Rozgromienie bolszewików pod Warszawą w roku 1920 uratowało litewską niepodległość, taki pogląd panuje nie tylko wśród historyków, ale zaczyna wkradać się do świadomości zbiorowej, sądzi dyrektor Litewskiego Instytutu Historycznego Rimantas Miknys.
Autor: Antoni Radczenko
Przez dłuższy okres wśród litewskich historyków, Cud nad Wisłą pozostawał w cieniu zajęcia Wilna przez „zbuntowane” oddziały Lucjana Żeligowskiego. „Tu trzeba rozgraniczyć historiografię oraz kolektywną pamięć historyczną. W danej chwili są różne zdania na ten temat. Jednak przez pewien czas historiografia oraz pamięć zbiorowa w tej kwestii były zgodne. Bo patrzyło się przez pryzmat stosunków polsko-litewskich i towarzyszących mu napięć. To było takie bardzo wąskie podejście. Oczywiście wszyscy byli zgodni, że ta bitwa w kontekście europejskim była czymś ważnym, ponieważ zatrzymano bolszewików. Natomiast w świadomości powszechnej panował pogląd, że bezpośredniej korzyści dla Litwy nie było, ponieważ kontynuacją tego zwycięstwa była operacja Żeligowskiego” – powiedział portalowi zw.lt Miknys.
Sytuacja zaczęła się zmieniać w latach 90-tych. Wtedy historycy docenili fakt, że rozbicie bolszewików pod Warszawą nie pozwoliło na utwierdzenie się komunistom na Litwie, Litwa stała się podmiotem prawa międzynarodowego i została uznana za suwerenne państwo. Nie patrząc nawet na to, że Wilno pozostało poza granicami Litwy. „Obecnie ta kwestia jest rozpatrywana w bardziej szerszym kontekście. Po odsunięciu bolszewików z Europy, Litwa znalazła się w strefie, w której mogła działać samodzielnie. Oczywiście, były napięcia z sąsiadami. Jednak odbierane to jest, jako coś pozytywnego” – zaznaczył litewski historyk.
W świadomości zbiorowej nadal jest sporo stereotypów z okresu międzywojennego, kiedy stosunki polsko-litewskie sprowadzały się do kwestii przynależności państwowej Wilna. Zdaniem historyka, pewien zwrot w świadomości nastąpił po roku 2004, kiedy Litwa i Polska stały się członkami Unii Europejskiej i NATO. Miknys jest przekonany, że lata 2004 – 2011 były najbardziej owocne do obalania zaistniałych mitów i stereotypów. „Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że rozmawiając z nowym pokoleniem historyków – pogląd na te sprawy się zmienił. Bo świadomość zbiorowa przychodzi ze szkoły lub rodziny. Tam również zachodzą zmiany. Pamiętam, że w latach 90-tych nastawienie było całkiem inne. Wtedy na wszystko patrzyło się przez pryzmat. Oczywiście, dotyczy to tylko pewnej grupy, ale zmiany na lepsze są widoczne” – podkreślił Miknys.
Co prawda, w ostatnich latach, po ochłodzeniu stosunków między Wilnem i Warszawą, znów pojawiły się radykalne poglądy. Nie mają już jednak takiej siły, co wcześniej.
15 sierpnia 1920 roku Armia Czerwona została rozbita pod Warszawą. Ambasador brytyjski w przedwojennej Polsce – lord Edgar Vincent D’Abernon nazwał ją już w tytule swej książki „Osiemnastą decydującą bitwą w dziejach świata”. W jednym z artykułów opublikowanych w sierpniu 1930 r. pisał: „Współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej docenione… Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem wątpliwości, iż z upadkiem Warszawy środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji (…). Zadaniem pisarzy politycznych… jest wytłumaczenie europejskiej opinii publicznej, że w roku 1920 Europę zbawiła Polska”.
Natomiast Francuski generał Louis Faury w jednym z artykułów w 1928 r. porównał Bitwę warszawską do Bitwy pod Wiedniem: „Przed dwustu laty Polska pod murami Wiednia uratowała świat chrześcijański od niebezpieczeństwa tureckiego; nad Wisłą i nad Niemnem szlachetny ten naród oddał ponownie światu cywilizowanemu usługę, którą nie dość oceniono”.
Antoni Radczenko – dziennikarz, redaktor naczelny portalu Radia znad Wilii – zw.lt.
Artykuł publikujemy w ramach współpracy z portalem Radia znad Wilii zw.lt.
Oryginalną wersję artykułu można znaleźć tu.