Jest Wigilia Bożego Narodzenia. Rok 1914. Okopy na przedpolach miasta Ypres w Belgii. Przenikliwe zimno, wilgoć, nogi nieustannie zanurzone w kałuży błota. Już piąty miesiąc trwają walki pomiędzy wojskami alianckimi a żołnierzami niemieckimi. Potyczki nie przyniosły korzyści bojowych żadnej ze stron, tylko straty w ludziach. Mrok ciszy nagle niespodziewanie przerywa dźwięk, tak obcy odgłosom pocisków, dźwięk śpiewu. Czy to możliwe? Czy to jawa czy sen? W ciemności bije blask świec. Żołnierze podejrzewają podstęp. Po chwili rozpoznają melodię kolędy „Cicha noc”. Zaczynają wtórować, ale w swoim języku. Po chwili jakaś postać wynurza się z mroku, trzyma choinkę udekorowaną zapalonymi świecami. Zbliża się powoli. Żołnierze w okopach śledzą każdy ruch postaci. Ręce zaciskają się na karabinach. Palce gotowe przycisnąć spust. Nikt jednak nie odważa się na strzał. Czas zatrzymał się w miejscu…
Tło wydarzenia
Pierwsze bitwy I wojny światowej rozpoczęły się 28 lipca 1914 roku. Do walki o Europę stanęły naprzeciw siebie armie dwóch wrogich sobie obozów: Aliantów (Wielka Brytania, Francja i Rosja oraz ich liczni sojusznicy) i Państw Centralnych (Niemcy, Austro-Węgry i Włochy). Na froncie zachodnim żołnierze cesarza Wilhelma II mieli za zadanie pokonać jak najszybciej wojska francusko-brytyjskie i wejść do stolicy Francji. To miała być szybka wojna, której zakończenie przewidywano przed nadejściem zimy. Zgodnie z planem Schliffena uderzyli przez neutralną Belgię. Ta opowiedziała się po stronie aliantów. Wzajemne szturmy na wrogie okopy za każdym razem kończyły się masakrą. Był jeszcze inny zabójca. Zimno. Wskutek obfitych opasów ziemia nie przejmowała już wody. Żołnierze nieustannie stali w kałużach błota. Na stopach pojawiały się ropiejące rany. Odpadały obumarłe palce. Gangrena zbierała swoje żniwo. Sytuacja na froncie nie ulegała zmianie. Za to obie strony konfliktu traciły kolejnych żołnierzy. W czasie pierwszej bitwy pod Ypres obie strony usiłowały przełamać pat na froncie przy użyciu artylerii i lotnictwa. Jednak tylko w niewielkim stopniu wpłynęły one na zmianę sytuacji. Przybywało natomiast zabitych
i rannych. Żołnierze po obu stronach barykady to w większości byli młodzi ludzie, którzy po raz pierwszy stanęli do walki. Okopy stanowiły jedyną ochronę przed kulami. Ktokolwiek odważył się na ich opuszczenie ryzykował życiem. Tygodnie mijały, a oni tkwili w tych długich, niekończących się dołach, marząc o swoich domach i bliskich. Spadało morale. Po niespełna pięciu miesiącach krwawych walk pozycyjnych w grudniu 1914 żołnierze zaczęli zastanawiać się nad sensem toczonej wojny. Aparat propagandy po obu stronach konfliktu nieustannie wzniecał uczucia nienawiści do wroga. Pojawiały się karykatury niemieckich żołnierzy, na których w bestialski sposób mścili się na kobietach i dzieciach. Chodziło o kolejny argument, żeby niszczyć wroga. Były tez i inne głosy. Papież Benedykt XV wystosował apel do polityków, reprezentujących walczące strony, aby zawiesili działania wojenne i pojednali się na czas zbliżających się świąt. Jego orędzie pozostawało jednak bez echa. Mimo to, przez jedną chwilę, zwyciężył humanizm, najprostszy odruch człowieka, który tak w głębi serca pragnie uniknąć cierpienia i nie chce zadać bólu drugiemu człowiekowi. Okazało się, że zwykli żołnierze tak po prostu zapragnęli, choć na chwilę, zapomnieć o konflikcie i poddali się czarowi świąt. Ostrożnie opuścili okopy i symbolicznie uścisnęli dłoń wroga.
