Dudy. Muzeum Polaków Ratujących Żydów jest oddziałem Muzeum – Zamku w Łańcucie.
Obecnie wciąż trwa debata na temat stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej. Wiąże się ona z nowelizacją ustawy o IPN. W związku z padającymi raz po raz oskarżeniami Polaków o antysemityzm i współudział w Holocauście, rząd RP zaprosił zagranicznych dziennikarzy do Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów. To tutaj świat usłyszał o Ulmach i innych polskich bohaterach, którzy, często ryzykując życiem, ocalili od Zagłady wielu Żydów.
Od niedawna w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, w ramach wystawy stałej, można oglądać ekspozycję poświęconą bohaterskiej rodzinie Ulmów z Markowej.
Odpowiedzialność zabójców
A jak wyglądały powojenne losy uczestników ekspedycji karnej do Markowej? Z dziesięciu osób, które wzięły udział w zabójstwie Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów, tylko nieliczni ponieśli odpowiedzialność karną. Większość zabójców Ulmów w spokoju dożyła swoich dni.
Policjant Włodzimierz Leś, sześć miesięcy po tragedii w Markowej, we wrześniu 1944 roku został zastrzelony przez AK z wyroku sądu Polskiego Państwa Podziemnego.
Joseph Kokott, zabójca dzieci Ulmów, przez wiele lat po wojnie ukrywał się na terenie Czechosłowacji. W 1957 roku został namierzony i aresztowany. W ramach ekstradycji trafił do Polski. W 1958 roku stanął przed sądem w Rzeszowie. W czasie procesu przyznał się tylko do zabójstwa jednego Żyda. Zasłaniał się rozkazami przełożonych. Początkowo został skazany na karę śmierci. Jednak Rada Państwa PRL skorzystała z prawa łaski. Zmieniła karę na dożywocie. Ostatecznie żandarma skazano na 25 lat więzienia. Odsiedział tylko 22 lata. Kokott zmarł w więzieniu w 1980 roku.
Dowódca posterunku żandarmerii w Łańcucie – porucznik Eilert Dieken przez długie powojenne lata skutecznie unikał wymiaru sprawiedliwości. Co więcej, pracował jako inspektor policji w Essen w RFN. Dopiero w latach 60 władze niemieckie podjęły śledztwo w sprawie popełnionych przez niego zbrodni na terenie okupowanej Polski. Jednak nim udało się im postawić Diekena w stan oskarżenia, były dowódca ekspedycji karnej zmarł w 1969 roku z przyczyn naturalnych jako człowiek wolny.
Losy żandarmów Michaela Dziewulskiego i Ericha Wildego pozostają nieznane do dziś.
Dlaczego Ulmowie pomogli Żydom?
Aby zrozumieć motywy, którymi kierowali się Ulmowie ukrywając Żydów, warto by przyjrzeć się kilku faktom. Józef i Wiktoria byli ludźmi głębokiej wiary. Uczestniczyli w życiu Kościoła. W trakcie przeszukiwania domu Ulmów znaleziono Biblię. Józef Ulma lub jego żona podkreślili w niej dwa cytaty: „Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie” (Łk 10, 30 – 37) oraz „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie?” (Mt 5, 38 -48).
Ulmowie kierowali się miłością bliźniego i współczuciem. Wiedzieli, że zaniechanie pomocy to wyrok śmierci dla Żydów, których Niemcy wyjęli spod prawa. Doskonale zdawali sobie sprawę z konsekwencji, jakie groziły za pomoc wyznawcom religii mojżeszowej. Mimo to, gdy do ich drzwi zapukali Szallowie i Goldmanowie, nie zawahali się im pomóc. Za ten akt miłosierdzia Ulmowie zapłacili najwyższą cenę. Są dobrym wzorem do naśladowania.
Tragiczny los Józefa Ulmy i jego bliskich stał się symbolem martyrologii Polaków, którzy zostali zamordowani przez Niemców tylko dlatego, że w czasie Holocaustu pomogli swoim żydowskim współobywatelom.