Na rozdrożu. Historie z Odessy i ukraińskiej Besarabii [REPORTAŻ]

Odessa doświadcza właśnie przełomu, może najważniejszego w swoich dziejach – twierdzi pani Hałyna, prowadząca jedną z nielicznych w mieście ukraińskojęzycznych księgarni. Jeszcze do niedawna, Ukrainiec ze swoim językiem czy rodzimą kulturą był uznawany za mieszkańca co najwyżej drugiej kategorii – dodaje. Dziś ta sytuacja ulega zmianie – odbywa się proces powrotu do korzeni. Wciąż jednak najczęściej na ulicach można usłyszeć język rosyjski, a homo (post)sovieticus dominują w tkance miasta.

Jeden z cmentarzy kozackich w Odessie

Autorzy: Tomasz Lachowski i Witalij Mazurenko z Odessy i Besarabii (Ukraina) tekst+zdjęcia

Odessa – Odessa Mama, prawdziwa Perła nad Morzem Czarnym. To niezwykłe miasto w Ukrainie, wbrew obiegowej opinii, ma w sobie dużo z ukraińskości, także w znaczeniu historycznym. Do dziś jednak walczy o swoje ukraińskie oblicze, starając się obalić wciąż istniejące i opisujące ją mity. Po pierwsze, rosyjskiego miasta rodem z Imperium Carskiego, a także radzieckiego, gdzie specyficzny humor i zróżnicowanie etniczne mogło rozwijać się tylko pod czujnym okiem starszego brata z Moskwy. Ukraiński rdzeń kultury Odessy, skutecznie zamkniętej w getto radosnego współistnienia nacji w okresie sowieckim, od 1991 roku powoli wraca na swoje tory, co widać szczególnie teraz, po wydarzeniach Rewolucji Godności z przełomu 2013 i 2014 roku oraz odbywającego się w chwili obecnej procesu dekomunizacji.

Pani Hałyna Dolnyk w swojej Księgarni-Kawiarni w Odessie

Wyspa ukraińskości

Hałyna Dolnyk jest jedną z tych osób, dzięki którym ukraińskość mogła przetrwać i przeżywać dziś swój renesans. To właśnie ona podtrzymała tradycję organizacji Ukraińska Hromada, założonej w 1905 roku, w istocie tworzącej ukraińskie życie kulturowe w Odessie w czasach Imperium Rosyjskiego. W latach 90. ubiegłego stulecia stanęła na czele lokalnego oddziału Stowarzyszenia Naukowego Proswita oraz założyła księgarnię sprzedającą jako jedyna w całym mieście ukraińskie publikacje. Dzisiaj jej autorska Księgarnia-Kawiarnia to kultowe miejsce ukraińskojęzycznej wspólnoty Odessy, gdzie dojrzewało niejedno pokolenie miejscowych intelektualistów oraz młodych polityków.

Występuje tam również bardzo często ze swoimi wierszami Borys Chersoński, jeden z najważniejszych poetów Odessy, a także znanych psychologów klinicznych całej Ukrainy. Kiedyś pisałem wyłącznie po rosyjsku, ale po Majdanie coś się we mnie zmieniło – opowiada goszcząc nas w swoim ogrodzie. Ostatnią książkę napisał w połowie po rosyjsku, w połowie po ukraińsku. Jest za wsparciem ukraińskiej kultury i języka w swojej ojczyźnie, chociaż przeciwstawia się jej bezwolnemu narzucaniu wszystkim bez wyjątku. Ten, który urodził się w rosyjskojęzycznym środowisku, powinien mieć prawo do dokonania w nim swojego żywota – twierdzi. Tak nie uda nam się przekonać mieszkańców Donbasu czy Krymu do powrotu do ojczyzny – wskazuje Chersoński. Jednego czego jednak nie zaakceptuje, to pogardy dla rodzimego, ukraińskiego języka – kończy ze smutkiem. Problem separatyzmu jest aktualny nie tylko dla wschodnich rubieży Ukrainy, dziś przebrzmiewają przecież dyskusje o węgierskim odrodzeniu na Zakarpaciu, a i wielonarodowa Odessa z równie skomplikowanym etnicznie obwodem, graniczącym z nieuznanym, utrzymywanym przez Kreml Naddniestrzem, również narażona jest na polityczno-społeczne turbulencje. Do wzburzenia których najlepiej nadaje się „karta językowa”.

Borys Chersoński w swojej pracowni

Wcześniej społeczno-kulturowym wzorem była Moskwa, lecz wraz z agresją rosyjską na Ukrainę bardzo wiele się zmieniło. Widać to na przykładzie corocznego festiwalu literackiego „Zielona Fala” (Zełena Chwyla), na który ostatnio zaczęto zapraszać ukraińskich pisarzy i poetów. Odessa zaczęła wreszcie przyciągać do siebie działaczy literatury, którzy tworzą jawnie w opozycji do wizji świata Kremla. Równie aktywnie działa Impact Hub Odessa, nietuzinkowy ośrodek intelektualny, starający się promować także pomysły biznesowe, w tym potencjalnych inwestorów zagranicznych, zanurzone w kontekście ukraińskim. Z drugiej zaś strony, powrót do korzeni to np. restauracja starych kozackich cmentarzy w granicach miasta, które powoli stają się atrakcją turystyczną, ale przede wszystkim nabywają wagi dla miejscowych.

W ostatnich kilku latach zjawiło się w mieście bardzo wielu młodych ludzi, aktywistów Majdanu, później wolontariuszy i uczestników wojny na Donbasie – przypomina Chersoński.  To przede wszystkim oni wymagają od miasta i swojej ojczyzny czegoś więcej niż tylko ładnych fasad historycznych budynków i miejsca na letni odpoczynek.

Rozrachunki z minionym

Co ciekawe, wśród – czym szczyci się Odessa – ponad 100 różnych narodowości i religii zamieszkujących to miasto nad Morzem Czarnym, jedną z najbardziej aktywnych w aspekcie ukrainizacji miasta jest wspólnota żydowska. Zręby dekomunizacji rozpoczęły się wszak za drugiej kadencji mera Eduarda Gurwica, po Pomarańczowej Rewolucji z 2004 roku, aczkolwiek właściwa desowietyzacja całej Ukrainy została prawnie uchwalona dopiero w 2015 roku. Na podstawie ustawy o dekomunizacji zmieniły są nazwy ulic i skwerów, choć i tak większość miejscowych umówi się z nami przy ulicy Armii Czerwonej czy dawnym pomniku Lenina. Jedna noga wyciągana jest ku Europie, druga tkwi w radzieckiej przeszłości. Wciąż na rozdrożu.

Jeszcze dosadniej widać to poza stolicą obwodu. Najbardziej uderzającym przykładem zawirowań wokół procesu dekomunizacji jest miasto Podilsk, do niedawna Kotowsk, nazwane tak na cześć dowódcy bolszewickiego, Grigorija Kotowskiego. W mieście znajduje się jego mauzoleum (historycy do dziś toczą spory, czy faktycznie są tam zwłoki radzieckiego wojskowego), przeznaczone do rozbiórki na fali rozliczeń z radziecką przeszłością, na co jednak większość miejscowych nie chce się zgodzić. Proces dekomunizacji wygląda tu specyficznie – jako zjawisko narzucone z góry. Mer nie zmieniał się bowiem w Podilsku w ciągu ostatnich 30 lat, tworząc sytuację impasu i znużenia. Jedyny ruch i miejsce wymiany informacji stanowi w praktyce rozległy bazar, gdzie zbierają się ludzi z całej północy obwodu oraz sąsiedniego Naddniestrza. Większość z nich nosi jednak w sobie niewykorzeniony radziecki paternalizm, a nieliczni aktywiści społeczni, mający zresztą nieraz sprzeczne poglądy, nie są w stanie przebić muru społecznej stagnacji.

„Skansen ZSRR” w parku w Podilsku

W miejscowym parku, gdzie obok siebie funkcjonuje „mały skansen Związku Radzieckiego” ze szlabanem granicznym i czołgiem czasów sowieckich oraz pomnik poległych żołnierzy w strefie ATO, a faktycznie wojnie z Rosją w Donbasie, spotykamy dwóch aktywistów, Witalija i Serhija. Nie są nastolatkami, raczej panami w średnim wieku, kolegami, choć tak bardzo różniącymi się od siebie. Witalij mówi po ukraińsku, Serhij po rosyjsku, chociaż jak twierdzi – Jeśli przyjdą tu rosyjscy żołnierze, to ja wtedy zacznę mówić po ukraińsku. Sprzeczności jest zresztą więcej. Serhij bez kozery przyznaje się do swoich częściowo prorosyjskich poglądów, co tłumaczyć można jego przynależnością do cerkwi patriarchatu moskiewskiego, zapewniając jednocześnie, że Patriarcha Cyryl nie jest dla niego żadnym autorytetem. Dekomunizacja, jaka dekomunizacja – w tym jednym są jednak zgodni. Kijów, ani nawet Odessa w ogóle nas nie słuchają – wskazują z rozgoryczeniem. W 2014 roku mieli jeszcze jakąś nadzieję, kiedy gubernatorem obwodu odeskiego ukraiński prezydent Petro Poroszenko mianował Micheiła Saakaszwiliego. On jednak nawet nie raczył się spotkać z nami – gorzko kończy Witalij, a nas właśnie minął ukraiński żołnierz, podchodząc do miejsca pamięci bojowników ATO, gdzie oddał cześć zabitym kolegom.

Puste cokoły

Po szturmującym niedawno granicę polsko-ukraińską byłym prezydencie Gruzji odetchnięto też na ukraińskiej Besarabii, najbardziej na południowy zachód wysuniętej części obwodu odeskiego. To właśnie w Budziaku (z języka tureckiego – kąt) żyje cały konglomerat narodowości i ludzi różnych wyzwań. Spotkać można tu rosyjskich starowierców, Gagauzów, mołdawskie sioła, wspólnotę bułgarską w Bołgradzie czy nawet Albańczyków. Polski etnolog i badacz Besarabii, Wojciech Lipiński, wskazuje, że zdecydowana większość dzisiejszych mieszkańców Budziaku to potomkowie migrantów, którzy zaczęli przybywać w to miejsce pod koniec XVIII i przez XIX w. z różnych zakątków Cesarstwa Rosyjskiego, ale i właśnie Bałkanów. Zajęli miejsce Tatarów, którzy opuścili budziackie stepy dwieście lat wcześniej.

Budziak to jeden z bardziej nieodkrytych regionów Ukrainy. Największym ośrodkiem miejskim jest liczący około 80 tysięcy mieszkańców, położony nad zmierzającym niechybnie do Morza Czarnego Dunajem, Izmaił. W porównaniu z innymi zbliżonymi wielkościowo miastami na ukraińskiej prowincji, w Izmaile zaskakuje porządek oraz drogi i chodniki utrzymane w niemal idealnym stanie. Chłopcy, jakby w innych miastach Ukrainy, synami merów też byliby właściciele wytwórni asfaltu, to pewnie i jakość dróg byłaby u nich podobna – szybko wyjaśniają nam zagwozdkę mieszkańcy miasta. Większość przedstawicieli administracji jednym tchem wskazuje przy tym, że „całym sercem” popiera frakcję obecnego prezydenta Ukrainy, Blok Petra Poroszenki (który zresztą urodził się w Bołgradzie), a wspomniany wcześniej Saakaszwili był zbyt szalony jak na „miłujących pracę i pokój mieszkańców Besarabii”.

Tablica w muzeum w Bołgradzie – mieszkańcem nr 1 jest tu prezydent Ukrainy, Petro Poroszenko

Ludzie są dumni, że mieszkają na Ukrainie. Dumni są też ze swojego prezydenta – wtóruje pani sołtys jednej z mołdawskich wiosek, które odwiedzamy w pobliżu Izmaiła. Przekonuje, że najważniejsze dla tutejszych to godziwy zarobek, a nie mieszanie się w politykę. Utrzymujemy dobre stosunki z Mołdawią i Naddniestrzem. To potrzebne dla handlu – szybko dodaje sołtys, pewnie nie wiedząc, że w naddniestrzańskim mieście Bendery po Rewolucji Godności w jednej ze szkół wykreślono ze spisu absolwentów jej „ukochanego prezydenta” Poroszenkę. Zresztą, o żadnych „zdobyczach” Majdanu nie ma w ogóle co mówić. Przez tę całą „rewolucję” mój syn, który na stałe mieszka i pracuje w Rosji, nie wrócił już na Ukrainę – gorzko podsumowuje co myśli się tutaj o wydarzeniach w Kijowie z przełomu 2013 i 2014 r. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy z regionu wybrało się jedenastu „dobrowolców”, którzy służą w batalionach ochotniczych rozmieszczonych w strefie ATO.

Miejscowych aktywistów nie jest zbyt wielu, udaje się im jednak zorganizować letni festiwal rockowy w Izmaile, gdzie w tym roku główną gwiazdą był znany także i w Polsce ukraiński zespół Haydamaky. Wdrażany proces „łagodnej ukrainizacji” jest jednak wciąż podważany przez – zwłaszcza – mniejszość bułgarską, związaną historycznie z Rosją (też przez silny wpływ cerkwi patriarchatu moskiewskiego), współpracującą bardziej z Sofią niż z Kijowem oraz nielubianych tu specjalnie Gagauzów. Bliskość Unii Europejskiej na granicy z Rumunią nęci zresztą wielu i niekoniecznie służy zacieśnianiu więzów z resztą Ukrainy. O jakości tych więzów świadczy główna ulica w Bołgradzie, gdzie co prawda Lenina z cokołu zniesiono, ale wciąż trwają targi kogo postawić w miejsce Włodzimierza Ilicza. To zresztą problem wielu miast i miasteczek w południowej i wschodniej Ukrainie. Dawne sentymenty wciąż wygrywają z dzisiejszą ukrainocentryczną wizją tożsamości narodowej płynącą z Kijowa.

*       *       *

Siła państwa po odzyskaniu niepodległości w 1991 roku okazała się zbyt wątła, żeby móc istotnie wpłynąć na jedność kraju – tłumaczy nam fenomen Ukrainy Borys Chersoński. Politycy zawarli układ z oligarchami, państwo nie mogło wyrwać się ze szponów Federacji Rosyjskiej, a faktyczną władzę w poszczególnych regionach – jak zwłaszcza na Zakarpaciu – zaczęły sprawować kryminalne klany. Podobnie jest tak w Odessie, jak i regionie, gdzie jak w soczewce skupiają się wszystkie problemy kraju, dając jednocześnie cichą nadzieję na zmiany. Odessa to wciąż miasto mitów: rosyjskiego, radzieckiego, żydowskiego czy wielonarodowego miasta żartu i humoreski – pointuje nasze spotkanie Chersoński. Jak każdy mit, tak i te nie zawsze odpowiadają rzeczywistości. Dziś odradza się ukraiński. Oby tylko rzeczywiście stało coś za tą fasadą ukraińskości – rzuca na pożegnanie odeski poeta.

Dr Tomasz Lachowski – doktor nauk prawnych, dziennikarz, redaktor naczelny portalu „Obserwator Międzynarodowy”, adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji UŁ.

Witalij Mazurenko – prawnik, dziennikarz, doktorant na KUL-u, autor portalu „Obserwator Międzynarodowy”.

Artykuł stanowi rozszerzoną wersję tekstu opublikowanego w „Koncepcie-Magazynie Akademickim”, nr 56, listopad 2017.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.