Polska-Niemcy: skazani na siebie?

Relacje polsko-niemieckie ulegają różnego rodzaju zmianom, zawirowaniom i perturbacjom. Jednak stan obecnych stosunków można ocenić jako umiarkowanie pozytywny. Wzajemne kontakty pomiędzy Polską a RFN, wprawdzie nie są tak dobre jak mogłyby być, lecz też nie tak złe jak wieszczą niektórzy, zwłaszcza ci lewicowo-mainstreamowi dziennikarze i publicyści. W dniu wizyty kanclerz Angeli Merkel w Polsce o wymiarze stosunków polsko-niemieckich pisze dr Krzysztof Tokarz.

epa05047360 German Chancellor Angela Merkel (L) shakes hands with Polish Prime Minister Beata Szydlo (R) at the start of an EU-Turkey Summit in Brussels, Belgium, 29 November 2015. The European Union hopes to secure Ankara's concrete help in stemming a surge in migration, at a joint summit in Brussels, with the bloc offering financial aid and closer ties in return. Europe is facing its largest people movements since World War II, with almost 900,000 migrants and asylum seekers arriving this year. Many, including large numbers from war-torn Syria, transit through Turkey and board boats headed for Greece. EPA/OLIVIER HOSLET Dostawca: PAP/EPA.
Fot: PAP/EPA.

Autor: dr Krzysztof Tokarz

Stosunki polsko-niemieckie na poziomie społeczeństw są niemalże bez zmian i pozostały nieczułe na politykę. A ta bywa różna i zależy też od konstelacji rządów w Warszawie i Berlinie. Kontakty międzyludzkie, a nawet współpraca polityczna na poziomie władz lokalnych nie różni się zbytnio od tego, co pamiętamy z czasów rządów w Warszawie koalicji PO-PSL. Wbrew temu co sądzą niektórzy publicyści i dziennikarze – zwłaszcza ci  z prawej strony sceny politycznej – poprzednia ekipa rządząca krajem nad Wisłą, nie popełniała tylko samych błędów. To właśnie na konto poprzedników obecnej władzy można przypisać sporo sukcesów na linii Warszawa-Berlin. Śmiało można zaryzykować tezę, że był to „złoty okres”, zwłaszcza dla niemieckiej polityki wobec Polski, ale i całego regionu Europy Środkowowschodniej. Wygodny i posłuszny partner w Warszawie, który bez szemrania wykonywał wszelkie zalecenia niewątpliwie bardziej Berlinowi odpowiadał, niż obecny rząd. Postawa Tuska jako premiera RP, a później jego protegowanej Ewy Kopacz, jasno to odzwierciedlała.

Trzeba jednak przyznać, że dzięki temu Polska czerpała sporo korzyści z dobrych relacji z Niemcami. Całkiem nieźle rozwijała się wymiana handlowa, Niemcy są ważnymi partnerami w biznesie. Wymiana z Rzeczpospolitą zajęła w budżecie RFN dość wysoką pozycję, zwłaszcza po ogłoszeniu sankcji wobec putinowskiej Rosji. To oczywiste, że Niemcy jako bogatszy, silniejszy i bardziej wpływowy partner w UE czerpał z tej współpracy o wiele większe korzyści niż my. Nie ma co ukrywać, że to była jest i jeszcze jakiś czas będzie, asymetryczna wymiana. Tyle, że Polska też czerpała z tego profity i należy to szczerze i uczciwie przyznać. Ścisła współpraca Warszawy z Berlinem widoczna przez cały okres rządów poprzedniej konstelacji politycznej, również przynosiła efekty w postaci mocniejszej pozycji naszego kraju na arenie międzynarodowej.

Pamiętamy jak ówczesny polski minister spraw zagranicznych, pan Radosław Sikorski, składał „lenno” i wręcz błagał kanclerz Angelę Merkel o przyjęcie przywództwa nad całą Europą. Niestety nie szło za tym w parze – w najlepszym okresie relacji polsko-niemieckich jakie kiedykolwiek były –   doprowadzenie do zrównania statusu polskiej niemieckiej mniejszości w Niemczech z tym co ma mniejszość niemiecka  u nas. Za zachodnią granicą RP dalej jest tylko „Polonia”. Składanie „hołdu cesarzowej Europy” też nie pomogło w zadbaniu o polskie interesy energetyczne. A to wtedy przypadł najlepszy czas, aby skutecznie przeciwstawić się rosyjsko-niemieckiej – niezwykle groźnej dla naszego kraju – inwestycji jaką jest Gazociąg Północny. Ten cios jaki zadał Berlin Polakom  jest barierą rozwoju bezpieczeństwa energetycznego dla całej Europy Środkowowschodniej. Tyle, że obecna ekipa będąca u władzy przecież już ponad rok, na tym polu też ma nie ma jakiś spektakularnych sukcesów. Udało się natomiast – pytanie czy na długo – opóźnić budowę drugiej nitki kontrowersyjnego gazociągu. Sprawa oparła się nawet o Trybunał europejski. Trudno jest jednak ocenić, czy niemiecko-rosyjską sieć gazową oplatającą coraz ciaśniej Europę można tak naprawdę zatrzymać.

Kolejną sporną kwestią jest bezpieczeństwo strategiczne. Zwłaszcza, mając na względzie obecność wojsk amerykańskich w Polsce. Ostatnio premier Brandenburgii ostro skrytykował fakt, że Amerykanie będą u nas stacjonować. Niemcy posuwali się nawet do gróźb blokowania transportów wojsk USA przemieszczających się z portów w RFN do baz na terytorium  Rzeczypospolitej. Kwestie polskiego bezpieczeństwa strategicznego i stacjonowanie wojsk USA należą do szczególnie drażliwych i zarazem wrażliwych w obustronnych relacjach. Wynika to z kompletnie rozbieżnych wizji Warszawy i Berlina poprawy bezpieczeństwa w dobie agresywnej polityki prowadzonej przez Putina. Niemcy chociaż same goszczą armię USA na własnym terytorium, ostro sprzeciwiają się obecności tych samych wojsk u nas. Tradycyjne ciche i jawne porozumienie Niemców z Rosjanami obowiązuje w tym temacie od wielu dekad. Najwyraźniej Berlin obawia się reakcji Moskwy i woli, aby zostało jak było… Tyle, że to akurat nie leży w interesie strategicznym Rzeczpospolitej, a nawet krajów nadbałtyckich. Na pełne porozumienie nie ma co liczyć. Ważne będzie za to, jak obie strony będą ze sobą  o tym rozmawiać. Czy wykażą delikatność i wyczucie, czy też będą – mówiąc kolokwialnie -„strzelać fochy” i wzajemnie się oskarżać oraz torpedować działania sąsiada? Nieprzychylne wjazdowi armii USA pomruki zza Odry były oczywiste i nie są żadnym zaskoczeniem.

Po dość fatalnym początku resetu relacji polsko-niemieckich, tuż po objęciu władzy przez PiS, teraz sytuacja wyraźnie się poprawiła. Pogorszenie relacji na linii Warszawa-Berlin odbyło się jednak na własne życzenie. Wpłynęły na to między innymi takie czynniki jak: niezbyt fortunne pociągnięcia nowego rządu, a z drugiej strony chętnie wciąganie niemieckiej polityki i dziennikarzy do wojny polsko-polskiej. Krótkofalowo atakowanie obecnego rządu „przy pomocy niemieckich mediów” dawało przysłowiowy wiatr w żagle części opozycji. Ta miała, jak się okazało, całkiem niezłe układy za zachodnią stroną Odry i z nich nader skwapliwie skorzystała. Wręcz zdarzały się sytuacje, że to polscy dziennikarze najostrzej krytykowali polski rząd pisząc w niemieckich gazetach. W psuciu relacji nie było niewiniątek po żadnej ze stron konfliktu, ani po rządowej, ani opozycyjnej, ani po niemieckiej. Nowy rząd w Warszawie chciał grać na antyniemieckich sentymentach. Szybko się przekonał, że to już nie te czasy, kiedy można nabić sobie kilka punktów poparcia na straszeniu Niemcami. Z tego początkowego okresu błędów i wypaczeń na szczęście w porę się wycofano. Również niemieccy politycy, którzy wcześniej bardzo ochoczo mieszali się w polsko-polsko wojenkę, wyraźnie zmienili taktykę. Można śmiało zaryzykować tezę. że ciężar krytyki scedowali na barki niemieckich i nie tylko niemieckich, polityków w Brukseli. Ten manewr dał pewien oddech i dystans korzystny dla obu stron.

German President Joachim Gauck (L) and Polish President Andrzej Duda (2nd L) review an honour guard during a welcoming ceremony at the presidential palace in Berlin on August 28, 2015. AFP PHOTO / JOHN MACDOUGALL
AFP PHOTO / JOHN MACDOUGALL

W ostatnim okresie można było nawet zaobserwować ożywioną dyplomację i spotkania na najwyższych szczeblach państwowych, czego potwierdzeniem jest aktualna wizyta Merkel w Warszawie. Dość częste spotkania premier Beaty Szydło z kanclerz Angelą Merkel. Prezydent RP Andrzej Duda wiele razy wybierał się z wizytą do Niemiec, a prezydent RFN bywał w Polsce. Częste kontakty pomiędzy polskimi i niemieckimi politykami niewątpliwie służą umocnieniu dobrych stosunków polsko-niemieckich. 11 grudnia 2016 roku w Ratuszu Miasta Berlin, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda z Małżonką Agatą Kornhauser-Dudą wspólnie z Prezydentem Republiki Federalnej Niemiec Joachimem Gauckiem i Danielą Schadt, mieli okazję wysłuchać koncertu zamykającego obchody jubileuszu 25-lecia podpisania polsko- niemieckiego Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy.

Nie wszystko też idzie tak gładko jakby się wydawało. Nie dość zręczne próby polskiego ambasadora w RFN wypromowania filmu „Smoleńsk” w stolicy Niemiec dały największą pożywkę  oponentom w Polsce.

Powoli zmienia się też otoczenia dla innej linii spornej – czyli o różnicę w podejściu do polityki wobec imigrantów z krajów islamskich. Przede wszystkim dlatego, że sami Niemcy wycofują się z wcześniej stosowanej, fatalnej w skutkach taktyki i już teraz odsyłają wielu migrantów do swoich państw. Niedawno nawet jeden z niemieckich ministrów straszył sankcjami kraje macierzyste imigrantów. Groził, że jeśli te nie przyjmą swoich obywateli z powrotem, to spotkają ich sankcje. Nie oznacza, to że ta sprawa została zamknięta. Niemcy – częściowo na własne życzenie – przyjęły najwięcej imigrantów z krajów arabskich czy z Afryki. Nie wszystkich zapewne zdołają odesłać do swoich ojczyzn. Nie ma co się łudzić, że zrezygnują z siłowego – wykorzystując swoje wpływy w Unii Europejskiej – pomysłu przymusowego „rozdziału migrantów” pomiędzy kraje członkowskie. Oznacza to, że spór pomiędzy Warszawą a Belinem będzie trwał nadal. Jedynie może się zmienić jego zakres i temperatura wokół niego.

Ostatnie potyczki w wojnie polsko-polskiej (zwłaszcza grudniowy kryzys parlamentarny) i próby wykorzystania mniejszości niemieckiej do wewnętrznej walki politycznej – też nie są pozytywnym sygnałem. Sprawa rozszerzania miasta Opole przybrała wymiar ponadlokalny. Niestety dla samej mniejszości – została upartyjniona. Tradycyjnie obie strony konfliktu chciały ugrać coś dla siebie na tym sporze o rozwój miasta. Pewnie nawet ugrały. Jedni wzmocnili swoją pozycję  „obrońców polskości”, a drudzy nabili sobie punkty: jako „prawdziwi Europejczycy” co bronią Niemców przed „germanożercami i polskimi nacjonalistami”. Tylko czy tak naprawdę o to chodzi?

Relacje pomiędzy Polską a Niemcami to nie tylko „polityka”, ani nawet nie tylko sama „gospodarka”. Ważni są przede wszystkim obywatele dwóch sąsiadujących państw. Często pomijani w relacjach na temat stanu stosunków polsko-niemieckich. Jak pokazują badania socjologiczne – kontakty między zwykłymi Polakami i Niemcami na szczęście pozostały odporne na zawirowania w polityce i w mediach. Ludzie nie dali się przekabacić, ani tym, którzy grają na antyniemieckich resentymentach, ani tym którzy robią „swoją politykę” wcielając się nader chętnie w rolę „zawodowych obrońców Niemców”, nawet jak ci żadnej obrony tak naprawdę nie potrzebują.  Ta „odporność” wynika z ponad 25 lat ciężkiej pracy różnych ludzi, którzy po 1989 roku, starali się aby relacje polsko-niemieckie pielęgnować i utrzymywać na dobrym poziomie. Bardzo często nie byli to ani działacze partyjni, ani dziennikarze, ani nawet profesorowie, lecz osoby aktywnie działające na rzecz lepszego porozumienia. I co ciekawe utarło się przekonanie, że to jedynie Polacy interesują się Niemcami, a ci drudzy nie przejawiają takiego samego zainteresowania. Z badań wynika, iż Polacy znacznie więcej wiedzą o Niemcach, niż to mam miejsce w drugą stronę. Już jednak nie tylko dawni wysiedleńcy interesują się Polską, lecz coraz częściej młodzi ludzie, którzy ze względów zawodowych i rodzinnych mają kontakty z Polakami.

To akurat dobry prognostyk na przyszłość dla relacji polsko-niemieckich. Nie tylko tzw. mainstream, dziennikarze i naukowcy „opanowali ten rynek”, lecz coraz mocniejszy ton nadają zwykli  obywatele spoza tego „zamkniętego kręgu”.

Dr Krzysztof Tokarz – doktor nauk humanistycznych, ekspert w zakresie stosunków polsko-niemieckich. Napisał ponad 200 artykułów – w tym na temat Festung Breslau, polityki i gospodarki zachodniego sąsiada Polski – opublikowanych zarówno w prasie drukowanej i na portalach internetowych

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed