Po poniesieniu znacznych strat, które publicznie potwierdził w rozmowie z zachodnimi mediami nawet kremlowski rzecznik Dmitrij Pieskow, armia rosyjska stara się ograniczać front aktywnych działań wojennych. Przymusowe wycofanie się w wyniku nieudanej ofensywy z kijowszczyzny i czernihowszczyzny ujawniło rosyjskie zbrodnie wojenne w Buczy, Irpieniu, Borodziance i innych miejscowościach, co świadczy o okrucieństwach, jakie agresor jest gotów popełnić i popełnia na tymczasowo okupowanych terytoriach. Teraz oficjalni przedstawiciele strony rosyjskiej deklarują koncentrację sił na odcinku wschodnim w celu „wyzwolenia” Donbasu. Możliwość takich planów jest dostrzegana w Pentagonie i dobrze rozumiana w ukraińskim Sztabie Generalnym.
Autor: Pawło Łodyn
Politycznym tłem potencjalnego przeformatowania frontu wojny były apele przywódców grup terrorystycznych na Donbasie o przyłączenie się do Rosji. Jednak właściwy komitet Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej stwierdził, że taki krok jest wciąż „przedwczesny”. Podobne życzenia wyraziła Osetia Południowa, twierdząc, że chce przeprowadzić „referendum”, podczas gdy Abchazja dotychczas zrezygnowała z takiej inicjatywy.
Według Jewhena Mahdy, dyrektora kijowskiego Instytutu Polityki Światowej, geopolityczne gry wokół ewentualnego przystąpienia Abchazji czy Osetii Północnej do Rosji są próbą zrekompensowania niepowodzeń armii rosyjskiej. Na pierwszy plan wysuwają się próby ekspansji rosyjskiego terytorium kosztem wcześniej okupowanych terytoriów Gruzji, co zresztą powoduje, że dziwi bierność władz gruzińskich, biorąc pod uwagę transfer większości rosyjskiego kontyngentu wojskowego z Kaukazu Południowego. Podobnej sytuacji nie należy spodziewać się w Górskim Karabachu. W przypadku tzw. samozwańczych „Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej” okupant postawił sobie za cel, aby jego marionetki znalazły się w granicach administracyjnych poszczególnych regionów Ukrainy. To „zwycięstwo” Kremla, które zamierza „sprzedać” własnej ludności i wykorzystać w negocjacjach z Kijowem. Ponadto dla Moskwy strategicznie ważne jest, aby woda trafiała na okupowany Krym. Dlatego też, Rosja będzie próbowała nie tylko zdobyć męczeńskie miasto Mariupol, ale także dotrzeć do granic obwodów donieckiego i ługańskiego, by dopiero potem rozpocząć prawdziwy proces negocjacyjny. Obecnie pozycja negocjacyjna Rosji jest słaba, potrzebuje ona przynajmniej pewnego sukcesu militarnego w tzw. „specjalnej operacji wojskowej”, którą ogłosił Putin 24 lutego.
Nie ma jednoznacznej reakcji na rosyjską inwazję na pełną skalę w okupowanym Naddniestrzu – w sensie prawnym, integralnej części Mołdawii. Mimo obecności na jego obszarze stałej grupy wojsk rosyjskich (a sama „armia naddniestrzańska” znajduje się pod rosyjskim dowództwem), ani w 2014, ani teraz nie wydaje się, że „władze” w Tyraspolu chcą być zaangażowane w wojnę w Ukrainie. Lokalne kierownictwo, które oprócz wpływów rosyjskich jest kontrolowane przez lokalny holding Sheriff, chce utrzymać status quo w „szarej strefie” ze wszystkimi osobliwościami życia politycznego i gospodarczego. W rzeczywistości udany opór ukraińskich Sił Zbrojnych, który uniemożliwia okupantowi posuwanie się w szczególności na południe, jest dziś zabezpieczeniem pozwalającym mieszkańcom okupowanego regionu Mołdawii (a wraz z nim całego sąsiedniego kraju) nie brać jeszcze udziału w krwawej konfrontacji, która rozpoczęła się w Ukrainie.
Rosyjskie media zwracają uwagę, że władzom na Kremlu udało się powtórzyć tzw. „konsensus krymski” z 2014 roku. Świadczą o tym aktualne oceny socjologiczne Putina i jego siły politycznej. Niewykluczone, że taką carte blanche może zastosować Kreml, gdzie mimo początkowej porażki własnej armii, wciąż marzenia o imperium nie przygasły, rozsiewając wśród ludności to propagandowe szaleństwo. Rosyjskie prawo pozwala prezydentowi na zainicjowanie referendum w sprawie traktatów międzynarodowych, które może być wykorzystane do ambitniejszego celu proklamowania nowego Państwa Związkowego (zwłaszcza, że w tym roku przypada 100. rocznica powstania Związku Sowieckiego). Jego potencjalne kontury mogą obejmować tworzone przez dziesięciolecia quasi-republiki w byłym obszarze radzieckim i Białorusi, które Rosja próbuje wchłonąć. Jest jednak w tym jedna istotna przeszkoda – opór armii ukraińskiej i całego narodu ukraińskiego. Opór, który może być ostatnim gwoździem do trumny idei Putina o nowym/starym imperium.
Pawło Łodyn – politolog, dyrektor wykonawczy Centrum Narracji Politycznych Demokracji; korespondent portalu „Obserwator Międzynarodowy” w Ukrainie