Frontowa Gwiazdka 1914
Nadeszła noc 24 grudnia. O zmierzchu zapanowała cisza. Żołnierze, pogrążeni we wspomnieniach, ze wzruszeniem patrzyli na pomięte fotografie swoich bliskich. Tęsknili za ciepłem domowego ogniska, ukochanymi żonami, dziećmi, narzeczonymi. Nagle zadumę alianckich żołnierzy przerwał cichy dźwięk melodii. Zdumienie. Czyżby to jakiś podstęp ze strony Niemców? Nie wolno dać się zwieść. Wszyscy w gotowości wpatrują się w linie wroga. Skostniałe ręce zaciskają się na karabinach. Nic podejrzanego. To jeszcze gorsze walczyć z niewidzialnym wrogiem. Serce wali w piersiach. Po chwili małe rozprężenie. To tylko kolęda „ Cicha Noc” po niemiecku. Ktoś nieśmiało zaczyna nucić po angielsku. Inni dołączają. Teraz już głośniej, pewniej. To tylko kolęda. Zdziwieni Niemcy śpiewają jeszcze głośniej. Za chwilę echo niesie śpiew kolejnej kolędy „ O Come All Ye Faithful”, tym razem po angielsku. Niemcy nie pozostają bez odpowiedzi. Natychmiast przyłączają się śpiewając jej łacińską wersję „ Adeste Fideles”. Przedziwna scena- oto wśród ciemnej nocy z głębi przeciwległych okopów rozchodzi się śpiew, trochę zachrypły, nierówny, ale jakże przejmujący, przepełniony tęsknotą. Nagle z mroku powoli wyłania się postać. Jej twarz oświetlona płomieniem świec, które przyozdabiają małą choinkę. Podnosi drzewko do góry, pokazując pokojowe zamiary. Powoli stąpa po ziemi. Każdy jego krok jest bacznie obserwowany przez Alianckich żołnierzy. Nikt jednak nie ośmiela się przerwać tej chwili jakimś nagłym ruchem. W połowie drogi zatrzymuje się. Czeka. W okopach alianckich poruszenie.
Co zrobić? Przez myśl przechodzi podejrzenie. Może to pułapka? Za chwilę ktoś nieśmiało podnosi głowę. Wspina się na górę. Koledzy obserwują. Z przeciwległych okopów wychodzą inni niemieccy żołnierze. Alianci dołączają. Zaczęło się od zwykłych szeregowych żołnierzy i podoficerów. W ślad za nimi poszli oficerowie. Spojrzeli sobie w oczy. Pierwszy Niemiec wyciąga rękę. Uścisk dłoni. Po chwili kolejni powtarzają gest. Coś niezwykłego dzieje się na tym polu pełnym błota i ciał poległych przyjaciół. Słychać szepty nieśmiałych rozmów. Trochę kurtuazji. Cóż powiedzieć? Przed momentem znienawidzony wróg, teraz człowiek z krwi i kości, prawdziwy, współcierpiący. Te same tęsknoty, pragnienia, samotność. Wszyscy stracili jakichś przyjaciół. Rozejrzeli się dookoła. To był naturalny odruch. Dług wobec poległych. Zachować resztki człowieczeństwa. Akt miłosierdzia wobec zmarłych. Pogrzebać swoich współtowarzyszy. W milczeniu żołnierze kopią wielki, zbiorowy grób. Każdy z poległych złożył największą ofiarę-jedną z własnego życia, podzielił ten sam los. Spoczęli więc w jednym grobie. Dla tych, co odeszli, to już było bez znaczenia- wojna, polityka. Wraz ze śmiercią umarły ich marzenia. Oni już zapłacili cenę. Nad grobem żołnierze wspólnie odśpiewali psalm 23. Na koniec wojskowi złożyli sobie życzenia świąteczne.
Alianci, idąc za przykładem Niemców, przystroili swoje okopy ozdobami i lampkami świątecznymi. Oficerowie uzgodnili, że rozejm potrwa do godziny 8.30 drugiego dnia świąt. Potem wymienili się symbolicznymi podarunkami. Niemcy podarowali Brytyjczykom beczkę piwa. Ci odwdzięczyli się Niemcom śliwkowym puddingiem. Szeregowi żołnierze również wymieniali się podarkami: słodyczami, papierosami oraz innymi „cennymi” przedmiotami i odwiedzali się nawzajem w okopach. Ponadto wojskowi pokazywali sobie nawzajem zdjęcia swoich bliskich
i opowiadali czym się zajmowali przed wojną. Rozegrany został też mecz piłki nożnej, który wygrali Niemcy 3:2. Grali dopóki piłka nie została przebita przez drut kolczasty. Nie zabrakło też wspólnych pamiątkowych zdjęć na ziemi niczyjej. Nie minęła noc, a połowa frontu alianckiego bratała się z Niemcami.
W rozejmie uczestniczyły jednostki takie jak: 6th Gordon Highlanders, Londyńska Dywizja Strzelców oraz 5 Dywizja, którą sformowano w Manchesterze i Devonshire oraz żołnierze z Westminster. Ze strony niemieckiej w tym wyjątkowym wydarzeniu udział wzięły oddziały z Saksonii. Oprócz Brytyjczyków z Niemcami bratali się również niektórzy Francuzi, Belgowie i Hindusi. Na wielu odcinkach frontu rozejm trwał trzy dni. Zdarzały się też i takie przypadki, że żołnierze brytyjscy i niemieccy nie walczyli ze sobą aż do rozpoczęcia Nowego Roku. Rozejm między Szkotami a Niemcami trwał do 3 stycznia 1915 roku. Żołnierze walczących stron stali się sobie bliscy i zaczęli tworzyć swoistą wspólnotę. To, co wydarzyło się w tamtych dniach, bardzo zaniepokoiło naczelne dowództwo zwaśnionych stron. Stawało się jasne, że za moment sytuacja wymknie się spod kontroli i żołnierzy nie będzie można zmusić ponownie do walki. Należało ukrócić ten precedens wszelkimi możliwymi sposobami.
Reakcje naczelnych dowódców alianckich i niemieckich
Naczelni dowódcy wojsk alianckich i niemieckich (głównie generałowie Helmut von Moltke Młodszy i Erich von Falkenhayn) byli całkowicie przeciwni świątecznemu zawieszeniu broni, gdyż widzieli, że osłabia to morale żołnierzy i może nie uda się ponownie wskrzesić ducha walki. Na domiar złego dzienniki największych gazet publikowały artykuły szeroko opisując niezwykłe wydarzenia z okolic Ypres. Należało działać jak najszybciej, zanim opinia publiczna będzie wywierała nacisk na polityków. Ruszyła ogromna machina propagandowa. Także lokalni dowódcy robili wszystko, aby wyperswadować żołnierzom bratanie się z wrogiem. Brytyjskie naczelne dowództwo planowało przeprowadzić dochodzenie i wymierzyć karę. Nigdy do tego jednak nie doszło.
Sytuacja była bardzo trudna i złożona. Zbyt wielu ludzi brało udział w tym procederze. Choć starsi rangą oficerowie brytyjscy i niemieccy usiłowali zakończyć rozejm, żołnierze nie zamierzali strzelać do swoich nowych przyjaciół. Jednak naczelne dowództwo obu walczących armii było nieugięte. Na rozkaz generałów na jednym z odcinków frontu rozejm dobiegł końca 26 grudnia o 8.30. Z nieprzyjacielskich okopów wychylili się oficer niemiecki i brytyjski. Ukłonili się sobie nawzajem i zasalutowali. Następnie każdy z nich oddał strzały w powietrze, które oznajmiły początek bitwy. Na innych odcinkach frontu atmosferę pojednania przerwali snajperzy obu armii, którzy zaczęli strzelać do żołnierzy, którzy próbowali przechodzić na drugą stronę okopów. Choć rozejm między Niemcami a Szkotami skończył się o 8.30 żołnierze nie spieszyli się z chwyceniem za broń. Doszło nawet do krótkotrwałego buntu w 107 Saksońskim Pułku Piechoty. Nie mogąc zmusić pojednanych żołnierzy do walki z wrogiem, naczelni dowódcy zdecydowali o wycofaniu pogodzonych ze sobą oddziałów z frontu i odizolowanie ich od reszty armii oraz społeczeństwa. Na miejsce Saksończyków zostały przysłane świeże, doborowe oddziały z Prus. Obie strony zwiększyły też barierę nienawiści. Przez resztę wojny oficerowie niemieccy i alianccy starali się nie dopuścić do powtórki bożonarodzeniowego zawieszenia broni z grudnia 1914 roku na taką skalę. Grozili sądem polowym i egzekucją.
Również nie wszyscy szeregowi żołnierze zamierzali pojednać się z nieprzyjacielem. Wśród nich był młody ochotnik Adolf Hitler z 16 Rezerwowego Bawarskiego Pułku Piechoty. Przyszły kanclerz III Rzeszy uważał, że bratanie się z wrogiem jest dyshonorem dla niemieckiego żołnierza. W grudniu 1914 roku za swoją postawę został odznaczony Krzyżem Żelaznym II klasy.
Wkrótce po bożonarodzeniowym rozejmie naczelnym dowódcą sił brytyjskich we Francji został generał Douglas Haig, który skutecznie wzbudził w żołnierzach brytyjskich instynkt walki i wszelkie przejawy bratania się z wrogiem karał śmiercią. Z kolei każdy niemiecki żołnierz za podobny czyn automatycznie stawał się zdrajcą ojczyzny i groziło mu rozstrzelanie. W czasie drugiej bitwy o Ypres w 1915 roku Niemcy po raz pierwszy użyli gazów bojowych. W 1916 roku doszło do krwawej bitwy nad Sommą, w czasie której armia niemiecka i brytyjska poniosły ogromne straty. Wojna stawała się coraz bardziej krwawa i bezosobowa. Postępująca brutalizacja konfliktu sprawiła, że takie pojednanie prostych żołnierzy po obu stronach barykady jak w grudniu 1914 roku już nigdy się nie powtórzyło.
Mimo upływu lat, to niezwykłe wydarzenie zapadło głęboko w pamięć wielu ludzi na całym świecie i doczekało się licznych upamiętnień. Stało się też inspiracją dla artystów.
Pamięć o bożonarodzeniowym rozejmie
Bożonarodzeniowe zawieszenie broni z 1914 roku zostało pokazane między innymi w teledysku Paula McCartney’a z 1983 roku do jego piosenki zatytułowanej „Pipes of Peace”.
Z kolei w 2005 roku francuski reżyser Christian Cardin nakręcił film „Joyeux Noël” (pol. „Wesołych Świąt”). Jego akcja rozgrywa się na jednym z odcinków frontu zachodniego na przełomie 1914 i 1915 roku. Nawiązuje do pojednania między żołnierzami z oddziałów szkockich i francuskich a żołnierzami niemieckimi z 24 grudnia 1914.
Ponadto 11 listopada 2008 roku w miejscowości Frelinghien tuż przy granicy francusko-belgijskiej odsłonięty został pomnik przypominający o jednym z bożonarodzeniowych zawieszeń broni. Upamiętnia on mecz rozegrany tam między Niemcami a Brytyjczykami. Wygrali niemieccy żołnierze, tym razem wynik był 2:1. Tego samego dnia rekonstruktorzy w mundurach z epoki odtworzyli historyczne pojednanie między Brytyjczykami a Niemcami. Inne świąteczne zawieszenie broni upamiętniono w 1999 roku w belgijskiej miejscowości Saint Yves. Pomnik ma formę prostego krzyża i widnieje na nim napis: „1914 – The Khaki Chum’s Christmas Truce – 1999 – 85 Years – Lest We Forget”.
W Muzeum In Flanders Fields w Ypres, poświęconym walkom we Flandrii podczas
I wojny światowej, można oglądać rekonstrukcję sceny z grudnia 1914 roku, kiedy alianccy i niemieccy żołnierze podali sobie ręce. Muzeum posiada w swoich zbiorach również inne pamiątki z tamtych dni. W pobliżu Ypres wciąż można oglądać ślady walk z okresu I wojny światowej.
Na koniec krótka refleksja. Czas świąt Bożego Narodzenia to czas radości, pojednania i nadziei. W koszmarze trwającego 4 lata piekła I wojny światowej bożonarodzeniowe pojednanie z 24 grudnia 1914 roku dawało nadzieję oraz wiarę w człowieczeństwo. Napawa też nadzieją, że tak naprawdę zwykli ludzie chcą żyć w pokoju, braterstwie i przyjaźni. Gdyby od nich zależały losy wojny, ta na pewno potoczyłaby się inaczej. Bohaterów tamtych wydarzeń stać było na podanie sobie rąk i zapomnienie o dzielących ich różnicach narodowościowych i politycznych. To wydarzenie jest ważną lekcją dla nas wszystkich. Jak każdy z nas zachowałby się na ich miejscu? Czy potrafilibyśmy brać z nich przykład? Czy umiemy żyć ze sobą w zgodzie na co dzień, nie tylko od święta? Niektórzy z tych młodych żołnierzy zostali przyjaciółmi na całe życie. Współcześni politycy mogliby wziąć z nich przykład.