Dr Dariusz Materniak: gra Putina o Nord Stream 2 a kryzys migracyjny

Kryzys na granicy polsko-białoruskiej na początku listopada wszedł w nową, ostrzejszą fazę. Jest jednak elementem dużo szerszego procesu nacisków Federacji Rosyjskiej na kraje zachodnie.

Fot. twitter.com/JSaryuszWolski

Autor: dr Dariusz Materniak

Rosyjskie instrumentarium

Wielką naiwnością byłoby sądzić, że działania podejmowane przez białoruskie władze wobec Polski, Litwy i Łotwy, począwszy od wiosny 2021 roku, polegające na kierowaniu strumienia migrantów na granice wspomnianych państw (będącymi, co istotne, także wschodnimi granicami UE), mogłyby być realizowane bez decyzji podejmowanych w Moskwie. Samodzielność Aleksandra Łukaszenki jest iluzoryczna od dłuższego czasu, a sfałszowane wybory prezydenckie i protesty z lata 2020 roku tylko przyśpieszyły proces erozji jego realnej władzy.

Co warte uwagi, Federacja Rosyjska, będąca głównym architektem obecnego kryzysu, stosuje w jego ramach szereg instrumentów zbliżonych do tych, jakie zastosowano w 2014 roku na wschodzie Ukrainy. Na poziomie strategicznym jest to mechanizm sztucznego tworzenia sytuacji kryzysowej, tylko i wyłącznie po to, by następnie wziąć udział w rozwiązaniu stworzonego przez siebie problemu, równocześnie uzyskując przy tym założone wcześniej korzyści polityczne, gospodarcze, wojskowe i inne. W tym przypadku problemem tym jest kryzys humanitarny wzdłuż granic Białorusi z Polską i innymi państwami UE. Ten sam mechanizm został wykorzystany w 2014 roku na wschodzie Ukrainy: Rosja stworzyła nieistniejący wcześniej problem separatyzmu po to, by wymusić na władzach Ukrainy działania skutkujące konfliktem zbrojnym, w rozwiązanie którego zaangażowała się Moskwa jako mediator (!) w ramach procesu mińskiego, którego nadrzędnym celem jest doprowadzenie do federalizacji państwa ukraińskiego i za pomocą marionetkowych władz DNR/LNR – umożliwienie wpływu na politykę wewnętrzną i zagraniczną Kijowa. Cel ten jak na razie nie został w pełni osiągnięty, ale tlący się konflikt na Donbasie pozostaje znaczącym problemem dla Kijowa, zwłaszcza w perspektywie dążeń do członkostwa w UE i NATO.

Ten strategiczny instrument, często określany w ukraińskiej publicystyce określeniem „ichtamniet” (tj. z j. rosyjskiego „ich tam nie ma” – mowa o rosyjskich żołnierzach na Donbasie, obecności których na terytorium Ukrainy, począwszy od 2014 roku zaprzeczają Rosjanie i to mimo bezsprzecznych dowodów na faktyczny stan rzeczy) jest skutecznie wspierany przez narzędzia z zakresu mediów i propagandy. Rosyjskie media, wspierane przez czynniki oficjalne, od samego początku aktualnego kryzysu podkreślają rzekome „zbrodnicze” działania służb państwowych krajów UE, wskazując przy tym na rzekomą współodpowiedzialność np. Polski za ów kryzys (np. oświadczenie rzeczniczki MSZ Rosji wskazujące na odpowiedzialność Polski za „zniszczenie Iraku” w 2003 roku i później). Analogiczne zadania mają w ramach obecnego kryzysu także oficjalne kanały medialne na Białorusi. „Od sierpnia 2020 roku białoruska machina propagandowa jest pełna rosyjskiej narracji” – podkreśla ukraiński analityk, Jewhen Mahda. Co istotne, przekaz ten jest kierowany nie tylko do własnych odbiorców na Białorusi i w Rosji, ale także do społeczeństw krajów objętych atakiem (gdzie, o zgrozo, znajduje nie tylko odbiorców ale i naśladowców, tworzących własne, niepoparte żadnymi dowodami historie, współgrające z przekazem mediów białoruskich i rosyjskich) oraz do krajów położonych dalej na zachód. Zabiegi te mają ograniczoną skuteczność, wpływają jednak na zwiększanie napięć społecznych i powiększają szum informacyjny.

W co gra Putin

Rzecz jasna wywołanie „kryzysu migracyjnego” nie było celem samym w sobie dla strony rosyjskiej. Stawka w tej grze jest o wiele większa – a są nią wpływy Federacji Rosyjskiej na sytuację w krajach Unii Europejskiej i w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Jak słusznie zauważają analitycy zajmujący się sektorem energetycznym, zaostrzenie sytuacji ma miejsce u progu sezonu zimowego, w momencie, gdy dostawy gazu z Rosji na zachód są ograniczone z różnych przyczyn, a zbudowany już gazociąg Nord Stream 2 czeka na uruchomienie. W kilka dni po poważnej eskalacji nacisków na granicę polsko-białoruską Aleksander Łukaszenka wysuwa groźby pod adresem krajów zachodnich, grożąc przysłowiowym „zakręceniem kurka”, a równocześnie „na odsiecz” przybywa Władimir Putin, który deklaruje, że Rosja jest stabilnym dostawcą. Jak jednak zapewnić dostawy wobec konfliktu na granicy polsko-białoruskiej jeśli nie uruchamiając nowo zbudowany (acz jeszcze pozbawiony certyfikacji) gazociąg pod dnie Bałtyku? „To stan wyższej konieczności, który wymusza przecież to kryzys migracyjny i spory między Polską a Białorusią” – może wkrótce powiedzieć Władimir Putin i wielu polityków na zachód i południe od Polski przyzna mu rację.

Aspekty energetyczny i wojskowy całej obecnej sytuacji wiążą się nieodłącznie z Ukrainą. To Kijów będzie głównym poszkodowanym uruchomienia gazociągu NS2, jako że straci status państwa tranzytowego, a tym samym wszelkie związane z tym korzyści, tak ekonomiczne (dochody z tytułu tranzytu) jak i strategiczne (tranzyt przez terytorium Ukrainy jest jednym z czynników powstrzymujących Rosję przed podejmowaniem aktywnych działań zbrojnych o dużej skali przeciwko Ukrainie). Równocześnie, Rosja wykorzystuje presję militarną w postaci koncentracji dużych zgrupowań wojsk wzdłuż granic Ukrainy, począwszy od przełomu marca i kwietnia 2021 roku. I chociaż charakter i liczba sił zgromadzonych wiosną tego roku wzdłuż granic Ukrainy wykluczały rozpoczęcie dużej operacji zbrojnej przeciwko Ukrainie, to poziom napięcia został zwiększony w sposób zasadniczy. Obecne doniesienia o ruchach rosyjskich jednostek wojskowych mają najprawdopodobniej analogiczne zadanie: stworzenie wrażenia eskalacji sytuacji do poziomu zbliżonego do otwartego konfliktu zbrojnego po to, by uzyskać ustępstwa (tak od władz w Kijowie jak i od krajów zachodnich wspierających Ukrainę) i deeskalować sytuację. Analogiczną rolę mają przedsięwzięcia takie jak ćwiczenia białoruskich i rosyjskich spadochroniarzy w pobliżu granicy z Polską (np. desant spadochroniarzy rosyjskich 12 listopada 2021 roku na lotnisku w Grodnie).

Co dalej?

Kwestią czasu jest, gdy „kryzys migracyjny” obejmie także granicę białorusko-ukraińską. Dla strony rosyjskiej korzyści z rozszerzenia nacisku są w tym przypadku oczywiste: pozwoli to bowiem ugruntować wersję o „nieludzkim reżimie w Kijowie”, co w sposób oczywisty współgra z narracją na temat opresyjności działań władz ukraińskich wobec Donbasu, może być także uzasadnieniem dla wzmacniania obecności wojskowej wzdłuż granic Ukrainy.

Nie należy także oczekiwać nagłego zmniejszenia presji na granicę polsko-białoruską: prawdopodobnie obozowiska takie jak to w pobliżu Kuźnicy pozostaną na swoim miejscu na wiele tygodni jeśli nie miesięcy, a wszystko w celu wywierania presji na opinię publiczną oskarżeniami o „nieludzkie traktowanie” (które jest przecież efektem działania władz białoruskich i to one ponoszą za sytuację migrantów pełną odpowiedzialność). Działania prowadzone przez stronę rosyjską za pośrednictwem białoruskich służb granicznych to dążenie do uderzenia w system wartości na jakich opiera się ustrój demokratycznych w Polsce i w całej UE.

Co w takiej sytuacji powinna robić Polska? Niezmiennie dążyć do maksymalnego umiędzynarodowienia trwającego konfliktu. Większe zaangażowania dyplomatyczne na poziomie Unii Europejskiej czy USA to zwielokrotniony nacisk na Mińsk i Moskwę. To samo dotyczy obecności na granicy polsko-białoruskiej większej liczby przedstawicieli innych państw: czy to w formule takiej jak realizowana w początkowej fazie obecnie – żołnierzy wojsk inżynieryjnych z Wielkiej Brytanii, czy też stałej obecności przedstawicieli Frontexu lub innych unijnych agencji. Każde takie działanie, czy to na polu dyplomatycznym czy obecności na granicy zmniejsza pole manewru strony białoruskiej. To samo dotyczy obecności mediów dziennikarzy: granica powinna dla nich dostępna, choć co warto podkreślić – powinno to dotyczyć stricte dziennikarzy, a nie osób zajmujących się (mniej lub bardziej fachowo, niezależnie od motywów) tworzeniem fake-newsów i dezinformacją.

Jak najszybszego rozwiązania – w związku ze zbliżającą się zimą – wymaga też kwestia migrantów, którzy znaleźli się w koczowiskach na terytorium Białorusi. Również tutaj niezbędne są naciski dyplomatyczne, zwłaszcza krajów z których pochodzą poszczególne osoby, na umożliwienie im powrotu do miejsc pochodzenia – jak wiadomo, białoruskie służby bezpieczeństwa jak na razie uniemożliwiają przebywającym tam migrantom opuszczenie strefy przygranicznej. Władze Iraku zadeklarowały możliwość ewakuacji swoich obywateli przez terytorium Federacji Rosyjskiej – takich działań powinno być jak najwięcej, bo tylko tą drogą można rozwiązać sytuację kryzysową z jaką mamy do czynienia.

Dr Dariusz Materniak – ekspert ds. bezpieczeństwa, redaktor naczelny Polsko-Ukraińskiego Portalu PolUkr.net

Źródło: Portal Polsko-Ukraiński PolUkr.net

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed