Zgubiony sens pamięci o Żołnierzach Wyklętych [KOMENTARZ]

Los Żołnierzy Wyklętych jest szczególnie tragiczny. Kiedyś mordowani, torturowani i prześladowani przez bezwzględnych komunistycznych oprawców. Później zapomniani przez pokolenia. A dzisiaj będący przedmiotem histerycznego konfliktu pamięci dwóch polskich plemion. Jednego, które każe powojenne podziemie opisywać jako nieskazitelnych herosów. I drugiego, które mówi o ich walce przez wyłączny pryzmat tych, których wojna pozbawiła człowieczeństwa.

Autor: dr Patryk Wawrzyński

Zdaje mi się, że w takie dni jak 1 marca większość społeczeństwa jest między młotem a kowadłem. Skonfliktowane plemiona ściskają nas swoją narracyjną presją. Przecież w Polsce mamy już tylko dwie możliwości. Albo możemy uważać, że Żołnierze Wyklęci to esencja polskości i historia największego bohaterstwa, do jakiego zdolny jest człowiek. Albo możemy twierdzić, że podziemie antykomunistyczne to wyłącznie zbrodniarze i faszyści. Albo Żołnierze Wyklęci są dla nas wzorem niezłomności i symbolem walki z „lewactwem”. Albo stają się archetypem nacjonalistycznego i ksenofobicznego zdziczenia, które prowadzi do fascynacji hitleryzmem.

Pomiędzy plemionami jesteśmy my, społeczeństwo. I Polska. Nie chodzi już nawet o to, że obie opowieści dalekie są od obrazu prezentowanego przez historyków. Ani o to, że tylko od czasu do czasu historia bywa tak czarno-biała. Ani o to, że wspólna przeszłość powinna jednoczyć, a nie podgrzewać spory. Moim zdaniem, najważniejszym problemem jest fakt, że całkowicie zgubiliśmy się w odpowiedzi na pytanie: po co mamy pamiętać o okrutnym losie Żołnierzy Wyklętych?

Powojenne podziemie niepodległościowe tworzyli ludzie. Z krwi i kości. Byli zdolni do wielkiego poświęcenia i do strasznych zbrodni. Niektórzy z nich byli bohaterami, inni bandytami. Na wszystkich trwałe piętno odcisnęła wojna. Tragicznym było to, że nie mogli bezpiecznie wrócić do normalnego życia – zostawał albo las, albo ubeckie katownie. Nie było trzeciej drogi. Znaleźli się w makabrycznej pułapce, tylko dlatego, że walczyli w obronie wolnej i suwerennej Polski. Proces Szesnastu pozbawił ich złudzeń co do intencji Sowietów. Zostało im spróbować przeżyć. Albo umrzeć z bronią w ręku i uniknąć niekończącego się okrucieństwa komunistycznych oprawców…

Dlaczego więc powinniśmy pamiętać o Żołnierzach Wyklętych?ustawie z 3 lutego 2011 roku, która 1 marca ustanawia ich dniem pamięci, parlament wyróżnił bohaterów antykomunistycznego podziemia za walkę o niepodległą Polskę, prawo do samostanowienia i demokrację (!) oraz sprzeciw wobec agresji sowieckiej i narzuconej władzy komunistycznej. Kierując projekt ustawy do marszałka sejmu, prezydent Lech Kaczyński napisał w uzasadnieniu:

Będąc głównym przeciwnikiem reżimu komunistycznego przez pierwszych kilka lat „Żołnierze Wyklęci” odegrali niezwykle istotną rolę w przesunięciu kolejnych sekwencji utrwalania systemu komunistycznego, pozostając dla wielu środowisk opozycji demokratycznej wzorem postawy obywatelskiej (Druk nr 2854)

Pamiętajmy więc, że co roku 1 marca świętujemy pamięć Żołnierzy Wyklętych, którzy walczyli o niepodległą, suwerenną i demokratyczną Polskę. Sam antykomunizm to za mało.

Losy Żołnierzy Wyklętych to też ważna lekcja człowieczeństwa. Ich dzieje pokazuję tragedię wojny i skalę zła, jaką przyniosło Polsce „wyzwolenie” przez Armię Czerwoną. To opowieść o ludziach i ich wyborach. Wszyscy powinniśmy znać historię Witolda Pileckiego czy Augusta Emila Fieldorfa, wspaniałych bohaterów podziemia i ofiar komunistycznych zbrodni sądowych. Ale powinniśmy znać skomplikowane też losy Józefa Kurasia „Ognia” czy Rajmunda Rajsa „Burego”, które z patriotów uczyniły ludzi zdolnych do zbrodni na tle etnicznym. Cztery, tak różne, opowieści powinny skłonić nas do refleksji nad wyborami człowieka. I nad tym, że nie wystarczy walczyć w dobrej sprawie, żeby być dobrym.

Części prawicy wydaje się, że przypominanie zbrodni oddziałów Kurasia czy Burego zniszczy pamięć o Żołnierzach Wyklętych albo umniejszy skalę komunistycznych represji. Jest zupełnie inaczej. Powojenne podziemie niepodległościowe tworzyli ludzie. Z krwi i kości. Tacy jak my. My też jesteśmy zdolni i do wielkich czynów, i do bezsensownego okrucieństwa. Wykorzystajmy opowieść o Żołnierzach Wyklętych, żeby w obliczu zła więcej było wśród nas Pileckich niż Rajsów, więcej Fieldorfów niż Kurasiów. Pokazujmy też jak tragicznym było dla Polaków doświadczenie komunizmu – przestańmy opowiadać magiczne baśnie o chłopcach z lasu, zacznijmy pokazywać, że po wyjściu z lasu czekały na nich zalane krwią ubeckie katownie.

Powróćmy do etykiet, które zaproponował prezydent Lech Kaczyński. Żołnierze Wyklęci kontynuują walkę Państwa Podziemnego i Armii Krajowej o wolną, suwerenną i demokratyczną Polskę. Ich opór inspirować będzie później zwycięską opozycję demokratyczną, która zbuduje III Rzeczpospolitą. Po drugiej stronie jest totalitaryzm, brak szacunku do godności i praw człowieka oraz zniewolenie – czy to niemiecki nazizm, czy stalinowski komunizm. Pamiętajmy, historia Żołnierzy Wyklętych nie jest tylko opowieścią antykomunistyczną, ale to przede wszystkim element naszej narracji demokratycznej.

Dlatego tak bardzo smuci mnie, że dzisiaj pamięć o powojennym podziemiu to bardziej losy Narodowych Sił Zbrojnych niż opowieść o Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość. A przecież przynajmniej do 2010 roku – znacząco dzięki wysiłkom prezesa IPN Janusza Kurtyki – Żołnierze Wyklęci kojarzyli się głównie z formacjami poakowskimi. W uchwale z 14 marca 2001 roku Sejm ogłosił, że „organizacja Wolność i Niezawisłość, kontynuatorka tradycji walki Armii Krajowej […] dobrze zasłużyła się Ojczyźnie”. NSZ na takie uznanie czekały jeszcze 11 lat aż do uchwały z 9 listopada 2012 roku (przyjętej wspólnymi głosami rządu PO-PSL i prawicowej opozycji z PiS i Solidarnej Polski).

Mam wrażenie, że silnie promowana przez prawicę pamięć o narodowych oddziałach powojennego podziemia zaczyna wypierać opowieści o Państwie Podziemnym, Armii Krajowej oraz Wolności i Niezawisłości. Młodzi ludzie wiedzą, kim był Henryk Flame „Bartek” czy Kuraś „Ogień”, czy Rajs „Bury”, ale przestają znać historię Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” czy Stefana Roweckiego „Grota”. Na dzisiejszych uroczystościach pewnie zabraknie odwołań do IV Zarządu WiN -Łukasza Cieplińskiego, Adam Lazarowicza, Mieczysława Kawalca, Józefa Rzepki, Franciszka Błażeja, Józefa Batorego i Karola Chmiela, straconych 1 marca 1951 roku, których tragiczną śmierć upamiętnia Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych…

Na sztandarach będzie za to Rajmund Rajs. I będzie to symbol naszego zagubienia.

***

Żołnierze Wyklęci zasługują na naszą pamięć. Cześć i chwała bohaterom. Żyjącym pojednanie – tak pozostaje mi zakończyć.

Dr Patryk Wawrzyński – politolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (od 2017 roku kieruje projektem badawczym w Interdyscyplinarnym Centrum Nowoczesnych Technologii). Redaktor czasopisma naukowego „Polish Political Science Yearbook”. Prowadzi bloga Wawrzyński bez cenzury.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed