Sąd Okręgowy w Warszawie nie zgodził się na wydanie Wołodymyra Żurawlowa, obywatela Ukrainy, państwu niemieckiemu. Żurawlow jest podejrzewany przez Niemcy o zniszczenie rurociągu Nord Stream 2 i ścigany Europejskim Nakazem Aresztowania (ENA). Postanowienie warszawskiego sądu wywołało lawinę komentarzy pośród polskiej sceny politycznej oraz publicystów. Nasz autor, dr Mateusz Piątkowski, postanowił jednak przyjrzeć się jemu pod kątem prawa międzynarodowego.

Przeglądając postanowienie Sądu Okręgowego w Warszawie w przedmiocie rozpoznania wniosku o ENA, zgadzam się z jego uzasadnieniem w zakresie rozważań dotyczących wojny sprawiedliwej i słusznego odniesienia się do kwestii rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie. To bardzo trafne przeniesienie rozważań Pawła Włodkowica i Stanisława ze Skarbimierza na współczesną rzeczywistość – mogące stać się wręcz szablonem w tej materii. Pamiętajmy, że koncepcja bellum iustum była koncepcją religijno-etyczną. Normy ius ad bellum w obecnym porządku prawnomiędzynarodowym wyznaczają właśnie tzw. wojny sprawiedliwe: wojny w samoobronie czy w wykonaniu rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ w trybie rozdziału VII Karty Narodów Zjednoczonych. Ukraina bez wątpienia korzysta ze swojego prawa wynikającego z art. 51 KNZ, czyli prawa do samoobrony. Nie ma też wątpliwości co do geopolitycznego charakteru projektu Nord Stream 2.
Mam jednak odmienne spojrzenie na uzasadnienie postanowienia z punktu widzenia innej części prawa międzynarodowego: międzynarodowego prawa humanitarnego. Otóż z uzasadnienia warszawskiego sądu wynika, że na pryzmat aktów dokonywanych przez strony konfliktu patrzy przez lupę teorii wojny sprawiedliwej (innymi słowy, prowadzonej agresji przed jedną stronę konfliktu zbrojnego przeciwko drugiej). Duch i logika międzynarodowego prawa humanitarnego konfliktów zbrojnych stanowi inaczej. Jest to dziedzina prawa, w której nie istnieje takie sformułowania jak agresja, terroryzm, wojna sprawiedliwa czy też niesprawiedliwa, a obowiązuje za to zasada równości stron konfliktu zbrojnego. Potwierdza to chociażby dziedzictwo procesu norymberskiego i tokijskiego po II wojnie światowej: oskarżeni z III Rzeszy i Japonii byli poddani ocenie legalności ich działań na podstawie tych samych standardów, które obowiązywały Aliantów. Co więcej, wielu z nich zostało ostatecznie uniewinnionych, ponieważ przemawiał za tym ten sam standard stosowania norm wobec wszystkich walczących. Sędziowie nie stosowali żadnych „obciążających” interpretacji norm prawa wojny wynikających z prowadzenia przez III Rzeszę wojny agresywnej, co widoczne jest choćby poprzez analizę norymberskiego procesu wobec Karla Dönitza, ostatniego prezydenta III Rzeszy oraz naczelnego wodza Wehrmachtu. Podobnie, sędziowie Międzynarodowego Trybunału Wojskowego dla Dalekiego Wschodu odmówili uznanie japońskiego ataku na Pearl Harbor w 1941 roku jako przykładu „morderstwa” marynarzy US Navy w warunkach agresji, gdyż był to legalny akt w toczącym się już konflikcie zbrojnym.
Warto poczynić bardzo ściśle rozróżnienie pomiędzy:
a) reżimem wojny sprawiedliwej, regułami ius ad bellum
b) regułami obowiązującymi w walce, czyli reżimem ius in bello
Co to oznacza w praktyce? Strony konfliktu zbrojnego mają ten sam zakres praw i obowiązków niezależnie od okoliczności towarzyszących konfliktowi – agresja, samoobrona, interwencja humanitarna czy „specjalna operacja wojskowa”. W efekcie, działania żołnierzy armii agresywnej podlegają tej samej ocenie, co żołnierzy armii broniącej się – nie więcej, nie mniej. Tymczasem pojawiające się szeroko w mediach uzasadnienie sugeruje ocenę działań strony ukraińskiej przez pryzmat idei „wojny sprawiedliwej”. Efektem takiego rozumowania byłaby konstatacja, że strona rosyjska w adekwatnych okolicznościach będzie miała odmienną ocenę prawną zdarzenia.
Warto zadać zatem pytanie – dlaczego prawo humanitarne nie różnicuje (w domyśle „nie pogarsza”) sytuacji agresora od strony toczącej „wojnę niesprawiedliwą” (ofiary agresji)? Wynika to założenia zupełnej niezależności prawa humanitarnego od przyczyn konfliktów zbrojnych, które mogą być (i często są) niejednoznaczne. O ile w sytuacji Rosji-Ukraina jest jasne „kto jest dobry” a „kto jest zły”, to można wskazać na masę konfliktów zbrojnych, w których ustalenie strony „dobrej” czy „złej” jest bardzo trudne, a nieraz subiektywne, wynikając z emocji osób zaangażowanych. Z pewnością podobnie skomplikowane w zakresie ich oceny konflikty zbrojne pojawią się również w przyszłości. Co więcej, może zdarzyć się również tak, że państwo polskie oraz Siły Zbrojne RP będziemy musieli odnaleźć się w warunkach konfliktów zbrojnych o wątpliwej legalności (tak było przecież w 2003 roku w Iraku). Prawo humanitarne nie może tych powodów brać pod uwagę – inaczej nie wypełni swojej misji ochrony ofiar konfliktów zbrojnych, które często są też ofiarami brudnej polityki własnego państwa. Agresja jest zbrodnią przede wszystkim wysokiego kierownictwa wojskowego.

W postanowieniu Sąd Okręgowy w Warszawie podniósł także inny wątek z zakresu międzynarodowego prawa humanitarnego – kwestię możliwości stosowania immunitetu kombatanta. Kombatanci – czyli członkowie sił zbrojnych państwa – mają wyłączne prawo do udziału w działaniach zbrojnych i nie odpowiadają za działania zgodne z międzynarodowym prawem humanitarnym (czyli nie odpowiadają za niszczenie legalnych celów wojskowych). W jakim obszarze ten immunitet działa? Wydaje się, że wyłącznie pomiędzy stronami międzynarodowego konfliktu zbrojnego, co wykluczałoby możliwość przyjęcia immunitetu kombatanta przez państwa nieuczestniczące w konflikcie zbrojnym (w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej są to zarówno Polska, jak i Niemcy, czyli państwa nieuczestniczące w tym konflikcie).
W tym kontekście zalecam daleko idącą ostrożność: jeżeli dopuścimy stosowanie immunitetu kombatanta przez państwo nieuczestniczące, to może się okazać, że strony konfliktu mogą dokonywać aktów wrogości na terytorium np. Polski i w konsekwencji nie ponieść za to odpowiedzialności w świetle prawa polskiego. Wyobraźmy sobie operację rosyjską wymierzoną w ukraińskich żołnierzy przebywających na terytorium RP. Przypomnijmy, że kombatanci to legalne cele wojskowe. W zakładanym scenariuszu, schwytani przez polskie służby członkowie sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej mogliby uniknąć konsekwencji czynu (np. o charakterze terrorystycznym) z uwagi na podniesiony immunitet kombatanta. Zgodnie z zasadą równości stron konfliktu zbrojnego taki immunitet przysługuje kombatantom każdej ze stron. W odniesieniu do konstrukcji rurociągu Nord Stream 2 trzeba zaś zaznaczyć, że do ataku nie doszło na terytorium Niemiec, lecz na styku duńskiej i szwedzkiej wyłącznej strefy ekonomicznej, co nie jest częścią terytoriów tych państw. Być może była to jedyna „furtka” (chociaż mocno dla mnie wątpliwa prawnie), aby rozważać tą sytuację w świetle możliwości stosowania immunitetu kombatanta poza terytoriami państw nieuczestniczących.
Niniejszy komentarz nie ma ambicji stanowić pełnej analizy prawnej postanowienia Sądu Okręgowego w Warszawie pod kątem międzynarodowego prawa humanitarnego. Poza zakresem przedstawionych refleksji pozostają choćby takie zagadnienia jak precyzyjne wyjaśnienie materii legalnego celu wojskowego czy odniesienie się do samej jurysdykcji państwa (państwa posiadają bowiem tzw. jurysdykcję ochronną, która rozciąga się na czyny godzące np. w ważny interes gospodarczy państwa – niezależnie od miejsca jego popełnienia). Mam jednak nadzieję, że komentarz stanie się inspiracją dla innych ekspertów do rozwinięcia ww. wątków.
Mateusz Piątkowski – dr nauk prawnych, adwokat (Okręgowa Rada Adwokacka w Łodzi), adiunkt w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Stypendysta Chicago–Kent College of Law. Specjalista prawa konfliktów zbrojnych.

